Rozdział 2.
*Louis*
– Jak to po prostu dałeś jej, kurwa, pieniądze?! – warknąłem, zerkając z niedowierzaniem na mojego współpracownika.
Mężczyzna wydawał się być w ogóle niewzruszony faktem, że w tamtym momencie byłem w plecy ze sporą ilością gotówki. Nie zamierzałem mu, ani tej małej suce, puścić tego płazem. Nikt nie miał prawa sobie ze mną pogrywać.
– Ale... – westchnął, kiwając palcem.
Zgromiłem go od razu wzrokiem. Oby to jego "ale" miało jakiś znaczący wpływ, bo nie miałem już cierpliwości, by się powstrzymać i nie sięgnąć po colta.
– Wiem, że będzie dzisiaj w barze u Daggetta– kontynuował, dzięki czemu poczułem odrobinę ulgi na sercu.
– I co w związku z tym? Odda nam wszystko? Skąd? Skoro pożyczyła te pieniądze, to oznacza, że nie miała. Skąd ty ją w ogóle wziąłeś? – Zmieniłem ton głosu. Teraz starałem się być opanowany. Przynajmniej wiemy, gdzie jej szukać.
– Brala towar z chłopakiem na sprzedaż– powiedział, siadając na krześle i lekko się na nim kołysał.
– Jak ona się nazywa? – Pochyliłem się nad biurkiem i wziąłem telefon do ręki.
– Vanessa Dawson. – odparł jakby od niechcenia.
Przysięgam, że kiedyś rozszarpie wszystkich głąbów.
– Super. – Wybrałem numer do Nialla.
Oczywiście nie odebrał za pierwszym razem. Chyba powinien mój numer zapisać nie pod "Louis" a "odbieraj kurwa w każdej chwili".Wysłałem mu wiadomość, że ma ustalić wszystko o Vanessie Dawson. Musiałem wiedzieć, jakimi kartami mogę zagrać. Fakt faktem zastanawiało mnie to, na co takim młodym ludziom od cholery kasy, ale w sumie w dzisiejszym świecie żądza pieniądza wychodziła ponad wszystkie inne wartości.
– Jej chłopak, Bill Hawkins, jest moim stałym klientem. Ale nigdy nie brał takiej działki... – wtrącił się Peter, więc podniosłem na niego swój wzrok.
– Ile wzięli kasy? – Zmarszczyłem brwi.
– Dziesięć tysięcy. Dzisiaj mija termin spłaty – odpowiedział, pocierając palcami podbródek.
– Więc osobiście odbiorę dług – mruknąłem z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
– Szefie, przecież wiemy jak to się skończy. Daj jej szansę. Odda. – Wzruszył ramionami.
– Sumienie cię ruszyło? – zapytałem roześmiany.
– Nie, ale... A zresztą. Rób, jak uważasz. – Podniósł się. Na mój telefon przyszło kilka wiadomości od Nialla.
– Ciesz się, że ciebie nie biorę jako spłatę –syknąłem, zaciskając dłonie w pięści. Nie będzie mnie gówniarz pouczał, jak mam prowadzić własny biznes.
– Przepraszam, okej? To stali klienci. Możemy wziąć odsetki.
– Nie martw się. Zadbam, by odsetki były jak najwyższe.
– Na pewno. Mogę iść?
Skinąłem głową, patrząc już jedynie w ekran dotykowego telefonu. Odblokowałem urządzenie, zerkając na wiadomości od zaufanego pracownika.Dowiedziałem się, co chciałem się dowiedzieć. Miałem teraz informacje o jej pracy, rodzinie, a nawet o stanie konta. Była bez grosza przy duszy. W dodatku wiedziałem, że została zwolniona ze stanowiska recepcjonistki w hotelu przed kilkoma dniami. Nie była dużo młodsza ode mnie, a miałem wrażenie, że jej rozum był na poziomie nastolatki. Zainteresowała mnie za to jej siostra, która pracowała u JimaDaggetta. Tego się nie spodziewałem. Co za zwroty akcji... Jej młodsza siostra zarabiała na dom, a Vanessa brała dług u dilera. Brawo. W dodatku rodzice mieszkali na jakiejś prowincji w Karolinie Północnej. Cudowna rodzinka.
Westchnąłem cicho i wstałem zza biurka. Zamierzałem dzisiaj wybrać się do klubu. Należało się odświeżyć przed wieczornym wyjściem, tym bardziej, że był to lokal jednego z moich dobrych znajomych. W dodatku dla szanownej Vanessy Dawson musiałem przygotować szczególną niespodziankę.
Wziąłem szybki prysznic na górze w sypialni. W domu mieszkałem sam, ale w ciągu dnia przebywali tu moi pracownicy oraz gosposia. Lubiłem moją willę położoną nad oceanem z prywatną plażą i jachtem zacumowanym w zatoce... Czego można by więcej chcieć od życia? Normalny człowiek pewnie powiedziałby, że miłości, ale ja zdecydowanie nie należałem do tego gatunku. Wolałem poczuć adrenalinę i z uśmiechem położyć się do łóżka, wiedząc, że zrobiłem coś ekscytującego. Pomijając oczywiście mało legalną działalność. Miałem władze, miałem pieniądze i satysfakcję. Czułem się szczęśliwy, a do tego dąży każdy z nas. Źli ludzie byli tam samo potrzebni jak ci dobrzy. Na świecie potrzebna była jakaś równowaga. Gdyby nie było takich ludzi jak ja, policja by się nudziła i w ogóle nie miałaby nic do roboty. Swoją drogą, w policji też mam jakieś dojścia. Może nie z najwyższych szczebli, ale liczy się każdy kontakt. Dlatego czułem się bezpieczny. Nikt nie mógł mnie tknąć. Nawet jeżeliby próbował, najpierw musiał porozumieć się z moim adwokatem.
Liam Payne pracował dla mnie od kilku lat, ale był też moim przyjacielem. Nie miałem ich wielu, lecz i tak to mi wystarczało. Wiedziałem komu mogę zaufać, a w moim świecie o zaufanie nie było łatwo. Każdy musiał sobie na to solidnie zapracować, niejednokrotnie zajęło to dłużej niż jedna, przypadkowa sytuacja. Musieli się tak naprawdę starać latami.
Wyszedłem z łazienki, nucąc pod nosem i owijając ręcznik wokół bioder.Nawet Peter nie mógł mi zepsuć humoru. Miałem nadzieję na udany, rozrywkowy wieczór. Kilka mocniejszych drinków, rozmowa z Jimem o biznesie i zapewne występ jednej z jego uroczych pań. Na dodatek uprzejma rozmowa z Vanessą. A jak mnie zdenerwuje, no to cóż... Młode dziewczyny są bardzo naiwne i głupie. Wziąć pieniądze od dilera? Naprawdę?Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wyobrażenie jej miny, kiedy dowie się, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Dla mnie to była komiczna sytuacja, ale dla niej? Sprawa życia i śmierci. Zupełny kontrast w jednej sytuacji. Tu nie chodziło już o te pieniądze, choć nie lubiłem, gdy ktoś był mi coś winny, a o szacunek. Jeżeli człowiek decydował się zawrzeć jakiś deal, powinien dotrzymywać warunków. Nawet jeżeli to był tylko i wyłącznie umowa ustna.
Wszedłem do garderoby i przebrałem się w czarny garnitur. Poprawiłem mankiety ciemnej koszuli i zabrałem marynarkę. W szykowaniu przerwało mi dosyć ciche pukanie, które było charakterystyczne tylko i wyłącznie dla jednej osoby w tym domu.
– Proszę. – Spojrzałem w stronę drzwi, zakładając buty.
Usiadłem na krześle, by spokojnie je zawiązać. Zerknąłem jedynie na wchodząca do pomieszczenia gosposie, trzymająca w dłoni kubek z herbatą.
– Panie Tomlinson. – Holly skinęła głową i postawiła kubek na szafce.
– Dziękuję, Holly. Podaj kolację, bo za chwilę wychodzę.
– Kolacja już gotowa – odparła z uśmiechem.
Czasami ta kobieta mnie zaskakiwała, jakby potrafiła czytać mi w myślach.
– Idealnie. – Podniosłem się, wziąłem kubek i poszedłem z nią do jadalni.
Na stole pojawiła się pieczona pierś z kurczaka oraz jakaś sałatka warzywna. Holly dbała o moją linię. Byłem zadowolony z gosposi. Pracowała tutaj od lat, była zaufaną osobą i jeszcze mnie nie zawiodła. Była w pewien sposób jak matka, taka prawdziwa. Nie miała swojej rodziny, nie mówiła o niej. Ale mnie traktowała jak syna. Czasami z nią rozmawiałem, gdy tego potrzebowałem. Potrafiła doradzić i nawet przytulić, na co bardzo rzadko jej pozwalałem. Bardziej to było pogładzenie po plecach.
– Smacznego. – Uśmiechnęła się i zniknęła w kuchni, a ja usiadłem do gorącej kolacji.
Nawet nie czułem głodu przez te godziny, a przede wszystkim nerwy, jakie mi towarzyszyły. Wziąłem sztućce do rąk i zabrałem się za jedzenie, by jednak skończyć jak najszybciej i moc wyjść.
– Jedziemy gdzieś? – Do jadalni wszedł mój kierowca i stanął przy stole.
– Tak, do Daggetta – oznajmiłem z pełną buzią.
– Którym autem, szefie? – Spytał, wsuwając broń za pasek.
– Wybierz coś ładnego –dodałem, dopijając herbatę.
– Dobra. – Mike skinął głową i wyszedł, a ja dokończyłem kolacje.
Mruknąłem zadowolony, ponieważ czułem się pełen. Uśmiechnąłem się do siebie i wytarłem usta w serwetkę. Wziąwszy broń i portfel, wyszedłem z domu. Mike zatrzymał samochód przy fontannie umieszczonej na środku parceli przed willą. Wysiadł i otworzył mi drzwi. Czasami miałem ochotę palnąć go za to w głowę, bo jednak mieliśmy dobrą relację, zbliżającą się do tej przyjacielskiej. Nie musiał traktować mnie jak hrabia. Byłem jego szefem, ale też i dobrym znajomym. Poza tym nie było między nami jakiejś dużej różnicy wieku. Może powinienem z nim uciąć "ojcowską" pogawędkę?
Spojrzałem na niego ostrzegawczo i wsiadłem do środka. Usiadł za kierownicą.
– Po co tam jedziemy?
– Są tylko dwie opcje– powiedziałem, upewniając się, że w kieszonce marynarki znajduje się paczka papierosów. – Jadę się napierdolić albo odebrać dług.
– I to chciałem usłyszeć. – Uśmiechnął się w lusterku.
Kąciki moich ust również nieznacznie się uniosły. Rozsiadłem się wygodnie na siedzeniu i zerknąłem w boczną szybę, rozmyślając przez kilka chwil na temat wieczoru. Gdyby Peter nie przyznał się, co zrobił, pewnie nie ruszyłbym się nawet z domu. Może to wyjdzie mi na zdrowie?
Nie miałem dzisiaj planów, zamierzałem po prostu obejrzeć mecz. Czasem muszę dać odpoczynek mojemu umysłowi. Nie należałem do fanów imprezowania, nigdy nie zdarzyło mi się, żebym zalał się w trupa czy chociażby miał kaca. Jeżeli mam pić, to z umiarem i rozłożyć to w czasie. Moi przyjaciele, pracownicy i znajomi nie lubili siadać ze mną do kieliszka. Z prostego powodu – miałem mocną głowę i potrafili naprawdę się spić przy mnie. W ich przypadku źle to się kończyło. Dla przykładu chociażby Niall, który ze złości z powodu przegranej w pokera, przypadkowo rozlał na swój komputer szkocką. Sprzęt trochę kosztował, więc był jeszcze bardziej wkurzony i dopiero Liam go uspokoił, a potem położył spać. Przyznam, że najwytrwalszy przy kieliszku był Harry.Jednak zawsze byłem do przodu i to on musiał wcześniej odejść od stołu. Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o moim wiernym przyjacielu, którego nie widziałem od tygodnia, bo wypoczywał na Karaibach. Harry był moją prawą ręką, ufałem mu i wielokrotnie powierzałem swoje życie. Nie mogłem lepiej trafić. Mimo tego, że był bardzo zaangażowany w biznes, potrzebował spędzić czas ze swoją córką, Charlotte. Młoda była naprawdę świetnym brzdącem, mimo że jakoś niespecjalnie przepadałem za dziećmi. Ona miała w sobie to coś, co powodowało, że miałem ochotę się nią opiekować jako wujek.Uwielbiała biegać po moim domu, bawić się w pałac i księżniczkę mającą dostęp do wielu komnat. To w moim basenie uczyła się pływać i to po moim ogrodzie stawiała pierwsze kroki. Harry był bardzo mocno związany z córką, dzięki czemu dużo czasu spędzała tutaj. Chyba, że była w szkole lub u matki. Osobiście nie byłem gotowy na taki krok jakim było założenie rodziny i nie sądziłem, żebym kiedykolwiek był.
– Jesteśmy– oznajmił Michael, zerkając na mnie przez ramię.
– Poczekaj gdzieś. – Wysiadłem i zapiąłem marynarkę.
Przejechałem palcami po dolnej wardze, patrząc na fioletowy neon z nazwą. Wyminąłem całą kolejkę, podchodząc do ochroniarza. Równie dobrze mógłbym wejść od tyłu, ale po co? Ochroniarz był mi nieznany, chyba dopiero zaczynał tu pracę.
– Nazwisko – powiedział twardo.
Uniosłem lekko brew i westchnąłem ciężko, kręcąc głową.
– Powinieneś mnie wpuścić bez gadania. Szukaj Tomlinson.
Spojrzał na mnie, po czym na listę. Odszukał moje nazwisko, w momencie gdy obok stanął Joe, tego ochroniarza już znałem.
– Pan Tomlinson – skinął głową i odsunął się. – Kretynie, kogo ty sprawdzasz?
Zaśmiałem się pod nosem i wsunąłem dłonie do kieszonek spodni, wchodząc do środka bez zbędnej rozmowy.Przez duże lobby przeszedłem do wnętrza klubu, gdzie wszystkie stoliki były zajęte, a kilka par właśnie schodziło z parkietu.Czasami debatowałem nad tym, czy nie byłoby warto zainwestować części pieniędzy w jakiś pub. Szybko jednak wybijałem sobie to z głowy, przypominając sobie o Jimie.Podszedłem do baru, licząc, że spotkam tam znajomego. Niestety, był gdzieś na zapleczu, ale barman od razu zaserwował mi whisky. Rozejrzałem się uważnie za Vanessą. Usiadłem na jednym z niewielu pustych stołków barowych i uniosłem szklankę do ust, czując na sobie spora ilość spojrzeń, którymi niezbyt się przejmowałem. Można rzec, że w jakiś sposób byłem do tego przyzwyczajony.
– No, no, no... Tomlinson z niezapowiedzianą wizytą? – usłyszałem za sobą głos przyjaciela, co w jakiś sposób przyprawiło mnie o wiele lepszy nastrój.
– Nic do ciebie. Szukam dłużniczki. – Odwróciłem głowę i uniosłem szklankę z whisky. – Podobno ma tutaj dzisiaj być.
– Uwielbiam te twoje niedokończone sprawy– mruknął nieco z ironią, stając oparty o blat baru. – Mam nadzieję, że to nie moja pracownica...
– Nie. Vanessa Dawson. – Odstawiłem szklankę i spojrzałem na scenę, gdzie światła zmieniły barwę.
– Dawson? – powtórzył, mrużąc lekko oczy. – Nie żartuj sobie...
– Siostra twojej pracownicy. To nie to samo – zaznaczyłem, unosząc palec.
Nie zdążył nawet nic odpowiedzieć, ponieważ na scenie pojawiła się drobnej postury kobieta ubrana w błyszczącą sukienkę. Wyglądała trochę na zestresowana, ale wątpiłem, by Jim zatrudnił nieśmiałe osoby. To nie było miejsce dla nich.Obserwowałem ją, gdy objęła rękoma mikrofon. Po chwili ta nieśmiała blondynka zaczęła śpiewać, kojącym, spokojnym głosem.Byłem w szoku, że w ciągu kilku sekund potrafiła wywołać na moim ciele gęsią skórę, której dzięki Bogu, nikt nie mógł zauważyć przez ubranie. Wybrany repertuar również był zaskoczeniem, jednak z każdym kolejnym dźwiękiem jej głos przybierał na sile i pewności, wypełniając cały lokal. Przymknąłem oczy, wsłuchując się w każdą frazę, w każde słowo. Czy to był głos anioła? Poczułem wręcz dreszcze na skórze, gdy tego słuchałem.Piosenka, która wykonywała, nawet nie była w moim guście. Ta dziewczyna sprawiła, że poczułem się jak w siódmym niebie. Może to sen?
Po chwili muzyka ucichła. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Stała przed gośćmi klubu, a oni bili jej brawo, choć piosenka, którą wykonała, kompletnie tutaj nie pasowała. Patrzyła na tłum, uśmiechając się szeroko. Sam odstawiłem szklankę z alkoholem i postanowiłem dołączyć do grona klientów klubu, chwaląc ja oklaskami.
– Louis...
– Stul pysk – odpowiedziałem zapatrzony w blond anioła.
– Dziękuję bardzo. – Dygnęła lekko i odgarnęła kosmyk włosów z twarzy. – Mam nadzieję, że będę mogła jeszcze dla Państwa zaśpiewać. Miłej zabawy.
Po kilku nieco głośniejszych wiwatach zeszła wręcz w skowronkach ze sceny. Odwróciłem się do Jima i zmrużyłem oczy.
– Kto to był? – Spytałem ostro.
– To właśnie... – powiedział, odstawiając pusty kieliszek po tequili na bar. – ...Gabriella Dawson.
Jeszcze raz spojrzałem w stronę, teraz już pustej, sceny i pokręciłem lekko głową. Gdy wracałem wzrokiem do Jima, moją uwagę przykuła blondynka, która właśnie zamawiała coś przy barze. Podniosłem się z krzesła, jednocześnie wyciągając portfel z wewnętrznej kieszeni marynarki. Rzuciłem na blat pieniądze i wymijając Daggetta, ruszyłem w stronę młodej kobiety, chwytając ją od razu za rękę trochę ponad łokciem.
– Mamy do pogadania, Nessa. – chrypnąłem jej wprost do ucha.
Spojrzała na mnie zaskoczona i od razu chciała się wyrwać, ale mocno ją przytrzymałem.
– Nie wydaje mi się – odparła twardo. – Kim jesteś?
Uśmiechnąłem się delikatnie, zerkając na nią nieco z góry.
– Twoim koszmarem– odparłem, przyciągając ją mocniej do siebie, by wyprowadzić na zewnątrz.
Wyrywała się, ale byłem zdecydowanie silniejszy. Wypchnąłem ją przez tylne drzwi i zamknąłem je za nami. Potknęła się, po czym szybko oparła o ścianę budynku naprzeciwko, patrząc na mnie z przerażeniem.
– O co chodzi? Nie wiem, kim jesteś!
– Nie wiesz, u kogo się zapożyczasz, słonko? – zapytałem przesadnie słodkim głosem, przechylając nieznacznie głowę. – Jak więc zamierzałaś oddać pieniądze?
– Pożyczałam od Petera i obiecałam, że mu oddam. Wszystko. Naprawdę. Ale potrzebuję jeszcze miesiąca. – Wbiła wzrok w ziemię. Widziałem jak drżała.
Mógłbym się wręcz żywic ludzkim strachem. Może byłem bezduszny i zapewne znalazłoby się o wiele więcej określeń dla mojego podłego charakteru, ale miałem to gdzieś.
– Nie będę czekać– odparłem, wyciągając skórzane rękawiczki.
– Ale ja ich teraz nie mam – wyszeptała, obserwując jak zakładam je na dłonie. – Nie mam ci co oddać. Proszę, jeszcze miesiąc...
– Wiem, że nie masz – zaśmiałem się, zerkając krótko w jej zeszklone oczy. – A ja jestem bardzo niecierpliwym człowiekiem...
– Więc co zamierzasz zrobić? Przecież jak mnie zabijesz, to ich nie dostaniesz. – Jej głos zaczął się łamać. – Pomocy! – A jednak jeszcze krzyknęła.
Zamachnąłem się, uderzając ją wierzchem dłoni w twarz. Ugh, jeszcze wybije mi z głowy piękny śpiew siostrzyczki.Syknęła z bólu i dotknęła policzka. Popatrzyła na mnie zapłakana, wiedząc, że nic nie jest w stanie jej uratować.
– Proszę... Oddam.
Wyciągnąłem zza paska mojego ukochanego colta z wygrawerowanym pentagramem oraz kilkoma słowami w języku łacińskim. Przystawiłem dość długą i smukłą lufę do jej czoła, niemalże idealnie na środku.
– Ostatnie życzenie, Nessa? – zapytałem, jakby uprzejmie.
Otworzyła usta, po czym je zamknęła. Gdy chciałem już zakończyć jej życie, wypowiedziała cicho trzy słowa.
– Kocham cię, Gabi – zamknęła mocno oczy, nie patrząc już na mnie.
Och, jakże słodko. Prawie nacisnąłem spust, gdy drzwi za mną otworzyły się.
– Vanessa... O mój Boże...
Poczułem wręcz jak krew mnie zalewa ze złości. Gapie nie byli przewidywani, do cholery. W dodatku Jim powinien dopilnować, by nikt nie korzystał z tego pieprzonego wyjścia.
Kiedy odwróciłem głowę w stronę drzwi, poczułem się wręcz wmurowany w ziemię.Gabriella Dawson wpatrywała się we mnie dużymi, zielono niebieskimi oczami. Była przerażona, w rękach trzymała torbę z rzeczami.
– Gabi, idź stąd. Szybko! – Krzyknęła zza moich pleców Vanessa.
To był pierwszy moment w moim życiu, kiedy zawahałem się wykonać swoją robotę. Nie potrafiłem wcisnąć tego durnego spustu na jej oczach.
– Nigdzie nie idę – wyszeptała, unosząc ręce. Torba opadła na ziemię. – Proszę, zostaw nas... Proszę.
Była taka...niewinna, grzeczna i zupełnie nieświadoma w jakie bagno wkopała ją Vanessa. Odwróciłem głowę, słysząc kroki. Vanessa zaczęła uciekać w stronę ulicy, a Gabriella szybko cofnęła się do wnętrza klubu. Nawet nie byłem w stanie poczuć złości, a powinienem. Odwróciłem się na pięcie, podążając za dłużniczka w stronę ulicy. Kiedy jednak dotarłem na chodnik, po Ness nie było śladu. Kurwa. Byłem na siebie zły, z drugiej strony czułem się oszołomiony. Wyciągnąłem telefon, dając krótki sygnał Michaelowi, by po mnie przyjechał. Chwilę później wysłałem smsa do Dawson z ostrzeżeniem.
"Miesiąc. Ani dnia dłużej."
Nie dostałem odpowiedzi, ale nie oczekiwałem tego. Pierwszy raz w życiu nie wykonałem wyroku. Wycofałem się.
Siedząc w aucie, całą drogę przemilczałem. Nie zamierzałem nikomu się spowiadać z tego, że coś mnie ruszyło, a sam nie potrafiłem tego jakoś zidentyfikować, co to tak naprawdę było. Nie zamierzałem jednak odpuścić, chociażbym miał latać za nią jak pies za kością.
Od autorki: Szybko wleciał drugi rozdział :) Jest i Louis, jest i spotkanie z Vanessą i Gabriellą. Jak wasze odczucia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro