54) 12.08.2019 Mercedes za półtora miliona
Obudziłam się we własnym pokoju. Pierwsze co zrobiłam, to napiłam się wody ze szklanki stojącej na taborecie tuż obok mego łóżka i poszłam do toalety. Dopiero jak wróciłam, skapnęłam się, co się stało. Jakimś magicznym sposobem znalazłam się w domu. Nagle poczułam straszny głód. Szybko zbiegłam na dół do kuchni.
– Księżniczka już się obudziła? Ja nie wiedziałem, że jesteś w takich relacjach ze Scottem, że niesie cię na rękach do domu.
– Sam! – syknęła Olka.
– O co ci chodzi? – spytałam.
– O co mi chodzi? Nie ma cię w domu prawie przez trzy doby, nie dajesz znaku życia, a potem przychodzi tutaj taki obcy koleś, imieniem Scott, z śpiącą tobą w ramionach!
– Co? – zdziwiłam się.
– Już ci tłumaczę, bo pewnie nie pamiętasz – powiedziała Ola. – My się o ciebie martwiliśmy, bo pierwsza zmiana, druga zmiana, a ciebie nie ma. Co prawda mówiłaś, że nie wiesz kiedy przyjdziesz, no ale bez przesady. Traciliśmy już powoli nadzieję, a tu nagle dzwonek do drzwi. Otwieram, a tu przede mną wysoki brunet w zielonych okularach z tobą na rękach. Zdziwiłam się, nie ukrywam. Spytałam o jego imię. Powiedział, że Scott. Nawet nie wiesz, jak szybko Sam znalazł się przy drzwiach. Wymienili kilka zdań, a potem mój brat zaniósł cię na górę, bo spałaś, a spałaś dwa dni.
– Ile?! Ja wiedziałam, że lubię spać, ale że aż tyle? Co dziś mamy?
– Poniedziałek – powiedział Sam.
– Ja nie mogę... Szef będzie wściekły.
– Myślę, że ci wybaczy – rzekła Olka.
– Czyli tak to się teraz nazywa? Tak się śpieszysz do swojego Scottusia?
Spojrzałam się na niego wzrokiem nie wiedzącym, o co mu chodziło. Ja rozumiem, że czasem można komuś nie ufać, bo się kogoś nie zna, no ale żeby od razu spiskować o jakieś romanse, no to już jest z lekka przesada!
Choć przyznam, tamta sytuacją mogła wyglądać nieco dziwnie...
– Betty, nie martw. On po prostu jest zazdrosny.
– Ja? Zazdrosny?! Lepiej puknij się w ten łeb, bo widać, że tam nic nie masz.
– Ja nic nie mam?! Spójrz lepiej na siebie! Niepotrzebnie nosisz ten kask, bo nie masz co chronić!
– Ja przynajmniej mam czym jeździć, nie to co ty!
– Wyjeździsz się, a potem „wujek daj kasy na paliwo, bo nie mam".
– Widzisz?! I kto tu ma lepiej?!
– Ja przynajmniej jeżdżę codziennie nowiutkim, wielkim, klimatyzowanym Mercedesem za półtora miliona i w dodatku mam szofera!
– Czyli w skrócie MPK.
– Spokój! Zaparzę wam melisy. Może pomoże – powiedziałam wchodząc do kuchni.
– Dobrze, komuś się przyda.
– No raczej tobie.
Zrobiłam sobie coś do jedzenia, a przyjaciołom dałam po kubku herbaty. Następnie znów poszłam do łazienki się oporządzić. Gdy wróciłam, atmosfera między rodzeństwem trochę ochłonęła, a przynajmniej już nie krzyczeli na siebie. Siedzieli plecami do siebie, gapiąc w komórki. Normalnie pogralibyśmy w planszówki, ale dziś nikt nie miał na to ochoty. Nie chcąc wszczynać nowej kłótni udałam się do swojego pokoju. Podłączyłam telefon do ładowania i zrobiłam mały porządek w swoim pokoju. Podczas porządkowania szafy, znalazłam sukienkę którą kupiłam w ciemno. Postanowiłam wziąć ją ze sobą do pracy, bo a nuż się przyda. Już chciałam ją spakować, ale popatrzyłam na mój rozwalający się plecak. Uznałam, że się już nie nadaje do użytku, więc zaczęłam szukać nowego. Jedyne co znalazłam, to materiałowy worek. Ledwo, bo ledwo, ale udało mi się zapakować do niego wszystkie potrzebne rzeczy, czyli kosmetyki, sukienkę oraz jakieś drobiazgi.
Nagle mi się coś przypomniało:
„Chwila... Czy Vincentowi nie został przypadkiem ostatni dzień kary? To nie fair, mógł w tym czasie zmyć i rozpuścić wszystko, a ja o tym nic nie wiem?! Jak ja go dorwę!"
Na myśl o tym popędziłam na dół, ale Sam mnie zatrzymał.
– Gdzie tak pędzisz? Ja wiem, że śpieszno ci do ukochanego, no ale bez przesady.
– Jak nie masz nic lepszego do powiedzenia, to lepiej siedź cicho. Tym razem chodzi o Vincenta.
– Kolejny? To ilu ich tam jest? – powiedział, robiąc sztucznie zdziwioną minę, drapiąc się po głowie.
– Jak na razie czterech.
– Nie no... Prawdziwy harem...
– Słuchaj, to jest sprawa szczotki i szminki, więc nie mam czasu do stracenia – powiedziałam potrząsając moim workiem.
– Jeśli tak, to chodź. Podwiozę cię.
Nie powiem, szybko zmienił zdanie. Nie powiem, trochę podejrzane. A może to Olka pokazała mu zdjęcie? Skąd mam wiedzieć? Do tej pory nie wiem.
– Dzięki, jesteś wielki – spróbowałam zachować pełną powagę i nie ukazać zdziwienia tak szybką zmianą decyzji.
– Serio?! Wy sobie chyba ze mnie jaja robicie?! Jeszcze przed chwilą się kłóciliście, a teraz jedno będzie podwozić drugiego? – spytała Olka.
Czyli jednak nie pokazała mu zdjęcia. Sama zresztą już nie wiem.
– No? – rzekł Sam
– Bywa – powiedziałam, po czym razem z Samuelem zniknęłam za drzwiami.
Jazda jak zwykle nie była długa. Gdy dojechaliśmy, wyskoczyłam z motocyklu jak sprężyna, szybko żegnając się z przyjacielem. Główne drzwi okazały się być zamknięte. Wszystkie. Przez chwilę próbowałam znaleźć klucze, ale wiadomo jak to bywa z damską torebką, tudzież workiem. Pognałam co sił w nogach do tylnego wejścia. Te na szczęście nie stawiały oporu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro