Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53) 10.08.2019 Bo najważniejsze jest pierwsze wrażenie

- Hej, Betty. Wszystko ok? - spytał Scott szturchając mnie w ramię i przy okazji budząc.

- (pl) Co? - podniosłam głowę w jego stronę, a on się zaśmiał.

- Masz odbitą klawiaturę na czole - powiedział nadal się śmiejąc.

- (pl) Co? - spytałam, bo mój mózg był zbyt zmęczony na angielski.

- Masz odbitą klawiaturę na czole.

- (pl) Mhm... Fajnie... - przetarłam oczy rękami dalej nie rozumiejąc o co mu chodzi. Popatrzyłam przed siebie. Był tam jeszcze jeden strażnik z dziennej zmiany. Miał blond włosy i niebieskie oczy. - A ten... Co za jeden? - spytałam zaspanym głosem.

- Co? - spytał Scott, a ja ledwo wyciągnęłam rękę przed siebie wskazując na chłopaka. - A, on? To Jeremy.

- He-hej... - wydukał chłopak machając ręką, a ja mu leniwie odmachałam.

- Długo tu siedzisz?

- (pl) Co? - moje oczy znów się zamykały.

- Betty, posłuchaj - chłopak odsunął moje krzesło i pochylił się nade mną. - Czy ty... - nie zdążył powiedzieć, bo uderzyłam go w twarz.

- (pl) Odsuń się ode mnie zboczuchu! - wstałam odsuwając krzesło, a Jeremy cofnął się o dwa kroki.

- Co w ciebie wstąpiło?! - spytał oburzony Scott zauważając, że mam butelkę wody na biurku. Wziął ją i mnie oblał.

- (pl) Nie po oczach! - przetarłam je, a świadomość na chwilę mi powróciła.- (eng) Co ty wyprawiasz?!

- W końcu gadasz od rzeczy.

- A co niby wcześniej mówiłam?

- Skąd mam wiedzieć? Nie rozumiem twojego. Ale tak czy inaczej nie zmienia to faktu, że walnęłaś mnie w twarz!

- Serio? - ziewnęłam.

- Nie kuźwa, na niby.

- Sorry.

- „Sorry"?! Tylko to masz mi do powiedzenia?!

- Nie krzycz na mnie - moje oczy się lekko zaszkliły.

- Wybacz. Nie chciałem.

- Podanie, trzy zdjęcia, dwa tygodnie na rozpatrzenie sprawy, a potem przyślemy ci odpowiedź drogą mailową pod kategorią spam.

Jego mimika mówiła: „Co kuźwa?"

- A ten to kto? - wskazałam na Jeremiego zmieniając szybko temat.

- Ju-już pytałaś. Je-jestem Jeremy... - wydukał chłopak.

- Naprawdę? Sorry, to ze zmęczenia. Nie spałam od... Co dziś mamy? Środa? Czwartek?

- Sobota... - powiedział niepewnie Scott.

Zdziwiłam się bardzo, bo siedziałam tam od środy.

- N-non-stop?

- Tak... - ponownie ziewnęłam powoli znów tracąc świadomość. - Oczywiście z przerwą na toaletę i żarcie.

- A gdzie Mike i Vincent? - spytał Scott

- (pl) Kto? - powiedziałam tracąc świadomość, ale Scott znów mnie oblał dzięki czemu ponownie się ocknęłam.

- Mike i Vincent.

- Nie wiem. Nie przychodzili od czasu, gdy znieśli mi wszystkie kartony - powiedziałam zgarniając z twarzy wodę, a chłopaki w tym czasie spojrzeli gdzieś.

- Powinnaś iść spać. Ledwo patrzysz na oczy - powiedział Scott lekko troskliwym tonem.

- Serio? A kto mnie przed chwilą obudził? I oblał dwa razy?!

- Ups.

- „Ups" - powtórzyłam z ironią.

- Idziesz do domu?

- Nie mogę.

- Cze-czemu?- spytał Jeremy.

- Nie skończyłam.

- Dokończysz później. Albo nie, chłopaki dokończą. Przecież miałaś im tylko pomóc - powiedział Scott.

- Nie. Została ostatnia dyskietka.

- Ostatnia?

- Tak?

- Czyli tamte pudła w kącie są już sprawdzone?

- Jakie pudła? - spytałam, a chłopak wskazał mi kartony ręką. - Co?!!!

- Widzisz? Resztę zrobią chłopaki.

- No dobra, ale tą chcę osobiście obejrzeć - wsadziłam „ostatnią" dyskietkę do plecaka.

- Czemu? - spytał, bo mnie nie zrozumiał.

- Przeczucie - powiedziałam na szybkiego.

Wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Nogi się pode mną uginały i o mało bym się nie przewróciła. Na szczęście chłopaki ruszyli mi z pomocą.

- Słuchaj, może podwiozę cię do domu? Daj tylko adres - zasugerował Scott.

- Nie, dzięki. Dam radę.

- Przecież widać, że jesteś nieprzytomna, jakbyś piła całą noc. Różnica tylko taka, że mówisz z sensem.

- Chłopaki pili.

- Że co?! - zdziwił się Scott

- Kawę.

- Nie strasz.

- Co?

- Nieważne. To co, podwiozę cię.

- Nie chcę...

- Bo pójdę po teczkę i sam sobie znajdę, a drugi raz tam nie mam ochoty zaglądać jak na razie.

- Co? Jaka teczka? Jaki drugi raz? - spytałam powoli znów tracąc świadomość.

- Ka-każdy pracownik ma swoją te-teczkę z danymi osobowymi - wytłumaczył Jeremy.

- Wiesz... Mówiłem jak szef dał mi twój numer? Więc... to nie była do końca prawda... - Scott podrapał się po karku.

- Jak mogłeś? Wystarczyło spytać - powiedziałam patrząc się na niego moim nieprzytomnym, zmęczonym, ale rozczarowanym wzrokiem. - Ufałam ci... - dodałam półszeptem.

- Przepraszam...

- Idę. Puśćcie mnie - powiedziałam zdecydowanie.

Nie byli do końca przekonani, że był to dobry pomysł, ale więcej nie protestowali.

Poszłam przed siebie. Nie przeszłam może dwadzieścia metrów, a zasnęłam idąc. Upadłam na podłogę, ale oczywiście spałam nadal.

~~~~~~~~~~~~~~~

Hej hej hej

Jak tam?

Dawno nic nie dodawałam, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Ostatnio mam remont w pokoju i nie miałam za bardzo dać rozdziału wcześniej.

A planowałam to zrobić 5 dni temu.

No cóż...

Tak czy inaczej mam nadzieję, że rozdział się spodobał i jakoś umiliłam Wam to poniedziałkowe popołudnie.

Luuub... inny dzień tygodnia i porę.

Narazicho moje gołąbeczki ;* XD

~Betty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro