1.
29 maja 2016 roku.
Mimo, że najchętniej spałbym do południa, w pracy jestem już od godziny dziewiątej. Ewelina zrobiła dwie kawy i przyniosła je do biurka w "pokoju przesłuchań" - tak żartobliwie nazywaliśmy to pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Była młodą, około 23 letnią kobietą, która była u mnie na półrocznym stażu. Myślę, że lubi u mnie pracować choć czasem może mieć mnie dość, kiedy prawie jej różne morały - ale w końcu nikt nie jest idealny, a ona się uczy, prawda ?
Na dzisiaj masz chłopaka, Dawit Burney - mówi, podając mi jeden z dwóch egzemplarzy plików po kilka stron.
- chłopak ma 10 lat i przeżywa śmierć swojego czworonoga - mówiąc to lekko się zaśmiała.
- Ty byś nie płakała za swoją Mileydi ? - zapytałem, kpiąc lekko z jej zbyt dobrego nastroju, o który chyba byłem po prostu zazdrosny.
- Oczywiście, że bym płakała.. Ale nie przez rok, pogodziła bym się z tym - dodała, patrząc na mnie i świdrując mnie wzrokiem - a ty ? .. Przejął byś się śmiercią swojego pupilka ? - zapytała i, nie czekając na odpowiedź, dodała ze śmiechem - wybacz, zapomnialam, że ty nie masz zwierzaczka..
- Bardzo śmieszne, ha ha ha - odpowiedziałem ironicznie i wziąłem się za akta chłopaka.
"Dawit Burney - 10 latek z zaburzeniami funkcjonowania. Około 7 miesięcy temu stracił psa w wyniku wypadku drogowego. Od tamtego czasu reaguje bardzo emocjonalnie na widok czworonogów. Jego reakcje wahają się od unieruchomienia i wpatrywania się w zwierzę przez okazanie zbytniej bliskości do cudzych zwierząt do emocjonalnych pożegnań z nimi."
Następnych kilka stron to były zdjęcia chłopaka oraz jego czworonoga, parę zainteresowań i kilka innych informacji formalnych jak płatność za wizytę, cel do osiągnięcia i ogólny opis psychofizycznego stanu chłopaka napisanego przez rodziców i szkołę.
Ciekawe co z nim zrobimy.. - powiedziałem cicho do siebie a moja stażystka uśmiechnęła się lekko. Zebrała filiżanki i wybrała się do kuchni a następnie swojego biura. Witaj praco !
Około godziny dziesiątej trzydzieści usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem i skierowałem się w ich kierunku, aby za nimi ujrzeć kobietę z synem. Przywitałem ich ciepłym uśmiechem i zaprosiłem do środka. Zamknąłem za nimi drzwi i poprowadziłem ich do gabinetu a Ewelina przyniosła dla pani dodatkowe krzesło.
- pani i pan Burney jeśli dobrze widzę - mówię z uśmiechem, na co oboje odpowiadają tylko skinieneim głowy.
- tak.. Dziękuje za tak szybką wizytę.. - odpowiada zdenerwowana kobieta - rozmawiałam z panem już przez telefon. Chciałabym, aby porozmawiał pan z moim synem i spróbował mu pomóc.. - kobieta westchnęła, a w jej oczach widać było troskę, kiedy głaskała synka po głowie - nie wiem już jak reagować w takich sytuacjach.. to nie jest normalne jak na jego wiek.. - dodaje niepewnie. Przyglądam się jej oraz chłopakowi.
- dobrze, porozmawiam z Dawitem - mówię pewnie i obdarzam ich kolejnym uśmiechem - zrobiło mi się żal tej kobiety. Ciężko jest żyć w niepewności, gdzie nigdy nie wiemy jak zareaguje nasz potomek. Kobieta szepta do syna, że teraz wyjdzie i wróci po niego za półtorej godziny i pójdą później na lody, a Ewelina już czeka na przedpokoju aby odprowadzić ją do drzwi.
- masz chęć na ciepłą czekoladę ? - pytam chłopaka, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Odpowiada mi uśmiechem, co przekazuję skinieniem głowy w stronę asystentki stojącej w drzwiach.
- więc.. Chcesz opowiedzieć mi o swoim przyjacielu ? - pytam po chwili ciszy, pozwalając aby przyzwyczaił się on do nowego otoczenia. Dłuższa chwila milczenia mi nie przeszkadza - to normalne, że ciężko mu zacząć o nim mówić, ale to da się zmienić przy odrobinie dobrych chęci. Po kilku minutach zostaje przyniesiona taca z trzema kubkami. Dziewczyna stawia kolorowy kubek z wizerunkiem Chudego z Toy Story przed dzieckiem a biały z motylkami przede mną. Sobie natomiast bierze biały z kolorowymi kwiatami.
- to jest Ewelina, moja asystentka i współpracownica - mówię, upijąc trochę ciepłego płynu - ty masz pieska, prawda ? - zwracam się do niej porozumiewawczo na co ona uśmiecha się szerzej.
- tak, mam pieska.. Malutki shih tzu i wabi się Mileydi - mówi, patrząc na chłopaka, który właśnie sięgnął po kubek i się jemu przygląda.
- jaki był Twój piesek ? - pytam, obserwując jego reakcje. Momentalnie zauważam pokazujący się na jego buzi uśmiech:
- Tobby był dużym terierem - mówi z radością - był cały brazowy ale miał czarne plamki na uszach - mówi coraz mniej spokojnie - lubił biegać za piłką.. - milknie i wpatruje sie w napój.
- mogę ci coś opowiedzieć ? - pytam, przykuwając uwagę chłopaka i dziewczyny, ale to na nim skupiam wzrok. Odpowiada mi wyczekującą ciszą, więc kontynuuję:
- dawno temu pewien chłopczyk miał drewnianego żołnierza.. Lubisz żołnierzyki Dawicie ? - pytam, na co on niepewnie skinął głową - i chodził on z nim wszędzie.. Zabierał go do szkoły, do kąpieli i na place zabaw.. Aż pewnego dnia zgubił swoją ulubioną zabawkę.. - robię przerwę aby nadać klimatu historii - chłopak był zrozpaczony, ponieważ nie wiedział co się z nim dzieje, martwił się, że mogło mu się coś stać.. - kontynuuję, widząc że udało mi się wciągnąć chłopaka - podczas pewnego sobotniego spaceru zobaczył on innego chłopca, który bawił się zabawkami. Miał on swoją grupę żołnierzy a wśród nich stał jego drewniany przyjaciel. Podszedł do niego i chciał odebrać mu swoją własność. Chłopczyk nie chciał jednak mu go oddać, ponieważ zdążył przywiązać się do nowego dowódcy armii. Kiedy ten zobaczył, jak chłopczyk z płaczem żegna się z nim, zwalniając go ze służby, nie wytrzymał i pozwolił mu zostać. Pożegnał się z nim, zostawiając mu zabawkę i nawet cieszył się, że trafił on do tak dobrego miejsca i jest kimś ważnym.. Że spełnia swoje marzenia i jest wśród swoich.. - milknę, zwilżając usta płynną czekoladą, która zdążyła już wystygnąć - jestem pewien, że Tobby także trafił do takiego dobrego miejsca.. A może jest kimś ważnym i dowodzi psią sforą ? - kończę, wpatrując się w wahadło zegara i przenoszę wzrok na niego. Chłopak przenosi wzrok zamyślony ze mnie na zegar i milczy przez chwilę.
- może.. - odpowiada, uraniając jedną łzę i uśmiecha się. Przez chwilę siedzimy w ciszy i kończymy napoje. Po chwili słyszymy pukanie do drzwi i jednocześnie spoglądamy na zegar.
- to twoja mama - odpowiadam z delikatnym uśmiechem, który zostaje odwzajemniony.
- dziękuję - odpowiada chłopak, kiedy kobieta wychodzi aby otworzyć drzwi.
- jestem pewien, że teraz patrzy na Ciebie i uśmiecha się - mówię z lekkim uśmiechem, podając dłoń chłopakowi.
- ja też - odpowiada chłopak odwzajemniając uśmiech i uścisk dłoni.
Kiedy chłopak wychodzi z Eweliną przed budynek, zatrzymuję jeszcze jego mamę, aby z nią porozmawiać:
- witam panią ponownie. Mam nadzieję, że udało mi się wytłumaczyć Dawitowi, aby tak nie przeżywał rozstania. Myślę, że dobrym pomysłem mogło by być, aby wybrać się z chłopakiem po drugiego pupilka, ale podjęcie tej decyzji zostawiam już państwu prywatnie - mówię, uśmiechając się lekko do niej. Kobieta patrzy na mnie przez chwilę, zastanawiając się i odpowiada skinieniem głowy.
- dziękuję.. Zastanowimy się nad tym - odpowiada, podając mi dłoń.
- proszę dać mu teraz troszkę czasu na przyzwyczajenie się do rozstania z troszkę innym poglądem. Myślę, że powinno być dobrze - dodaję, żegnając panią w drzwiach.
Czekam aż wróci moja asystentka idziemy razem do kuchni.
- chcesz kawy ? - śmieję się, wyciągając kubek z szafki na co ona odpowiada twierdząco.
- ciekawa historia - odpowiada, opierając się o stół i patrząc na mnie.
- też tak myślę - odpowiadam z uśmiechem.
- kim był chłopczyk od żołnierza ? - pyta, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- wymyśliłem na poczekaniu - odpowiadam, uśmiechając się tajemniczo i zalewając kawę - jest ktoś jeszcze na dzisiaj ? - pytam, stawiając kubki na stoliku. Obok nich kładę cukierniczkę i łyżeczkę - mleka ? - dodaję po chwili, sięgając do lodówki, ale ona odmawia, więc dolewam tylko troszkę sobie i odkładam kartonik.
- nie, jak na razie na dzisiaj masz spokój - śmieje się lekko, siadając do stołu.
Kiedy patrzę na zegarek na lewym nadgarstku jest już po 15, więc pozwalam jej wyjść do swojego mieszkania. Sam natomiast zamykam drzwi na klucz i biorę prysznic. Jem skromny posiłek i wychodzę na spacer. Kiedy wracam do mieszkania jest godzina dwudziesta. Biorę spokojny prysznic, zjadam miseczkę miodowych płatków z mlekiem. Kładąc się do łóżka, z uśmiechem spoglądam na drewnianą figurkę stojącą na parapecie i gaszę lampkę nocną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro