Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60) 13.08.2019 Dobry plan

Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Gdy tylko się odwróciłam, zobaczyłam Samuela stojącego tuż przede mną.

– Czemu nie zaprosiłaś go do środka? – spytał.

– Zaprosiłam. Ale nie mógł.

– O, a czemu?

– Okazało się, że miał zmianę o ósmej.

– Coś mi się wydaję, że się spóźnił.

– To już nie mój problem.

– Ale jak widać bardzo mu zależało na tym, by cię odprowadzić.

– Musieliśmy coś obgadać. A zresztą. Nie muszę ci przecież nic mówić.

– Czemu?

– Nie jesteś moim bratem. Ani moim ojcem. Ani opiekunem prawnym.

– No właśnie. Zjeżdżaj od mojej psiapsiółki. Mam być zazdrosna? Czemu mnie nie pytasz o takie rzeczy, co?

– No dobrze... – wzdychnął. – Kochana siostrzyczko... – rzekł sarkastycznie. – Czy jest u ciebie...

– Nie. Dzięki, że pytasz – przerwała mu.

– Widzisz? Nawet nie muszę kończyć – zwrócił się w moją stronę.

– A co zrobisz, jeśli teraz ja zapytam o twoją pracę? – spytałam zaplatając ręce na piersi.

– To odpowiem. Ale i tak nie licz na jakieś sensacje. Czasem jest tak nudno, że przelatujący owad byłby inspiracją do napisania książki. Chyba złożę papiery o przeniesienie – wyznał.

– Ani mi się waż – rzekłam gwałtownie.

– A to ciekawe... – założył ręce na piersi. – Kiedyś wspólna praca w jednym miejscu to była codzienność...

– To nie tak. Ja po prostu wiem, gdzie mogliby cię przenieść.

– Gdzie niby?

– Do lokalu Lucy.

– A czemu niby tam?

– Bo pracowników tam mało podobno.

– Czemu niby miałbym ci wierzyć?

– Mówiła mi.

– Kiedy niby?

– Kiedyś na pewno.

– Mhm... A was ilu tam? – spytał, zmieniając poniekąd temat.

Zastanowiłam się głębiej nad odpowiedzią.

– Sześciu. Dlatego myślę, że w pierwszej kolejności zatrudniliby cię właśnie tam. Poza tym... Chyba oboje bylibyście zadowoleni, prawda?

Samuel spojrzał się na mnie spode łba.

– A jak ci się tam nudzi, to książkę o owadach pisz – wtrąciła się Olka.

Jego wzrok powędrował na siostrę. Po chwili wrócił na mnie, a chłopak rzekł:

– Suń się, chcę wyjść.

– Wiesz, że już go tam dawno nie ma, prawda?

– Do domu chcę wyjść – pomachał mi kluczykami przed nosem.

– Nie te klucze.

Spojrzał na nie i przeklął pod nosem.

– Widział ktoś moje klucze od domu?

– Na szafce powinny być – rzekła Olka. – Obok mojego telefonu ostatnio je widziałam.

– Ok, dzięki.

– Tylko spróbuj go dotknąć...

– Ok.

Po chwili chłopak wrócił z kluczami i znów zaczął machać nimi pod moim nosem.

– To teraz mnie puścisz, czy może mam wyskoczyć z okna? – spytał.

– Nie wiem... Zastanowię się...

– To się pośpiesz.

– No dobra... Nie będę już taką okropną przyjaciółką... – odsunęłam się od drzwi.

– Dziękuję za łaskawość – odrzekł z ironią.

– Czekaj! – krzyknęła Olka.

– Co? – spytał Sam.

– Coś ci z kieszeni wystaje – zauważyła.

– Co niby?

– Czy to nie jest...

– Ym... Nie? – powiedział wychodząc.

– Mój telefon! – dziewczyna rzuciła się z kanapy w pogoń. – Wracaj tu!

– Ani mi się śni! – chłopak wsiadł na motocykl i odjechał.

– Wrócisz tu! – krzyknęła stojąc w progu. – Wiem, że tu wrócisz!

– Oluś... Nie przejmuj się... – powiedziałam pocieszającym tonem.

– Ale on ma mój telefon! – krzyknęła.

– Mam coś lepszego iż telefon. Propozycja nie do odrzucania.

– Co takiego? – spytała smutna.

– Chcesz być księżniczką?

– Betty, coś ty brała?... Poproszę o to samo.

– Za kilka dni jest przyjęcie urodzinowe. Mogłybyśmy być humatroniczymi księżniczkami.

Dziewczyna uniosła brew. Pokazałam jej zdjęcie Vincenta. Na jego widok dziewczyna omal nie udusiła się ze śmiechu.

– My byśmy na pewno lepiej wyglądały – dodałam.

Dziewczyna nie mogła z siebie nic wydusić, bo śmiała się bezgłośnie. Kiwnęła jedynie głową.

– To chcesz, czy nie?

Znów kiwnęła.

– No i gites. A teraz krótka drzemka, to może załapiemy się jeszcze na tort lub jego pozostałości.

– Ooo... I to jest dobry plan! – powiedziała, po czym obie pobiegłyśmy na górę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro