Rozdział 29.
Gabriella
Westchnęłam cicho, stojąc na okrągłym podeście i wpatrywałam się w swoje odbicie. Nie byłam przekonana co do tego...
– Nie podoba mi się. – powiedziałam wprost, odwracając się do mamy, siostry i Annabelle, która trzymała na swoich kolanach córkę. – Jest jakaś taka...
– Zabudowana? – rzuciła moja mama.
Skinęłam głową. Wybór sukienki ślubnej to była jakaś męka. Nie mogłam znaleźć mojej idealnej, ksieżniczkowej kreacji...
– Nie pasuje do ciebie – powiedziała Ness i spojrzała w telefon. – Moim zdaniem powinnaś sobie ją zaprojektować.
Wiedziałam, że miała rację. Louis poza tym mówił to od początku, ale przecież w żaden sposób nie miałam zdolności rysowniczych. Dlatego, dzięki Bogu, przyjdzie ta krawcowa... Może ona mi jakoś pomoże, bo znalezienie idealnej sukni graniczyło z cudem.
Z pomocą siostry przebrałam się w swoje ubrania i niechętnie spojrzałam w lustro. Przejechałam dłonią po płaskim brzuchu, krzywiąc się lekko.
– Co muszę jeść, żeby przytyć? Bo już mnie to męczy.
– Możesz zacząć chodzić na regularne obiady do McDonalda, jak moja córka z wujkiem Louisem. – wtrąciła rozbawiona Ana.
– Lubię chodzić do McDonalda z wujkiem – odpowiedziała radośnie Lottie.
– Oj, ja wiem, że lubisz. Niedługo ci miejsca zabraknie na te zabawki...
– Nie wiedziałam, że wujek Louis je maka – przyznałam ze śmiechem i przewiesiłam torebkę przez ramię. – No dobra, chyba nic tu po nas. Kompletnie nie mogę się zdecydować.
– Cheeseburger to jego drugie imię – zaśmiała się matka dziewczynki.
– Kochanie...musisz pomyśleć, w czym czujesz się dobrze... – zasugerowała mama.
Skrzyżowałam ręce, wzruszając ramionami. No własnie. W czym dokładnie?
– Chyba w takich delikatnych, przyległych do ciała – wyjaśniłam.
– Myślę, że pasowałby ci rozkloszowany dół...od pasa. – wtrąciła Ness.
Popatrzyłam na nią, marszcząc nos. Podniosła się i podeszła do sukien, by pokazać mi odpowiedni model. Zaciekawiona obejrzałam dokładnie materiał i rzeczywiście, taki styl był ładny.
– Chce mieć nagie plecy... – oznajmiłam, wyobrażając sobie dotyk palców Louisa na swoim ciele.
Annabelle uśmiechnęła się do mnie i podeszła do naszej dwójki.
– Wydaje mi się, że wiem co będzie idealne. Co sądzisz o takiej bardzo delikatnej koronce? – Podała mi telefon, ukazując projekt sukni jednego z najlepszych projektantów.
Przyznam szczerze, że zapierała dech w piersiach. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Zdecydowanie to będzie to.
– Więc ten projekt przedstawisz krawcowej i po sprawie.
– Tak zrobię. Przepraszam was – powiedziałam, słysząc telefon. Wyciągnęłam telefon i na ekranie ujrzałam zdjęcie ukochanego. – Hej, już zaraz będę pod jubilerem, dziewczyny mnie podrzucą.
Zaśmiał się do słuchawki, bo nie pozwoliłam mu nawet dojść do słowa. Każdy taki moment przywoływał sytuacje z przeszłości, a w konsekwencji szeroki uśmiech na mojej twarzy.
– Bentley. Pospiesz się, kochanie. – odparł.
Moment. Czy on zrobił to specjalnie?
– Bentley? Ty tu jesteś? – spytałam zaskoczona i wyjrzałam na zewnątrz.
Poczułam uderzenie gorąca, kiedy po drugiej stronie ulicy dostrzegłam zaparkowany samochód. Zmrużyłam oczy, bo miałam nadzieję, że nie widział mnie w żadnej z tych sukni.
– Raz, dwa, kotek. Nudzę się już.
Rozłączyłam się szybko i spojrzałam na dziewczyny.
–Ja... Muszę iść, bo Louis czeka. Nie będziecie złe? – Złożyłam ręce jak do modlitwy.
– Ten to się dopiero niecierpliwi... – zaśmiała się moja mama. – Idź już.
Pożegnałam się z nimi szybkim "paa" i pobiegłam do samochodu. Naprawdę miałam nadzieję, że nic nie widział. Swoją drogą, że za sam przyjazd chciałam go po prostu udusić. Ani ja, ani on nie należeliśmy do typu ludzi, którzy chcieli spędzać z sobą każda chwilę. A może inaczej... Chcieliśmy, ale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to niezdrowe i musimy sobie dać czasami chwilę swobody.
– Co ty tu robisz? – spytałam od razu, gdy wsiadłam do środka. Spojrzałam na niego, unosząc brew.
– Odbieram moja narzeczona ze sklepu i jedziemy kupić nasze obrączki.
– A pamiętasz, że twoja narzeczona była z tobą umówiona, że dojedzie i spotkacie się na miejscu? Teraz myślą, że nie możemy bez siebie żyć – stwierdziłam, nie kryjąc rozbawienia.
– Hm... Może chciałem cię trochę popodglądać w bieliźnie? – zasugerował, sunąc palcami wzdłuż mojego uda.
– Jestem pewna, że nic nie widziałeś. – Zmrużyłam oczy, momentalnie zaciskając nogi.
Uśmiechnął się zadowolony, z kolei mnie przeszywały dreszcze. Ugh, dalej był tym samym dupkiem co wcześniej, ale kochałam go tak mocno, że nie mogłam się powstrzymać przed droczeniem się z nim.
– Ale masz dzisiaj taka ładna biała koroneczkę... – westchnął, przesuwając dłoń maksymalnie wysoko.
– Lou... Czy ty widziałeś mnie w sukni? – spytałam przestraszona. Bo skoro widział mnie w bieliźnie, to mógł i ubraną. Położyłam dłoń na jego dłoni, czując przyjemne ciepło na skórze.
– Nie, chociaż chciałem. Musiałem zadowolić się twoim widokiem w sypialni przed wyjściem. – odpowiedział, przejeżdżając kciukiem po moim kroczu.
Niech cię szlag, Tomlinson. Nawet podczas jazdy samochodem potrafił robić takie rzeczy... Przygryzłam mocno wargę i powoli odsunęłam jego dłoń od swojego ciała.
– Skup się na drodze, Lou. – Pouczyłam go.
Uśmiechnął się pod nosem. No nie... Już wiedziałam, że ma jakiś plan i wszystko wykorzysta przeciwko mnie.
Pokręciłam lekko głową i spojrzałam w telefon, przeglądając jakieś aktualności. Lubiłam jeździć Bentleyem Louisa, to było zupełnie inne uczucie niż jazda w Mercedesie.
Straciłam rachubę czasu, jednak moja uwagę przykuło to, że jedziemy cały czas prosto. Żadnych zakrętów w środku miasta?
– To nie miało być gdzieś bliżej? – spytałam ciekawa.
– Miało – oznajmił, kiedy rozglądałam się po otoczeniu.
– Więc co to za zmiana planów? Gdzie jedziemy? – Spojrzałam teraz na Louisa.
Nienawidziłam takich momentów. Nie bałam się, oczywiście, że nie. Z drugiej strony był taki tajemniczy i potrafił zaskoczyć mnie jakąkolwiek drobnostka.
Zmienił plany czy miejsce? Nie miałam pojęcia, co siedzi mu w głowie. Louis jest tak bardzo enigmatyczny. Czy ja kiedyś do tego przywyknę?Zatrzymał się w zupełnie obcym dla mnie miejscu, jednak to wcale nie było dziwne, bo nie znałam okolicy aż tak dobrze. Zwłaszcza tej poza miastem...
Wysiadł z samochodu, dlatego szybko do niego dołączyłam.
– Gdzie jesteśmy? – spytałam, od razu łapiąc go za rękę.
– Chodź, chodź... – odpowiedział z uśmiechem, prowadząc mnie wzdłuż ścieżki wyłożonej drewnianymi belkami.
– To wygląda jakbyśmy szli wziąć tajny ślub – stwierdziłam. Okolica była piękna i zachwycająca.
– Daty nie przyspieszyłem. Czekam na sygnał, że twoja sukienka jest gotowa – oznajmił z uśmiechem.
– Jeszcze jej nie zaprojektowałam – przyznałam niepewnie
– Będzie piękna – stwierdził, uśmiechając się.
– Na pewno. Mam nadzieję, bo chciałabym, żebyś był zadowolony, jak mnie zobaczysz.
– Zawsze jestem. Tylko żebym nie zemdlał...
– Nie grozi ci to, prędzej mi. Dobra, gdzie my idziemy, Lou? – Spróbowałam w końcu coś od niego wyciągnąć.
– Czasami jesteś zbyt ciekawska – odparł, za co uderzyłam go prosto w ramię.
– Chodzi o nasze obrączki.
– Nie. – Pokręcił głową, będąc cholernie z siebie zadowolonym. Dupek.
– Nie? Ej, ja już nic nie rozumiem – westchnęłam.
Stanął za mną i zasłonił moje oczy, co jedynie wprawiło mnie w nieco większe niezadowolenie, pominąwszy chociażby fakt, że dotyk Louisa był bardzo kojący. Opierając się nieznacznie o jego tors, szłam ślepo przed siebie.
Dlaczego ten mężczyzna był taki tajemniczy? Jego niespodzianki doprowadzą mnie do zawału prędzej czy później. Nie wiem czy jestem gotowa na małżeństwo z kimś takim.
Kiedy znów dane było mi widzieć, uśmiechnęłam się na widok pięknego oceanu. Fale uderzały w klif, na którym się znajdowaliśmy. Świat stawał się jeszcze lepszy, gdy można było brać to, co się chce i w dodatku bez najmniejszego zawahania. Taki właśnie był Louis. I to w jakiś sposób urzekało mnie przez ostatnie miesiące. Gdyby nie jego zachcianka, jeżeli tak to mogę nazwać, pewnie nie bylibyśmy teraz w tym miejscu, nie mówiąc już o planach na przyszłość.
Mogłam podejmować różne decyzje, bo Louis dawał mi taką możliwość. Nie musiałam martwić się o jutro. To było dobre uczucie. Kiedyś żyłam ze strachem, czy starczy mi pieniędzy na kolejny tydzień. Może z moich ust brzmiało to źle i wychodziłam na materialistkę. Najważniejsza w tym wszystkim była nasza miłość, to że rozumieliśmy się bez słów...
– To miejsce jest niewiarygodne – wyszeptałam pod ogromnym wrażeniem.
Westchnęłam cicho i rozejrzałam się, ale Louis nie pozwolił mi na siebie zerknąć, a to spowodowało dreszcze na moim ciele.
– Czemu nie mogę się odwrócić? – wydęłam usta. Dzisiaj zachowywał się zaskakująco. Nie myślałam, że ma dla mnie takie niespodzianki.
Kolejnym szokiem było to, że zaczął cicho nucić piosenkę wprost do mojego ucha, a niedługo później zaczął śpiewać. Louis Tomlinson okazał mi tyle romantyzmu, że nogi się pode mną ugięły...
On. Śpiewał. W moich oczach pojawiły się łzy, których nie zdołałam powstrzymać. Czy ktokolwiek by się tego spodziewał? Ciągle powtarzał, że nie potrafi, mimo że zgodził się wykonać jakiś utwór razem ze mną.
Odszukałam jego dłonie i mocno splotłam nasze palce razem. Chyba właśnie takiego życia dla siebie chciałam.
– Kocham cię – wyszeptałam, gdy skończył śpiewać. Zamknęłam mocno oczy, ściskając jego dłonie. – Tak bardzo cię kocham. Jesteś wszystkim, Lou.
Nie odpowiedział, a mimo to doskonale znałam odpowiedz. Darzył mnie takimi samymi uczuciami jak ja jego.
Niedługo później wysunął palce z mojego uścisku. Poczułam je na skórze swojej szyi, a dokładnie jak majstrują przy odpięciu łańcuszka, z którym nie rozstawałam się od pobytu w szpitalu. Pierścionek musiał zsunąć się, gdyż do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk ocierającego się metalu.
Dopiero wtedy odwróciłam się, by ujrzeć Louisa klęczącego na jednym kolanie z pierścionkiem zaręczynowym. Patrzyłam na niego zaskoczona, tak samo jak za pierwszym razem. Oświadczał mi się po raz kolejny. Tylko teraz znał prawdę. Wiedział wszystko i przeżył ze mną najgorsze chwile mojego życia. Był cały czas obok, nie zrezygnował.
– Zostaniesz moja żoną? Na dobre i na złe? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
– Zostanę – wydusiłam z siebie, kiwając głową. – Na dobre i na złe.
Dla kogoś mogło wydawać się to głupie, bo przecież zgodziłam się już wcześniej. Z jednej strony wtedy myślałam, prócz miłości rzecz jasna, by brać to, co mogę od życia, póki jest mi to dane. Teraz...chciałam żyć u boku Louisa każdego dnia, być jego na zawsze. Nic więcej nie było mi potrzebne. Mogłam spokojnie cieszyć się chwilami przy Lou i czuć, że jestem bezpieczna.
Nasunął na mój palec pierścionek, który jeszcze nieco był luźny, ale pasował lepiej niż wcześniej, w czasie choroby. Byłam zdziwiona, że mężczyzna nie podniósł się z ziemi. Przeczesałam jego miękkie włosy, na których nie było ani grama jakiegoś żelu czy lakieru. Nie zdążyłam nawet zapytać o cokolwiek, gdyż przysunął się i oparł policzek o mój brzuch.
– Kochanie? – szepnęłam. Drugą ręką szybko otarłam łzy.
– Nigdy nie czułem do nikogo czegoś takiego... Czasami mam wrażenie, że to jakaś bajka, sen – wypalił, przez co poczułam jeszcze większe wzruszenie.
– Louis, to nie jest sen. To ja mogę tak mówić – zaprzeczyłam od razu.
– Próbujesz się ze mną kłócić? – Od razu podniósł głowę.
– Uświadamiam ci, że nie masz racji. Ty mogłeś mieć wszystko, zawsze możesz mieć. A ja trafiłam do bajki i dalej nie wierzę, że ona wciąż trwa.
– Nieprawda – odparł, wstając i ujął moje policzki w dłonie. – Żadna inna kobieta nie jest w stanie mnie poskromić...
– Racja, to akurat talent i robota na cały etat – zaśmiałam się.
Przytuliłam się do mojego mężczyzny, czując ogromną euforię. Zmienił się, widziałam to i napawało mnie to szczęściem, bo robił to dla mnie. Wydobył z siebie romantyzm, co wielokrotnie podkreślałam i doceniałam. Mogłam być pod wrażeniem jego przemiany. Nie wiem czy coś jeszcze zostało z tamtego Louisa, prócz człowieka, w którego się zamienia w pracy. Mimo tego co robił, kim był, kochałam go jak szalona. To wszystko wydawało się być absurdalne, nasza historia wręcz była niewyobrażalna.
– Wszyscy nas tak bardzo wspierają. Nawet Vanessa przestała ciągle komentować nasz związek – powiedziałam.
Rozbawiony moimi słowami pogładził mnie po biodrach, sunąc dłońmi w górę pleców.
– Przyzwyczaiła się. Nie miała szans wygrać ze swoimi morałami.
– Nie miała. Jakoś to przeżyje, mam nadzieję. Tylko, żeby znowu się w coś nie wpakowała, bo ją uduszę.
– Nie będzie drugi raz taka głupia. Jeżeli będzie chciała pożyczać pieniądze, to ode mnie – oznajmił.
Nie mogłam się nie zaśmiać. Objęłam go rękoma najmocniej jak potrafiłam.
– Z pewnością do ciebie przyjdzie, Lou. Już to widzę. – Zamknęłam oczy i stałam przytulona do niego, nie chcąc przerywać tej chwili.
Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony, jednak Louis jakby je chwytał i gładząc moją głowę, nieco je ulizywał. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się rześkim powietrzem. Trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości i jechać kupić nasze obrączki.
Louis zaprowadził mnie do samochodu i tym razem nie zmienił już celu podróży. Dotarliśmy do jubilera, którego wybrał i wiedziałam, że nie znajdziemy tu tanich rzeczy. Nie chciałam jednak nosić nie wiadomo czego. Klasyczna złota obrączka byłaby prawie idealna. Może jakiś grawer wewnątrz?
– Jakie mają państwo upodobania? – zapytała kobieta, stojąca za ladą z szerokim uśmiechem.
– Coś prostego – oznajmiłam, zerkając na propozycje za szkłem.
– Pokażę kilka. Ostatnio bardzo modne są matowe. – Wyjęła zestaw z witryny i położyła przed nami.
Zerknęłam krótko na Louisa. Coraz bardziej zaczynałam wątpić w to, jakich obrączek na pewno chciałam.
– Może ty coś podpowiesz?
– Ja? – Louis pokazał na siebie palcem.
– Nie. Mike'a zapytam. – Pokręciłam głową.
Louis uśmiechnął się w moim kierunku, zaczynając dłońmi gładzić moje biodra. Momentami powinien mieć zakaz dotykania mnie...
– Klasyki mnie usatysfakcjonują. Co za dużo świecidełek na ciele to jednak niezdrowo.
– A może te? – Pokazałam na złote obrączki, nieco matowe, ale proste. Za wszelką cenę próbowałam się skupić, jednak z jego rękoma na moim ciele było to trudne.
Może on po prostu robił to specjalnie? Próbował mnie rozproszyć, żeby znów postawić na swoim, chociaż zupełnie tego nie okazywał?
– Możemy je zobaczyć? – zapytał uśmiechniętą ekspedientkę, która skinęła głową.
Ostrożnie wyjęła obrączki i pozwoliła nam je obejrzeć. Obróciłam w palcach moją, tą mniejszą i uśmiechnęłam się pod nosem.
– Ja bym chciała tę, ale z grawerowaniem – wyznałam. – Żeby tutaj od środka był napis.
– Jaki napis? – zapytał, zaciekawiony Louis, opierając dłoń na ladzie.
Wlepiłam wręcz wzrok w jego zaobrączkowany palec. Dopiero w tamtym momencie rzeczywiście do mnie dotarło, że to się stanie, że Louis zostanie moim mężem. Na dobre i na złe...
Kompletnie zapomniałam o zadanym pytaniu. Przez chwilę milczałam, ale dotarło do mnie, że na coś czeka.
– Ach... Tak. Napis. Data. Chciałabym datę.
Po chwili poczułam subtelny pocałunek na szyi, na co się uśmiechnęłam.
– Kocham cię – szepnął wprost do mojego ucha, po chwili oddalając się kawałek z telefonem w dłoni.
Westchnęłam cicho, wracając wzrokiem do obrączki, dalej z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Tajemniczy ten pani narzeczony – stwierdziła ekspedientka, ale nie była to złośliwa uwaga.
– Pantoflarz – zażartowałam, śmiejąc się.
– Ale za to bardzo przystojny. – Pokiwała głową z uznaniem. – I jak podobają się pani te obrączki?
– Tak, są cudowne.
– W takim razie mam nadzieję, że to będą te. Idealne. – Spojrzała na moją dłoń, na której miałam pierścionek zaręczynowy. – Wow..
Zmarszczyłam czoło i podniosłam wzrok, nieco skrępowana. Aż takie wrażenie budził wśród ludzi? Dotarło do mnie, że przecież to ktoś kto zna się na biżuterii. Na pewno domyśliła się, że pierścionek jest wiele wart. Uśmiechnęłam się jedynie w jej stronę i przeniosłam wzrok na narzeczonego, który rozmawiał cicho przez telefon. Nie mogłabym zgadywać, nie miałam pojęcia do kogo dzwonił. Czekałam więc cierpliwie, oglądając inną biżuterię. Jednocześnie myślami odbiegałam do naszego ślubu. Miałam wrażenie, że zaraz się obudzę z tego przepięknego snu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro