Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17) 25.07.2019 Kradzież? Skądże...

Tym razem to ja byłam w domu pierwsza. Może to dlatego, że przez chwilę biegłam. Chciałam coś wypróbować i to jak najszybciej. Miałam jedynie mały problem ze znalezieniem kluczy w moim plecaku, ale to już chyba rutyna.

W salonie przeszukiwałam szafki w celu znalezienia jakiejkolwiek świeczuszki. Niestety, nie było ani jednej. Zaczęłam się zastanawiać, co u licha ta dziewczyna zrobiła z tymi wczorajszymi. Rozwiązanie było jedno. Trzeba było spenetrować jej pokój.

Zadanie to nie należało do najłatwiejszych, albowiem nie pamiętam, kiedy Olka ostatnio u siebie sprzątała. Szafa raczej była u niej zbędna. Wszystko leżało gdzie się tylko dało.

Spieszyłam się, aby przypadkiem dziewczyna nie nakryła mnie na gorącym uczynku. Kiedy myślałam, że cała akcja pójdzie na marne, do głowy wpadł mi pewien pomysł.

Otworzyłam szafę. I co w niej znalazłam? Oczywiście co by innego, jak nie świece. Tylko co do licha robiły u niej w szafie zamiast być na biurku na przykład i zamienić się miejscem ze wszystkimi ciuchami?

Teraz tylko rodziło się pytanie, jak by tu zrobić, żeby nie zauważyła. Odłożyłam na chwilę świecę na miejsce i zleciałam na dół do kuchni. Wzięłam nóż i wróciłam na górę. Pomysł co najmniej głupi, ale samej również mi się nie chciało targać całej po całym domu. Kto wie ile to mogło ważyć? Kilogram?

Odcięłam nierówny fragment. Potem kolejny plasterek. Ten plasterek schowałam do kieszeni. Następnie ten nierówny fragment położyłam na pozostałości świecy. No cóż... Zauważyć to pewnie i tak zauważy, ale przynajmniej... Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Wzięłam swoją zdobycz i udałam się do mojego pokoju. Spokojnie, o nożu również nie zapomniałam. Schowałam go do biurka.

Usiadłam na podłodze i wyjęłam zdobycz z kieszeni. Postawiłam ją na podłodze i zaczęłam pstrykać. To znaczy, próbowałam.

Raz mi się udało. Raz. Powiedziałabym, że ten raz wystarczył, ale prawda była inna. Spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz, ale tym razem nad plasterkiem świeczki.

Udało mi się. Za którymś razem nareszcie. Iskra zapaliła praktycznie niewystający knot. Cieszyłam się jak dziecko, co dostało lizaka, telefon, komputer, bon do sklepu czy inne tego typu rzeczy idąc za zwyczajami XXI wieku.

Teraz rodziło się pytanie, jak to coś zgasić. Próbowałam powtórzyć magiczny gest współlokatorki, ale coś mi nie pykło.

Nagle usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Przestraszyłam się, a świeczka sama z siebie zgasła. Dodam, że nie miałam żadnego przeciągu w pokoju.

Ciężkie i szybkie tupnięcia rozległy się po schodach. Przerażona nie wiedziałam co robić. Czasu na jakąkolwiek reakcję było coraz mniej. Więc co zrobiłam? Jeszcze ciepłą świeczkę z płynnym woskiem schowałam pod siebie. Mądre, prawda?

W samą porę, albowiem Aleksandra wparowała mi do pokoju jak błyskawica.

– Ty wiesz ile musiałam czekać?! Autobus się popsuł i trzeba było na... – urwała. – A co tu się wyprawia na podłodze? – spytała podejrzliwie.

– Ja?... Ten... Nic... A co cię to?

Nastała chwila milczenia.

– To ja... – zaczęła dziewczyna. – Może pójdę coś zrobić do jedzenia...

– Ok...

Gdy tylko dziewczyna poszła na dół, zamknęłam drzwi na klucz. Plasterek świecy miałam przyklejony do spodni. Musiałam się przebrać. Odkleiłam przylepiony wosk i zdjęłam spodnie. Pozostałość plasterka schowałam pod łóżkiem. Wzięłam jakieś świeże ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Chciałam wstawić pranie. Podeszłam do pralki i tu przypomniała mi się jedna ważna rzecz. Nie rozstawiłam tego, co wyprało się wczoraj.

Otworzyłam pralkę. Oczywiście wszystko zatęchło. Próbowałam przypomnieć sobie co należy robić w takich sytuacjach. Nie pamiętałam. Zostawiłam czyste ubrania na szafce i wróciłam do pokoju po telefon. W przeglądarce wpisałam interesującą mnie frazę.

Znalazłam. Miałam kilka wyjść. Mogłam wyprać to jeszcze raz. Mogłam to wyprasować. Mogłam też wsadzić ubrania do zamrażarki. Uznałam, że ostatnie jest beznadziejnym pomysłem. Dorzuciłam spodnie do reszty ubrań i nastawiłam na szybkie pranie. Wsypałam dodatkową porcję proszku i jakiegoś płynu.

Poszłam się myć. Standardowo zajęło mi to około pół godzinki. Zawsze tak było. Od kiedy pamiętam. Nigdy to nie był czas idealny, ale przybliżony. Nigdy też nie lubiłam suszyć włosów. Czy było lato, czy zima, zawsze pozostawiałam je do samowolnego wyschnięcia. Zawsze porządnie je wycierałam w ręcznik, więc były tylko wilgotne.

Przebrałam się w czyste ciuchy i spojrzałam na licznik znajdujący się na pralce. Została godzina z minutami. Specjalnie, żeby nie zapomnieć, udałam się do swojego pokoju. Wzięłam pierwszy lepszy długopis i narysowałam na nadgarstku coś na kształt podkoszulki.

Zeszłam na dół czując przyjemny zapach.

– Mmm... Co tak pachnie? – spytałam.

– Mielone odmroziłam – odpowiedziała Olka.

– Lubię mięso.

– To, to wiem.

– A ziemniaki też z mrożonki?

– Nie wierzysz we mnie? Makaron ugotowałam.

– Makaron do mielonych?

– Coś ci nie pasuje? Jeszcze tylko pom...

– Nie – przerwałam jej. – Aż tak tego nie zepsujesz.

– A ja tam chętnie – rzekła lekko poddenerwowana.

– Wyręczę cię – podeszłam do lodówki i wyjęłam jedną rzecz. – Masz – postawiłam jej na blacie ketchup.

– Dziena.

Tym sposobem ja jadłam mielone z suchym makaronem, a Olka mielone z makaronem polane „sosem pomidorowym". Usiadłyśmy na kanapie i delektowałyśmy się swoim posiłkiem.

Odstawiając talerz do zmywarki zauważyłam czasowy tatuaż na moim nadgarstku. Pędem pobiegłam na górę i wtargnęłam do łazienki. Spojrzałam na licznik na pralce. Niecałe dziesięć minut. Na spokojnie zdążyłam w korytarzu rozstawić stelaż i poczekać te parę minut, aż pranie się wypierze. Przełożyłam je do miski i podeszłam do stelaża. Już trochę mniej śmierdziały, ale i tak czekać je będzie trzeba prasowanie. Ale to zapewne jak wrócę z kolejnej zmiany.

Rozczesałam się i spakowałam plecak na kolejną zmianę. Był wieczór, jak zeszłam na dół.

– Będzie dziś Samuel? – spytałam.

– Nie – rzekła Olka wylegając się na kanapie.

– Nawet talerza do kuchni ci się nie chciało odnieść? Tylko ten telefon i telefon. Czemu go nie będzie?

– Przestań mi matkować. To, że jesteś starsza nie oznacza, że będziesz mówić, co mam robić. Powiedziałam, żeby od nas odpoczął.

– Świetnie – rzekłam zbulwersowana i wróciłam na górę.

Przez to, że on nie przyjedzie, musiałam iść do pracy na piechotę. Co oni? Chcą, żebym schudła, czy co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro