Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłości nie zrozumiesz (jeśli nazywasz się Sherlock Holmes).

- Nie odzywa się do mnie od rana.

Sherlock przeniósł wzrok na przyjaciela, który popijał właśnie herbatę. Ten tylko pokręcił głową, gdyż nie rozumiał jaka może być tego przyczyna.

- Mówiła coś, kiedy byłem w Pałacu Pamięci i teraz się obraża. - Holmes prychnął, po czym przeniósł spojrzenie na kobiety, które siedziały w kuchni.

***

- Ale on jest słodki! - zaszczebiotała radośnie Julie, która nie ukrywała, że uwielbia dzieci, a te małe najbardziej.

- Jeśli chcesz to możesz go ponosić, bo mi już ręce odpadają. - wyszeptała, a czarnowłosa z chęcią wyciagnęła ręce po zaledwie dwutygodniowego brzdąca.

- Jakiś Ty śliczny... i cudny... i maleńki. -mówiła co i rusz kołysząc niemowlę, a to wpatrywało się w nią tymi swoimi niebieskimi oczkami.

Dziewczyna przeszła do salonu, specjalnie stając niedaleko detektywa, który stwierdził, że dzieci samą swoją obecnością go irytują.

- Kochasz mnie, prawda Sherly... - cmoknęła maleństwo w policzek, a John przyglądał się jej z uśmiechem.

- Jak tam Twoja rana? Nie powinnaś go  dźwigać. - Watson był całkowicie poważny, a Sherlock wywrócił oczami.

- Zanim się tu pojawiliście połknęła chyba z kilka opakowań środków przeciwbólowych. Nie dziwię się, że jest taka wesoła. - burknął, a Julie najchętniej zamordowałaby go wzrokiem.

- Malutki Watsonie wiedz, że Twój wujek Sherlock jest strasznie gburowatym lamusem, który nie umie się zabawić i przyznawać do uczuć. - pokazała mężczyźnie język, a ten wstał i podszedł do kobiety zajmującej się dzieckiem.

- Wiedz mój mały imienniku, że Twoja ciotka jest najbardziej wkurzającą i irytującą dziewczyną, która obraża się o byle co.

Holmes uśmiechnął się szeroko, a Julie zrobiła się niemalże purpurowa ze złości. Oddała dziecko Mary, która zjawiła się obok, a następnie dotknęła palcem torsu współlokatora.

- Ja obrażam się o byle co, hm? Wywołałeś tym zdaniem trzecią wojnę światową, idioto! Ja opowiadam Ci tu całe życie, a potem wyznaję głupie uczucia, a Ty uważasz, że obrażam się o gówno?! Było mnie chociaż raz posłuchać! - walnęła go pięścią - Pierdol się.

Odwróciła się na pięcie w stronę drzwi, przez które po chwili wyszła. John i Mary wymienili pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia, a Holmes jak stał, tak stał jeszcze kilka sekund. Wzruszył ramionami, a następnie zapadł się w swym fotelu.

- Idź za nią. - polecił doktor.

- Nie będę za nikim chodzić. Zmarźnie to wróci. - rzekł wskazując palcem płaszcz współlokatorki.

- My już sobie pójdziemy. - podsumowała pani Watson ubierając synka, a w jej ślady poszedł doktor, który założył buty i kurtkę.

- Do zobaczenia, Sherlocku. - westchnął schodząc na dół, tuż za małżonką.

***

Po co ja chciałam wracać? Dla tego sukinsyna liczą się tylko sprawy. Niech Cię ktoś tak porządnie walnie w tą śliczną gębę, żebym potrafiła odciągnąć od niej swój wzrok. Dlaczego zakochałam się w takim padalcu?! To totalna ameba, kiedy przychodzi mówić o uczuciach.

Czarnowłosa szła coraz szybciej nie patrząc nawet na drogę, przez co prawie potrącił ją samochód, gdyż przeszła przez ulicę na czerwonym świetle. Chciała się ulotnić jak najdalej, jak najszybciej i dość szybko wybawienie się zjawiło.

- Nie powinnaś już przypadkiem być w domu? - spytał znajomy głos, a ona mimowolnie uśmiechnęła się przenosząc wzrok na samochód, który zatrzymał się obok.

- Hm. Dzisiaj chyba skorzystam z gościnności bezdomnych. - odparła idąc dalej, lecz jej rozmówca nie odpuścił.

- Zaprosiłem Cię kiedyś na kolację - odmówiłaś, więc teraz zapraszam Cię do siebie. Jadę na konferencje, dlatego dom będzie stał pusty, a Ty potrzebujesz chwilowego lokum.

Drzwi od samochodu się otworzyły, a ona niewiele myśląc wsiadła do środka.

- Mój brat dziwnie okazuje swoje uczucia, ale jestem pewny, że mu na Tobie zależy. - rzekł po chwili namysłu.

Czy mi się wydaję, czy w tym zdaniu była nutka zazdrości?

- Dzięki Mycroft, bo szczerze to już trochę zmarzłam i nawet nie wzięłam pieniędzy na proszki.

***

Jeden  sygnał, drugi, trzeci, czwarty i nic! Jak ona może lekceważyć telefony ode mnie?! Rozumiem, że się gniewa, ale bez przesady. Przecież nic nie zrobiłem, bo to co powiedziałem było prawdą.

- Jest druga w nocy. - jęknął Watson do słuchawki, a Sherlock skrzywił się lekko.

- Nie wróciła.

- Albo ktoś ją porwał, albo nocuje u znajomej, albo znalazła sobie nowy dom i już nie wróci na Baker Street. - skwitował John i rozłączył się z zamiarem pójścia na zasłużony odpoczynek.

- To porwanie. - skomentował detektyw biorąc do ręki skrzypce, na których zaczął grać.

Przy niej CZUJESZ, Sherlocku. Nie potrafisz skupić się na myśleniu, dlatego traktujesz ją tak oschle. Pożądanie budzi w Tobie tylko ona. Chcesz ją stracić? Tak po prostu dasz jej odejść?

***

Będąc już w sypialni w willi starszego Holmes'a, postanowiła wziąć szybki prysznic. Swoją drogą posiadłość Mycrofta była bardzo okazała i sama nie mogła uwierzyć, że przywiózł ją tutaj. Służba wciąż plątała jej się pod nogami wypytując, czy czegoś potrzebuję. Jasny przedpokój sprawiał, że goście z pewnością byli oczarowani. Salon z dużym kominkiem wywołał na twarzy dziewczyny szeroki uśmiech. Gdyby nie miłość do tego młodszego, to pewnie byłaby z tym starszym Holmesem. Wszystko miała na zawołanie i nawet służąca załatwiła jej koszulę Mycroft'a, która miała jej posłużyć jako piżama. Na kolację porcja leków i do tego omlet z dżemem. Niewiasta była w siódmym niebie, więc kiedy się kładła nawet nie zauważyła, że telefon świeci.

Wstała po 12, więc wyszła z pokoju przed 13, bo mycie i ubieranie trochę trwa. Przechodząc do salonu odblokowała telefon i dostała szoku.

Chyba mam zwidy...

140 nieodebranych połączeń od Sherlocka i 15 wiadomości wyglądających tak samo.

Gdzie jesteś? SH.

- Martw się dupku. Muszę zjeść śniadanie zanim wrócę, a to mi trochę zajmie.

***

Około godziny 17 Julie stanęła przed drzwiami do mieszkania. Radiowozy, które stały na całej ulicy sprawiły, że zaczęła się martwić o współlokatora. Pokonała schody, a kiedy weszła do salonu - nikt nawet na nią nie spojrzał.

- Ale jak mogła zaginąć?

- Zamknij się Anderson, bo mój mózg nie chcę pracować, kiedy słyszy Twoje idiotyczne wypowiedzi. - powiedział Holmes, który próbował zgadnąć hasło do laptopa.

Chwila... TO MÓJ LAPTOP!

- Radzę zdjąć łapy z klawiatury, albo rozjebie Ci łeb o ścianę. - podeszła do niego wyrywając mu urządzenie spod rąk - Co ta za impreza, hm? Zaginięcie, morderstwo, gwałt, porwanie? Anderson nawet się nie odzywaj. Załatwiłam Ci przeniesienie do wioski za Londynem. - skwitowała unosząc kąciki ust do góry - A teraz wynocha, bo Harry Potter będzie leciał w telewizji!

----------------

Teraz została tylko eliminacja Donovan... X'DDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro