I love you...
- Myślisz, że on żyje? - osoba w czarnym kapturze oparła się o ścianę.
- Jim jest zbyt inteligentny, aby dać się zabić. - odparł mężczyzna posyłając krótkie spojrzenie swemu rozmówcy.
- I to w dodatku przez własną siostrę... Pozbędziemy się jej, a on sam wyjdzie wtedy z kryjówki. - uśmiech wykrzywił usta zakapturzonej postaci.
- Będzie ciężko... Ale się zabawimy. - zaśmiał się psychopatycznie klepiąc towarzyszącą mu postać po plecach.
***
- Jak to możliwe?! - Julie złapała się za głowę, po czym zaczęła się śmiać.
Nie był to zwykły śmiech, a wręcz przeciwnie. Obserwator mógłby stwierdzić, że jest chora psychicznie. Sherlock nie reagował tak jak dziewczyna, lecz był nie mniej zdziwiony.
- Mówiłeś, że zginęła. Przecież to przez nią się taki stałeś. - siostra Jima krążyła po pomieszczeniu niczym tornado.
- Błędy młodości... - zaczął przestępca, ale ona znowu wybuchnęła śmiechem.
- Jak mogłeś kurwa zrobić sobie dzieciaka?! - wrzasnęła podchodząc do niego - Ile ona ma już lat? Ty masz te swoje 31, a więc ona ma 16. - walnęła się w czoło - Grozi mi moja bratanica i jakiś przydupas, który jest groźniejszy od Ciebie. - wstrzymała oddech, po czym wyszła z pokoju kierując się do toalety.
- Czyż to nie dziwne, że cała nasza czwórka upozorowała kiedyś swoją śmierć? - spytał Sherrinford, który leżał sobie na ziemi i wpatrywał się w sufit.
- Chcę się zemścić na Tobie za to, że zostawiłeś jej matkę? - Sherlock spojrzał się zaciekawiony na przestępcę, a ten wzruszył ramionami.
- Chuj wie co wymyśliła. Najgorsze jest to, że Jade spędziła w moim towarzystwie trochę czasu, a teraz gdy jest u boku Sebastiana zaczynam się obawiać, że ktoś kogo uwidzą sobie za cel, przeżyje. - Moriarty wstał z takim impetem, że kroplówka podłączona do jego ręki spadła na ziemię - Mogłem go kurwa zabić jak była ku temu sposobność!
- Uspokój się Jim. - Sherrinford już po chwili znalazł się przy mężczyźnie poprawiając torebkę z lekami - Macie póki co zakopać ten topór wojenny, bo razem mamy większe szansę, żeby ocalić tyłki nas wszystkich. - powiedział to z takim uporem, że jego brat i przyjaciel kiwnęli lekko głowami - Jak nazywali się wasi rodzice, Jim? - spytał z szerokim uśmiechem, a haker zmarszczył brwi.
- Josephine i Jerry, a co?
Młodszy brat detektywa jeszcze przez moment milczał, po czym wybuchnął śmiechem.
- Dlaczego każde imię zaczyna się na "J"? - spytał przez łzy.
Jim wzruszył ramionami, tudzież sam nie rozumiał logiki myślenia swych rodziców. Jege córkę nazwała Sophie i on nie miał nic do gadania, bo o jej istnieniu dowiedział się kilka lat temu.
- Pójdę po Julie, bo długo jej nie ma. - burknął zaniepokojony Sherlock, po czym skierował się w stronę drzwi, przez które wybiegła dziewczyna.
***
Czarnowłosa ponownie pochyliła się nas muszlą klozetową, a strużki zimnego potu spływały po jej czole.
- Zabiję skurwiela.. - wymamrotała wycierając usta chusteczką.
Trzymała w dłoni telefon, na który niedawno dostała wiadomość. Widząc nieznany numer otworzyła i zobaczywszy zdjęcie niemalże zmielonego ciała - poczęła wymiotować, i od tamtej pory wisi na kiblu błagając o wykasowanie pamięci.
- Julie, mogę wejść? - usłyszała dobrze znany sobie głos, który należał do jej narzeczonego.
- Nie chcę żebyś oglądał mnie w takim stanie. Idź sobie, proszę. - wydukała powstrzymując się ostatkiem sił, żeby nie wyrzygać swojego żołądka.
Milczał przez dłuższą chwilę, a ona była pewna, że sobie poszedł, lecz wtem drzwi się otworzyły, a mężczyzna wszedł do środka od razu tego żałując. Kobieta miała potargane włosy i była blada jak kartka papieru. Siedziała oparta o ścianę oddychając szybko, jakby właśnie skończyła biec maraton.
- Wszystko w porządku?
Sherlock zbliżył się do niej, a ona zamknęła oczy ocierając łzy, które zaczęły płynąć po jej policzkach. Holmes usiadł obok niej, a następnie pozwolił, aby oparła swoją głowę o jego ramię. Wiele myśli kłębiło się w jego głowie, aż w końcu nie wytrzymał i postanowił dowiedzieć się co dolega dziewczynie, a raczej upewnić się, że to nie to o czym myśli.
- Julie, czy Ty.. - zaczął, a widząc jak unosi na niego swój wzrok zamilkł.
- Czy ja, co? - wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Jesteś w ciąży? - spytał wbijając swe spojrzenie w ścianę.
Czarnowłosa przez chwilę analizowała jego słowa, aby ostatecznie wybuchnąć rozpaczliwym śmiechem. Mężczyzna spojrzał się na nią zdziwiony, a ona nie potrafiła nad sobą zapanować.
- Chyba Cię jajca szczypią. - wypaliła bez zastanowienia.
Podała mu telefon ze zdjęciem, które Sherlock długo oglądał.
Mężczyzna, wiek 36-37 lat, żonaty, biznesmen, dwójka dzieci. Pokaleczony, jakby wpadł pod kosiarkę... Ten napis obok..
Przestał patrzeć się w komórkę.
- "Twoja kolej, księżniczko" - powtórzył na głos - Twój braciszek dostał kolejną wiadomość. - rzekł oschle wstając z zimnej podłogi.
Pomógł wstać zapłakanej niewiaście, po czym mocno ją przytulił.
- Może i jestem socjopatą bez serca, i nie znam się na uczuciach, ale wiem, że to wszystko Cię przerasta... Bądź pewna, że nigdy nie damy Cię skrzywdzić. - pogładził ją po policzku, a następnie wziął na ręce widząc, że ledwo co trzyma się na nogach.
- Gdy to się skończy i dalej będę żyć, to wiedz, że chcę mieć zajebisty ślub. Mycroft się nie wypłaci... - westchnęła zamykając oczy.
***
Usnęła w momencie, kiedy detektyw wniósł ją do "salonu", a ten pod nadzorem Jima położył kobietę na kanapie. Wyjął z kieszeni telefon i rzucił go swemu wrogowi.
- Co do... - wymamrotał patrząc się w urządzenie z rządzą mordu w oczach.
Wyjął z komórki kartę i przełamał ją szybko.
- Mam nadzieję, że nas nie namierzyli. - burknął Jim.
- A ja myślę, że czas już się stąd ulotnić. - dodał Sherlock.
-----------------------
Jak tak się zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że zostało już tylko parę rozdziałów do końca mojej książki 😢😢
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro