Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16) 25.07.2019 Iskra

Po zapewne kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Moja orientacja w terenie mnie nie zawiodła. Znów nie miałam pojęcia jak dojść na miejsce.

Zrobiłam sobie kakauko, albowiem Toster nie chciał, i usiedliśmy przy małym stoliku w kącie kuchni.

– Szkoda, że nie ma pianek... – westchnęłam pod nosem.

Zawsze chciałam spróbować jak smakuje kakao z piankami. Zawsze, gdy miałam sobie je kupić, coś rozpraszało moją uwagę lub jakaś osoba trzecia wprost mówiła, najczęściej ciocia, żebym tego nie kupowała, bo to przecież niezdrowe...

– To... co teraz? – spytał Golden Freddy.

– A bo ja wiem? – wzruszyłam ramionami.

Nastała chwila ciszy. Nie wiem, czy zręcznej, czy niezręcznej. Po prostu ciszy.

– To... – zaczął Toster. – Może powiesz mi, jak to było zanim tu przyszłaś?

Uniosłam jedną brew, albowiem nie zrozumiałam sensu jego wypowiedzi.

– Czyli? – spytałam.

– Pracowałaś wcześniej?

Kiwnęłam głową.

– Gdzie? – spytał.

– W Roxy's Entertainment. Kojarzysz? – zagadnęłam, a on pokręcił głową. – No cóż...

– Tam też są humatroniki?

– Tak. Z kilka. To moi znajomi. Dalej mam z nimi kontakt.

– To dobrze...

Znów minęła chwila ciszy, tym razem już bardziej niezręcznej.

– Wiedzę, że rozmowa bardzo nam się klei... – rzekł Toster.

– Bardzo...

– Często bywałaś na nocnych zmianach?

– Najczęściej.

– Czemu?

– Jakoś... Jakoś nie lubię zbytnio się integrować... Poza tym... Mój angielski, jak słychać, nie jest jakiś rewelacyjny...

– Gadasz...

– No jakoś...

– Ale... Nieważne...

– Co?

– Po prostu nie oto mi chodziło, ale już nieważne.

– Aha ok...

Często zdarzały nam się niespodziewane cisze.

– Pij kakauko, bo stygnie... – rzekł

I to bardzo.

– Nie nudziłaś się tam?...

– Nie – uśmiechnęłam się lekko. – Zbyt dużo mieliśmy zawsze do roboty, żeby się nudzić.

– Na przykład?

– Na przykład... Na przykład... Ostatnio w siatkówkę graliśmy.

– Tak?

– Zestawem do badmintona i piłką plażową.

– Ciekawe...

– Ta...

– A w coś jeszcze graliście?...

– W to, co się chyba dało...

– A ok... A coś... coś ciekawego robiliście?...

– Ciekawego?... No... Ten... – próbowałam wysilić mój mózg. – Raz nas zalało.

– W sensie, że woda.

– No tak. Tak trochę. Niedużo. A na zewnątrz chłodno było.

– I?

– No i żeśmy klimatyzację włączyli dodatkowo.

– I?

– I nam zamarzło.

– Lodowisko powiadasz?

– Coś w tym guście.

– Fajnie było?

– Bardzo.

– To fajnie...

– W hokeja też graliśmy.

– Na lodzie?

– Tak.

– Pomysłowo.

W takiej atmosferze mijała nam zmiana. Niby chcieliśmy porozmawiać, ale za bardzo nie było o czym. Jak próbowaliśmy o czymkolwiek, to z kolei nic nam się ze sobą nie kleiło. Jak widać początki nie zawsze bywają łatwe.

Piłam kakao z nadzieją, że w końcu uda nam się jakoś lepiej wykorzystać ten czas. Wydawało mi się, że ani ja, ani on nie czerpie radości z tej rozmowy. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zmienić temat. Trzeba było przecież ustalić co będziemy dokładnie robić następnego dnia. Ten temat bardziej już nam się układał, lecz dalej brakowało nam tej nici porozumienia.

Resztka kakaa już jakiś czas temu zdążyła się zrobić zimna. Zrezygnowana spojrzałam na zegar i wytrzeszczyłam oczy.

– Co żeś tak się spojrzała? Ducha zobaczyłaś, czy co?

– Zaraz szósta będzie.

– Już?

– Ale ten czas szybko leci. O tak – pstryknęłam i pojawiła się iskra. Podskoczyłam ze zdziwienia.

Byłam w szoku. Wpatrywałam się w moje palce odcinając się myślami od reszty świata.

– Liv? – pytał, dopóki nie zareagowałam.

– Tak? – spytałam nagle, wyrwana z własnego świata.

– Odpowiesz mi na pytanie?

– Sorry, nie słyszałam.

– Pytałem, co to było.

– A, to? To... To, to sama chciałabym wiedzieć. A teraz chyba na mnie już pora.

– Ale...

– Zanim wyjdę, to już wybije. Cześć. Do jutra.

Wstałam i wyszłam z kuchni. Tym razem nie miałam większego problemu z odnalezieniem drogi powrotnej. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam stołu i na niego wpadłam, robiąc niezły rumor.

Animatroniki spojrzały się na mnie z politowaniem. Aby nie czuć na sobie ich wzroku, wczołgałam się pod stół. Siedziałam tam tak długo, aż zegar ścienny nie wskazał godziny szóstej nad ranem. Dla bezpieczeństwa wyszłam tym razem tylnym wyjściem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro