Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

98) 24.08.2019 Podsumowanie

Minęło kilka dni, odkąd wróciłam ze szpitala. Leżałam u siebie na łóżku i z zabandażowanym kolanem czytałam internet, słuchając muzyki.

Ciocia nie miała już tak bardzo tego nam za złe, ale i tak dostałyśmy szlaban. O tyle dobrze, że i tak ciężko mi było się teraz ruszyć. I tak już mniej bolało. Było to jedynie stłuczenie z dużą opuchlizną. Dodając do tego zabandażowane ręce, wyglądało to co najmniej... poważnie. Na szczęście rany na szyi się już zasklepiły, więc nie musiałam nosić usztywnienia.

Jestem pod ogromnym wrażeniem, że mimo wszystkiego, co mnie spotkało, nic sobie nie złamałam. Jeszcze tego byłoby mało, pokazywać się w gipsie w nowej szkole. Nawet nie wiem, jakbym dała radę wsiąść do samolotu. Albo o kulach, albo Sam by mnie przeniósł. Jak w szpitalu. Akurat go wypuścili i mógł przyjechać. Scotta przypuszczam, że delikatnie spławił.

Ale mniejsza już o to.

Przełączyłam piosenkę i poprawiłam słuchawkę w uchu. Popatrzyłam na moje kolano znad telefonu. Sekundę później ktoś zapukał do moich drzwi.

– Proszę – powiedziałam.

Drzwi delikatnie się uchyliły, a w przejściu dostrzegłam ciocię.

– Hej... Jak się czujesz?... – spytała z troską w głosie.

– Bywało lepiej – mruknęłam.

Ciocia westchnęła, po czym weszła do środka i usiadła na brzegu łóżka. Byłam zmuszona wyłączyć muzykę, bo coś zapowiadało się na dłuższą rozmowę. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.

– Słuchaj... – zaczęła. – Przemyślałam całą tą sprawę jeszcze raz, przegadałam i doszłam do jednego wniosku. Nie powinnam była może cię karać za to, co było odgórnie przez niego zaplanowane. A że wakacje się kończą i trzeba będzie wracać do domu, to pasowałoby się pożegnać, nie?

Nie lubiłam odchodzić bez pożegnania. Dlatego uśmiechnęłam się. Ale niepewnie. Bo z kim by się tu pożegnać?

Z Vincentem, który siedzi w więzieniu?

Z Mikeem, który musiał jeszcze zostać się w szpitalu?

Ze Scottem, który zapewne znów by się głupio uśmiechał?

Z drugiej strony, temu ostatniemu należą się słowa podziękowania. A chociażby za pomoc z tym durnym planem, za to, że pomógł mi dojść do auta. I za to, że odwiózł mnie do domu, jak byłam nieprzytomna ze zmęczenia. I że mnie złapał, jak spadłam z kraty wentylacyjnej i że spuścił razem z Samem łomot na Vincencie...

Trochę się tego zebrało.

Więc odejść bez słowa tak trochę nie bardzo.

Chyba jednak dobry z niego kolega.

– No, pasowałoby – powiedziałam.

No i w sumie należałoby pożegnać się z robotami. Moje święte trio; Mangle, GFrey i Springtrap, którzy dzielnie dotrzymali sekretu przez... miesiąc? Około? Ktoś to zliczył?

Ale teraz jak wiedzą już wszyscy, jakoś trudno pogodzić mi się z tą myślą. Bałam się, co oni sobie o mnie pomyślą, jak jeszcze raz mnie zobaczą.

Co takiego? No właśnie nie miałam pojęcia, dlatego się bałam.

– Ale jakoś nie jesteś z tego powodu zadowolona – zauważyła.

– Jestem! – próbowałam ją zapewnić.

– Ale?

Uniosłam brew.

– Coś cię trapi – uznała.

Westchnęłam.

– Po prostu... Obawiam się trochę tego.

– Czego? Pożegnania? Coś ty, niepoważna?! – spytała ze śmiechem.

– Może i tak...

– Zabić to cię nie zabiją.

– Skąd ta pewność?

– Znają mnie. A to już coś. A przynajmniej część. Wiedzą, co to humatronik i tak dalej. Reszta może czuć się jedynie z lekka oszukana.

– I ja właśnie o tym. Boję się ich teraz reakcji.

– Powiem ci coś. Minęło kilka dni. Co mieli w sobie, to miejmy nadzieję, że już się tego pozbyli. Bądź co bądź, dalej to roboty. A co będzie, to będzie i głowa do góry – ciocia podniosła mój podbródek. – Dasz radę. Nie ty pierwsza i ostatnia. To co, poniedziałek?

Musiałam się zgodzić. W środę mieliśmy już lot.

Ciocia poklepała swoje kolana i wstała. Zmierzała do drzwi.

– Będę tam z tobą, więc się nie martw – dodała, opierając się o ościeżnicę. – No chyba gorzej już być nie może, nie?

– Znając moje szczęście, to nigdy nic nie wiadomo...

Ciocia uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z pokoju. Włożyłam ponownie słuchawkę do ucha i powróciłam do ówcześnie wykonywanych czynności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro