Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dlaczego ten świat jest pełny dziwaków?

Kiedy Jane wstała z łóżka uśmiechnęła się sama do siebie, bo nie czuła, żeby dręczył ją kac. Z wczorajszego wieczora pamiętała niewiele, co niezbyt jej odpowiadało.

Co jeśli zrobiłam coś, czego na trzeźwo bym nie zrobiła? Nie, to nie możliwe.

Czarnowłosa zbiegła do salonu po schodach, a następnie stwierdziła, że nie ma tutaj detektywa.

Pewnie wyszedł.

Już miała iść z powrotem na górę, aby się przebrać, lecz jej wzrok zatrzymał się na małym, drewnianym instrumencie, który leżał sobie spokojnie na fotelu Sherlock'a.

Dawno nie grałam. Ciekawe, czy pamiętam jeszcze co i jak... Może Holmes mnie nie zabiję.

Mills ostrożnie ujęła w dłonie skrzypce, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Ułożyła je na barku kładąc palce lewej ręki na strunach, a następnie smyczek chwyciła w prawą dłoń. Obawiała się, że nie pamięta jak to się robi, lecz gdy tylko ze skrzypiec wydobył się cichy dźwięk w dziewczynie odżyły wspomnienia. Dała ponieść się muzyce, za którą tak tęskniła.

[Tak wyobrażam sobie grę Jane :')]

Przerwała, kiedy drzwi od salonu się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Mycroft, a za nim dwoje starszych ludzi.

- Wybacz Jane, że przeszkodziliśmy. - powiedział, ale Mills nie zwróciła na to większej uwagi, bo interesowało ją kim jest ta dwójka, która teraz bacznie się jej przyglądała.

- Sherlock'u! To Twoja dziewczyna? - kobieta niemalże podbiegła do niej, a ona dopiero teraz zorientowała się, że w kuchni siedział Holmes.

Uchyliła delikatnie usta, ale para nie pozwoliła dojść jej do słowa.

- Możesz mówić do nas "mamo" i "tato". - oznajmiła pani Holmes, a Jane omal nie zakrztusiła się własną śliną.

- Brawo synu, jesteśmy z Ciebie dumni. - ozwał się mężczyzna, który dotychczas stał cicho wpatrując się to w Julie, to w jej współlokatora.

- Mycroft, możemy porozmawiać? - Sherlock wstał próbując ukryć to, że ma kaca - Ciszej trochę. Głowa mnie boli.

Starszy Holmes widząc w jakim stanie jest jego brat, wycofał się szybko w stronę drzwi.

- Zostaną u Ciebie dwa dni! - krzyknął i już go nie było.

Obserwowała minę Sherlock'a, który gotował się ze złości, choć pewnie inni uznaliby to za zwykłą obojętność.

- To nie jest moja dziewczyna. - wycedził, a czarnowłosa kiwnęła głową.

Państwo Holmes wyglądało na wielce zawiedzionych, ale dwójka młodszych ludzi wiedziała, że tamci szybko nie odpuszczą.

- Będą państwo spać w moim pokoju, a ja prześpie się na kanapie. - niewiasta spróbowała się uśmiechnąć, ale jakoś jej to nie wyszło.

Kiedy miała zamiar wziąć bagaże tej dwójki na górę, dłonie Sherlock'a szybko jej to uniemożliwiły. Zniknął wraz z rodzicami, a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Państwo Holmes byli nadwyraz... normalni. Jane usiadła w fotelu zamykając oczy, a naprzeciwko niej usiadł detektyw.

- Już widzę jak śpisz na tym fotelu. - wyszeptał, a ona uniosła powieki.

Mężczyzna siedział w charakterystycznej dla siebie pozycji, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.

- Pamiętasz coś z wczoraj? - spytał, a jej zrobiło się głupio.

Może kiedy zacznie kłamać, to czegoś się dowie? W sumie to pamiętała tylko jak wyszli z klubu, a reszta była wielką niewiadomą.

- Pamiętam dość dużo. - skłamała i uniosła kąciki ust ku górze.

Kiedy Sherlock to usłyszał miał ochotę zapaść się pod ziemię. Maska obojętności wciąż ozdabiała jego twarz (a przynajmniej taką miał nadzieję).

- Wybacz. Wczoraj mnie poniosło. Nie chciałem tego... to znaczy chciałem, ale byliśmy pod wpływem alkoholu...

Umilkł, a Jane wytrzeszczyła oczy wpatrując się w niego jak w kosmite.

Czy ja straciłam cnotę z tym gburem i nic z tego nie pamiętam?!

Julie nie miała chłopaka od dziesięciu lat i nie zamierzała z nikim się wiązać. Poślubiła swoją pracę i nie potrzebowała niczego innego.

- Sherlock, czy my...

- Całowaliśmy się!

Dzięki Ci panie!

Hackerka odetchnęła z ulgą. O czym ona w ogóle myślała? Przecież Holmes nie wiążę się z kobietami  (i z mężczyznami podobno też).

- A ja myślałam, że my.. - dziewczyna nie wiedziała jak się wysłowić, ale jej rozmówca chyba zrozumiał o co chodzi, bo wybuchnął śmiechem.

- Nie pamiętasz pocałunku? - zaciekawiony wstał z fotela podchodząc do okna.

- Nie. - odparła i posłała mu lekki uśmiech - Szkoda, bo nie pamiętam, czy dobrze całujesz.

Mówiąc to podchodziła do niego powoli, póki ten nie odwrócił się w jej stronę.

Chyba trzeba sobie przypomnieć.

Jane zarzuciła ręce na jego szyję, a gdy ten odruchowo się pochylił wpiła się w jego usta. Wpierw zaskoczony nie wiedział jak zareagować, lecz po chwili odwzajemniał namiętne muśnięcia. Ułożył dłonie na jej talii powoli schodząc w dół, lecz przerwało mu dość głośne chrząknięcie jego matki.

- I wy mówicie, że nie jesteście parą? Następnym razem za takie kłamstwa spotkacie się z moją ścierką! - kobieta promieniała i z radosnym uśmiechem pobiegła do męża złożyć mu "raport" z tego co widziała.

- To Twoja wina. - usłyszała Jane przy swoim uchu.

Prychnęła odchodząc kawałek dalej, aby mieć jakieś pole do manewru.

- Teraz chociaż wiem, że dobrze całujesz i nie jesteś gejem. - zaśmiała się, a Sherlock znalazł się momentalnie przy niej.

- Więc to Ty będziesz tłumaczyć moim rodzicom, że nie jesteśmy razem.

- Ależ ja nie zamierzam wyprowadzać ich z tego błędu. Niech ludzie myślą sobie co chcą, choć ja wiem swoje.

- A co dokładnie wiesz, hm?

- Że dobrze całujesz. - wybuchnęła śmiechem, a socjopata zrezygnował z dalszej konwersacji z kobietą.

- Zostawisz mnie z nimi?! - wrzasnęła panicznie widząc, że współlokator zakłada płaszcz.

- Idę do Gavin'a, bo mi się nudzi. Z pewnością pokochasz moich rodziców. Poza tym pięknie grasz, ale nie dotykaj już moich skrzypiec. - rzekł poważnie i wyszedł zostawiając ją samą z dwójką starszych ludzi, którzy myśleli, że wkrótce będą jedną wielką, szczęśliwą rodzinką.

Zabijcie mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro