Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18) 25 - 26.07.2019 Jeden lub dwa


Nawet niestety roweru nie miałam, bo został się w Polsce. A nawet gdybym go przewieźć chciała, to niby jak? Ile bym musiała za paczkę zapłacić, aby go przewieźć do Stanów? Jakby miał tak kursować przynajmniej dwa razy do roku, to bardziej by mi się opłacało kupić nowy na miejscu. A może to jest pewna myśl?...

Tego wieczoru nawet się nie spóźniłam. To znaczy i tak się nie spóźniam, ale idąc na piechotę to różnie z tym bywa.

Weszłam od tyłu. Jakoś wolę tędy, niżeli głównym. Tam przynajmniej mam miejsce, by spokojnie się zmienić. Nie miałam sensu iść do biura. Udałam się od razu do Dining Area. Usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku czekając na północ. Gdy ta nadeszła, wszystkie roboty włączyły się jak na zawołanie. Niektóre przyglądały mi się podejrzliwym spojrzeniem, niektóre gadały między sobą. Zdziwiłam się. Przecież ostatnio zanim wyszłam ze zmiany, to też byłam przy stoliku. A może to nie tym?

Kątem oka zauważyłam Tostera. Podeszłam, bo dał mi taki znak ręką. Akurat w tym czasie już nikt prócz niego się na mnie nie patrzył.

– Hej – rzekł. – Gotowa na remont? Części już przyszły.

– Jasne. A co z Mangle? – spytałam.

– Tym się już nie martw. Jakoś sobie dałem radę – uśmiechnął się.

– Ale co? Kiedy ty... – zdziwiłam się.

– Nieważne – przerwał mi. – Ważne, że już tam jest i nie trzeba się o to martwić.

– Ok...

– Zniknęła! – zawołał Toy Bonnie.

Toster trochę zdziwił się na te słowa i uniósł jedną powiekę, a drugą trochę obniżył. Musiał jakoś nadrobić to, że brwi były na stałe przymocowane.

– Sama bym chciała wiedzieć, o co im chodzi.

– Myślę, że oni myślą, że cię nie ma.

– Tyle to zdążyłam zauważyć.

– Chcesz, aby dalej tak było? – spytał.

– Czyli?

– Niech procesory dalej im pracują. Dobrze im to zrobi. Przynajmniej nie będą nam zawracać głowy.

– Ok... Zawsze to jakieś urozmaicenie. Ale co w związku z tym?

– Dostaniemy się tam niepostrzeżenie.

– Ok...

– Są do tego dwie opcje. Musisz wybrać. Jeden lub dwa.

– Jak mam wybrać, skoro nie wiem co jest co.

– Po prostu wybierz.

– Ale...

– Wybierz.

– Niech ci będzie! – zawołałam. – Dwa.

– Spoko – rzekł. – To zrobimy tak...

Zaczęliśmy realizować plan Tostera. Niby nic takiego, bo normalnie szliśmy do pokoju, tyle że to on szedł od strony sceny. Czemu niby mają mnie nie zauważyć? Bo według niego „jestem niska". Fajnie. To, to już wiem dawno. Jakaś kupa złomu nie musi mi tego uświadamiać jeszcze bardziej.

Wszystko szło jak z płatka, dopóki Freddy nie spytał Goldena, gdzie mogę być. Ten coś odpowiedział, nawet już nie pamiętam co, i nagle znaleźliśmy się w pokoju z częściami.

– Co. To. Było – spytałam.

– Jedynka. A teraz dotarło do mnie, że nie załatwiłem jeszcze jednej ważnej sprawy – mówiąc to wyciągnął rękę w moją stronę, ale odskoczyłam.

– Żadnej teleportacji mi tu już nie będzie.

– No to będziesz musiała się schować pod stołem.

– Ok.

To nie był taki do końca zwykły stół. Wyglądał jak metalowy prostopadłościan z wielkim blatem u góry, na którym aktualnie znajdowała się Mangle. Toster otworzył dla mnie jedną z szafek i zrobił mi miejsce wyjmując skrzynkę z narzędziami.

– Właź – ujął krótko i musiałam zrobić, co chciał.

Została mi mała szczelina, przez którą mogłam oddychać. A przynajmniej taki był plan.

Usłyszałam rozmowę Tostera z kimś, kogo jeszcze nie miałam okazji usłyszeć. Zerknęłam w stronę, skąd pochodził głos. Za wiele nie zobaczyłam. Może tylko kawałek pudła.

Nagle mi się przypomniały słowa Scotta. Już wiedziałam, z kim rozmawiał Toster. To była ta wstrętna Kukła, z którą zderzyłam się na uprzedniej zmianie.

Słyszałam tylko fragmenty rozmowy, która z czasem przerodziła się w kłótnię.

– Musiałbyś mnie siłą stąd wyrzucić! – krzyknęła Kukła.

– A to się da załatwić!

Usłyszałam szuranie, opór, mechaniczne kroki i trzask drzwi.

– Możesz wyjść. Już go nie ma – rzekł Toster.

Otworzyłam gwałtownie szafkę i wypełzłam spod stołu biorąc głębokie hausty powietrza i pokaszlując od czasu do czasu. On tylko patrzył się na mnie jak na głupią.

– Zaczynamy? – spytał ze zniecierpliwieniem.

– Już... Daj mi tylko chwilę... – powiedziałam biorąc po raz kolejny głęboki wdech. – Dobra. Możemy – rzekłam po chwili.

– Na pewno?

– Tak.

– Ok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro