7) 22 - 23.07.2019 Spotkanie z gadatliwym chłopakiem.
Obudziłam się po osiemnastej. Niechętnie zwlekłam się z łóżka. Wzięłam byle jakie ciuchy i przebrałam się w łazience. Wracając zajrzałam jeszcze do pokoju przyjaciółki. Ola jeszcze spała. Tego dnia nie chciało mi się jej budzić. Wróciłam do siebie. Schowałam piżamę, pościeliłam łóżko i z grubsza ogarnęłam pokój. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie coś do jedzenia. Zarówno na miejscu jak i do pracy. Po zjedzeniu ponownie wróciłam do pokoju, spakowałam torbę i przebrałam się w uniform. Wychodząc z domu zauważyłam schodzącą współlokatorkę. We Freddy's byłam około wpół do dziewiątej. Udało mi się jeszcze złapać szefa w jednym z pomieszczeń gospodarczych. Porozmawiałam z nim i doszliśmy do porozumienia. Oprócz jakiś ważnych uroczystości nie musiałam nosić uniformu. Dowiedziałam się również, że drzwi, oświetlenie i klimatyzacja jest zasilana przez główny akumulator. W razie jakichkolwiek trudności bądź awarii wystarczy go zrestartować lub wezwać serwis. Przed rozejściem dostałam jeszcze plakietkę z imieniem i nazwiskiem.
– Masz – powiedział szef wręczając mi rzecz. – Zapomniałem wcześniej.
Podziękowałam grzecznie nie zapominając przestawić swojego mózgu na angielski i wziąwszy plakietkę udałam się do łazienki, aby się przebrać. Na szczęście miałam przy sobie jakieś codzienne ubrania. Wróciłam do Dining Area. Ludzie powoli wychodzili z lokalu. Podążyłam za nimi wzrokiem aż do głównego wejścia, które znajdowało się niedaleko sceny. Moja dłoń spotkała się z czołem. Westchnęłam i zasiadłam przy jednym ze stolików nieopodal miejsca, w którym znajdowały się animatroniki. Zapatrzyłam się w nie przekładając plakietkę pomiędzy palcami. W pewnej chwili byłam tak zamyślona, że nie zdałam sobie większej sprawy, że ktoś cokolwiek do mnie mówił.
– A ty nie wychodzisz? Zaraz zamykamy.
– Ja tu zostaję – powiedziałam automatycznie nie przerywając robionej czynności.
– Zdaje mi się, że to niemożliwe. Proszę opuścić lokal po dobroci, albo będę zmuszony zawiadomić policję.
Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na dość wysokiego bruneta z zielonymi okularami na nosie wzrokiem lekkiego niezrozumienia. Lekko się zmieszał, nawet nie wiem z jakiego powodu.
– Dowód osobisty poproszę – powiedział tonem jakby nie do końca pewnym siebie.
Pogrzebałam w torebce, która zawierała w sobie całkiem sporo rzeczy i dopiero po około minucie udało mi się odnaleźć poszukiwaną rzecz. Podałam mu ją, a on nieudolnie przeczytał na głos moje nazwisko.
– Beata Fi-niks...
– Feniks. Przez e – poprawiłam go od razu.
– Aha – rzekł krótko.
– A, no i jeszcze to – wzięłam małą metalową plakietkę i skierowałam w jego stronę.
On spojrzał na nią, potem na mnie, po czym jeszcze raz na nią i dopiero wtedy wziął ją do ręki. Obejrzał ją dokładnie, znów spojrzał na mój dowód i znów na plakietkę.
– No tak... – oddał mi obie rzeczy i podrapał po karku. – To wiele wyjaśnia... Byłaś może wczoraj na nocnej zmianie?... – spytał niepewnie, a ja kiwnęłam głową.
– Czekaj chwilę – powiedziałam nagle sobie coś przypominając.
– Co? – spytał zaskoczony.
– Chyba poznaję twój głos. Czy ty przypadkiem nie dzwoniłeś wczoraj?
– Tak, a co?...
– Nie, nic. Ale mam tylko pytanie. Jak można w pojedynkę tak długo gadać? – spytałam, a on wzruszył ramionami.
– Zawsze tak mam, jak mam podać jakieś przydatne wskazówki nowym pracownikom. A akurat w ostatnim czasie to dość często się zdarza, albowiem stali nocni stróże mają nowych gdzieś. Albo pracują razem i ciągle się kłócą, albo biorą naraz urlop i żaden z nich nie pracuje. Akurat tak jest i tym razem – powiedział dość szybko.
– Aha... Warto wiedzieć... – próbowałam przetworzyć wszystkie otrzymane informacje w logiczną całość.
– Ogólnie to nie polecam tej roboty. Szczególnie nocą. Za dnia da się jeszcze wytrzymać.
– Czemu niby?
– Jakby to delikatnie ująć... Tu jest niebezpiecznie. Możliwe, że nie przeżyjesz tygodnia. Naprawdę szkoda mi cię...
Albo mi się wtedy zdawało, albo chłopak nabrał delikatnych rumieńców.
– Aha. Poradzę sobie – powiedziałam pewna siebie.
– Ty chyba nie rozumiesz jak bardzo poważna jest to...
– Poradzę sobie – przerwałam mu.
– Jak chcesz. Ja tylko ostrzegałem.
– Ok.
Pożegnaliśmy się i po niedługim czasie udałam się do biura. Do rozpoczęcia zmiany zostało mi niewiele czasu. Uznałam jednak, że chce mi się do toalety, więc pognałam co sił w nogach, aby tylko przed dwunastą być z powrotem w biurze. Po powrocie zmieniłam się w humatronika i czekałam na Chicę.
– Gotowa poznać nowych przyjaciół? – spytała niecałe dziesięć minut po północy.
– Jasne... – odpowiedziałam lekko niepewnie.
– Więc chodźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro