Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.

*Gabriella*

Opierając się o łóżko, próbowałam zebrać wszystkie elementy w całości, ale dalej nic mi nie wychodziło. Patrzyłam na siostrę i nie wierzyłam w to, co się wydarzyło.

- Powiedz mi prawdę. Dlaczego pożyczyłaś od niego tyle pieniędzy? - Starałam się być spokojna, ale kogo ja okłamywałam? Miałam ochotę ją udusić.

Przed oczami cały czas miałam widok trzęsącej się Vanessy, a tuż przed nią stał ten mężczyzna i celował w nią bronią.

- Bo musiałam - odparła dwudziestopięciolatka, wycierając dłońmi łzy z policzków. - Nie mieszaj się w to, Gabi.

- Za późno! Do cholery, za późno! Na co ci te pieniądze? Masz pracę, masz mnie! Pożyczyłaś od gangstera, tak? A on ci groził czy chciał cię zabić? - Zerwałam się na równe nogi. - Coś ty sobie myślała? Że cię ozłoci? Na co ci ta kasa, Vanessa?!

- Dla ciebie! - krzyknęła, zerkając w końcu w moje oczy. Momentalnie poczułam ukłucie w sercu. Co ją, do choler,y podkusiło?

- Nie prosiłam cię o to... - szepnęłam.

- Bo ty o nic nie prosisz! Udajesz, że wszystko jest świetnie, a dobrze wiesz, jaka jest prawda! Po prostu nie chcę cię stracić, rozumiesz?

- Nie stracisz mnie. - Ukucnęłam przed nią. - Nie stracisz. Ale nie wolno ci robić takich głupot. Ness... To jest dziesięć tysięcy dolarów. Jak chcesz mu to oddać z naszej pensji? Ten człowiek jest niebezpieczny, skąd możemy wiedzieć, że poczeka miesiąc?

- Bo czekał ze spotkaniem do ostatniego dnia umowy... - szepnęła, chwytając moje dłonie i mocno je ściskając.

- Nie mamy w sumie takich wypłat, a jeszcze są koszty mieszkania i za coś musimy żyć. - Musiałam zachować zimną krew. Miałyśmy równo miesiąc.

Nie zamierzałam zostawić jej samej z tak ogromnym problemem. W końcu gdyby nie moja choroba, nic takiego by się nie wydarzyło.

- Pomyślimy o tym jutro. Połóż się teraz spać. - szepnęłam, widząc jak wciąż jest roztrzęsiona.

Podniosła się, a ja zaprowadziłam ją do pokoju i podałam ziołowe tabletki na uspokojenie. Inaczej przepłakałaby całą noc.

Cicho opuściłam sypialnię siostry i poszłam do siebie. Moja noc była bardzo ciężka, a rano obudziłam się z bólem głowy. Mimo to wzięłam tabletkę i usiadłam do kalkulowania kosztów. Nie mogłam tego odłożyć. Teraz zostało jedynie dwadzieścia dziewięć dni. Gdyby rodzice się o tym dowiedzieli, kazaliby nam od razu iść na policję. Mogłam jedynie przypuszczać, że Vanessa nawet nie wiedziała, kim dokładnie jest ten mężczyzna spod klubu. Zastanawiało mnie jedynie to, dlaczego tak zareagował na moje wyjście. Bał się świadków? Miał wystarczająco dużo czasu, by zabić nas obie... Mógł po prostu strzelić. Przecież właśnie to miał w planach, a jednak pozwolił nam uciec.

Spuściłam wzrok na kartkę i westchnęłam smutno, wiedząc, że nie ma szans, abyśmy zebrały tyle pieniędzy. Oparłam głowę na dłoniach, mając ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Byłyśmy po prostu w ciemnej dupie, nie wiedziałam, co mogłoby być nasza ostatnia deska ratunku.

Szybko spojrzałam na zegarek i przypomniałam sobie o zmianie Ness. Pobiegłam obudzić siostrę. Dziewczyna nie dawała za wygraną i w końcu uderzyłam ją poduszką, by się ocknęła. Może chociaż udałoby się zwrócić część pieniędzy, jeżeli wzięłybyśmy nadgodziny i odpuściłybyśmy sobie wszelkie przyjemności w tym miesiącu.

- Vanessa, do cholery! Spóźnisz się do pracy, a nie możesz. Nie w tym miesiącu. Przypomnę ci, że mamy dług do spłacenia. Wstawaj albo wyleję ci na głowę zimną wodę.

Po chwili ujrzałam jej jasne tęczówki. Była czasami uparta jak małe dziecko. Złapałam siostrę za rękę i siłą ściągnęłam z łóżka. Jęczała, marudziła, ale w końcu poszła się wykąpać. Sukces...

- Masz dziesięć minut! - zawołałam, kierując się do kuchni, by zrobić jej kawę na rozbudzenie.

Czekając na Ness, sprawdziłam wiadomości na telefonie. Żadna nie była od rodziców Charlotte, mojej uczennicy. Na niej bardzo mi zależało, bo nie ukrywam, stawka za godzinę lekcji śpiewu była największą. Nie sądziłam, że byliby w stanie dać mi jakąś podwyżkę, bo wciąż to były jednak tylko i wyłącznie lekcje śpiewu. Po prostu chciałam więcej lekcji w tym miesiącu, ale wiedziałam, że Charlotte na razie jest z tatą na wakacjach. Oby byli też inni klienci. Zamierzałam odświeżyć ogłoszenia w Internecie. Musiałam odszukać jakieś stare dyplomy, które były nagrodami w konkursach, głównie szkolnych. Potrzebowałam jakiejś zachęty dla potencjalnych klientów. Mogłam poszukać jeszcze pracy dorywczo, ale nie wiem czy wyrobię się ze wszystkim. Może Jim da mi więcej zmian. Westchnęłam pod nosem, biorąc fiolkę z lekami. Połknęłam odpowiednią dawkę i zrobiłam dla nas tosty. Ness pojawiła się w kuchni już gotowa.

- Kawa, a tosty na wynos. Zbieraj się do pracy.

Dziewczyna nie wyglądała na zadowolona, ale jakoś w tym przypadku mało mnie to obchodziło. Tak bardzo jak byłam na nią wściekła, tak samo zrobiło mi się jej żal. Nie wiem, czy w akcie desperacji nie byłabym zdolna do podobnego czynu. Chciała mi pomóc i zbierała pieniądze na leczenie. W następnym miesiącu dostanę pierwszą dawkę chemioterapii, co mnie osłabi. Mój szef jeszcze nie wiedział, że będę musiała wziąć urlop.

- Ness. - Zatrzymałam ją w drzwiach.

- Hm? - mruknęła, chowając do torebki pudełko z jedzeniem.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niej.

Nie chciałam, by czuła, że tylko i wyłącznie ją karcę. Wiedziałam, że kocha mnie ponad wszystko, mimo że zachowała się strasznie nieodpowiedzialnie.

- Za wpakowanie nas w takie bagno? - odparła smutno.

- Nie. Za to, że jesteś dla mnie poświęcić wszystko. Ale więcej tego nie rób. Poradzimy sobie i wyjdziemy z tej sytuacji, okej? Jesteśmy siostrami.

Skinęła głową i bez słowa mnie przytuliła. Odetchnęłam z ulgą, bo nie chciałam stracić siostry, a tak naprawdę było krok od tego.

- Powiedziałaś mi już wszystko, tak? Żadnych tajemnic? - Upewniłam się, głaszcząc ją po plecach.

Ponownie pokiwała głową, tym razem jednak bardziej energicznie. Z jednej strony powinnam brać spora poprawkę na to, czy mówiła prawdę. W końcu potrafiła przede mną ukryć tak poważny fakt...

Spojrzałam na nią uważnie. Otarła łzy i pocałowała mnie w policzek.

- Do zobaczenia, mała. Dzięki za śniadanie - odparła i wyszła.

Pomachałam jej jeszcze w progu i zamknęłam drzwi. Dopiero po sekundzie przekręciłam wszystkie możliwe zamki, tak dla bezpieczeństwa.Oparłam się o nie plecami i zamknęłam oczy. Wspomnienia z wczoraj wciąż kotłowały się w mojej głowie. Nie było mowy o żadnej policji.

***

- Jeszcze raz. Głęboki wdech, Charlie. - powiedziałam do dziewczynki, leżąc obok niej na miękkim dywanie.

Mała blondyneczka zaśmiała się i zerknęła na mnie, machając nieco chudziutkimi nóżkami w powietrzu. Jak na sześć lat była naprawdę drobna, ale to jedynie dodawało jej cudownego uroku.

- Już nie mogę. - odparła, szczerząc swoje ząbki.

- Wiem, że możesz. - oznajmiłam równie szeroko uśmiechnięta. - Piosenka jest trudna, ale wierzę, że dasz sobie radę. - dodałam szeptem.

Pokiwała głową i wykonała ćwiczenie. Miała ładny głos, więc lekcje z nią były dla mnie przyjemnością. Słuchała, uczyła się i czasem mocno mnie zaskakiwała. Nie była leniwa. Zawsze przychodziła w dobrym nastroju, chcąc się bawić i poznawać nowe rzeczy. Chwilowe zawahania wynikały jedynie z tego, że potrzebowała sekundki przerwy bądź też żartowała.

- Gabi? Bardzo cię lubię. - Objęła mnie rękoma w talii i wtuliła główkę w mój brzuch.

- Ojej... - powiedziałam zdumiona jej nagłym gestem. Spowodowało to jednak, że poczułam ogromne ciepło na sercu i od razu owinęłam ją swoimi ramionami.

- Jesteś moja najlepszą uczennica, wiesz? - szepnęłam z uśmiechem.

- Wiem. - Podniosła głowę z szerokim uśmiechem. W policzkach miała dołeczki. Była mieszanką swoich rodziców, ale po żadnym z nich nie miała koloru włosów.

Odgarnęłam jej blond pasma za uszka i lekko uścisnęłam oba policzki, na których pojawiły się subtelne rumieńce, zapewne od ciepła.

- Zaśpiewamy Taylor Swift? - Poprosiła. To była jej ulubiona piosenkarka. Ostatnio opowiadała mi, że tata zabrał ją na koncert.

Od tamtego momentu powtarzała, że chciałaby zostać piosenkarką, występować na tak wielkich scenach. Kto by nie chciał?

Zerknęłam na zegarek, kontrolując godzinę. Miałyśmy jeszcze jakieś ponad pięć minut, więc wyciągnęłam z kieszeni telefon i odszukałam piosenkę.

- Tę! - Pokazała paluszkiem na ekran. Wybrała Love story i nieskromnie przyznam, że to była jedna z moich ulubionych miłosnych piosenek.

Wcisnęłam przycisk odtwarzania i ustawiłam głośność na średnia. Chciałam słuchać delikatnego głosiku Charlotte, która brzmiała jak aniołek. Zdecydowanie miała do tego talent, chociaż mimo wieku może nie do końca była tego świadoma. Dla mnie liczył się fakt, że śpiewała i ćwiczyła z przyjemnością, odszukując w tym mnóstwo zabawy. Na tym właśnie polegała pasja.

Uśmiechałam się, słuchając ją i trochę pomagając w refrenach. Przy niej czułam się jak nastolatka. To była moja dorywcza praca i zdecydowanie łączyła się z moim największym hobby. Ucieszyła mnie wieść na dwugodzinne zajęcia z Charlotte, bo zostało nam tylko dwadzieścia pięć dni do spłaty długu.

Piosenka dobiegła końca, a sekundę później rozległ się domofon.

- Oho. Chyba tatuś przyszedł - powiedziałam, podnosząc się z podłogi.

-Albo wujek - odpowiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

Podeszłam do domofonu i nacisnęłam przycisk, by otworzyć klatkę. Po chwili też odsunęłam zamki. Charlie przybiegła do przedpokoju, zakładając swoje buciki. Pomogłam jej założyć kolorowy plecak na ramiona i wyciągnęłam na wierzch włosy.

- Było fajnie, co? Proszę. To dla ciebie. - Podałam jej talerzyk z ciastkami. To była nagroda. Poczęstowała się, a ja słysząc dzwonek, otworzyłam drzwi.

- Wujek! - pisnęła podekscytowana dziewczynka, wtulając się w nogi mężczyzny i trzymając słodka przekąskę w dłoni. Uśmiechnęłam się na ten widok.

Podniosła głowę i oniemiałam. Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy ujrzałam przed sobą twarz mężczyzny spod klubu, który był gotów odebrać życie mojej siostrze. Powoli przeniosłam wzrok na Charlotte i zastanawiałam się czy jej nie odciągnąć i nie zacząć krzyczeć. Ale przecież nazwała go wujkiem i przytuliła się do niego. Co, do cholery, się tutaj zadziało?

-Witaj, Gabi. - Na dźwięk jego głosu poczułam dreszcze na całym ciele. I wcale nie należało to do najprzyjemniejszych odczuć.

- To jest twój wujek, tak? - szepnęłam do Charlotte, zaciskając pięści. Bałam się go. Oczywiście, że tak. Wiedział gdzie mieszkamy, stał w progu mojego domu i jestem pewna, że miał przy sobie broń. Na dodatek tuliła się do niego niewinna dziewczynka.

-Najlepszy na całym świecie. - powiedziała, zerkając na mnie przez ramię.

Nie potrafiłam zerknąć na niego. Nie chciałam czuć tego lodowatego, przeszywającego spojrzenia. Objęłam się ramionami, nie wiedząc, co w tamtym momencie powinnam zrobić.

- To do następnej lekcji, Charlie - wydusiłam z siebie. Z trudem hamowałam łzy przerażenia. To było jakieś szaleństwo.

- Zostawiłam kucyka! - zawołała, wbiegając szybko do mieszkania.

Zostałam z nim sam na sam. Patrzyłam uparcie w podłogę, nie mogąc się zmusić, by spojrzeć na naszego oprawcę.

- Wszystko oddamy - szepnęłam. Nie miałam pojęcia jak.

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o pieniądzach - odparł, a kątem oka dostrzegłam, że wsuwa dłonie w kieszenie spodni. - Dałem wam czas.

- Dzięki, łaskawco - mruknęłam, zanim pomyślałam. Świetnie.

Po chwili usłyszałam jedynie jego śmiech. Och, naprawdę? Na takim poziomie było jego poczucie humoru? O mały włos nie zemdlałam z przerażenia, a on się śmiał.

- Jesteś urocza, Gabi.

- Nie mów tak do mnie. - Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Na więcej odwagi nie było mnie stać. - Tak mówią tylko moi przyjaciele. Ty nie jesteś przyjacielem.

- Ale mogę nim być- odparł, puszczając mi oczko.

Jego zachowanie wprowadzało mnie w skołowanie.

- Nie sądzę. Jeśli nie oddam pieniędzy, wyślesz mnie do grobu. - Odwróciłam głowę, słysząc, że mała biegnie.

- Nie zrobię tego - stwierdził, wyciągając po chwili dłoń w stronę Charlotte, która wbiegła do przedpokoju.

- Schował się. Nicpoń - mruknęła, ujmując mężczyznę za rękę i uśmiechnęła się ponownie w moją stronę.

Jak ten cudowny aniołek mógł być bezpieczny przy tym diable?

- Do zobaczenia, Charlie. - Uśmiechnęłam się do niej słabo. Czułam się źle, miałam ochotę zamknąć drzwi i ukryć się w najdalszym kącie mieszkania. Odwaga przychodziła tylko wtedy, gdy mój umysł przypominał sobie, że choroba może odebrać mi życie. Że nie ryzykuję.

Chwilę potem jednak myślałam o Vanessie, której nie chciałam zostawić z tym problemem na pastwę losu. Na pewno nie powiedziałabym o tym rodzicom.

Mogłam od nich pożyczyć kilka stówek, bo tyle byli w stanie dać, o nic nie pytając. Ale to dalej było za mało. Mężczyzna, którego imienia dalej nie znałam, posłał mi uśmiech. Dziwny, taki.. Przerażający, a potem wyszedł wraz z Charlotte. Zamknęłam drzwi i wypuściłam powietrze z ust. Moje serce biło jak oszalałe. Na słabych nogach podeszłam do okna, żeby je otworzyć i odetchnąć. Nie zamierzałam mówić siostrze o tym, że on tutaj był. Miała w spokoju zbierać pieniądze, a nie myśleć o tym, że wiedział, gdzie mieszkamy.


Od autorki: Kolejna dawka Louisa oraz Gabrielli :) Jest mi bardzo miło, że jest Was tu całkiem sporo i pojawiła się taka masa komentarzy. Pamiętajcie, że Painkiller powstaje we współpracy z cudowną Alicją!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro