Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63) 14.08.2019 Prześwitujące ciasto

Było grubo po północy, gdy w końcu usiedliśmy w biurze. Po zjedzeniu paluszków, które skończyły się po pięciu minutach, postanowiliśmy podzielić się tortem. Najpierw odkroiliśmy cienki plasterek dla Mikea, a następnie pozostałą część podzieliliśmy na pięć równych. Vincy oczywiście narzekała, że powinna dostać najwięcej, bo odwaliła całą robotę, ale nie zważaliśmy na to. Inaczej sprawa by wyglądała, gdyby Vincy miała przy sobie broń, ale ostrze było zbyt potrzebne do krojenia ciasta, by teraz zabijać innych.

Nagle coś zakryło mi oczy i wrzasnęło do ucha. Przestraszyłam się, nie powiem. Krzyknęłam, ale wyrwałam się i uderzyłam oprawcę w brzuch.

(pl) Co robisz, idiotko?! – krzyknęła Luna.

Robotka była zniszczona. W niektórych miejscach widać jej było endoszkielet.

(pl) Sorka... – powiedziałam.

(pl) Lucy?! – spytała nagle Ola.

Luna. – poprawiła ją, starając się nie powiedzieć tego przez zęby. – Czekaj... – zawahała się. – Ola?!

Następne kilkanaście sekund wypełnione było piskami radości i stęsknienia, przytulasami i kto wie czym jeszcze.

Ja jedynie zastanawiałam się, co ona kuźwa zrobiła ze sobą, że wygląda jak ciasto Mikea – w większości miejsc widać co się znajduje za nią, przez wielkie dziury w jej ciele.

– Co ci się stało? – przerwał całą euforię dziewczyn pytaniem Scott.

– No więc... – zaczęła Luna. – Trochę pokłóciłam się ze znajomymi... A wiesz, jak się kłócić, to na całego – zaśmiała się. – Potem postanowiliśmy poszukać mojej instrukcji obsługi. No wiesz, by mnie złożyć od nowa.

– I co? – spytała Ola.

– No i nic. Nie ma. Ale gdzieś musi być. Ja to wiem. Pewnie gdzieś w tym budynku.

– Vincy, wszystko ok? – spytałam nieco zaniepokojonego chłopaka.

– C-co? – wyrwał się z zamyślenia. – Tak... Zamyśliłem się tylko...

– A jemu co? Postanowił zmienić płeć? – spytała Luna. – Jemu i tak nic już nie pomoże.

– Dzięki... To było naprawdę... Miłe...

– Nie ma sprawy. Jak chcesz, to mogę częściej prawić ci takie komplementy.

– Może innym razem... Ja... Chyba będę się już zbierał...

– Czemu? – spytała Olka.

– A bo... tak... Cześć... – wstał i powoli zmierzał w stronę wyjścia.

– Nie idziesz tego zmyć? – spytałam zdziwiona.

– Obojętne mi już to...

To zdziwiło mnie jeszcze bardziej.

– Ale patrz, już się nie przewracasz w tych szpilkach – rzekł Scott.

– No widzisz? Teraz mogę w nich popylać – lekko się uśmiechnął. – A propo... Muszę lecieć... Chyba zostawiłem włączone żelazko... Cześć – powiedział pospiesznie i czym prędzej wyszedł z biura w stroju księżniczki.

Nauczył się chodzić w obcasach prędzej niż ja na swoich...

To nie sprawiedliwe.

– Że-żelazko? Od kie-kiedy ty prasujesz? – spytał Jeremy.

– Zdarza się! – krzyknął, znikając w korytarzu.

– Jeśli to prawda, to dom mu się już dawno sfajczył – stwierdziła Ola.

– Myślisz, że on w ogóle umie prasować? – spytał Scott.

– Bądź co bądź, koszul nie ma pogiętych – zauważyłam.

– Nie byłoby mi szkoda jego domu...

– Wiemy Mike, wiemy... Najchętniej to byś sam go spalił – odrzekł Scott.

– To prawda... Znasz mnie.

– Dziwne, że tak szybko poszedł. Nawet ciasta nie dokończył – zauważyła Ola.

– Ej... Czy to nie był przypadkiem mój diadem? – spytała Luna, a ja z Olką milczałyśmy. – Jak on się tu znalazł, hm? Betty?...

– No... Więc... I tak już z niego nie korzystasz...

– Beata!

– Ale możesz za to w zamian zjeść jego kawałek ciasta – rzekłam w pośpiechu.

– Dalej mam ci to za złe – powiedziała biorąc niedojedzony kawałek.

– Ok.

– Czemu ona niby ma dostać?! – spytał oburzony Mike. – Może ja też chcę?!

– Ale ty już miałeś – powiedział Scott.

– Ten plasterek był tak cienki, że aż prześwitywał!

– N-no ale miałeś – powiedział Jeremy.

– To nie fair! Całe moje życie jest nie fair!

– Bywa – powiedziałam, a on wydał okrzyk niezadowolenia.

– Dziewczyny, dokańczamy ciasto i idziemy do reszty animatronów? – spytała Luna, przeżuwając.

– Ja chętnie, ale niestety muszę się zbierać. I tak już wystarczająco się spóźniłam.

– Szkoda...

– Ja pójdę – powiedziałam. – Nie byłam tam od dawna, a głównie TO jest moja praca...

– Ups, przypał – rzekł Mike.

– Weź już lepiej nic nie mów – powiedział Scott.

– N-nikt nie ch-chce cię słu-słuchać.

– Widzisz? Nawet Jeremy się tobie postawił.

– Dobra! Jak chcecie, to mogę w ogóle się już dziś nie odzywać!

– Nareszcie – zażartowałam.

– Będziesz jeszcze kiedyś czegoś ode mnie chciała.

– Wątpię.

– Aha.

Dokończyliśmy ciasto i razem z Luną udałyśmy się do Dining Area. Ola jedynie dotrzymywała nam towarzystwa, dopóki się nie rozdzieliłyśmy.

– Pozdrów ode mnie Samuela – powiedziała Luna zanim dziewczyna zniknęła za drzwiami.

– Dobrze. Powiem też, że tęsknisz,

– Nie przesadzaj. Po prostu pozdrów.

– Ok – zaśmiała się i poszła.

– Ej, a ty przypadkiem nie powinnaś być tu tydzień temu? – spytałam kuzynki.

– Przeciągnęło się – odrzekła wzruszając ramionami.

Na szczęście zmieniłyśmy się już w korytarzu, więc animatroniki nawet nie zwróciły na nas zbytniej uwagi. Dopiero po chwili skapnęły się, że „wróciłam".


~~~~~~~~~~~~~~

Ktoś zauważył coś nowego?

Tak, zmieniłam okładkę.

Nie wiem jeszcze, czy na pewno ta pozostanie na dłuższy czas, czy jej w przyszłości nie wymienię.

Możecie napisać, co o niej myślicie oraz co myślicie o rozdziale. Czytam każdy komentarz. I nie bójcie się wyrazić swoje zdanie.

Do następnego.

~Betty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro