Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35) 31.07.2019 Ogniste postacie i archaizmy jak z czasów średniowiecza

Nawet nie dotarłam do domu, a już zdążyłam czuć zakwasy. Na miejscu byłam około trzynastej. Marzyłam tylko o tym, by odpocząć po całym dniu. Oczywiście, gdy tylko przekroczyłam próg domu, nie mogłam liczyć na żadne słowa współczucia.

– Co tak długo? – spytała Olka na dzień dobry.

Oczywiście musiała mi zrobić awanturę i kazanie w jednym. Że niby nie odbieram, że niby się martwi, że chce wszystko wiedzieć... Szkoda tylko, że nie tego, co trzeba. Bo jak się od niej czegoś wymaga, to nagle staje się głucha jak ściana.

Przeszłam koło niej i weszłam po schodach. Zamknęłam drzwi od swojego pokoju, co jeszcze bardziej ją poirytowało. I w sumie dobrze. Nie będzie mi młodsza mówić co mam robić.

Wzięłam piżamę z szafy i udałam się do łazienki. Już z samą kąpielą był problem, tak mnie ręce bolały. W sumie nie tylko ręce, a całe ramiona, przez barki, aż po łopatki. Przebrałam się i bolącym krokiem powlekłam do siebie.

Poszłam spać. Obudziłam się po osiemnastej. Zaspana dowlekłam się do salonu. Olka siedziała wpatrzona w komórkę na kanapie. Zawróciłam. Weszłam do pokoju dziewczyny i wzięłam interesujący mnie przedmiot, czytaj ładowarkę. Podłączyłam ją u siebie i wróciłam do salonu.

– Co żeś tam se wzięła? – spytała.

– Ładowarkę – wyznałam wprost.

– Aha. Słuchaj, wpadłam na pomysł – powiedziała dziewczyna.

– Coś niecodziennego – przerwałam jej.

– No weź. Wpadłam na pomysł, jak możesz wykorzystać ogień w dziedzinie, która nie jest ci obca.

– Do brzegu – ponagliłam ją.

– Rysuj.

– Że co proszę? – spytałam z niezrozumieniem.

– Ogniem. Ogniem rysuj.

– Niby jak?

– Nie wiem. To już nie mój problem.

– Aha. No okay.

– Serio?

– No tak.

– Ale że tak szybko się zgodziłaś?

– Znając cię i tak bym musiała prędzej czy później.

– Skoro tak...

Zaczęłam pstrykać. Dopiero po jakimś czasie pojawiające się iskry zostawały na trochę dłużej, by powoli tworzyć bezkształtne postacie. Dopiero po dłuższym czasie zaczęły cokolwiek przypominać. Gdy to tworzące się coś było wystarczająco satysfakcjonujące, zaczęłam opowiadać historię, jak to Luna nagle ze swoją bandą testerów wparowała do biura oraz o moim "genialnym" pomyśle.

Dziewczyna mi powiedziała, abym bardziej się postarała. Nie powiem, spojrzałam na nią spode łba, ale ona nie ustępowała. W rezultacie westchnęłam niezadowolona i spróbowałam włożyć w moją pracę więcej serca.

Powietrze znów zawitały ogniste postacie. U zenitu tej historii zmieniły kolor na zielony. Potem dodałam krótko, dlaczego przyszłam później i zakończyłam morałem, że każdy czyn niesie za sobą konsekwencje lub nie kradnij, bo robot o mało cię nie zje, jakoś tak.

Postacie zniknęły, a dziewczyna patrzyła w to miejsce jak zahipnotyzowana.

– Wow... – wydukała jedynie z siebie.

– Nieźle, co nie? – spytałam nieskromnie. – Sama jestem pod wrażeniem.

– Jak ty to zrobiłaś, że to takie zielone wyszło?

Wzruszyłam ramionami.

– Tak jakoś. A teraz pani wybaczy, lecz udam się na zasłużony spoczynek po pracy fizyczno-psychicznej, albowiem kwas mlekowy wytworzony w moich komórkach mięśniowych nie pozwala mi prawidłowo funkcjonować.

– Co kuźwa? – spytała ze śmiechem.

– Zakwasy. Zmęczona. Coś jeszcze pamiętam ze szkoły.

– Aaa... – skumała. – Zezwalam – nastała chwila ciszy. – Gdzie się ma... odbyć... ów... spoczynek?... – spytała po namyśle.

– W moim pomieszczeniu mieszkalnym jaśnie pani. A teraz pani wybaczy, ale na mnie już pora.

– W takim razie żegnam.

– Żegnam.

Obie zaczęłyśmy się śmiać.

– Co my odwalamy? – spytała Alex.

– Nie mam pojęcia. Przestajemy?

– Nie, iż powiadam, iż ten ton bardzo przypadł mi do gustu.

– Naprawdę?

– Nie – pokręciła głową.

Znowu zaczęłyśmy się śmiać.

Odsalutowałam jej i poszłam do swojego pokoju, bo po tym czymś znowu byłam zmęczona. Obudziłam się po dwudziestej pierwszej, a raczej Olka mnie obudziła waląc w ścianę i wołając:

– Obudź się miłościwa pani, albowiem jeżeli nie ruszy pani swoich szanownych czterech liter, to się pani spóźni!

Zakryłam głowę poduszką i ryknęłam z niezadowolenia. Po dłuższej chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi mi do pokoju i majstruje przy gniazdku.

Coś z dużym impetem uderzyło wprost w moje podbrzusze, przez co gwałtownie usiadłam zginając się w pół.

– Dzięki... – skrzywiłam się. – Za łagodne przebudzenie... Lecz nie trza było...

– Niech Pani skończy z tą skromnością i zacznie się zbierać, albowiem późna już pora.

– Już, już...

– Za pięć minut spotykamy się na poniższym piętrze. Przygotuję jakąś pospieszną wieczerzę.

– Okay.

Jak pewnie można było się domyślić, to coś co zbombardowało mi brzuch, to mój własny telefon. Wstałam, podeszłam do szafy i wzięłam jakiekolwiek ciuchy. Po przebraniu się zeszłam na dół. Zjadłyśmy wykwintny posiłek i trzeba było się zbierać.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej kochani

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet ;*

W sumie ja też jestem kobietą...

Silną i niezależną

XD

Nie no, po prostu wszystkiego najlepszego w nasze święto

Tak na wszelki wypadek, gdyby nikt nie złożył Wam życzeń, w co wątpię

XD

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał

Do następnego ;*

~Betty


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro