Nic nie będzie dobrze.
"Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc."
--------------------------------------------
Miłość to przede wszystkim cierpienie. Nie wiemy co wydarzy się w naszym życiu. Jedni są zdania, że to zwykła chemia. Reakcja na dotyk, zapach i spojrzenie innej osoby. To tylko nieliczni, odsetek ludzi. Inni sądzą, że TO uczucie jest delikatne i daję ludziom nadzieję, chęć do życia. Prawda jest inna...
TO uczucie zabija.
Robi to powoli
Bezlitośnie
I zawsze z jednakowym skutkiem.
-------------------------------------
Sherlock wraz z dwójką mężczyzn kierował się schodami do pomieszczenia, w którym niegdyś Jim poznał Sebastiana. Budynek z zewnątrz odpychał wyglądem, a w środku było jeszcze gorzej. Sama myśl o niezliczonej ilości pokoi i kratach w oknach wywoływała gęsią skórkę.
To pułapka..
Moriarty uchylił drzwi, które znajdowały się przed nimi. Weszli do środka, a ciszę przerwał śmiech. Śmiech szaleńczy, przerażający, ale i zarazem fascynujący.
- Już myślałem, że się nie spotkamy. - powiedział z uśmiechem Jim, który przybrał maskę obojętności pomieszanej z rozbawieniem.
Jak kiedyś..
- Przykre jest to, że musiałem wysadzić Twoją siostrzyczkę, żebyś się ze mną zobaczył. - Sebastian udał, że wyciera łzy, choć żadnej nie było widać.
- Przecież wszyscy wiemy, że ona żyje, Moran. Nie kłamiesz perfekcyjnie. - Moriarty oblizał wargę, po czym zaśmiał się szaleńczo.
Dawny Jim wrócił.
- Kiedyś pewien polityk - Joseph Goebbels rzekł "kłamstwo powtarzane wiele razy staję się prawdą". - usiadł na parapecie wpatrując się w przybyszy z uniesionymi kącikami ust - W ten sposób omamił naród Niemiecki i doprowadził do II wojny światowej, na której czele stał Adolf Hitler. Pan G. był podwładnym Fürera, i razem opanowali większość Europy. Wiecie co? Każdy wielki dowódca był psychiczny, pojebany. Stalin, Lenin, Hitler, nawet u Napoleona podejrzewa się, że cierpiał na jakieś zaburzenia.. - wyciągnął pistolet i zaczął się nim bawić - Co się dziwić? Wielka władza - poświęcenie swojej psychiki. A co jeśli już ktoś jest niespełna rozumu? Jeśli szaleństwo przeżarło go na wylot i pragnie więcej? - przejechał lufą po swoim policzku.
- Znamy historię, Moran. - prychnął Sherrinford - Nie musisz nam tego opowiadać, bo nie rozmawiasz z idiotami. Masz przed sobą geniusza komputerowego, doktora zła i detektywa-socjopatę. Nie mydl nam oczu i gadaj co z Julie. - mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie, a tamten zeskoczył na ziemię śmiejąc się głośno i wyraźnie.
- Kłamstwo powtarzane wiele razy staję się prawdą.. - powtórzył Sherlock, a Sebastian zaczął klaskać.
- Umiesz czytać między wersami. - przeczesał włosy palcami.
- Czego od nas chcesz? - głos całkowicie zabrał starszy Holmes.
Przestępca nie spodziewał się takiego opanowania z jego strony. Chciał by wszyscy cierpieli, a on ich tylko nakręcił. Wyjął z kieszeni karteczkę i rzucił ją na podłogę.
- Powodzenia. - rzucił na odchodne.
Sherrinford chwycił skrawek papieru, by odczytać co było tam zapisane.
"Znów spotkania nadszedł czas
Ona znowu wpada w trans
I już nie wybudzi się
O to już zadbałem
Rymy nie wychodzą mi
Lecz cóż z tego skoro poetą nie jestem
Czas ucieka
Dwie godziny, spieszcie się.
Zegar tykać nie zaczął
Więc bać możecie się
Bo Śmierć blisko jest
A wy w jej szponach siedzicie
tak lekko
Nieświadomi
Bezradni
Zaciekawieni."
- To nie ma kompletnego sensu. - wyszeptał młodszy Holmes, a detektyw pogonił ich ruchem dłoni.
- Trzeba się stąd wydostać. - krzyknął będąc już obok drzwi.
Wszyscy trzej wybiegli na zewnątrz, a budynek, w którym przed chwilą byli, stanął w płomieniach. Sherlock wyrwał kartkę bratu i patykiem zaczął pisać coś na ścieżce przed sobą.
- P, S, O, T, I, A, H, I, L, E, N, G, T, W, E, L, I, N, H, T, L, O, N. - wyszeptał Jim.
- Trzeba ułożyć z tego coś sensownego. Jakieś miejsce, ulicę, cokolwiek. - wymamrotał patrząc się w swoje dzieło.
- Hospital.. - burknął brat Holmesa skreślając odpowiednie litery.
- Wellington. - dodał Sherlock.
- The Wellington Hospital! - krzyknęła cała trójka, biegnąc w stronę najbliższej drogi, by złapać taksówkę.
***
- Już wiem, dlaczego ta zagadka była taka prosta. - powiedział socjopata, patrząc się w wielki budynek przed nimi.
- Gdzie mógł ją ukryć? - spytał jakby sam siebie, a później się za to skarcił.
- Kostnica. - Sherrin przejął inicjatywę i zaczął pędzić w stronę wejścia do szpitala - 15 minut! Szybciej!
***
- Dlaczego?
- Wolę bawić się ze wszystkimi.
- I tylko dlatego chcesz by połączyli siły?
- Będę miał większą satysfakcję, gdy pokonam WSZYSTKICH za jednym zamachem.
***
Wbiegli do sterylnego pokoju olewając pracującego tam mężczyznę, który trzymając skalpel pochylał się nad jakimś ciałem. Nie zdążył naciąć, kiedy mu przerwano.
- Co wy tu robicie?!
Nikt nie odpowiedział.
- Szuflady!
Zaczęli przeszukiwać każdą z osobna, lecz nikogo nie znaleźli. Dokładniej; nie znaleźli JEJ.
- Czas minął 10 minut temu. - Moriarty przetarł twarz dłonią.
- 10 minut temu przeszkodziliście mi w sekcji, barany! - krzyknął oburzony patolog ponownie chwytając skalpel.
- Stój! - wrzasnął Sherlock podchodząc do niego szybko.
To. ONA.
- Julie.. - pogładził ją po policzku, po czym zbadał szybko wzrokiem - Przynieś.. Wiesz co. - odezwał się do brata.
------------------------------
Co myślicie na temat maratonu? 😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro