Morderczyni.
Gdy Sherlock wszedł do salonu usłyszał głośną muzykę, która niezbyt wpadła mu w ucho. Patrzył się na Jane, która leżąc na kanapie wymachiwała nogami i śpiewała wraz z wokalistką.
- I'm fucked up, I'm black and blue
I'm built for it, all the abuse
I got secrets, that nobody, nobody, nobody knows
I'm good on, that pussy shit
I don't want, what I can get
I want someone, with secrets
That nobody, nobody, nobody knows... - darła się nie zwracając uwagi na detektywa stojącego w drzwiach.
Bez oporu podszedł do jej telefonu, wyłączając piosenkę.
- Ej! Jak już wróciłeś, to pójdź do swojej mamusi i powiedz jej, że nie jestem w ciąży. - parsknęła, a następnie spojrzała się na niego wyczekująco.
- Potrzebujesz gangstera? - spytał z lekko uniesionymi kącikami ust, kompletnie ignorując jej słowa - Kto w ogóle słucha takiej muzyki?
- Nie ograniczam się do jednego rodzaju. - rzekła stając przed mężczyzną.
- Dlaczego słuchałaś jej tak głośno? Sąsiedzi będą narzekać..
- Sherlock, przecież wiemy, że masz gdzieś zdanie swoich sąsiadów. Twoja matka za wszelką cenę chciała mi wmówić, że oczekujemy dziecka, a jak zaczęłam zaprzeczać to powiedziała, że pociech nie powinno się wypierać, i że jak je oddamy to będziemy mieli z nią doczynienia. Potem zaczęła pieprzyć, że Sherlock junior byłby taaaaaki słodki... - dziewczyna zawzięcie gestykulował, a Holmes patrzył się na nią jak na wariatkę - Więc kiedy nie mogłam się nawet dostać do Pałacu Pamięci, po prostu włączyłam muzykę, a ona uznała, że to nie dla niej i sobie poszła. - Mills złapała go za nadgarski, wciąż patrząc się w jego niebieskie tęczówki - Błagam, nie zostawiaj mnie z nimi więcej. Następnym razem od razu wyskoczę przez okno.
Współlokator przez chwilę bił się z myślami, gdyż sam jej dotyk strasznie go rozpraszał. Skinął głową, a ona uradowana rzuciła mu się na szyję.
- Ty naprawdę zamierzasz spać na fotelu? - spytał, a ona wzruszyła ramionami.
Nie uważała, że to zły pomysł, bo i tak nie spałaby długo. Kiedy patrzyła się tak w oczy mężczyzny, zaczęła czuć się jak nastolatka. Ostatnim razem takie cholerne uczucia towarzyszyły jej, gdy jeszcze żył Tayler. Odruchowo ułożyła dłoń na policzku detektywa, a ten pochylił się w stronę jej twarzy. On sam nie wiedział co się z nim dzieję, ale teraz nie zamierzał wypierać się tego, że dziewczyna jest dla niego wyjątkowa.
- Może chcesz spać dzisiaj w moim pokoju?
Sherlock nie miał zamiaru cofać swych słów, choć wiedział, że zabrzmiały one inaczej niż tego chciał. Jane jednak się tym nie przejęła i powoli zaczęła zdejmować z siebie bluzę.
- A pan Holmes zechce mi może towarzyszyć? - przygryzła prowokująco dolną wargę.
Uśmiech na jego twarzy wystarczył, aby ona mogła uznać to za potwierdzenie.
- Co powiesz na małą zabawę? - przeniosła dłonie na jego tors, a on zaczął spoglądać w jakiś punkt za nią - Może nie obudzimy Twoich rodziców. - powiedziała rozbawiona.
- Z tego co wiem to wciąż jesteś...
Nie dokończył, ale dziewczyna przybliżyła usta do jego ucha. Chwilę czekała na reakcję chłopaka, a kiedy utwierdziła się w przekonaniu, że nie skończy zaczętego wcześniej zdania postanowiła się odezwać:
- Może czas to zmienić, hm? Nie utrudniaj wszystkiego i nie mów, że tego nie chcesz.
Miał wciąż ten sam obojętny wyraz twarzy, choć Julie wiedziała, że emocje tylko czekają na odpowiedni moment, aby ujrzeć wreszcie światło dzienne.
- Wątpię, że chcesz to zrobić właśnie ze mną. - odparł, odsuwając ją od siebie.
Jego komórka zaczęła wibrować, a gdy zobaczył na wyświetlaczu nazwisko inspektora rzucił ją gdzieś w stronę kanapy.
- Nie potrafisz czytać mi w myślach i nie wiesz czego chcę, więc przestań wreszcie niepotrzebnie gadać.
Czarnowłosa ponownie znalazła się na tyle blisko, że bezproblemowo wpiła się w usta Holmes'a. Starał się opierać, lecz po chwili przestał, kiedy ta zdołała zaciągnąć go do jego sypialni. Pocałunki odwzajemniał odruchowo, bo były mu potrzebne teraz do życia tak samo jak tlen. Jego ręce szybko poradziły sobie z jej koszulką, a ona tak samo szybko pozbawiła go koszuli i marynarki. Nim się zorientowali już leżeli na łóżku. Ona w samej bieliźnie, a on w samych spodniach.
Kiedy skierował swe pocałunki na jej szyję i powoli zaczął schodzić w dół, do pokoju wparował Lestrade bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Sherlock oderwał się szybko od niewiasty i zakrył ją kocykiem, który leżał najbliżej.
- Czy wiesz o tym, że powinieneś zapukać?! - warknął detektyw w stronę odwróconego Greg'a.
W drzwiach znalazł się też nie kto inny jak sam Anderson, a obok niego Donovan, którzy nic sobie nie robili z tego, w jakiej sytuacji zastali tą dwójkę.
Czego oni tutaj szukają?!
Obrzucił ich tylko jednym spojrzeniem, po czym przeniósł je na siedzącą obok Jane.
- Widzę, że sprowadziłeś największych kretynów ze Scotland Yardu. Uprzedzam, że nie znajdziecie tutaj żadnych narkotyków. Jestem czysty. -wysyczał, lecz Anderson wszedł do JEGO pokoju co wkurzyło go jeszcze bardziej.
- Nie przyszliśmy do Ciebie, tylko do niej. - idiota wskazał palcem skuloną dziewczynę, a następnie podszedł do niej (i nim zdążyła zrobić cokolwiek) na jej nadgarstkach były kajdanki - Jest pani aresztowana pod zarzutem zamordowania pięciu osób w pobliskiej kawiarni.
Jane wybuchnęła śmiechem mówiąc tylko "dobry żart", a Sherlock pokręcił głową podchodząc do Andersona, aby uwolnić Mills, lecz ręce inspektora mu w tym przeszkodziły.
- Puść mnie, Garry! To pomyłka i Ty dobrze o tym wiesz, ale znowu wolisz wierzyć swoim niedorozwiniętym umysłowo, podwładnym.
- Mamy dowody, psycholu. - rzekła Sally kierując się do salonu, a za nią wszyscy (w tym zakuta Jane z Andersonem)
- Po pierwsze - jestem niewinna, a po drugie - radzę Ci mnie rozkuć, albo skończysz marnie. - tęczówki Julie zdradzały jak mocno ją zdenerwowali.
- Pusta laska nie będzie mi grozić.
Sherlock miał ochotę udusić go własnymi rękoma, lecz nim się obejrzał jego współlokatorka wykręciła mu rękę i (zanim podbiegła do nich pani sierżant) uderzyła jego twarzą o ścianę, a w pomieszczeniu można było usłyszeć dźwięk (prawdopodobnie) łamanego nosa. Tym razem to Donovan postanowiła trzymać rzekomą morderczynię, którą wyciągnęliby z mieszkania w samej bieliźnie, gdyby nie interwencja detektywa, który założył na nią swoją koszulę.
- Wyciągnę Cię z tego. - szepnął jej do ucha, po czym odszedł szukając swojego telefonu.
- Radzę Ci się pospieszyć, bo Ci idioci wsadzą mnie za coś, czego nie zrobiłam. - drzwi się zamknęły, a mężczyzna przyłożył do ucha smartfona jednocześnie wkładając na nogi buty.
- Sherlock, czy Ty wiesz która jest godzina? - usłyszał głos po drugiej stronie.
- Musisz mi pomóc, Mycroft. Chcą wrobić Jane w morderstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro