Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8.

*Louis*

Ubiegłe dni były dla mnie bardzo nerwowe i chodzenie na siłownię było jedyna metoda relaksu. No może jeszcze osobisty basen, z którego korzystałem średnio co drugi dzień.

Kiedy wynurzyłem się z wody, przetarłem oczy i odgarnąłem wilgotne włosy z czoła, zerkając na przyjaciela, który kucał na brzegu basenu.

– Przyjechał towar – oznajmił. – I za chwilę będzie tutaj Liam.

– Liam? A coś się stało? – dopytałem, płynąc w jego stronę.

– Tak. Byłeś podejrzany o wtargnięcie na życie Scotta. Razem z Hendrixem przygotowali naprawdę niezłe doniesienie na policję, ale nie dotarło do prokuratora. – Usłyszałem Liama.

Mój prawnik podszedł do nas z rękoma w kieszeniach garnituru.

– Jakoś o tobie nie wspomnieli, co? – uniosłem brew, opierając ramiona o wyłożona płytkami powierzchnię.

Szlag mnie trafił, kiedy zobaczyłem przyjaciela z tym pieprzonym temblakiem w progu mojego domu. Mimo wszystko skończyło się dobrze. Nie chciałbym odwiedzać go na cmentarzu. Mój lekarz wyjął mu kulę, wszystko zrobiono profesjonalnie. Harry uratował mi życie po raz kolejny. Nie był moim pracownikiem jak inni, ale mimo to, zawsze mnie chronił.

– Mogę go zabić? Zrobię to nawet lewą ręką, tylko daj pozwolenie – wtrącił Harry.

– Uspokójcie się. Louis, musisz przez chociaż miesiąc być grzeczny. Mamy dojścia, ale one nie są wieczne i nie wiadomo jak mocne. Pamiętaj o tym. Policja ostatnio ma twoje akta na biurku. – Liam popatrzył na mnie uważnie i westchnął. – Wytrzymasz?

– Gdyby ten sukinsyn nie taranował mnie na drodze, nic takiego by się nie wydarzyło – mruknąłem ze spokojem. – Trzeba trzymać Hendrixa i jego suki na krótkiej smyczy. Ale macie szczęście, bo na najbliższy miesiąc mam plany.

– To ty masz szczęście, mój drogi – Harry uśmiechnął się i spojrzał na Liama. – Louis jest teraz zajęty nauczycielką mojej córki, rozumiesz?

– Nauczycielka twojej córki chce mieć z nim coś wspólnego? – Uniósł brew.

– Zgaduj.

– Ale zabawne... – wywróciłem oczami.

– Biedna dziewczyna. Mam nadzieję, że w końcu dasz jej spokój. I zorganizujesz dobrą imprezę, bo na ostatniej nie mogłem być.

– Możemy nad tym pomyśleć. Chętnie zobaczę Gabrielle w jakiejś... czerwonej sukience – odparłem uśmiechnięty, wyskakując z basenu.

– Jestem kretynem. – Harry wstał, wzdychając ciężko. – Podsuwam ci pomysły.

Posłałem mu tylko cwany uśmiech.

Szybko się ogarnąłem, założyłem spodenki i poszliśmy przed dom, gdzie czekali ludzie pracujący dla moich ludzi.

– Mamy trzy dziewczyny na sprzedaż. Chcesz je? – spytał Drake, którego już kojarzyłem.

– To miał być ten towar? – uniosłem brew, zerkając na Stylesa.

– Daggett ostatnio mówił, że zamierza rozszerzyć działalność. Może będzie chciał nowe dziwki na start. – Wzruszył ramionami.

– No widzicie, nic się nie zmieniło. Drake, znasz adres klubu – zwrócił się do niego.

– Louis, musimy porozmawiać. – Liam ścisnął moje ramię.

– O czym?

– Kasyno.

– Jeżeli chcesz powiedzieć, że zniknęły jakieś pieniądze... – zacząłem ostro, patrząc na niego.

– Niestety tak. Wczoraj w nocy suma pieniędzy nie zgadzała się.

– Ile? – syknąłem.

Westchnął i podszedł do auta. Wyciągnął teczkę, po czym podał mi rozliczenie za ubiegły wieczór. Brakowało ośmiu tysięcy dolarów. Miałem ochotę zgnieść ten papier. Zerknąłem krótko na Harry'ego, który był tak bardzo przekonany, że ta mała suka niczego nie ukradnie, żebym dał jej szansę.

– Chcę wiedzieć, czy Dawson będzie dzisiaj w kasynie. I chcę dostać telefon natychmiast jak pojawi się jej chłopak.

– Dobrze. Podejrzewamy, że te pieniądze po prostu się zawieruszyły. Kazałem sprawdzić nagrania. Dawson nie robiła nic podejrzanego na nich, pracowała – oświadczył. Harry wziął dokument do ręki i prześledził wzrokiem.

– Hazardziści to desperaci. Każda suma ich cieszy, by tylko mogli zagrać. Pomyślmy logicznie. Jak pieniądze mogły zginąć z kasy?

– Jest pieprzoną krupierką. Mogła dawać sygnały... – wywróciłem oczami.

Harry spojrzał na mnie, unosząc brwi.

– Louis, groziłeś jej bronią. Nie jest aż tak głupia.

– Bill Hawkins jest właśnie takim desperatem – warknąłem, uderzając ręką w stojący niedaleko wóz.

– Kim jest... – zaczął Liam.

– Chłopakiem tej całej Dawson – odparł Harry. – Nieważne. Pojadę do kasyna i wszystkiego się dowiem. Liam, mógłbyś być tak miły i odebrać moją córkę?

– Ja to zrobię – odpowiedziałem od razu. – Chyba że wolisz, żebym rozpierdolił coś albo kogoś.

Styles odwrócił się i spojrzał na mnie uważnie. Musiałem wyjść z domu. A spotkanie się z Gabrielle powinno mnie uspokoić. Czułem, że tak będzie. Ona działała na mnie tak... Inaczej niż wszyscy.

– Wolałbym, żebyś nie nękał ciągle Gabrielli – stwierdził.

– I tak będzie mnie widywać. Poza tym...mówisz do mnie jak do nastolatka. – zmarszczyłem czoło. – Wiem, co robię.

– A co takiego robisz, Louis? Od kiedy ją poznałeś, zachowujesz się specyficznie. Masz jeszcze większe wahania nastroju niż zwykle. – Oparł się plecami o samochód.

– Nie mam? – prychnąłem. – Wisi mi sporo kasy. To wszystko.

Kiwnął tylko głową i wsiadł do samochodu, czekając na Liama. Payne pożegnał się ze mną w milczeniu i zajął miejsce kierowcy, po czym odjechał spod willi. Czy oni naprawdę uważali mnie za jakiegoś zakochanego gówniarza? Nie byłem ani jednym, ani drugim. Nie potrafiłem kochać tak, jak którykolwiek z nich. To pomagało mi w byciu wygranym. Może zachowywałem się nieco inaczej, bo myślałem o innych sprawach, ale o nich nie zamierzałem mówić otwarcie. W głowie miałem własny świat i na razie w centrum uwagi była Gabriella. Chciałem słuchać jej głosu, zamykając oczy i na moment, odkrywając się od wszystkiego. Potrafiła ukoić moje nerwy. Była jedyną w swoim rodzaju i mimo tego, że byłem dość arogancki, w dodatku tak mnie odbierała, adorowałem ją na swój własny sposób. Bała się, lecz potrafiła odpowiedzieć mi złośliwie lub zacząć się droczyć. Doceniałem to. Póki nie wszczynała kłótni, było w porządku.

Wróciłem do domu, by się przebrać. To nie będzie byle jakie spotkanie. Chociaż kiedy dotarł do mnie intensywny zapach chloru, doszedłem do wniosku, że najpierw przyda mi się małe odświeżenie. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic, a tam na nowo zacząłem rozmyślać o Gabrielli. Od kiedy się pojawiła, w moim łóżku nie było żadnej kobiety. Byłem sfrustrowany, moje libido było na wysokim poziomie, ale w jakiś sposób moje drugie ja wręcz krzyczało, że muszę poczekać. W jakiś sposób otworzyła moją duszę. Wkradała się powoli, nieświadomie. Wdzierała w zakątki mojego umysłu i zostawała tam, wciąż upominając się o uwagę. Oparłem dłonie o szybę i przymknąłem oczy. Słodka, Gabrielle... Jej imię było wręcz anielskie, niesamowicie do niej pasowało. Harry wiedział, że opanowała całkowicie mój umysł i wiedział, że dlatego lgnę do niej jak jakiś rzep. Nie mogłem się od niej uwolnić, a jednocześnie musiałem zachowywać resztki zdrowego rozsądku. Kazałem moim ludziom ją śledzić. Oczywiście, że tak. Musiała być chroniona, bo gdy jakaś osoba wchodziła do mojego otoczenia, nie była bezpieczna. Zwłaszcza teraz, gdy Hendrix i White chcieli się mnie pozbyć. Sam nie mogłem mieć jej na oku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Musiałem też pilnować biznesu, a jak się okazało, coś musiało się posypać. Miałem ogromną nadzieję, że ta kradzież się wyjaśni, bo mnie szlag trafi.

Wyszedłem z łazienki i skierowałem się od razu do garderoby. Musiałem wybrać coś eleganckiego, z masą klasy, ale jednocześnie nie przesadzić i nie wyglądać jak jakaś bombka na choince. Ściągnąłem z wieszaka czarną koszulę i założyłem na siebie. Chwilę się zastanawiałem, który garnitur założyć, ale w końcu wybrałem czarny od Gucciego. Ten kolor bardzo do mnie pasował, mówiąc nieskromnie. Ciemny, wręcz idealny jak moje wnętrze. Chociaż ostatnio działo się z nim bardzo dużo, coś go rozświetlało. A w sumie to ktoś...

Skontrolowałem godzinę na zegarku, kiedy zapinałem go na nadgarstku. Miałem dokładnie jakieś piętnaście minut, by odebrać Charlie z nauki śpiewu. Zszedłem na dół, przesuwając dłonią po barierę.

– Michael, samochód. – Zakomunikowałem głośno, idąc przez hol.

– Który?

– Royce Rolls.

Szybkim krokiem udał się do garażu, a ja spojrzałem na siebie w lustrze. Poprawiłem mankiety, po czym wyszedłem.

Mike dość sprawnie pokonał drogę do domu Gabrielle i niedługo później byliśmy pod blokiem. Chętnie poznałbym kod do domofonu, by móc wchodzić zupełnie swobodnie. Po wpisaniu jednak numeru mieszkania odczekałem chwilę, by po usłyszeniu brzęczenia pociągnąć za klamkę i wejść do środka.

Wszedłem na drugie piętro i nie zdążyłem zadzwonić, bo drzwi już się otwierały. W progu zobaczyłem Gabrielle, a zaraz obok niej wyjrzała Charlie.

– Wyszykujesz się w piętnaście minut? – zapytałem na starcie Dawson, stając na wprost niej.

– Słucham? Po co? – zaskoczona uniosła brwi i podała mi plecak Charlotte.

– Pokuta czeka– odparłem, spoglądając w dół na małą, która poprawiła mi marynarkę.

– Cześć, wujku – wyszczerzyła się.

– Ja... Um..

Nie dokończyła, bo obok mnie pojawił się Mike z pokrowcem, w którym była wcześniej przygotowana suknia. Wszystko miałem zaplanowane, choć mogło wydawać się, że działam spontanicznie.

– Co to? – spytała Lottie.

Wziąłem ją na ręce, zerkając w jej ciekawskie oczka.

– To taki...prezent dla pani Gabi. Za bycie najlepszą nauczycielką... – szepnąłem jej na ucho, kątem oka jednak zerkając na zaskoczoną dwudziestojednolatkę.

– Ale fajnie. – Objęła mnie rękoma za szyję.

– W takim razie zaraz wracam. Niestety, Vanessa jest w domu... – Gabrielle posłała mi przepraszające spojrzenie, odbierając pokrowiec od Michaela.

– Poczekam w samochodzie. – oznajmiłem, skinąwszy głową.

– Dziękuję. – Powiedziała z ulgą.

Poszliśmy z Charlotte do auta. Nie miała tutaj fotelika, ale trudno. Raz mogliśmy złamać zasady. Opowiedziała mi, jak bardzo podobała jej się lekcja i nawet zaczęła coś śpiewać, aż odpłynęła, opierając się o mnie. Przesunąłem małą delikatnie w bok i oparłem jej główkę o oparcie fotela.

– Louis. – Mike zwrócił moją uwagę na Gabrielle, która właśnie wychodziła z klatki.

Przełknąłem ślinę, widząc jej ciało okryte cienkim materiałem sukienki w kolorze buraka. Cienkie ramiączka jedynie podkreśliły fakt, że nie miała żadnego stanika na sobie. Materiał sięgał jej do kolana, gdyż nie chciałem przytłaczać jej suknią do ziemi. Nie tym razem. Blond włosy zostały subtelnie zakręcone, a z daleka w oczy rzucała się również cienka szminka pokrywająca jej usta. Tym razem była aniołem zamkniętym w ciele cholernie seksownego demona.

Kazałem Michaelowi zostać, po czym sam wysiadłem z samochodu i oparłem się ręką o drzwi. Gabrielle podeszła bliżej, zaciskając palce na ramieniu małej torebki.

W głowie obmyśliłem kilka koncepcji tego, co powinienem powiedzieć w tej sytuacji.

– Bardzo ładna sukienka – odezwała się pierwsza i widziałem po niej, że jest skrępowana.

– Wyglądasz zjawiskowo –odparłem uśmiechnięty.

Spojrzała mi w oczy, jeszcze bardziej się rumieniąc. Byłem prawie pewny, że pierwszy raz wyglądała tak odważnie i seksownie.

– Dziękuję...

Otworzyłem jej drzwi do auta. Na środku tylnych siedzeń spala drobna istotka.

– Awww – Usłyszałem, zanim wsiadła.

Zająłem miejsce z przodu, żeby nie było im za ciasno i Mike ruszył do mieszkania Annabelle.

Nowa pasażerka położyła główkę Charlie na swoich udach i bawiła się kosmykami jej dość długich włosów. Z kolei śpiąca królewna wtulała się w jej brzuch. Ten widok był całkiem...słodki. To słowo w moim słowniku bywało rzadko, lecz teraz pasowało do sytuacji. Mała musiała być naprawdę wymęczona, skoro już padła, a nie było tak późno. Przynajmniej dzięki niej Gabriella nie zadawała żadnych zbędnych pytań, na które musiałbym odpowiadać jak zwykle wymijająco.

Zatrzymaliśmy się pod kolejnym blokiem. Wysiadłem i ostrożnie wyjąłem Charlotte. Ostatnio miałem wprawę w noszeniu. Zabrałem Charlie do domu, gdzie już czekała Annabelle.

Była zaskoczona, że jej córka ucięła sobie drzemkę o takiej godzinie. Cóż, widać dzieci są jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż cwani ludzie. Odłożyłem ją do łóżeczka, złożyłem krótki pocałunek na jej czole i po pożegnaniu się z byłą żoną Harry'ego, wróciłem do moich dzisiejszych spraw.

Wsiadłem do auta, już tym razem z tyłu. Rozmowa, którą prowadzili, została przerwana.

Mogłem się jedynie domyślać, że Gabi dopytywała o to, w jakim jestem nastroju albo co planuje. To były takie dwa klasyczne pytania, na które nikt poza mną, w większości przypadków, nie znał odpowiedzi.

– Jak ręka Harry'ego? – zapytała, gdy Mike odjechał spod bloku.

– Goi się. Coraz lepiej. – odpowiedziałem, zerkając na nią.

– To dobrze. Szkoda mi go. Jest bardzo miły. – Nerwowo bawiła się cienką bransoletką na prawej ręce.

Oh. Czy to była aluzja do mojej osoby? Bo była dość wprost powiedziana.

Wolałem już nie dodawać, że gdyby posłuchali mnie, swojego pieprzonego szefa, nic takiego by się nie wydarzyło. Jednak ukrywałem swoją złość pod solidna maska powagi. Poza tym nie chciałem się denerwować przy moim aniele, to był nasz wieczór.

Nie wiedziała co się dokładnie stało i nie musiała być poinformowana.

– Gdzie jedziemy? – spytała w końcu. Byłem pewny, że nie wytrzyma.

Wywołało to uśmiech na mojej twarzy, ponieważ w dużej mierze zdążyłem rozgryźć jej charakter.

– W pewne miejsce – oznajmiłem krótko.

– Mówisz czasami coś więcej niż trzy słowa? – Westchnęła.

Mike prychnął śmiechem pod nosem, co wcale mnie nie zdziwiło. Jego potrafiło rozbawić dosłownie wszystko. Chociaż przyznam szczerze, że również poczułem odrobinę rozbawienia.

– Jesteś czasami zbyt ciekawska – mruknąłem, akcentując każde słowo z osobna. – Widzisz? Są już cztery.

– Louis – jej kąciki ust drgnęły, a po chwili zaczęła się śmiać. Uderzyła mnie lekko w ramię. – Jesteś okropnym człowiekiem.

Byłem. To fakt. Ale w tamtym momencie nie miała na myśli mojego zawodu tylko to, że za wszelką cenę próbowałem ja rozbawić. Przyjemnie było słuchać jej uroczego śmiechu. Szkoda, że był to rzadki dźwięk.

Odwróciła głowę do Mike'a.

– Możemy włączyć radio? – Poprosiła.

– Już się chcesz ode mnie odciąć? – zapytałem, udając, że bardzo zabolały mnie jej słowa.

– I tak ze mną nie rozmawiasz, gangsterze – odparła i teatralnym gestem odrzuciła włosy na plecy. – Nie jestem godna twych słów.

Patrzyłem na nią z szerokim uśmiechem. Ona naprawdę potrafiła się szczerze ośmielić przy mnie, jeżeli nie czuła presji. Miałem ogromną nadzieję, że takich chwil będzie więcej. Że zrozumiała moje intencje, a raczej ich brak. Mam na myśli tych złych. Nie chciałem jej skrzywdzić, to byłby mój największy błąd.

– Dalej nie jest zbyt rozmowny. Poproszę muzykę. – Zwróciła się do Michaela.

– Proszę bardzo. – Włączył radio.

Może to i lepiej, że Gabriella wyciszy się przy muzyce. Będziemy mieli czas na rozmowę, zważając na miejsce, w które się udaliśmy. Do końca drogi, nuciła pod nosem i podziwiała miasto zza szyby. Gdy się zatrzymaliśmy, spojrzała na mnie.

– Nigdy nie zwiedziłam Miami, wiesz? To moje pierwsze miasto, w którym jestem.

Nie chciałem mówić, że wiem takie rzeczy, ale przynajmniej miałem dobry pretekst, by wyciągać ją z domu.

– Więc nie raz będziesz miała okazję je poznać wzdłuż i wszerz.

– Chciałeś powiedzieć "do końca miesiąca będziesz miała taką okazję", prawda? – Nie spuszczała ze mnie wzroku.

Skubana. Już nie raz odczuwałem to, że próbowała w jakiś sposób postawić na swoim, jednocześnie chcąc mnie trochę wykiwać. Jednak nie ze mną te numery.

– Oczywiście, Gabi. – skłamałem, patrząc jej prosto w oczy.

– Tak myślałam. Bo pamiętasz przecież, że jestem zwykłym, szarym człowiekiem, który musi pracować, by przeżyć na kolejny dzień i nie mogę oddawać ci długu w nieskończoność – kontynuowała.

– Jestem dokładnie takim samym szarym człowiekiem, jak i ty. – odparłem z uśmiechem. W świetle prawa, teoretycznie, byłem. Pomijając moją kartotekę, rzecz jasna. W świetle dnia raczej pozostawałem w cieniu.

Wybuchnęła śmiechem na moje słowa i zakryła ręką usta. Patrzyła na mnie z rozbawieniem.

– To był twój najlepszy żart. – Stwierdziła po chwili.

– Wiem. – pstryknąłem palcami, unosząc jeden kącik ust do góry.

– Zapraszam. – Mike otworzył jej drzwi.

Uśmiechnęła się do mnie i zaraz potem wysiadła, poprawiając sukienkę.

Poczekałem kilka sekund, aż do mnie dołączyła i podałem jej dłoń. Znajdowaliśmy się przed dość kameralną, włoską knajpką, która swoim zewnętrznym wyglądem raczej nie zachęcała. Jednak to, co działo się w środku...

Zaprowadziłem ją do środka, a drzwi otworzył nam młody kelner i powitał z szacunkiem.

Gabrielle rozejrzała się po wnętrzu i po chwili odwróciła się do mnie.

– Dlaczego tutaj jest tak pusto?

– Bo... – zacząłem, zerkając na nią. – ...jesteśmy i będziemy tutaj tylko my.

– Och... – otworzyła szerzej oczy zaskoczona.

Bez słowa poprowadziłem ją w stronę przygotowanego stolika, odsuwając krzesło. Dokładnie tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy pojawiła się u mnie na kolacji w sprawie negocjacji długu. Zajęła miejsce i cały czas mnie obserwowała. Najwidoczniej mało rozumiała. Potrafiłem zaskakiwać. Usiadłem na wprost niej, a kelner pojawił się w chwili, by nalać nam niedużą ilość białego wina. Po ostatnim razie wolałem uważać, skoro niewielka ilość alkoholu potrafiła tak mocno wpłynąć na Gabrielle.

– Chciałbym wznieść toast... – powiedziałem cicho po odejściu kelnera.

– Za co? – spytała delikatnie i również podniosła kieliszek.

Chwilę zwlekałem z odpowiedzią, czując wręcz stres panny Dawson. Biło to od niej na kilometry, a gdyby nie cicha muzyka ogarniająca pomieszczenie, pewnie mógłbym usłyszeć jej walące serce.

– Za wieczór. I za ciebie.

Nie wytrzymała napięcia, które spowodował mój wzrok i spojrzała na kieliszek. Łatwo przychodziło mi ją onieśmielić.

Upiliśmy łyk wina w ramach toastu i Gabrielle znów na mnie spojrzała.

– Tak trudno mi cię zrozumieć – szepnęła.

– Nie próbuj. – stwierdziłem, wbijając w nią spojrzenie. – To jest niemożliwe do zrobienia.

– Nie mogę nie próbować. Za każdym razem zastanawiam się, co przygotujesz i jak mnie zaskoczysz. I dlaczego mój głos był wart twojej uwagi oraz twoich pieniędzy.

– I doszłaś już do jakiś wniosków, Gabriello?

– Nie skrzywdzisz mnie – kiwnęła głową. – Ale to ty powinieneś odpowiedzieć na moje pytania. Czemu nie chciałeś zwrotu pieniędzy? Jesteś na tyle bogaty, że mógłbyś wynająć sobie Beyonce, by śpiewała ci do ucha.

– Ale Beyonce nie ma anielskiego głosu...– oznajmiłem nieco ciszej.

Popatrzyła na mnie zdziwiona i lekko pokręciła głową, jakby nie wierzyła w to, co powiedziałem. Kelner przyniósł nasze dania, które wcześniej wybrałem, zanim odpowiedziała na moje słowa. Życzył nam smacznego i szybko odszedł.

– Nie mam anielskiego głosu – odezwała się w końcu – Śpiewam w zwykłym klubie dla pijanych facetów, rzadko kiedy ich to interesuje.

– Jim pewnie by się obraził... – mruknąłem z uśmiechem. – To, że ty możesz nie dostrzegać swojego talentu, nie znaczy, że jest on zamknięty pod kluczem dla wszystkich innych.

– W praktyce? Jest. – Uśmiechnęła się rozbawiona i wskazała na pustą restaurację. – Bardzo o to dbasz.

– Ale ja nie jestem "wszyscy". – posłałem jej nieco zadziorny uśmiech, upijając po chwili kolejny łyk wina.

Przyjrzała mi się chwilę, po czym wróciła do jedzenia. Łatwo było mi się domyśleć, że jej umysł pracuje teraz i analizuje wszystko, ale nie mogłem odgadnąć, co dokładnie myśli. Mogłem jedynie przypuszczać, co nie było dla mnie jakoś bardzo satysfakcjonujące.

– Mogę mieć do ciebie prośbę? – zaczęła niepewnie.

– Jaką? – dopytałem, odkładając widelec.

Zamknęła na chwilę oczy, prostując się na krześle. Spojrzała na mnie kilka sekund później z niewielkim uśmiechem na twarzy.

– Możesz dzisiaj ze mną zatańczyć? Tak jakbyś był ze mną na randce. Nigdy nie byłam w takim miejscu, nigdy nie wyglądałam lepiej. Pewnie proszę o za dużo, ale chcę tylko jeden taniec – wyszeptała.

Nie mogłem być szczerze mówiąc bardziej zszokowany niż byłem w tamtym momencie. Ona...była jednocześnie tak anielska, ale stąpała po tej planecie, która wypełniona była bólem i cierpieniem wszelakiego rodzaju.

Podniosłem się z krzesła i wygładziłem materiał marynarki. Wystawiłem przed siebie dłoń, nie mówiąc kompletnie nic. Słowa na ten moment były zbędne. Chciałem spełnić jej...życzenie.

Uśmiechnęła się do mnie pięknie i wstała, uprzednio ujmując moją dłoń. Zaprowadziłem ją na środek restauracji i w świetle lampek, świec i przy akompaniamencie spokojnej piosenki Whitney Houston zaczęliśmy tańczyć. Trzymała dłoń na moim ramieniu, a ja obejmowałam ją w talii i prowadziłem. Zaśmiała się cicho, ale nie odwróciła wzroku. Wciąż patrzyliśmy sobie w oczy. Obróciłem Gabrielle i znów przyciągnąłem do siebie. Momentami była tak dwuznaczna jak ja. Bała się, ale też śmiało potrafiła powiedzieć, czego oczekuje. Patrzyła prosto w oczy, uśmiechając się i poruszając się z gracją.

I Will Always Love You jest tutaj kuriozalne – stwierdziła, kołysząc się ze mną do rytmu muzyki.

– Dlaczego tak sądzisz? – dopytałem, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.

– Bo kompletnie do nas nie pasuje, nie uważasz?

Przez chwilę myślałem nad odpowiedzią, analizując w głowie tekst piosenki, która tak naprawdę mówiła o miłości do grobowej deski, jednak by żyło się im lepiej, decydują się żyć osobno.

– Faktycznie. Nie pasuje do nas... – mruknąłem cicho, przeszywając blondynkę wzrokiem.

Dlaczego tak uważałem? Bo potrzebowałem jej, chociaż nie kochałem.

– Bardzo dobrze tańczysz – zmieniła temat i okręciła się, po czym znalazła w moich ramionach, a piosenka dobiegła końca. – Dziękuję, Louis.

– Więc może jeszcze jedna? – zaproponowałem, nie chcąc jej tak szybko puszczać.

– A nie będę ci nic winna? – Upewniła się.

– Nie. – zaśmiałem się cicho. – To tylko taniec...

– To bardzo chętnie. –Uśmiechnęła się.



Od autorki: Więc wracam z maleńką randką Louisa i Gabi ;) Wystarczająco romantycznie jak na naszego Tomlinsona? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro