Miłości nie zrozumiesz (jeśli nazywasz się Sherlock Holmes).
- Nie odzywa się do mnie od rana.
Sherlock przeniósł wzrok na przyjaciela, który popijał właśnie herbatę. Ten tylko pokręcił głową, gdyż nie rozumiał jaka może być tego przyczyna.
- Mówiła coś, kiedy byłem w Pałacu Pamięci i teraz się obraża. - Holmes prychnął, po czym przeniósł spojrzenie na kobiety, które siedziały w kuchni.
***
- Ale on jest słodki! - zaszczebiotała radośnie Julie, która nie ukrywała, że uwielbia dzieci, a te małe najbardziej.
- Jeśli chcesz to możesz go ponosić, bo mi już ręce odpadają. - wyszeptała, a czarnowłosa z chęcią wyciagnęła ręce po zaledwie dwutygodniowego brzdąca.
- Jakiś Ty śliczny... i cudny... i maleńki. -mówiła co i rusz kołysząc niemowlę, a to wpatrywało się w nią tymi swoimi niebieskimi oczkami.
Dziewczyna przeszła do salonu, specjalnie stając niedaleko detektywa, który stwierdził, że dzieci samą swoją obecnością go irytują.
- Kochasz mnie, prawda Sherly... - cmoknęła maleństwo w policzek, a John przyglądał się jej z uśmiechem.
- Jak tam Twoja rana? Nie powinnaś go dźwigać. - Watson był całkowicie poważny, a Sherlock wywrócił oczami.
- Zanim się tu pojawiliście połknęła chyba z kilka opakowań środków przeciwbólowych. Nie dziwię się, że jest taka wesoła. - burknął, a Julie najchętniej zamordowałaby go wzrokiem.
- Malutki Watsonie wiedz, że Twój wujek Sherlock jest strasznie gburowatym lamusem, który nie umie się zabawić i przyznawać do uczuć. - pokazała mężczyźnie język, a ten wstał i podszedł do kobiety zajmującej się dzieckiem.
- Wiedz mój mały imienniku, że Twoja ciotka jest najbardziej wkurzającą i irytującą dziewczyną, która obraża się o byle co.
Holmes uśmiechnął się szeroko, a Julie zrobiła się niemalże purpurowa ze złości. Oddała dziecko Mary, która zjawiła się obok, a następnie dotknęła palcem torsu współlokatora.
- Ja obrażam się o byle co, hm? Wywołałeś tym zdaniem trzecią wojnę światową, idioto! Ja opowiadam Ci tu całe życie, a potem wyznaję głupie uczucia, a Ty uważasz, że obrażam się o gówno?! Było mnie chociaż raz posłuchać! - walnęła go pięścią - Pierdol się.
Odwróciła się na pięcie w stronę drzwi, przez które po chwili wyszła. John i Mary wymienili pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia, a Holmes jak stał, tak stał jeszcze kilka sekund. Wzruszył ramionami, a następnie zapadł się w swym fotelu.
- Idź za nią. - polecił doktor.
- Nie będę za nikim chodzić. Zmarźnie to wróci. - rzekł wskazując palcem płaszcz współlokatorki.
- My już sobie pójdziemy. - podsumowała pani Watson ubierając synka, a w jej ślady poszedł doktor, który założył buty i kurtkę.
- Do zobaczenia, Sherlocku. - westchnął schodząc na dół, tuż za małżonką.
***
Po co ja chciałam wracać? Dla tego sukinsyna liczą się tylko sprawy. Niech Cię ktoś tak porządnie walnie w tą śliczną gębę, żebym potrafiła odciągnąć od niej swój wzrok. Dlaczego zakochałam się w takim padalcu?! To totalna ameba, kiedy przychodzi mówić o uczuciach.
Czarnowłosa szła coraz szybciej nie patrząc nawet na drogę, przez co prawie potrącił ją samochód, gdyż przeszła przez ulicę na czerwonym świetle. Chciała się ulotnić jak najdalej, jak najszybciej i dość szybko wybawienie się zjawiło.
- Nie powinnaś już przypadkiem być w domu? - spytał znajomy głos, a ona mimowolnie uśmiechnęła się przenosząc wzrok na samochód, który zatrzymał się obok.
- Hm. Dzisiaj chyba skorzystam z gościnności bezdomnych. - odparła idąc dalej, lecz jej rozmówca nie odpuścił.
- Zaprosiłem Cię kiedyś na kolację - odmówiłaś, więc teraz zapraszam Cię do siebie. Jadę na konferencje, dlatego dom będzie stał pusty, a Ty potrzebujesz chwilowego lokum.
Drzwi od samochodu się otworzyły, a ona niewiele myśląc wsiadła do środka.
- Mój brat dziwnie okazuje swoje uczucia, ale jestem pewny, że mu na Tobie zależy. - rzekł po chwili namysłu.
Czy mi się wydaję, czy w tym zdaniu była nutka zazdrości?
- Dzięki Mycroft, bo szczerze to już trochę zmarzłam i nawet nie wzięłam pieniędzy na proszki.
***
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty i nic! Jak ona może lekceważyć telefony ode mnie?! Rozumiem, że się gniewa, ale bez przesady. Przecież nic nie zrobiłem, bo to co powiedziałem było prawdą.
- Jest druga w nocy. - jęknął Watson do słuchawki, a Sherlock skrzywił się lekko.
- Nie wróciła.
- Albo ktoś ją porwał, albo nocuje u znajomej, albo znalazła sobie nowy dom i już nie wróci na Baker Street. - skwitował John i rozłączył się z zamiarem pójścia na zasłużony odpoczynek.
- To porwanie. - skomentował detektyw biorąc do ręki skrzypce, na których zaczął grać.
Przy niej CZUJESZ, Sherlocku. Nie potrafisz skupić się na myśleniu, dlatego traktujesz ją tak oschle. Pożądanie budzi w Tobie tylko ona. Chcesz ją stracić? Tak po prostu dasz jej odejść?
***
Będąc już w sypialni w willi starszego Holmes'a, postanowiła wziąć szybki prysznic. Swoją drogą posiadłość Mycrofta była bardzo okazała i sama nie mogła uwierzyć, że przywiózł ją tutaj. Służba wciąż plątała jej się pod nogami wypytując, czy czegoś potrzebuję. Jasny przedpokój sprawiał, że goście z pewnością byli oczarowani. Salon z dużym kominkiem wywołał na twarzy dziewczyny szeroki uśmiech. Gdyby nie miłość do tego młodszego, to pewnie byłaby z tym starszym Holmesem. Wszystko miała na zawołanie i nawet służąca załatwiła jej koszulę Mycroft'a, która miała jej posłużyć jako piżama. Na kolację porcja leków i do tego omlet z dżemem. Niewiasta była w siódmym niebie, więc kiedy się kładła nawet nie zauważyła, że telefon świeci.
Wstała po 12, więc wyszła z pokoju przed 13, bo mycie i ubieranie trochę trwa. Przechodząc do salonu odblokowała telefon i dostała szoku.
Chyba mam zwidy...
140 nieodebranych połączeń od Sherlocka i 15 wiadomości wyglądających tak samo.
Gdzie jesteś? SH.
- Martw się dupku. Muszę zjeść śniadanie zanim wrócę, a to mi trochę zajmie.
***
Około godziny 17 Julie stanęła przed drzwiami do mieszkania. Radiowozy, które stały na całej ulicy sprawiły, że zaczęła się martwić o współlokatora. Pokonała schody, a kiedy weszła do salonu - nikt nawet na nią nie spojrzał.
- Ale jak mogła zaginąć?
- Zamknij się Anderson, bo mój mózg nie chcę pracować, kiedy słyszy Twoje idiotyczne wypowiedzi. - powiedział Holmes, który próbował zgadnąć hasło do laptopa.
Chwila... TO MÓJ LAPTOP!
- Radzę zdjąć łapy z klawiatury, albo rozjebie Ci łeb o ścianę. - podeszła do niego wyrywając mu urządzenie spod rąk - Co ta za impreza, hm? Zaginięcie, morderstwo, gwałt, porwanie? Anderson nawet się nie odzywaj. Załatwiłam Ci przeniesienie do wioski za Londynem. - skwitowała unosząc kąciki ust do góry - A teraz wynocha, bo Harry Potter będzie leciał w telewizji!
----------------
Teraz została tylko eliminacja Donovan... X'DDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro