Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.

*Gabriella*

Co ja zrobiłam? Mój Boże, co ja zrobiłam... Chodziłam po sypialni przerażona myślą, że za kilka godzin stanę przed Louisem i będę z nim negocjować. Czasem odwaga łapała mnie niespodziewanie i mówiłam coś, co później wpędzało mnie w ogromne kłopoty. Nie powinnam się z nim na nic umawiać. Jest kłamcą.

Ale do domu odwiózł mnie w całości, nie zrobił mi krzywdy...

Z drugiej strony to gangster, może być raz miły, a raz...

Opadłam na łóżko, wzdychając głośno. Vanessa nie miała pojęcia, że wczoraj spotkałam się z Louisem. Na początku przeraził mnie swoim widokiem, tym że mnie obserwował i jestem pewna, że widział mnie pół nagą, ale później... Później ochłonęłam i próbowałam zebrać się w sobie, by uzgodnić parę rzeczy. W głowie miałam mętlik, lecz wolałam zapytać jego, spróbować z nim porozmawiać niż nie zrobić kompletnie nic. Zaproponowałam mu spotkanie, bo czułam, że nie uda nam się uzbierać tych pieniędzy. Vanessa wciąż nie dostała wypłaty, a moja nie zwiększy się o wiele. Jak więc miałyśmy spłacić dług? Mógł zrobić wszystko. Zacząć nas nękać, skrzywdzić mnie, Ness albo nawet... rodziców. Mógł też narazić nas ogromne niebezpieczeństwa. Musiałam zaryzykować.

Spojrzałam na telefon i jeszcze raz odczytałam godzinę. Jego szofer miał przyjechać o siedemnastej i zabrać mnie do domu Louisa. Robiłam głupotę, ale to była nasza ostatnia deska ratunku. Musiałam postawić na rozmowę, bo żaden kredyt w banku nie wchodził w grę.

Godzinę przed spotkaniem stanęłam przed szafą w samej bieliźnie, przeglądając cały mój asortyment ubrań. Nie było tego jakoś dramatycznie dużo, ale jednak nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam założyć na taką okazję, jeżeli oczywiście można było to tak nazwać. Sukienka? Spódnica? Dopasowane spodnie?

Przesuwałam wieszaki w tę i w tę, aż w ręce wpadła mi sukienka. Gabrielle, to nie jest dobry pomysł – podpowiedziała mi podświadomość. Z drugiej strony, jeśli ubiorę się ładnie, może będzie patrzył na mnie łagodniej. Musiałam przyjąć jakąś kobiecą taktykę. To miała być rozmowa z gangsterem, więc powinnam zapomnieć o wszelkiej wartości retorycznej.

Założyłam na siebie zwiewną, białą sukienkę z koronki. Wyglądałam dziewczęco, ale usta pomalowałam czerwoną szminką i to dodało mi seksapilu.

Włosy pozostawiłam rozpuszczone, przez co osłaniały moje częściowo nagie ramiona. Nie obyłoby się oczywiście bez założenia butów na obcasie. Nie czułam się w żaden sposób pewnie, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

– Obyś wyszła stamtąd żywa – szepnęłam do siebie i opuściłam sypialnię.

Na kuchennym blacie zostawiłam obiad, by Ness mogła go sobie odgrzać, gdy wróci z pracy.

Sięgnęłam do szuflady, z której wyjęłam paczkę gum do żucia i dwie drażetki wsunęłam do ust. Potem po raz kolejny skontrolowałam godzinę, miałam jeszcze dziesięć minut. Przecież... zawsze mogłam się wycofać, mogłam wyjść niepostrzeżenie z domu.

Usiadłam na wysokim stołku barowym, opierając łokcie o blat wyspy kuchennej. To nie było racjonalne zachowanie, ale policja mi w niczym nie pomoże, a nie wiem, jak moja siostra, bardzo lubiłam swoje życie i chciałabym, aby trwało w spokoju. Bałam się tej rozmowy, mój żołądek był ściśnięty w supeł, ale jednocześnie miałam nadzieję, że wszystko się powiedzie.

Zamknęłam na chwilę oczy, starając się jakkolwiek uspokoić. Ten moment trwał aż do usłyszenia przeze mnie dźwięku domofonu. Szlag by to. Powolnym krokiem ruszyłam do holu. Przycisnęłam domofon, po czym wzięłam cienki sweter z fotela i założyłam go, a potem przewiesiłam niewielką torebkę przez ramię. Otworzyłam drzwi, a w progu ujrzałam kierowcę Louisa. Mężczyzna był całkiem wysoki i postawny. I przystojny. Jednak jego spojrzenie należało do tych, które mówiły już dużo o człowieku. Na temat niego śmiało wysunęłam spekulacje, że nie znosi sprzeciwu i jest bezwzględna osoba. Poczułam dziwny dyskomfort, kiedy uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moją stronę.

– Gotowa?

– Tak, proszę pana. – Odpowiedziałam uprzejmie. Nie wiedziałam jak mam się do niego zwracać. Był może w wieku Louisa, ale jednak to środowisko bardzo mnie przerażało.

– Wystarczy Mike. –stwierdził, kiedy przekręcałam zamek w drzwiach.

– Dobrze, Mike. Jestem Gabrielle. – Spojrzałam na niego, chowając klucze do torebki.

Puścił mnie pierwsza na schodach, przez co tym bardziej czułam się onieśmielona. Pchnął drzwi od klatki i wyszliśmy na zewnątrz. Wyprzedził mnie przed autem, by i tu zachować się jak dżentelmen.

– Dziękuję. – Skinęłam głową i wsiadłam do środka.

Zamknął drzwi i kątem oka dostrzegłam, że wyciągnął telefon. Szczerze powiedziawszy byłam cholernie ciekawa, czy pisał do Louisa. W końcu pracował dla niego, więc musiał się meldować. Wyobraziłam sobie wiadomość o przykładowej treści, że towar jest na pokładzie. Pewnie właśnie tym byłam. Westchnęłam cicho i przygryzłam wargę. Z jednej strony było mi przykro, a z drugiej wiedziałam, że robię dobrze. Vanessa dowie się po fakcie. Nie sądzę, że Louis zrobi mi krzywdę.

Michael zajął miejsce kierowcy i bez zapięcia pasów dość szybko odjechał, przez co mogłam podziwiać miasto jedynie przez szybę samochodu.

– Wrócę dzisiaj do domu? – Spojrzałam na kierowcę w lusterku.

– To nie ode mnie zależy. – mruknął, stukając palcami o kierownice.

– Wiem. Ale znasz swojego szefa lepiej ode mnie. Nie wyskoczę z samochodu. Możesz powiedzieć jakie masz przeczucia?

– Właśnie w tym rzecz, że przy Louisie każde przeczucie może być błędne. Nigdy nie wiesz, jak zareaguje, co zrobi.

– Jaki jest? – spytałam po chwili. Chciałabym wiedzieć cokolwiek.

Musiałam się przygotować, chociażby psychicznie, na wieczór spędzony w towarzystwie nieznajomego.

– Tajemniczy. – skwitował, na co wywróciłam oczami.

– A coś mniej oczywistego? – poprosiłam, zaciskając palce na udach. Nerwy znowu dawały o sobie znać.

Zaśmiał się cicho, zerkając na mnie przez ramię, kiedy stanęliśmy na czerwonym świetle. Nieco się wzdrygnęłam, wszystko przez strach i krępacje.

– Nie okazuj tego, że się boisz, jeżeli mam być szczery.

– Postaram się. – Kiwnęłam głową. Już wczoraj odkryłam, że strach go bawi. Lepiej tego nie robić, bo wie, że ma przewagę. W aucie, gdy z nim rozmawiałam, starałam się mówić to, co chciał usłyszeć.

Nie wiedziałam, czy to miało efekt taki, jaki pożądałam. Louis mało mówił, a jeżeli mówił, to ogólnikowo. Wszystko okaże się za chwilę. Ruszyliśmy ze skrzyżowania, a po piętnastu minutach Michael dojechał na miejsce. O mało co szczeka mi nie opadła, gdy czekaliśmy, aż brama się otworzy. Ten dom to był pieprzony pałac. Spodziewałam się speluny. Nie wiem dlaczego, ale gangster nie kojarzył mi się z takim bogactwem. Jak on na to wszystko zarobił? Boże... Było zupełnie inaczej niż na mojej rodzinnej farmie. Pięknie oświetlona, mnóstwo roślinności wokoło. Kto o to wszystko dbał? Skoro miał pieniądze, pewnie zatrudniał od cholery ludzi. Jeżeli drzwi otworzyłby mi lokaj, to padłabym na kolana. Kierowca zatrzymał samochód tuż przy ogromnej fontannie, naprzeciwko wejścia. Otworzył mi drzwi i poczekał aż wysiądę. Oniemiała spoglądałam na rezydencję i nie wierzyłam w to, co widzę i gdzie jestem.

– Chodźmy. Louis nie lubi spóźnialstwa. To chyba już wiesz...

– Tak. – Pokiwałam głową i dałam się zaprowadzić do domu.

Bez żadnego pukania weszliśmy do środka, dzięki czemu zyskałam kilka sekund na podziwianie przesyconego bogactwem wnętrza. W holu wisiało wielkie lustro, w którym szybko się przejrzałam, a potem ruszyłam za Mikiem. Mój Boże... Louis miał podwójne schody w domu. Zachwycałam się wnętrzem, na które zarobił nielegalnie.

Weszłam do ogromnej jadalni, spoglądając na kilkuosobowy stół. Były jednak nakryte tylko dwa miejsca.

– Czy ty... – zaczęłam, odwracając się, jednak odpowiedział mi jedynie trzask drzwi. Michael zniknął jak we mgle.

Zostałam sama w tym pomieszczeniu, co mnie trochę przeraziło. Powoli zaczęłam przechadzać się po jadalni, aż doszłam do dużych okien z widokiem na ogromny ogród oraz wielki basen. Zdecydowanie mogłabym mieszkać w takim miejscu, robiło porażające wrażenie.

Kiedy odwróciłam się na pięcie, z moich ust wydobyło się stłumione jęknięcie, kiedy zauważyłam towarzysza dzisiejszego wieczora ubranego w ciemnoszary garnitur.

– Louis – wydusiłam z siebie zaskoczona.

Mogłam o nim powiedzieć wiele złych rzeczy, ale musiałam przyznać, że wyglądał bardzo dobrze.

– Spodziewałaś się kogoś innego? – zapytał, zamykając za sobą ciemne drzwi i poprawił rękawy marynarki.

– Będziemy jeść kolację – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

– Nie jesteś głodna?

– Tak... Nie... Nie wiem. Nieważne. Musimy porozmawiać.

Zaśmiał się cicho, podchodząc bliżej mnie. Miałam wrażenie, że nieustannie mnie obserwował, jakby w głowie rozmyślał nad różnymi scenariuszami względem wieczora albo po prostu myślał o mnie.

Odsunął krzesło, czekając aż zajmę na nim miejsce. Powoli usiadłam i wygładziłam materiał sukienki.

– Bardzo ładny garnitur – przyznałam cicho.

– Dziękuję – odparł, siadając tuż obok.

Może to i lepiej, wolałabym nie patrzeć na niego oddalonego o całą długość stołu. Chociaż z drugiej strony mogłoby to być bardzo bezpieczne posunięcie.

– Nie spodziewałem się, że ubierzesz sukienkę.

– Nie spodziewałam się, że zjemy kolację. – Zerknęłam na niego. – Ubrałam się źle? Przepraszam, nie wiedziałam w zasadzie czego oczekujesz.

– Wyglądasz idealnie – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy, przez co czułam przechodzący prąd przez moje ciało.

Odwróciłam wzrok, czując jak moje ciśnienie się podnosi. Na szczęście chwilę później podniósł się i sięgnął po butelkę wina, otwierając je korkociągiem. Przełknęłam ślinę, a dźwięk nalewanego wina wywołał u mnie dreszcze. Nie mogłam pić alkoholu, biorąc leki, ale nie chciałam też odmawiać.

– Powiesz mi cokolwiek o sobie, Louis?

– A o tym chciałaś ze mną rozmawiać? – zapytał, napełniając również swój kieliszek.

– Nie, ale chciałam jakoś zacząć rozmowę. Niekoniecznie od... Interesu.

– Ładnie to nazwałaś... – stwierdził, znów siadając. – Siostra nie jest zainteresowana... interesem?

– Siostra zarabia na dług. A ja chciałabym spróbować negocjować jego warunki – powiedziałam szczerze.

– Negocjować... – kiwnął głową, unosząc kieliszek z alkoholem. – ...więc negocjujmy.

Przez chwilę nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki przystojny. Miał piękne szaroniebieskie oczy, ale doskonale wiedziałam, że nie ujrzę w nich dobroci. Ten facet był królem, czuł się jak król w tym pałacu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest bezkarny i może robić co mu się tylko żywnie podoba. Nawet ze mną, chociaż nie zamierzałam na to pozwolić.

– Nie damy rady zebrać dziesięciu tysięcy do końca terminu – powiedziałam, czując jak wstyd pali mi policzki. Jednocześnie bałam się jego reakcji.

– Wiem. – odpowiedział że stoickim spokojem.

– Wiesz? – Odwróciłam głowę w jego stronę.

– Nie jestem głupi. Nawet harując po dwanaście godzin to jest awykonalne.

– Więc czemu wciąż czekasz? – wyszeptałam zaskoczona.

– Bo jestem ciekaw, co wymyślicie.

– Nic. Nie jesteśmy tak kreatywne. Nie mam skąd wziąć pieniędzy. Wiem, że nie umorzysz tego długu. Prawda?

Jedynie uniósł kąciki ust do góry. Miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Naprawdę aż tak bawiły go cudze problemy? Zwłaszcza kiedy sam był w nie zamieszany? Miał tyle pieniędzy. Mógł odpuścić. Zapomnieć. Mógł. Ale wiedziałam, że tego nie zrobi.

– Czego chcesz w zamian? – Zacisnęłam palce na widelcu.

– Jedz, bo wystygnie. – zmienił temat.

– Louis...

Spojrzał na mnie, więc urwałam. Spuściłam wzrok i zaczęłam jeść. Wszystko stawało mi w gardle, mimo że jedzenie było naprawdę przepyszne. Z pewnością jednak nie gotował tego sam Tomlinson, nie podejrzewałabym go o talent kulinarny. Miałam ochotę stąd wybiec i nigdy więcej nie wracać, ale co z tego, skoro i tak by mnie znalazł. Doskonale wiedział, że nie mamy pieniądze, więc co zamierzał? Michael zdecydowanie miał rację. Za żadne skarby świata nie można było przewidzieć jego zachowania.

– Bardzo dobra kolacja – skomentowałam. Starałam się panować nad głosem.

– Cieszę się, że ci smakuje.

– Smakuje. – Wzięłam łyk wina i wstałam z kieliszkiem. – Więc czego chciałby Louis Tomlinson, skoro ma wszystko? Co mogę ci dać, żebyś zapomniał o naszym istnieniu? – Musiałam pokazać, że chcę coś osiągnąć, że się nie boję odezwać.

Siedział na krześle dość luźno, mając już odpiętą marynarkę. Kręciłam się wokoło, podziwiając całe pomieszczenie i zerkając na obrazy wiszące na ścianach.

– A co przypuszczasz, że mógłby chcieć? – odparł nieco zniżonym tonem głosu.

– Masz pieniądze, te dziesięć tysięcy to koszt takiego krzesła. Prawda? – Dotknęłam ręką oparcia mebla. – To nic. Nie zależy ci na tym, zależy ci na dopilnowaniu zasad. Vanessa wzięła, więc musi oddać. Ale skoro wiesz, że nie oddamy ci pieniędzy, musisz wybrać coś innego.

– Mówisz o samych oczywistych rzeczach, skarbie. Liczę na coś zaskakującego.

– Zostaw Vanessę w spokoju. Biorę ten dług na siebie. Ode mnie wymagaj odpracowania.

– Mów dalej. – odparł chyba zainteresowany moja oferta.

Upiłam kolejny łyk wina i spojrzałam na niego.

– Bardzo cię proszę. Ja... Mogę dla ciebie pracować. Tyle ile trzeba, by to spłacić.

– Zamierzasz tyrać na dwa etaty? Odważne...

– Nie mam innego wyjścia.

– Zawsze jest wyjście. Nawet kilka. – powiedział całkiem cicho, dopijając wino z kieliszka.

– W takim razie co proponujesz? Znasz moje warunki. Nie chcę mieszać w to Vanessy. Mam cię błagać?

– Oj już nie przesadzajmy... – wywrócił oczami.

– Nie przesadzajmy? Chciałeś zabić moją siostrę.

– Dobrze wiesz, że nie mam jednej duszy na sumieniu. – pokręcił głową.

Nie to chciałam usłyszeć. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Tak, wiedziałam, że zabijał ludzi. Ze rozmawiałam ze złym człowiekiem, ale musiałam wierzyć, że ulegnie.

– Louis, czego oczekujesz? Co mogę zrobić? Czy może wyjdę i o tym zapomnimy?

Podniósł się, przez co cofnęłam się parę kroków, obserwując jedynie co robi. Był człowiekiem, który wie, czego chce, o tym byłam przekonana. Dlaczego tak ze mną pogrywał? Widział moja desperację, że chcę ochronić siostrę za wszelką cenę. Może nie byłam w stanie zgodzić się na wszystko, ale na wiele. Nie ryzykowałam tak, jak Vanessa.

– Co mogę ci dać? – Szepnęłam, gdy się zbliżał.

– Siebie – powiedział wprost, przez co poczułam się wmurowana w ziemię.

Patrzyłam na niego, nie dowierzając. Moje ciało przeszedł dreszcz niepokoju.

– Nie jestem dziwką – skrzywiłam się. To, że tak o mnie pomyślał, sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze.

– Nie przeszło mi to nawet przez myśl.

Jego słowa były dla mnie jakby wypowiedziane w innym języku. Zasugerował przecież dość jasno...

– Nie rozumiem – przyznałam.

– Miesiąc – odparł, na do zmrużyłam oczy. – Tyle czasu dałem wam na spłatę długu, tyle samo czasu spędzisz ze mną.

– Słucham? – Wydusiłam. Nic nie rozumiałam. Czego on chciał? Seksu?

– Chcę, żebyś dla mnie śpiewała.

– Śpiewała? – Myślałam, że zaraz się osunę na ziemię.

Nie wiem czy kamień spadł mi z serca, czy poczułam jeszcze większy stres. Może uderzył się w głowę przed naszym spotkaniem? Tacy ludzie jak on nie oczekują przecież takich rzeczy.

– To za duża cena za dziesięć tysięcy? – uniósł brew.

– Nie. Ja... Jestem w szoku. – Powoli podeszłam do krzesła i usiadłam. – Chcesz, żebym śpiewała dla ciebie? Jak będzie to wyglądać?

– Będziesz dostawać strój oraz kartkę z miejscem i godziną występu.

– Jesteś niewiarygodny – wyszeptałam.

– Czy to źle? – zaśmiał się.

– Nie ma żadnego haczyka?

– Nie ma haczyka – powtórzył, potakując głową.

– Od kiedy zaczynam?

– Możesz od dzisiaj. – wzruszył ramionami, uśmiechając się.

Chyba w końcu dostrzegł to, jak zdeterminowana jestem. Pokiwałam jedynie głową. Umiałam śpiewać, kochałam to robić. Jeśli tak mogłam spłacić dług.. To chyba mi ulżyło.

– Decyzja należy do ciebie – powiedział, stojąc wciąż tak cholernie blisko, przez co czułam zapach jego perfum. Na dodatek górował nade mną, bo ja siedziałam i czułam się bardzo niepewnie.

– Obiecujesz, że mojej siostry to już nie dotyczy? Że to tylko sprawa między nami?

– Jeżeli tylko dotrzymasz umowy... – oznajmił, opierając dłonie na moim krześle.

– Dotrzymam. Nie oszukam cię, jeśli ty nie oszukasz mnie. – Popatrzyłam na jego twarz.

– Dlaczego miałbym cię oszukać? – zapytał nieznacznie się pochylając.

– Bo co drugie twoje słowo to kłamstwo. Prawda? – Nie spuściłam z niego wzroku.

– Nie. – powiedział pewnie, jednak uśmiech, który mi posłał, z pewnością był fałszywy. - Tylko co trzecie.

O ironio.

Wiecie co zrobiłam?

Uśmiechnęłam się na jego żart, bo nie umiałam oszukać samej siebie.


Od autorki: No i co powiecie na to? Ktoś się spodziewał? :P 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro