Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55) 13.08.2019 Niebieska sukienka Elsy

Zdążyłam w samą porę. Było jedynie kilkanaście sekund po północy. Co dziwne, zastałam obu chłopaków przed laptopami.

– To wszystko twoja wina. Gdybyś uwijała się szybciej, nie musielibyśmy po tobie dokańczać – rzekł Vincent, zdając sobie sprawę, że to ja weszłam do biura.

– Że co proszę?! – tym razem nie ukrywałam zdziwienia.

– I tak Scott by na nas doniósł, że zostawiliśmy ją samą, więc kara by nas nie ominęła – powiedział do Vincenta Mike.

– Dobrze wam tak. Harowałam non-stop przez prawie cztery dni, a jeszcze tak mi dziękujecie?

– Pożałujesz kiedyś tych słów... –rzekł purpurowokoszuli.

– A no właśnie Vince, pokaż się – powiedziałam.

– O co ci znów chodzi? - spytał wychylając się znad laptopa, – O nie... – po czym znów się schował.

– Czy ja widziałam rozpuszczone włosy?

– Nie – zaprzeczył Vince.

– Tak – potwierdził Mike.

– Tak też myślałam. A twarz? Co się z nią stało? Gdzie makijaż?

– Prawie zmyty. Maskara się tylko została. Cała rozmazana. Do tego jeszcze smugi szminki i podkładu, czy jak wy tam to nazywacie...

– W takim razie tak: za to, że złamałeś umowę...

– Jaką umowę?! To było perfidne wykorzystanie wbrew mojej woli! – przerwał mi Vincent.

– Wybacz Vince, ale to akurat była umowa. Albo same warkocze przez dwa tygodnie, albo warkocze i make-up przez tydzień – poprawił go Mike.

– Dziękuję Mike. Wracając: za to, że złamałeś umowę, bo został ci jeszcze teoretycznie jeden dzień, resetuję ci ją.

– Nie! Czemu?!

– Bo zam...

– Zamknij się, Schmidt! – krzyknął szatyn.

– Hmm? – spytałam.

– Nie musisz wiedzieć – powiedział ze złością Vincent. – Prywatne sprawy.

– Vincent ma po prostu coś na sumieniu – wtrącił Mike.

– Moje sumienie? Funkiel nówka nie śmigane.

Przypomniał mi się koszmar. Potrząsnęłam delikatnie, lecz gwałtownie głową, bo nie lubię, jak różne myśli przychodzą w nieodpowiednich momentach.

– Betty, coś się stało? Zbladłaś – spytał Mike.

– Wszystko ok.– spuściłam głowę i schowałam rękę do kieszeni, w której miałam puder.

No bo jak tu nie wykorzystać sytuacji i nie wymyślić nowego planu?

Wiem, jestem dziwna.

– Czy jest coś, o czym chciałabyś nam powiedzieć? – Vincent odstawił laptopa i podszedł do mnie. Gdy to zrobił, szybko wyjęłam rękę z kieszeni i rzuciłam w niego proszkiem.

Prosto w twarz.

– Ups, masz puder na nosie. – powiedziałam z udawaną przykrością. – Teraz muszę dokończyć.

– Ty... Może się powstrzymam – Vince najwyraźniej nie był zadowolony.

– I dobrze.

– Puder zawsze da się zmyć – powiedział Mike.

– No właśnie. Najpierw trzeba to wszystko zmyć, zanim się nałoży nowe – dodałam.

– A jak to niby chcesz zrobić, geniuszko?

– Nie słyszałeś nigdy o płynie do demakijażu?

– Jakim płynie? To toś takiego jest?!

Razem z Mikeem przybiliśmy piątki z naszymi czołami.

– Chyba trzeba być idiotą, żeby tego nie wiedzieć – powiedział Mike.

– To czemu mi nie powiedziałeś, co?

– Że jesteś idiotą? Myślałem, że o tym wiesz.

– Nie chodzi mi o tym, cymbale. O płynie.

– Bo fajnie tak wyglądasz.

– Aha.

– Chodź Vince, miejmy to za sobą – powiedziałam

– Jak trzeba...

– Trzeba.

– No ok...

Wyjęłam z torby płyn, waciki i pozostałe rzeczy. Tym razem malowanie było dużo prostsze niż przedtem. Chłopak się nie wiercił, więc całkiem sprawnie mi to poszło. Co prawda, wtedy też się nie kręcił, ale był spięty i zdolny do ataku w każdej chwili, gdyby nie łańcuchy.

– Teraz dam ci wybór – powiedziałam.

– Jaki znowu?

– Dam ci wolną rękę, jeżeli chodzi o fryzury. Byle by nie były rozpuszczone.

– Ok... Yyy...

– Nie możesz wybrać?

– Yyy... Warkocz?

– Mnie się pytasz?

– Warkocz.

– Znów?

– Tak.

– Na pewno?

– Tak.

– Ok... Jak chcesz. Ale jakiego?

– Co znaczy jakiego?

– Kłos, dobierany, holenderski, tradycyjny, wodospad...

– To niech będzie kok!

– Jednak?

– Tak!

– Ale jaki?

– To tu też jest wybór?!

– Grecki, hiszpański, francuski, japoński, rzymski...

– To ty mi tu fryzury czy języki wymieniasz?!

– Rzymski nie jest językiem – zauważył Mike.

– E tam, różnicy nie widzę. A nie ma jakiegoś co chociaż nazwa nie przyprawia o sam zawrót głowy?

– Jest kok niedbały – powiedziałam.

– O! I trzeba było tak od razu!

– Ok... – powiedziałam i zabrałam się za robienie ustalonej fryzury.

„Dobrze, że nie wybrał nic innego" – pomyślałam wcale nie dlatego, bo nie miałam bladego pojęcia jak wyglądały pozostałe...

– Ała – warknął Vince. – Nie szarp tak.

– Sorry, ale miałeś kołtuna – powiedziałam. – I gotowe. A teraz wisienka na torcie. – podeszłam do worka.

– Co znowu? – spytał Vincent blady jak ściana, a może to tylko tak światło padało na podkład.

– Kupiłam ją w ciemno i niestety na mnie nie pasuje – wyciągnęłam jasnoniebieską sukienkę.

– O nie...

– Wygląda, jak księżniczki Elsy – Mike tak nie mógł przestać się śmiać, że aż spadł z krzesła.

– Mike?... Aż nie chcę wiedzieć co ty oglądasz w wolnych chwilach... – powiedział zniesmaczony Vincent.

– No już, wskakuj. Tylko lepiej w łazience – powiedziałam.

– Nie.

– Nie marudź.

– A jak nie założę?

– To będę smutna.

– I dobrze.

– Idź. Już. Won.

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Tak.

Już miałam plan.

– Nie – rzekł Vince.

– Nie – powiedziałam.

– Tak – rzekł Vince.

– Nie!

– Tak! Koniec i kropka! Założę to, choćby nie wiem co! – krzyknął i wyrwał mi ubranie z rąk.

– Ok.

– Czekaj, co?!

– Padłem i nie wstaję! – ryknął ze śmiechu Mike.

– Idziesz – popychałam go w stronę łazienek, lecz on stawiał lekki opór.

– Jesteś tak słaba, że nawet popchnąć mnie nie potrafisz.

– Zważ, że jestem o kilka lat młodszą od ciebie dziewczyną. Mam prawo być słabsza – dalej nie ustawałam.

– Niech ci będzie. Za twoją upartość – ruszył, a ja runęłam na podłogę. – Nic ci nie jest?

– Chyba nie... A jednak tak. Krew mi z nosa leci – powiedziałam czując nagle ciepło i mokro w nosie. Szybko wstałam z podłogi i zacisnęłam ręką skrzydełka nosa. I tak miałam już poniekąd ubrudzoną twarz.

– To chodź. Przemyjesz sobie, a ja się przebiorę – objął mnie ręką wokół ramienia i zaprowadził do łazienki.


~~~~~~~~~~~~

Dawno nic nie dodawałam, wiem.

I pewnie znów długo niczego nie dodam, bo zawieszam.

Do czasu egzaminów gimnazjalnych.

Tak czy inaczej mam nadzieję, że rozdział się spodobał i będziecie oczekiwać na kolejny x czasu.

Cześć i do następnego moje gołąbeczki <3

~Betty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro