Jak wybaczyć?
- Sherlock, odezwij się! - krzyknęła zrozpaczona dziewczyna, która na twarzy ukochanego widziała tylko i wyłącznie obojętność.
- Jak mogłaś?! Przecież on z zimną krwią zabije każdego człowieka, który mu w czymś zawadzi, a Ty tak po prostu pozwoliłaś mu żyć?! - złapał ją mocno za ramiona i potrząsnął - Równie dobrze to on mógł Ci wysłać ten cholerny list!
Julie pierwszy raz w życiu widziała go w takim stanie. Sherrinford jak to Sherrinford - rozsiadł się wygodniej na kanapie oglądając parę jakby był w jakimś teatrze.
- Wiem jaki jest Jim! Może zabijać, kraść, ale nigdy by mnie nie skrzywdził. - jej głos zaczął się lekko łamać, lecz wyraz twarzy wciąż był stanowczy - Wiem, że źle postąpiłam, ale to w końcu mój brat no i byłam mu winna przysługę. - westchnęła cicho odsuwając się od Holmes'a, po czym usiadła na fotelu, a Bethoven wskoczył jej na kolana.
Detektyw był oszołomiony, bo jego największy wróg znów wprowadził go w błąd, znowu udało mu się przeżyć. Mężczyzna opadł na swój ulubiony mebel, po czym złożył dłonie w wieżyczkę.
- Jak to zrobił? - spytał wreszcie, gdyż to pytanie męczyło go najbardziej.
- Cóż, jak mówiłam byłam mu winna przysługę. Miałam pomóc im przekonać wszystkich, że Jim nie żyję, dlatego wpadliśmy na taki, a nie inny pomysł. Irene zbyt wiele wiedziała, więc szybko zginęła... Miałam tylko jeden nabój prawdziwy, zaś pozostałe były wypełnione sztuczną krwią. Kiedy Ty zająłeś się skradaniem w stronę Adler, ja i mój brat musieliśmy grać. Strzeliliśmy w tym samym momencie, aczkolwiek nie wpadło nam do głowy to, że broń Jima zbyt gwałtownie odskoczy i zmieni tor lotu kuli. Ja zaczęłam się wykrwawiać, dlatego nawet nie zorientowałeś się, że on nie krwawi, bo leżał w mojej posoce. Dlaczego nie wyczułeś jego tętna? To proste... Sherrinford włamał się do szpitala i zdobył jakieś świństwo, które zatrzymało na kilka sekund bicie serca Jima. Twój braciszek był w karetce, w której doszło do podmiany ciał, a później jeszcze pojechał do prosektorium, gdzie podmienił krew sobowtóra, z krwią Jima. - odetchnęła głęboko, a brat jej narzeczonego uśmiechał się od ucha do ucha.
- Jeszcze opowiedz mu skąd się znamy, bo to też go ciekawi. - powiedział rozbawiony, a Julie zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
- Sześć lat temu zanim chciałam się zabić kolejny raz, to sporo imprezowałam. Cóż tak jakoś wyszło, że raz poszłam do klubu no i wyszłam stamtąd z pomocą Jima, który przyjechał po mnie z kolegą.. - wskazała dłonią na najmłodszego Holmes'a - I potem jeszcze trochę uczyłam się od niego o medycynie. - wzruszyła ramionami.
Sherlock siedział cicho, kiedy kobieta mówiła, a gdy przestała przeniósł na nią swój wzrok.
- Jest chory? Nie pytałabyś się o stan jego zdrowia, gdyby coś mu nie dolegało i pewnie sam by się Tobą opiekował, a nie wysyłał do Ciebie mojego brata. - mężczyzna wstał, po czym podszedł do okna.
- Dla większości Jim nie żyje, ale po tejże śmierci narobił sobie nowych wrogów. Mafia nie wiedziała z kim ma doczynienia, dlatego bez oporu go postrzeliła, kiedy nie spodobały im się jego warunki. - burknęła, a najmłodszy Holmes cicho się zaśmiał.
- Żebyście widzieli jak potem jeden po drugim ginęli... Aż sobie to nagrałem! Dwudziestu na dwóch; z czego Jim był postrzelony, a ja w drugiej ręce trzymałem telefon. - Sherrinford wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem, a detektyw wywrócił oczyma.
- Jesteś nienormalny... Ruszaj dupę i zawieź mnie do tego idioty. - Julie walnęła chłopaka w ramię.
- Zawieź NAS do tego idioty. - poprawił Sherlock, który poszedł założyć płaszcz.
Doktorek niechętnie ruszył w stronę drzwi, a za nim poszła kobieta, która zdziwiła się, że narzeczony chcę jechać z nimi.
Dziwię się, że jeszcze jestem jego narzeczoną... Myślałam, że zerwie zaręczyny.
Kiedy wyszli na zewnątrz najmłodszy podszedł do czarnego Volvo, a Julie cicho gwidnęła.
- Widzę, że ciągle gustujesz w tej samej marce samochodów. - rzekła, a tamten prychnął cicho.
Sherlock wciąż był najwidoczniej obrażony, ponieważ usiadł na przednim siedzeniu przez co panienka Moriarty musiała siedzieć sama na tyle.
***
- Komu podpadłeś tym razem, że grożą mi śmiercią? - spytała bez owijania w bawełnę.
Znajdowali się w jakimś opuszczonym budynku, który na szczęście posiadał prąd. Czarnowłosa podeszła do łóżka, które stało w kącie pokoju.
- Po co go tu przyprowadziłaś? - odpowiedział pytaniem przepełnionym wrogością.
- Bo jest moim narzeczonym i chciał Cię zobaczyć w takim stanie. - uśmiechnęła się ironicznie - Więc, kogo wkurwiłeś tym razem?
- Kogoś groźnego.
- Czyli kogo?
- Zamknij się Sherlock! To rozmowa rodzinna. - Jim zmierzył go wściekłym wzrokiem.
- Ależ drogi Jimie, niedługo Julie stanie się moją małżonką, więc należy do mojej rodziny; tak samo jak ja do jej. - Holmes uniósł kąciki ust ku górze.
- Wiedz, że jak wstanę, to Cię zajebie.
------------------------------
I to uczucie, kiedy na rozszerzonej biologii idiota z klasy wmawia wszystkim, że węże rozmnażają się poprzez pączkowanie, a nauczyciel musiał sprawdzić w necie jak jest naprawdę 😂😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro