Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nic nie będzie dobrze.

"Czy wszys­tko po­zos­ta­nie tak sa­mo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki od­wykną od do­tyku moich rąk, czy suknie za­pomną o za­pachu mo­jego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dzi­wić się mo­jej śmier­ci – za­pomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pog­rze­bią nas w pamięci równie szyb­ko, jak pog­rze­bią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszys­tkie nasze prag­nienia odejdą ra­zem z na­mi i nie zos­ta­nie po nich na­wet pus­te miej­sce. Na ziemi nie ma pus­tych miej­sc."

--------------------------------------------

Miłość to przede wszystkim cierpienie. Nie wiemy co wydarzy się w naszym życiu. Jedni są zdania, że to zwykła chemia. Reakcja na dotyk, zapach i spojrzenie innej osoby. To tylko nieliczni, odsetek ludzi. Inni sądzą, że TO uczucie jest delikatne i daję ludziom nadzieję, chęć do życia. Prawda jest inna...

TO uczucie zabija.

Robi to powoli

Bezlitośnie

I zawsze z jednakowym skutkiem.

-------------------------------------

Sherlock wraz z dwójką mężczyzn kierował się schodami do pomieszczenia, w którym niegdyś Jim poznał Sebastiana. Budynek z zewnątrz odpychał wyglądem, a w środku było jeszcze gorzej. Sama myśl o niezliczonej ilości pokoi i kratach w oknach wywoływała gęsią skórkę.

To pułapka..

Moriarty uchylił drzwi, które znajdowały się przed nimi. Weszli do środka, a ciszę przerwał śmiech. Śmiech szaleńczy, przerażający, ale i zarazem fascynujący.

- Już myślałem, że się nie spotkamy. - powiedział z uśmiechem Jim, który przybrał maskę obojętności pomieszanej z rozbawieniem.

Jak kiedyś..

- Przykre jest to, że musiałem wysadzić Twoją siostrzyczkę, żebyś się ze mną zobaczył. - Sebastian udał, że wyciera łzy, choć żadnej nie było widać.

- Przecież wszyscy wiemy, że ona żyje, Moran. Nie kłamiesz perfekcyjnie. - Moriarty oblizał wargę, po czym zaśmiał się szaleńczo.

Dawny Jim wrócił.

- Kiedyś pewien polityk - Joseph Goebbels rzekł "kłamstwo powtarzane wiele razy staję się prawdą". - usiadł na parapecie wpatrując się w przybyszy z uniesionymi kącikami ust - W ten sposób omamił naród Niemiecki i doprowadził do II wojny światowej, na której czele stał Adolf Hitler. Pan G. był podwładnym Fürera, i razem opanowali większość Europy. Wiecie co? Każdy wielki dowódca był psychiczny, pojebany. Stalin, Lenin, Hitler, nawet u Napoleona podejrzewa się, że cierpiał na jakieś zaburzenia.. - wyciągnął pistolet i zaczął się nim bawić - Co się dziwić? Wielka władza - poświęcenie swojej psychiki. A co jeśli już ktoś jest niespełna rozumu? Jeśli szaleństwo przeżarło go na wylot i pragnie więcej? - przejechał lufą po swoim policzku.

- Znamy historię, Moran. - prychnął Sherrinford - Nie musisz nam tego opowiadać, bo nie rozmawiasz z idiotami. Masz przed sobą geniusza komputerowego, doktora zła i detektywa-socjopatę. Nie mydl nam oczu i gadaj co z Julie. - mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie, a tamten zeskoczył na ziemię śmiejąc się głośno i wyraźnie.

- Kłamstwo powtarzane wiele razy staję się prawdą.. - powtórzył Sherlock, a Sebastian zaczął klaskać.

- Umiesz czytać między wersami. - przeczesał włosy palcami.

- Czego od nas chcesz? - głos całkowicie zabrał starszy Holmes.

Przestępca nie spodziewał się takiego opanowania z jego strony. Chciał by wszyscy cierpieli, a on ich tylko nakręcił. Wyjął z kieszeni karteczkę i rzucił ją na podłogę.

- Powodzenia. - rzucił na odchodne.

Sherrinford chwycił skrawek papieru, by odczytać co było tam zapisane.

"Znów spotkania nadszedł czas
Ona znowu wpada w trans
I już nie wybudzi się
O to już zadbałem

Rymy nie wychodzą mi
Lecz cóż z tego skoro poetą nie jestem
Czas ucieka
Dwie godziny, spieszcie się.

Zegar tykać nie zaczął
Więc bać możecie się
Bo Śmierć blisko jest
A wy w jej szponach siedzicie
tak lekko
Nieświadomi
Bezradni
Zaciekawieni."

- To nie ma kompletnego sensu. - wyszeptał młodszy Holmes, a detektyw pogonił ich ruchem dłoni.

- Trzeba się stąd wydostać. - krzyknął będąc już obok drzwi.

Wszyscy trzej wybiegli na zewnątrz, a budynek, w którym przed chwilą byli, stanął w płomieniach. Sherlock wyrwał kartkę bratu i patykiem zaczął pisać coś na ścieżce przed sobą.

- P, S, O, T, I, A, H, I, L, E, N, G, T, W, E, L, I, N, H, T, L, O, N. - wyszeptał Jim.

- Trzeba ułożyć z tego coś sensownego. Jakieś miejsce, ulicę, cokolwiek. - wymamrotał patrząc się w swoje dzieło.

- Hospital.. - burknął brat Holmesa skreślając odpowiednie litery.

- Wellington. - dodał Sherlock.

- The Wellington Hospital! - krzyknęła cała trójka, biegnąc w stronę najbliższej drogi, by złapać taksówkę.

***

- Już wiem, dlaczego ta zagadka była taka prosta. - powiedział socjopata, patrząc się w wielki budynek przed nimi.

- Gdzie mógł ją ukryć? - spytał jakby sam siebie, a później się za to skarcił.

- Kostnica. - Sherrin przejął inicjatywę i zaczął pędzić w stronę wejścia do szpitala - 15 minut! Szybciej!

***

- Dlaczego?

- Wolę bawić się ze wszystkimi.

- I tylko dlatego chcesz by połączyli siły?

- Będę miał większą satysfakcję, gdy pokonam WSZYSTKICH za jednym zamachem.

***

Wbiegli do sterylnego pokoju olewając pracującego tam mężczyznę, który trzymając skalpel pochylał się nad jakimś ciałem. Nie zdążył naciąć, kiedy mu przerwano.

- Co wy tu robicie?!

Nikt nie odpowiedział.

- Szuflady!

Zaczęli przeszukiwać każdą z osobna, lecz nikogo nie znaleźli. Dokładniej; nie znaleźli JEJ.

- Czas minął 10 minut temu. - Moriarty przetarł twarz dłonią.

- 10 minut temu przeszkodziliście mi w sekcji, barany! - krzyknął oburzony patolog ponownie chwytając skalpel.

- Stój! - wrzasnął Sherlock podchodząc do niego szybko.

To. ONA.

- Julie..  - pogładził ją po policzku, po czym zbadał szybko wzrokiem - Przynieś.. Wiesz co. - odezwał się do brata.

------------------------------

Co myślicie na temat maratonu? 😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro