Niebo, piekło... Czym jest do cholery nicość?!
Biel, biel, biel... Wszędzie ta głupia biel! Dajcie trochę czarnego, błagam. Może jak pomyślę o czarnym, to będzie czarny? Nieee. Tak to chyba nie działa... Ja wiem, że za życia sporo sobie grzeszyłam, ale nie musicie katować mnie teraz tym jebanym kolorem!
Wpatrywała się teraz w jasną ścianę, która niczym nie różniła się od pozostałych. Puchowy dywan uginał się pod ciężarem jej ciała, a klepsydra w kąciku pokoju wciąż przesypywała piasekz jednej części, do drugiej. Żadnego krzesła, na którym mógłby ktoś usiąść, a samotność pierwszy raz zaczęła ją przytłaczać.
Czym w ogóle jestem? Utknęłam w jakimś czyśćcu, czy co? I dlaczego tak bardzo boję się odezwać?
Julie usiadła po turecku na dywanie, a następnie zamknęła oczy próbując skupić się na czymś innym.
Sherlock...
Obraz detektywa w jej głowie był taki ostry. Wyraźne kości policzkowe, które czuła pod palcami, kiedy dotykała jego polika. Te niebieskie oczy, które działały na nią niczym hipnoza. Dopełnieniem były jego ciemne loki, w które uwielbiała wplątywać swe palce.
Ideał...
Jego dotyk działał na nią niczym kubeł zimnej wody. Jej organizm doznawał szoku z nadmiaru podekscytowania, przez co dziewczyna czasem zapominała jak się oddycha. Pocałunki były czymś tak wyjątkowym, że panna Moriarty nie potrafiła opisać ich w swych myślach. Tyle emocji budzących się wewnątrz. Chciała wyzbyć się uczuć i to jej się po części udało zrobić, lecz bardziej ona zaczęła je po prostu ukrywać, gdyż nie potrafiła pozbyć się ich do końca. Przy dupku Holmesie, one powróciły ze zdwojoną siłą.
Arogancki, cyniczny, bezuczuciowy, irytujący, inteligenty Angol socjopata, który dzięki zagadkom świetnie się bawi.
- Sherlock żałuję, że nie mogłam Ci tego wyznać wcześniej. Chcę żebyś wiedział, że już pierwszego dnia w tym mieszkanku na Baker Street zacząłeś mnie intrygować. Teraz czuję do Ciebie znacznie więcej i to chyba potocznie nazywane jest...
Czarnowłosa mówiła do ściany wyobrażając sobie stojącego tam mężczyznę, lecz wtem ktoś pojawił się obok przerywając jej tenże frapujący monolog życiowy.
- Jestem Śmierć. Znaleźliśmy się tutaj, gdyż pożegnałaś się prawie z tamtym światem. Wiem, że może to być dla Ciebie szok, ale jakoś gówno mnie to interesuje. Musisz wybrać dokąd chcesz iść, bo nikt nie spodziewał się Twego zgonu, dlatego targ dusz się nie odbędzie. Niebo, czy piekło?
Postać pod czarną peleryną dzierżyła w dłoniach wielki młot co sprawiło, że Julie zwracała uwagę na ten przedmiot.
- Dlaczego nie masz kosy? - spytała zainteresowana.
- Stereotyp. Młot jest o wiele fajniejszy, kiedy trzeba wygnać kogoś do czyśćca.
- Dlaczego mam wybór? Niebo, czy piekło, ale nie rozumiem czemu mogę sama podjąć decyzję. Myślałam, że nie mam szans na bieganie wśród aniołków.
- Twoja śmierć była na tyle nieprzewidziana, że nawet ja nie wiedziałam. Ja nie lubię żyć w niewiedzy. Jesteś wyjątkowa, dlatego możesz sama dokonać wyboru.
Niewiasta wpatrywała się w klepsydrę, która przestała przesypywać piasek. Wiedziała, że musi szybko dokonać wyboru, lecz była pewna, iż żadne z tych miejsc nie będzie dla niej odpowiednie.
- Chcę wrócić do swojego ciała, żeby dalej chodzić po ziemi, która każdego dnia wygląda coraz gorzej, którą ludzie niszczą i starają się tego nie widzieć. Chcę dalej żyć.
Nie widziała twarzy zakapturzonej postaci, lecz była pewna, że ta się zdziwiła. Gdy minęła długa chwila, postanowiła się odezwać.
- Wrócisz, lecz pod jednym warunkiem. Gdy jeszcze raz zginiesz trafisz do nicości, gdzie znajdują się najgorsze ścierwa. Nie będziesz miała żadnego wyboru.
Jej głos brzmiał jak echo, lecz w pomieszczeniu takowego efektu nie było, bo głos kobiety brzmiał normalnie.
- Zgadzam się. - odparła bez zastanowienia.
Zmarszczyła brwi, kiedy postać w pelerynie uniosła młot do góry i walnęła nim w ten mięciutki dywan o beżowym zabarwieniu. Czarna dziura pojawiła się przed nimi, a dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, kiedy Śmierć złapała ją za rękę (JEJ DŁONI NIE BYŁO!) i wciągnęła ją do środka.
***
Sherlock kolejny dzień siedział w szpitalu, gdyż nie miał żadnej interesującej sprawy, a raczej chciał tu przebywać, żeby wiedzieć co dzieję się z Jane (nie mógł przyzwyczaić się do tego, że inaczej się nazywa). Jakoś przebolał jej kłamstwa, bo teraz mógł zbadać bez problemu, czy na pewno zginął Moriarty. Próbka krwi czarnowłosej została porównywana do czerwonej cieczy jej brata i gdy znaleźli wiązania w DNA, które potwierdziły, że są oni rodzeństwem - Holmes odetchnął z ulgą. Teraz każdy był w stu procentach pewny, że Moriarty wtedy na dachu przeżył, lecz teraz mu się to nie udało.
- Ile razy już się zatrzymała?
John właśnie stanął przy wejściu do sali dziewczyny i chciał po prostu wiedzieć, czy jeszcze ma jakieś szansę. Wciąż tkwiła w śpiączce i nikt nie wierzył, że uda jej się z tego wyjść, nikt oprócz Sherlocka.
- W ciągu tych 9 dni jej serce przestało bić 21 razy. Ona wciąż walczy. - detektyw odetchnął głęboko, a doktor dopiero teraz zauważył zmęczenie na jego twarzy.
- Jedź do domu i wyśpij się porządnie. -zalecił przyjacielowi, lecz ten machnął niedbale ręką.
- Zaraz wyjdzie pielęgniarka i pozwoli wejść mi do środka. - odparł i tak po kilku minutach się stało.
John nawet tego nie skomentował, tylko wzruszył ramionami i poszedł po kawę dla przyjaciela.
***
Czemu te cholerne powieki są takie ciężkie?! Słyszę coś... Ktoś otworzył drzwi i usiadł na krześle. No otwórz te oczy, dziewczyno! Dawaj, no! Ktoś dotknął mojej ręki! To Sherlock, tylko on tak dotyka. Ta niepewność, czy aby na pewno dobrze postępuje, delikatność i reakcja mojego ciała na sam jego cholerny dotyk. Postaraj się i pokaż mu, że żyjesz!
- Tęskniłeś? - wyszeptała ledwo słyszalnie, kiedy udało jej się zdjąć z twarzy maseczkę z tlenem drugą dłonią.
Wpierw mężczyzna miał opartą głowę o jej rękę, przez co nawet nie zauważył, że się obudziła, ale kiedy uniósł wzrok na jej twarz i ujrzał jej czarne tęczówki - odetchnął z ulgą. Chwycił do ręki maseczkę, nie dając jej możliwości założenia jej na twarz.
- Przysięgnij, że więcej czegoś takiego nie zrobisz.
Powiedział pewnie, a dziewczyna zaczęła się krztusić, gdyż nie mogła nabrać powietrza.
- Przysięgam. - wudukała, a on założył jej na nos przedmiot.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro