Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak wybaczyć?

- Sherlock, odezwij się! - krzyknęła zrozpaczona dziewczyna, która na twarzy ukochanego widziała tylko i wyłącznie obojętność.

- Jak mogłaś?! Przecież on z zimną krwią zabije każdego człowieka, który mu w czymś zawadzi, a Ty tak po prostu pozwoliłaś mu żyć?! - złapał ją mocno za ramiona i potrząsnął - Równie dobrze to on mógł Ci wysłać ten cholerny list!

Julie pierwszy raz w życiu widziała go w takim stanie. Sherrinford jak to Sherrinford - rozsiadł się wygodniej na kanapie oglądając parę jakby był w jakimś teatrze.

- Wiem jaki jest Jim! Może zabijać, kraść, ale nigdy by mnie nie skrzywdził. - jej głos zaczął się lekko łamać, lecz wyraz twarzy wciąż był stanowczy - Wiem, że źle postąpiłam, ale to w końcu mój brat no i byłam mu winna przysługę. - westchnęła cicho odsuwając się od Holmes'a, po czym usiadła na fotelu, a Bethoven wskoczył jej na kolana.

Detektyw był oszołomiony, bo jego największy wróg znów wprowadził go w błąd, znowu udało mu się przeżyć. Mężczyzna opadł na swój ulubiony mebel, po czym złożył dłonie w wieżyczkę.

- Jak to zrobił? - spytał wreszcie, gdyż to pytanie męczyło go najbardziej.

- Cóż, jak mówiłam byłam mu winna przysługę. Miałam pomóc im przekonać wszystkich, że Jim nie żyję, dlatego wpadliśmy na taki, a nie inny pomysł. Irene zbyt wiele wiedziała, więc szybko zginęła... Miałam tylko jeden nabój prawdziwy, zaś pozostałe były wypełnione sztuczną krwią. Kiedy Ty zająłeś się skradaniem w stronę Adler, ja i mój brat musieliśmy grać. Strzeliliśmy w tym samym momencie, aczkolwiek nie wpadło nam do głowy to, że broń Jima zbyt gwałtownie odskoczy i zmieni tor lotu kuli. Ja zaczęłam się wykrwawiać, dlatego nawet nie zorientowałeś się, że on nie krwawi, bo leżał w mojej posoce. Dlaczego nie wyczułeś jego tętna? To proste... Sherrinford włamał się do szpitala i zdobył jakieś świństwo, które zatrzymało na kilka sekund bicie serca Jima. Twój braciszek był w karetce, w której doszło do podmiany ciał, a później jeszcze pojechał do prosektorium, gdzie podmienił krew sobowtóra, z krwią Jima. - odetchnęła głęboko, a brat jej narzeczonego uśmiechał się od ucha do ucha.

- Jeszcze opowiedz mu skąd się znamy, bo to też go ciekawi. - powiedział rozbawiony, a Julie zmierzyła go groźnym spojrzeniem.

- Sześć lat temu zanim chciałam się zabić kolejny raz, to sporo imprezowałam. Cóż tak jakoś wyszło, że raz poszłam do klubu no i wyszłam stamtąd z pomocą Jima, który przyjechał po mnie z kolegą.. - wskazała dłonią na najmłodszego Holmes'a - I potem jeszcze trochę uczyłam się od niego o medycynie. - wzruszyła ramionami.

Sherlock siedział cicho, kiedy kobieta mówiła, a gdy przestała przeniósł na nią swój wzrok.

- Jest chory? Nie pytałabyś się o stan jego zdrowia, gdyby coś mu nie dolegało i pewnie sam by się Tobą opiekował, a nie wysyłał do Ciebie mojego brata. - mężczyzna wstał, po czym podszedł do okna.

- Dla większości Jim nie żyje, ale po tejże śmierci narobił sobie nowych wrogów. Mafia nie wiedziała z kim ma doczynienia, dlatego bez oporu go postrzeliła, kiedy nie spodobały im się jego warunki. - burknęła, a najmłodszy Holmes cicho się zaśmiał.

- Żebyście widzieli jak potem jeden po drugim ginęli... Aż sobie to nagrałem! Dwudziestu na dwóch; z czego Jim był postrzelony, a ja w drugiej ręce trzymałem telefon. - Sherrinford wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem, a detektyw wywrócił oczyma.

- Jesteś nienormalny... Ruszaj dupę i zawieź mnie do tego idioty. - Julie walnęła chłopaka w ramię.

- Zawieź NAS do tego idioty. - poprawił Sherlock, który poszedł założyć płaszcz.

Doktorek niechętnie ruszył w stronę drzwi, a za nim poszła kobieta, która zdziwiła się, że narzeczony chcę jechać z nimi.

Dziwię się, że jeszcze jestem jego narzeczoną... Myślałam, że zerwie zaręczyny.

Kiedy wyszli na zewnątrz najmłodszy podszedł do czarnego Volvo, a Julie cicho gwidnęła.

- Widzę, że ciągle gustujesz w tej samej marce samochodów. - rzekła, a tamten prychnął cicho.

Sherlock wciąż był najwidoczniej obrażony, ponieważ usiadł na przednim siedzeniu przez co panienka Moriarty musiała siedzieć sama na tyle.

***

- Komu podpadłeś tym razem, że grożą mi śmiercią? - spytała bez owijania w bawełnę.

Znajdowali się w jakimś opuszczonym budynku, który na szczęście posiadał prąd. Czarnowłosa podeszła do łóżka, które stało w kącie pokoju.

- Po co go tu przyprowadziłaś? - odpowiedział pytaniem przepełnionym wrogością.

- Bo jest moim narzeczonym i chciał Cię zobaczyć w takim stanie. - uśmiechnęła się ironicznie - Więc, kogo wkurwiłeś tym razem?

- Kogoś groźnego.

- Czyli kogo?

- Zamknij się Sherlock! To rozmowa rodzinna. - Jim zmierzył go wściekłym wzrokiem.

- Ależ drogi Jimie, niedługo Julie stanie się moją małżonką, więc należy do mojej rodziny; tak samo jak ja do jej. - Holmes uniósł kąciki ust ku górze.

- Wiedz, że jak wstanę, to Cię zajebie.

------------------------------
I to uczucie, kiedy na rozszerzonej biologii idiota z klasy wmawia wszystkim, że węże rozmnażają się poprzez pączkowanie, a nauczyciel musiał sprawdzić w necie jak jest naprawdę 😂😂😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro