89) 20.08.2019 Może jeszcze nie jest za późno
Wyszłam biura i podążyłam w stronę łazienek. Mike był niezadowolony, bo przypadło mu najwięcej pomieszczeń, ja narzekałam, bo przypadły mi również męskie toalety.
Na miejscu stanęłam jak wryta. Cofnęłam się o krok i zmieniłam w humatronika. Moim oczom, po raz kolejny, ukazał się Freddy w damskiej toalecie.
Wkurzona weszłam do środka.
– Freddy, możesz mi łaskawie powiedzieć, co u licha robisz w damskim kiblu?
Robot odwrócił się gwałtownie i zmieszał się bardzo.
– A ty?... – spytał po chwili.
– Dobrze wiesz, że to nie jest odpowiedź na to pytanie
On nic nie odpowiedział, tylko stał jak wryty.
– Jak chcesz zmienić płeć, idź po prostu do serwisu, może jeszcze nie jest za późno.
– Co? Nie, nie, nie, nie. Na mnie chyba już pora – rzekł pośpiesznie, wychodząc z łazienki.
– Freddy, czekaj.
– Co? – spytał, stojąc w przejściu.
– Są tu może jakieś zegarki?
– Co? – spytał ze zdziwieniem. – Ale, że tu? Chyba nie, nie wiem. Nigdy nie zwracałem na to uwagi. Po co ci to?
– Tak... z ciekawości – rzekłam po chwili.
– To sprawdź sobie – powiedział i wyszedł.
– (pl) Nie no dzięki... – powiedziałam już bardziej do siebie.
Zostałam sama. Pospiesznie sprawdziłam wszystkie ściany, lecz na żadnej nie było zegara. Musiałam jeszcze pójść do męskiej toalety. Bardzo mi się nie chciało, ale nie miałam wyboru.
Miałam nadzieję, że nikogo tam nie będzie, bo to, co zobaczyłabym, tego już bym nie odzobaczyła.
Jeszcze szybciej niż poprzednio latałam z kąta w kąt, z wysoko uniesioną głową. Kiedy uznałam, że nie ma tam nic, chciałam wyjść, ale usłyszałam czyjejś kroki. Spanikowana rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Dostrzegłam kratę wentylacyjną. Bez zbędnego rozmysłu podbiegłam do niej, otworzyłam ją i weszłam do środka. Przeczołgałam się do kraty damskiej toalety, lecz nie mogłam wyjść, albowiem zobaczyłam Toy Chicę. Znów się cofnęłam, uważając, aby nie hałasować. Znalazłam się pomiędzy jedną a drugą kratą.
Z drugiej strony dalej byłam humatronikiem, ale jakoś nie miałam ochoty wyjść do niej i odpowiadać na ewentualne pytania.
Z trzeciej strony mogłabym się jej spytać, czy przypadkiem nie widziała chłopaków.
Znów podpełzłam do do kraty. Wyjrzałam zza niej, lekko podnosząc do góry, lecz jej już nie było.
Usłyszałam coś w oddali, co rozniosło się echem po szybie. Spojrzałam w tamtą stronę z zainteresowaniem. Z jednej strony przerażające by było spotkać kogoś w tym samym szybie, ale z drugiej strony ciekawość dała za wygraną. W sumie dalej byłam w formie humatronika, więc ewentualne spotkanie z robotem wydawało się już trochę mniej straszne.
Poruszanie się bezszelestnie w metalowym szybie wentylacyjnym wcale nie jest takie proste. Trochę błądziłam, szukając tajemniczego odgłosu, aż tu wtem skończyło mi się podłoże.
Zaczęłam spadać. Krzyknęłam. Rozpędzałam się. Próbowałam się zaprzeć rękami oraz nogami, lecz to mało pomagało. Zobaczyłam światełko a potem kratę. Odruchowo zasłoniłam głowę rękoma, lecz ta i tak poniekąd miała z nią styczność.
Sunęłam po podłodze, bo od poprzedniego razu nikt kraty nie zamknął. Z bezsilności zmieniłam się z powrotem w człowieka. Skuliłam się z bólu i wzięłam moje ręce przed oczy. Znów krwawiły. Na czole też poczułam ciepłe strużki.
Miałam wszystkiego dość. Przez głowę przeszła mi myśl, że to co robię, jest bez sensu. Kto normalny szuka zaginionego zegara, by po wyjęciu jego baterii robotom nie włączył się tryb dzienny?
Po krótkiej chwili usiadłam. Złapałam się za głowę i starłam krew z czoła. Potem skapnęłam się, że zrobiłam to bandażem. No tak – jestem leworęczna. Wszystko, co robię, automatycznie lewą ręką.
Przeklęłam pod nosem. Starłam jeszcze raz czoło, tym razem z premedytacją. Drugą rękę również. Wiedziałam, że takie działanie raczej nie przyspieszy gojenia się ran, a raczej to sprawi, że ewentualnie już zakrzepnięta zostanie perfidnie zdarta, ale na ten moment szczerze mnie to nie obchodziło.
Wstałam. Rozejrzałam się krótko. Znów znajdowałam się w tym przeklętym pomieszczeniu, w którym zdecydowanie zbyt dużo się działo. Energicznie pokręciłam głową i poszłam przed siebie, na schody.
Zatrzymałam się jednak po dwóch stopniach, bo coś przykuło moją uwagę. Wróciłam się. Może to było zwykłe przewidzenie, ale byłam zbyt zmęczona, by to zbagatelizować, a potem przejmować się, że niby co to mogło być.
Poszłam za schody, trzymając się jednego stopnia. Spojrzałam na ścianę, a moim oczom ukazało się nie co innego, jak zegar ścienny.
Po prostu oniemiałam. Chciało mi się śmiać w duchu. Przecież wszystko przebiegało jak w jakimś tanim filmie akcji:
Masz ekipę, składającą się łącznie z pięciu osób.
Jedna z nich musi być mało inteligentna – czyli Mike, ale w tym wypadku Sisi, bo to ona wymyśliła te zegary.
Najlepiej, aby w grupie było jakieś zwierze, najlepiej pies – Luna. Co prawda to fenek, ale one są z rodziny psowatych, więc na to samo wychodzi. W takim wypadku w ekipie masz cztery osoby i jedno zwierzę. Idealnie.
Musicie mieć jakiś problem do rozwiązania, najlepiej w jak najbardziej durny sposób – plan Sisi i jej zegary.
Macie ograniczenie czasowe – no przecież macie czas tylko do szóstej, bo inaczej katastrofa i nieudany film!
Musicie się rozdzielić – inaczej nie wyrobicie się w czasie.
Musicie mieć kogoś, kto wam z góry nałożył czas – macie być o dziesiątej w pracy, ale budzę was po czwartej, bo się nie wyrobicie! Co z tego, że odległość to tylko dwa kilometry?
Wykonujecie nieraz trudne i kompromitujące zadania – no chyba nie muszę wspominać o Freddym oraz damskich i męskich kiblach?
Podejmujecie trudne wybory – pójść do Toy Chicki i spytać się o chłopaków czy nie?
Podejmujecie czasem durne wybory – pójść za tym tajemniczym głosem w wentylu czy nie?
Ocieracie się o śmierć – zjeżdżalnia na główkę zakończona metalową kratą wentylacyjną? Rewelacja!
Macie wrażenie, że to, co robicie, jest bez sensu – a nie?!
Gdy wszystko zdaje się, że się sypie, nagle znajdujecie ostatni zaginiony element – zegar pod schodami, bo przecież każdy tam zagląda i potrzebuje wiedzieć, która jest godzina! To przecież oczywiste!
Z trudem na palcach dosięgnęłam zegara ściennego. Udało mi się go ściągnąć i wyjąć baterię. Następnie sprawdziłam godzinę, którą jeszcze przed chwilą wskazywał.
Niby idealnie mieścicie się w czasie – zostało wam pięć minut.
Nagle role w waszej ekipie się zmieniają i to nagle ty stajesz się najgłupszą osobą – do głowy wpadł ci plan tak durny, że nie wiadomo, czy nawet nie przebije planu Sisi.
Rzuciłam zegar w kąt i sprintem pobiegłam na górę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro