Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

29 maja 2016 roku.

Mimo, że najchętniej spałbym do południa, w pracy jestem już od godziny dziewiątej. Ewelina zrobiła dwie kawy i przyniosła je do biurka w "pokoju przesłuchań" - tak żartobliwie nazywaliśmy to pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Była młodą, około 23 letnią kobietą, która była u mnie na półrocznym stażu. Myślę, że lubi u mnie pracować choć czasem może mieć mnie dość, kiedy prawie jej różne morały - ale w końcu nikt nie jest idealny, a ona się uczy, prawda ?

Na dzisiaj masz chłopaka, Dawit Burney - mówi, podając mi jeden z dwóch egzemplarzy plików po kilka stron.
- chłopak ma 10 lat i przeżywa śmierć swojego czworonoga - mówiąc to lekko się zaśmiała.
- Ty byś nie płakała za swoją Mileydi ? - zapytałem, kpiąc lekko z jej zbyt dobrego nastroju, o który chyba byłem po prostu zazdrosny.
- Oczywiście, że bym płakała.. Ale nie przez rok, pogodziła bym się z tym - dodała, patrząc na mnie i świdrując mnie wzrokiem - a ty ? .. Przejął byś się śmiercią swojego pupilka ? - zapytała i, nie czekając na odpowiedź, dodała ze śmiechem - wybacz, zapomnialam, że ty nie masz zwierzaczka..
- Bardzo śmieszne, ha ha ha - odpowiedziałem ironicznie i wziąłem się za akta chłopaka.

"Dawit Burney - 10 latek z zaburzeniami funkcjonowania. Około 7 miesięcy temu stracił psa w wyniku wypadku drogowego. Od tamtego czasu reaguje bardzo emocjonalnie na widok czworonogów. Jego reakcje wahają się od unieruchomienia i wpatrywania się w zwierzę przez okazanie zbytniej bliskości do cudzych zwierząt do emocjonalnych pożegnań z nimi."

Następnych kilka stron to były zdjęcia chłopaka oraz jego czworonoga, parę zainteresowań i kilka innych informacji formalnych jak płatność za wizytę, cel do osiągnięcia i ogólny opis psychofizycznego stanu chłopaka napisanego przez rodziców i szkołę.

Ciekawe co z nim zrobimy.. - powiedziałem cicho do siebie a moja stażystka uśmiechnęła się lekko. Zebrała filiżanki i wybrała się do kuchni a następnie swojego biura. Witaj praco !

Około godziny dziesiątej trzydzieści usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem i skierowałem się w ich kierunku, aby za nimi ujrzeć kobietę z synem. Przywitałem ich ciepłym uśmiechem i zaprosiłem do środka. Zamknąłem za nimi drzwi i poprowadziłem ich do gabinetu a Ewelina przyniosła dla pani dodatkowe krzesło.

- pani i pan Burney jeśli dobrze widzę - mówię z uśmiechem, na co oboje odpowiadają tylko skinieneim głowy.
- tak.. Dziękuje za tak szybką wizytę.. - odpowiada zdenerwowana kobieta - rozmawiałam z panem już przez telefon. Chciałabym, aby porozmawiał pan z moim synem i spróbował mu pomóc.. - kobieta westchnęła, a w jej oczach widać było troskę, kiedy głaskała synka po głowie - nie wiem już jak reagować w takich sytuacjach.. to nie jest normalne jak na jego wiek.. - dodaje niepewnie. Przyglądam się jej oraz chłopakowi.
- dobrze, porozmawiam z Dawitem - mówię pewnie i obdarzam ich kolejnym uśmiechem - zrobiło mi się żal tej kobiety. Ciężko jest żyć w niepewności, gdzie nigdy nie wiemy jak zareaguje nasz potomek. Kobieta szepta do syna, że teraz wyjdzie i wróci po niego za półtorej godziny i pójdą później na lody, a Ewelina już czeka na przedpokoju aby odprowadzić ją do drzwi.

- masz chęć na ciepłą czekoladę ? - pytam chłopaka, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Odpowiada mi uśmiechem, co przekazuję skinieniem głowy w stronę asystentki stojącej w drzwiach.
- więc.. Chcesz opowiedzieć mi o swoim przyjacielu ? - pytam po chwili ciszy, pozwalając aby przyzwyczaił się on do nowego otoczenia. Dłuższa chwila milczenia mi nie przeszkadza - to normalne, że ciężko mu zacząć o nim mówić, ale to da się zmienić przy odrobinie dobrych chęci. Po kilku minutach zostaje przyniesiona taca z trzema kubkami. Dziewczyna stawia kolorowy kubek z wizerunkiem Chudego z Toy Story przed dzieckiem a biały z motylkami przede mną. Sobie natomiast bierze biały z kolorowymi kwiatami.
- to jest Ewelina, moja asystentka i współpracownica - mówię, upijąc trochę ciepłego płynu - ty masz pieska, prawda ? - zwracam się do niej porozumiewawczo na co ona uśmiecha się szerzej.
- tak, mam pieska.. Malutki shih tzu i wabi się Mileydi - mówi, patrząc na chłopaka, który właśnie sięgnął po kubek i się jemu przygląda.
- jaki był Twój piesek ? - pytam, obserwując jego reakcje. Momentalnie zauważam pokazujący się na jego buzi uśmiech:
- Tobby był dużym terierem - mówi z radością - był cały brazowy ale miał czarne plamki na uszach - mówi coraz mniej spokojnie - lubił biegać za piłką.. - milknie i wpatruje sie w napój.
- mogę ci coś opowiedzieć ? - pytam, przykuwając uwagę chłopaka i dziewczyny, ale to na nim skupiam wzrok. Odpowiada mi wyczekującą ciszą, więc kontynuuję:
- dawno temu pewien chłopczyk miał drewnianego żołnierza.. Lubisz żołnierzyki Dawicie ? - pytam, na co on niepewnie skinął głową - i chodził on z nim wszędzie.. Zabierał go do szkoły, do kąpieli i na place zabaw.. Aż pewnego dnia zgubił swoją ulubioną zabawkę.. - robię przerwę aby nadać klimatu historii - chłopak był zrozpaczony, ponieważ nie wiedział co się z nim dzieje, martwił się, że mogło mu się coś stać.. - kontynuuję, widząc że udało mi się wciągnąć chłopaka - podczas pewnego sobotniego spaceru zobaczył on innego chłopca, który bawił się zabawkami. Miał on swoją grupę żołnierzy a wśród nich stał jego drewniany przyjaciel. Podszedł do niego i chciał odebrać mu swoją własność. Chłopczyk nie chciał jednak mu go oddać, ponieważ zdążył przywiązać się do nowego dowódcy armii. Kiedy ten zobaczył, jak chłopczyk z płaczem żegna się z nim, zwalniając go ze służby, nie wytrzymał i pozwolił mu zostać. Pożegnał się z nim, zostawiając mu zabawkę i nawet cieszył się, że trafił on do tak dobrego miejsca i jest kimś ważnym.. Że spełnia swoje marzenia i jest wśród swoich.. - milknę, zwilżając usta płynną czekoladą, która zdążyła już wystygnąć - jestem pewien, że Tobby także trafił do takiego dobrego miejsca.. A może jest kimś ważnym i dowodzi psią sforą ? - kończę, wpatrując się w wahadło zegara i przenoszę wzrok na niego. Chłopak przenosi wzrok zamyślony ze mnie na zegar i milczy przez chwilę.
- może.. - odpowiada, uraniając jedną łzę i uśmiecha się. Przez chwilę siedzimy w ciszy i kończymy napoje. Po chwili słyszymy pukanie do drzwi i jednocześnie spoglądamy na zegar.
- to twoja mama - odpowiadam z delikatnym uśmiechem, który zostaje odwzajemniony.
- dziękuję - odpowiada chłopak, kiedy kobieta wychodzi aby otworzyć drzwi.
- jestem pewien, że teraz patrzy na Ciebie i uśmiecha się - mówię z lekkim uśmiechem, podając dłoń chłopakowi.
- ja też - odpowiada chłopak odwzajemniając uśmiech i uścisk dłoni.

Kiedy chłopak wychodzi z Eweliną przed budynek, zatrzymuję jeszcze jego mamę, aby z nią porozmawiać:

- witam panią ponownie. Mam nadzieję, że udało mi się wytłumaczyć Dawitowi, aby tak nie przeżywał rozstania. Myślę, że dobrym pomysłem mogło by być, aby wybrać się z chłopakiem po drugiego pupilka, ale podjęcie tej decyzji zostawiam już państwu prywatnie - mówię, uśmiechając się lekko do niej. Kobieta patrzy na mnie przez chwilę, zastanawiając się i odpowiada skinieniem głowy.
- dziękuję.. Zastanowimy się nad tym - odpowiada, podając mi dłoń.
- proszę dać mu teraz troszkę czasu na przyzwyczajenie się do rozstania z troszkę innym poglądem. Myślę, że powinno być dobrze - dodaję, żegnając panią w drzwiach.

Czekam aż wróci moja asystentka idziemy razem do kuchni.
- chcesz kawy ? - śmieję się, wyciągając kubek z szafki na co ona odpowiada twierdząco.
- ciekawa historia - odpowiada, opierając się o stół i patrząc na mnie.
- też tak myślę - odpowiadam z uśmiechem.
- kim był chłopczyk od żołnierza ? - pyta, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- wymyśliłem na poczekaniu - odpowiadam, uśmiechając się tajemniczo i zalewając kawę - jest ktoś jeszcze na dzisiaj ? - pytam, stawiając kubki na stoliku. Obok nich kładę cukierniczkę i łyżeczkę - mleka ? - dodaję po chwili, sięgając do lodówki, ale ona odmawia, więc dolewam tylko troszkę sobie i odkładam kartonik.
- nie, jak na razie na dzisiaj masz spokój - śmieje się lekko, siadając do stołu.

Kiedy patrzę na zegarek na lewym nadgarstku jest już po 15, więc pozwalam jej wyjść do swojego mieszkania. Sam natomiast zamykam drzwi na klucz i biorę prysznic. Jem skromny posiłek i wychodzę na spacer. Kiedy wracam do mieszkania jest godzina dwudziesta. Biorę spokojny prysznic, zjadam miseczkę miodowych płatków z mlekiem. Kładąc się do łóżka, z uśmiechem spoglądam na drewnianą figurkę stojącą na parapecie i gaszę lampkę nocną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro