33) 31.07.2019 Plan (nie)samobójczy
– (pl) Chyba sobie ze mnie kuźwa jaja robisz! – powtórzyłam
– (pl) Ja? No skąd... Poznaj moją ekipę. Mangle już myślę, że znasz – rzekła Luna. – A może chciałabyś do nas dołączyć?... – zaproponowała.
Vincent lekko przysunął się w moja stronę.
– Że w sensie do bandy tosterów? – spytałam.
– Można tak powiedzieć...
Vincent stał praktycznie koło mnie, a Scott mu się bacznie przyglądał.
– Jest tylko jeden mały szczegół – rzekłam.
– Niby jaki?
– Nie jestem robotem.
– No wiesz... Zawsze można to zmienić.
Vincent mnie szturchnął.
– Czy ja wiem? – powiedziałam nie zważając na niego.
– Wiesz, że to nie problem. Rach-ciach i po bólu.
Vincent znów mnie szturchnął. Spojrzałam na niego z ukosa. Chciał mi coś przekazać. Poczułam, jak mnie czymś z tyłu dotyka. Ledwo się powstrzymałam, aby nie odskoczyć. Niepewnie schowałam rękę za plecy i odebrałam przedmiot. Już się domyślałam, co to mogło być. I miałam rację.
– A może byś się najpierw spytała, czy tego chcę?
– Chcesz, chcesz.
– A nawet gdyby... Może powinnam cię wyręczyć?
– Co masz na myśli?
Zza pleców wyjęłam nóż i przełożyłam go do lewej ręki. Skierowałam go w swoją stronę, a Vincent się odsunął z lekkim uśmiechem pod nosem.
– Ostro – stwierdziła kuzynka.
– Betty, co ty robisz? – spytał Scott z lekkim zająknięciem.
– To, co muszę... – nie zważałam, że mnie nie zrozumiał.
– To chyba nie jest dobry pomysł... – rzekła Luna. – Wiesz, wolałabym własnoręcznie...
– Oszczędzę ci roboty – przesunęłam nóż trochę bardziej w lewo.
– Ale naprawdę wolę sama. wiesz, taka inicjacja.
– Mam w ogóle pytanie do ciebie.
– Co znowu?
– Czemu chcesz to zrobić? Z tęsknoty? Z zemsty? Wiedz, że to co się wydarzyło kiedyś nie tylko zaprząta twoją głowę.
– Nie tylko ja przyszłam wyrazić swoje uczucia. Prawda, Mangle? – Luna zmieniła język, by mogła ją zrozumieć. W sumie nie tylko ona.
Robotka jej potwierdziła
– Błagam cię. Nie wzięłam za to ani grosza. I nie wezmę. Nawet, jakby pod nos by mi ją podstawili – również zmieniłam język. – Spytaj Golden Freddego.
– Ja bym wziął – wtrącił Vince.
– Ja też – rzekł Mike.
Robotka zamilkła. Zapanowała w niej głęboka cisza i wewnętrzne zamyślenie.
Lub po prostu kolejny lag systemu.
– Betty... – zaczął Scott.
– (pl) Wiedz, że mnie się już nie pozbędziesz, gdy będę jedną z was – w ogóle nie zwracałam uwagi na lekko przerażonego chłopaka znowu zmieniając język.
– (pl) Będziemy wtedy razem czuły to samo – rzekła Luna.
– Ale co to samo? To, że zostałybyśmy zabite przez jedną, tę samą osobę?
– Może byś odłożyła ten nóż?... – kontynuował chłopak.
– Zawsze mogę ja ciebie, jak ty mnie...
– Wiesz, że specjalnie nie jest przypadkiem? – upomniałam ją.
Zapanowała chwilowa cisza.
– Wiem... – rzekła po jakimś czasie.
– A ci twoi koledzy, to przyszli tak dla towarzystwa? – spytał Mike wskazując na tostery. Wszyscy go zignorowali.
– Łucja, ja wiem, że tam dalej jesteś. Ta stara ty. I mam właśnie do ciebie tylko jedną prośbę – zaczęłam. – Co ma być, to będzie, co ma wisieć, nie utonie, ale dopilnuj, żeby moje ciało spoczęło w robocie mnie przypominającego. Wiesz, tą drugą ja.
– Może... Może coś będzie się dało załatwić... – odparła.
– To co?... Do zobaczenia?...
Luna zamilkła, a ja oddaliłam od siebie ostrze. Scott przyglądał mi się z rozpaczą w oczach, Vincent z zaciekawieniem, a Mike... nie mógł się zdecydować na co patrzeć. Trochę się zestresowałam, nie powiem, przez co dłonie zaczęły mi się robić coraz cieplejsze. Na szczęście drewno i stal mają dość dużą temperaturę spalania i nie doszłoby do zniszczeń sprzętu przez moją magiczną zdolność w tak krótkim czasie.
Stało się. Zamachnęłam nożem w swoją stronę. Jęknęłam i zamknęłam oczy. Scott krzyknął i chciał rzucić się w moją stronę, ale chłopaki go przytrzymali. Padłam na ziemię na jeden z boków. Nie minęła chwila, a Luna znalazła się obok mnie. Zwaliła mnie z boku na plecy. Jej mina była bezcenna.
– Niespodzianka, kuźwa! – krzyknęłam wyjmując nóż spod pachy.
– Idiotka! – krzyknęła.
– Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! – zaczęłam się śmiać. – Bezcenna!
Robotka usiadła i zaplotła ręce na piersi. Chłopaki puścili Scotta, który miał teraz niezły mętlik w głowie. Pozostali chyba z resztą też.
– Przyznaj się. Wcale nie chciałaś mnie zabić. A przynajmniej jeszcze nie – powiedziałam.
Robotka opuściła uszy i spuściła wzrok na podłogę.
– Dalej mnie kochasz – stwierdziłam.
– Hola, hola, nie zapędzaj się tak! – rzekła podnosząc wzrok. – No... Może troszeczkę...
Siadłam koło kuzynki i ją przytuliłam. Ona na początku nie wiedziała, jak na to zareagować, więc poklepała ręką moje plecy.
– Starczy, jak na jeden raz... – powiedziała, a ja ją puściłam.
– Mógłby mi ktoś łaskawie wytłumaczyć, co się tu odpitoliło i czemu oni nadal się na nas lampią? – spytał Mike.
– Lekkie nieporozumienie – odpowiedziałam.
– Lekkie? – spytał z niedowierzaniem Scott. – Ty prawie się zabiłaś!
– No wiesz, to był plan.
– Jaki niby? NIEsamobójczy? – spytał akcentując te trzy litery.
– Dokładnie – powiedziałam.
– Ni wierzę ci!
– Ale to prawda.
– Nieprawda!
– Kłócicie się częściej, niż my – wtrącił Vince.
– Warkocze przez tydzień – odparłam.
– No weź!
– Non-stop.
– Ale!...
– Mówiłeś coś? – spytałam.
Zamilkł.
– Tak też myślałam.
– Jesteś pewna, że nie wzięłaś ani centa?... – spytała niepewnie Mangle.
– No proszę! Ta to dopiero ma wyczucie. Gorzej niż Explorer! – rzekła Luna.
– Ani centa.
– Na pewno?
– Zrób se aktualizację, jak ciężko przyjąć do wiadomości – warknął Vincent.
– To co? Może rozejm? We trójkę – zaproponowałam.
– Zgoda – powiedziały wspólnie.
– No i zajefajnie – odparłam, a Luna zaczęła chichotać.
– Ej, a my, to co? – spytał jeden ze stojących tosterów.
– Nie jesteście już potrzebni – odparła zmechanizowana samica fenka.
Dopiero po jakimś czasie pełni wyrzutów i pretensji zaczęli opuszczać to miejsce. Po kilku minutach, gdy wszystkie obce tostery wyszły z biura, wybiła szósta. Luna powiedziała, że musi się zbierać, a Mangle dodała, że zostało im mało czasu, zanim zesztywnieją. Na mnie zresztą też była już pora. Luna zaproponowała, że odprowadzi mnie do wyjścia. Chłopaki, a przynajmniej Scott nie widział tego jako dobrego pomysłu. Przecież przez te sto pięćdziesiąt metrów co mogłoby mi się stać? Szczególnie z nowym sojusznikiem u boku? Pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z biura.
~~~~~~~~~~~~~
Jak pewnie zdążyłaś/-łeś zauważyć, wypowiedzi w języku polskim są pisane kursywą.
Dzieje się tak tylko wtedy, gdy w tym samym pomieszczeniu przebywa choć jeden Amerykanin lub robot nie rozumiejący Polskiego.
Jeżeli w pomieszczeniu, w którym rozgrywa się akcja, są sami Polacy, rozmowa przebiega w języku polskim, lecz jest zapisywana normalnie bez kursywy.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam wystarczająco, jakby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro