19) 26.07.2019 Naprawa Mangle i kwękanie Tostera
Zaczęliśmy ją składać od nowa. Nie było to łatwe zadanie, albowiem była mocno zdeformowana. Na szczęście od czego była instrukcja.
– Ile osób wie, że jesteś humatronikiem? – zagadnął nagle Toster. Zdziwiłam się bardzo na jego słowa spoglądając trochę w górę wprost w jego oczy.
– To zależy, czy Mangle słyszy.
– Nie słyszy.
– Jesteś tego pewien? – spytałam, a on mnie zapewnił, że tak. – Skoro tak... To tylko ty –rzekłam. – No i Luna – dodałam po chwili.
– A ona skąd?
Zastanowiłam się przez chwilę. Musiałam jakoś mu powiedzieć, żeby nie powiedzieć za dużo.
– Pracowałyśmy przez jakiś czas w jednej placówce...
– Też była humatronikiem? – spytał nagle Toster. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
– A widzisz, żeby była? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– No...
– Właśnie.
Przez chwilę pracowaliśmy w ciszy.
– Cóż... – zaczął nagle. – Czasy się zmieniają, przyjaźnie odchodzą...
– Ta... Czasem... Czasem bywa.
– Bywa?
– No... tak. Nie jest to łatwe, ale czasem da się przeżyć – uśmiechnęłam się sztucznie pod nosem. Dziobem. Nieważne.
– Oj da się... – rzekł cicho pod nosem.
– Miałeś kiedyś przyjaciela? – spytałam, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że może nie powinnam.
– Przyjaciółkę – ujął krótko. – Lecz.. To trochę bardziej skomplikowane...
– Dla... – zaczęłam, lecz ugryzłam się w język.
– Dlaczego? Eh... – westchnął. – Jakby to powiedzieć... Była adoptowana.
– I co z tego?
– Nie rozumiesz. To... To myśmy ją adoptowali.
– Co? – zająknęłam się.
– To dość skomplikowane. To wszystko jest zbyt skomplikowane. To wszystko jest zbyt trudne... To wszystko minęło tak szybko, żeby wydało się prawdziwe... Ale równocześnie zbyt bolące, żeby nie było prawdziwe... – robot zawiesił się patrząc pusto w blat. A przynajmniej tak wyglądał.
Zrobiło mi się go szkoda. Przeze mnie odświeżył smutne wspomnienia. Nie wytrzymałam. Musiałam. Po prostu musiałam. Nawet, jeśli to był tylko robot.
Podeszłam do niego i go przytuliłam. Robot odwrócił głowę w moją stronę. Nie krył zaskoczenia podnosząc wysoko powieki. Dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
– Dzięki... – rzekł po chwili. – Nie musiałaś...
– Drobnostka – powiedziałam odklejając się od niego.
Wznowiliśmy pracę. Staraliśmy się stosować do instrukcji, lecz Golden Freddy był jakby nieobecny.
– Słuchaj – zaczęłam. – Jeśli chcesz się po prostu wyżalić, zawsze możesz. Może ci to nawet ulży.
– Myślisz?...
– No tak... To zawsze pomaga. A przynajmniej prawie zawsze. A przynajmniej tak jest u mnie...
Goldie westchnął.
– Dobra... Niech ci będzie...
– Ale nie czuj się do tego zmuszony! – zawołałam.
– Nie no może faktycznie mi ulży... Ileż przecież będę trzymał to w sobie. Więc... Tak jak mówiłem. Adoptowaliśmy ją. Była wtedy taka mała... Ktoś ją po prostu porzucił... Cóż mieliśmy zrobić?... A wiesz, co było najzabawniejsze?... Też była humatronikiem...
Byłam w lekkim szoku, lecz jeszcze bardziej opowieść mnie zaintrygowała. Zerknęłam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
W sumie to by miało sens. Springtrap przecież też coś wspominał o tym. Tylko że on nie chciał o tym gadać.
– Później zaprzyjaźniła się z taką jedną. Bardzo miła dziewczyna. Specyficzna, ale miła. W sumie nasza też była niczego sobie. Wymyśliła sobie, że będzie się uczyć języków, lecz tak naprawdę tylko dwa jej przypadły do gustu. A to wszystko po tym, jak jednego musiała się nauczyć, aby się z nią porozumieć. Do tej pory nie mam pojęcia, co to był za język. Wiem tylko tyle, że nie w sposób go było go sobie zaprogramować. Ale to nieważne... – urwał.
Znów minęła chwila milczenia. Goldie już sprawniej składał Mangle. Jak widać, naprawdę było mu nieco lepiej.
– Lecz stała się pewna rzecz, która na zawsze zaburzyła nasze relacje... – znów zaczął i się zawahał. Odłożył narzędzia na bok i westchnął z lekkim załamaniem. – To... To... To wszystko moja wina.
Głos trochę mu drżał, pomimo że był robotem. I gdyby nie to, to zapewne by płakał. Maszyny również miały uczucia. A Goldie był tego istnym przykładem.
Spuścił głowę, a ja przerwałam pracę. Dopiero po chwili spojrzał się na mnie takim wzrokiem, co było dla mnie znakiem, że mam do niego podejść i przytulić. Nie protestowałam. Widziałam wdzięczność w jego oczach.
– Miała jeszcze kolegę – zaczął ponownie. – Słabo go znałem. Trochę strachliwy... – urwał na chwilę. – I... I... I to właśnie o to chodzi. To znaczy nie zupełnie o to, ale konkretniej o niego... Ja... Ja nie pamiętam, jak dokładnie to się stało... Byłem tego dnia jakiś nieprzytomny... Coś... Coś tego dnia z moim systemem było... Było coś nie tak... – znów urwał. – Cze-czemu to wszystko musiało się zdarzyć jednego dnia?... – ponownie urwał. – On miał brata. Lubił się czasem nad nim poznęcać. Podokuczać. Jak brat bratu... Ale... Ale tego razu było już za wiele... Przesadził... Aż sam zdał sobie z tego sprawę... – nie był w stanie dalej tego kontynuować.
– Nie żyje?... – spytałam niepewnie.
– Nie chciałem... Ja naprawdę nie chciałem...
Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Doskonale go rozumiałam. Ja też popełniła w życiu jeden znaczący błąd. Można nawet powiedzieć, że podobnej wagi...
– Podczas czyszczenia u Springtrapa wystąpiło zwarcie, więc go gdzieś wywieźli. Dopiero niedawno tak naprawdę znów się spotykaliśmy. Lecz ona... Ona mnie znienawidziła. A przynajmniej przez kilka pierwszych lat... – znów urwał. – Przenieśli nas, ale nigdy nie zapomnę jej wyliczanki dni. Z czasem znów zaczęła mnie tolerować... Wyprowadziły się, gdy tylko skończyły osiemnastkę... Raz... Tylko raz dała mi znak życia.
– Kiedy to było?... – spytałam niepewnie.
– Siedemnaście lat temu...
– Dawno...
– Bardzo... – westchnął. – Ale mam do ciebie jedną prośbę... Nie mów nic Springtrapowi... Ja... Ja nie chcę przy nim tego poruszać... Jego to równie mocno boli jak mnie... A nawet może i mocniej... A pomyśleć jak bardzo byliśmy kiedyś wszyscy ze sobą zżyci...
– Obiecuję – rzekłam z ręką na sercu.
Po raz kolejny wzięliśmy się do pracy. Widać, że było mu lepiej. Sam nawet przyznał mi rację. Mangle powoli wyglądała należycie. Przyjemnie nam się pracowało.
W pewnym momencie Goldie dodał po nosem jedno zdanie i już więcej nie drążył tematu:
– Mówiła mi wujku...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej gołąbeczki (dajcie znać, że mogę Was tak nazywać)
Przy okazji wszystkiego najlepszego dla mojej kuzynki Lucy (aka Luny aka @LuCy_Creepypasta7 ) w dniu jej 15-stych urodzin <3
I tak pewnie tego nie przeczyta... ;-; ale w razie czego żeby nie było, że zapomniałam czy coś ;-;
To już raczej wszystko, więc gruchajcie się, yyy... to znaczy trzymajcie się.
Cześć
~Betty
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro