Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30.

Gabrielle

Obudziły mnie pocałunki na szyi, później na ustach. Próbowałam odsunąć kogoś, kto to robił, ale nie byłam w stanie. W końcu zaczęłam się śmiać, otwierając oczy i widząc pochylonego nade mną Louisa ze zmierzwionymi włosami i błyszczącymi oczami.

– To ten dzień? – szepnęłam.

– Ten znaczy który? – odparł wyraźnie zadowolony. Uśmiechnęłam się maksymalnie szeroko, podciągając dekolt koszulki, jednak niemalże od razu poczułam, że wróciła na poprzednie miejsce. Zboczeniec.

– Noc poślubna dopiero przed nami, Tomlinson. – mruknęłam.

– Zawsze możemy ją przyspieszyć, pani Tomlinson...

Zaśmiałam się głośno. Był niemożliwy i bardzo niecierpliwy.

– Jeszcze nie. – Przyłożyłam palec do jego ust. – Jeszcze Dawson i nic nie będziemy przyśpieszać, mój drogi. Ja wstanę, zjem śniadanie i do naszego ślubu się nie zobaczymy.

– A co jeżeli do tego czasu będę umierał z tęsknoty i zacznę cię podglądać? – kontynuował temat, wsuwając palec za gumkę moich majtek i lekko je odchylił.

Złapałam go za nadgarstek, patrząc na niego groźnie.

– Proszę się zachowywać – powiedziałam z udawaną powagą i spróbowałam usiąść, by oprzeć się plecami o zagłówek łóżka. – Harry będzie cię pilnował.

– Chyba ja jego... - prychnął, wykręcając ręce z uścisku i przycisnął moje nadgarstki do ściany ponad głową.

Pieprzona stanowczość Louisa Tomlinsona. Kochałam ją. Szczerze mówiąc, mogłabym oddać się jemu tu i teraz, ale wolałam wzbudzić w nim chociaż trochę niecierpliwości. W końcu na wieczór przygotowałam dla was niespodziankę... To miał być wyjątkowy dzień w naszym życiu. Mieliśmy zostać małżeństwem po tym wszystkim, co przeszliśmy. Czułam, że zasługujemy na spokój. Że Louis zasługuje na szczęście. Tak bardzo się przy mnie zmienił. Nawet nie wiem, czy to dostrzegał.

– Kochasz mnie? – szepnęłam.

Z jego twarzy wręcz momentalnie zniknął uśmiech, ale uścisk ani na chwilę nie zelżał. Nie czułam strachu, wiedziałam, co odpowie. Po prostu potrzebowałam usłyszeć jego wyznanie.

– Nigdy... – zaczął, przejeżdżając językiem po ustach. – ...nigdy w całym moim życiu nikogo nie kochałem. Jesteś jedyną kobietą mojego życia...

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz na dźwięk tych słów. Wiedziałam to. Czułam całą sobą. Ale gdy to mówił, sprawiał, że moje serce biło szybciej.

– Nigdy mnie nie zostawisz? – patrzyłam na niego uważnie.

Oparł swoje czoło o moje, dzięki czemu mogłam czuć szybszy oddech przyszłego męża. Chciałam go dotknąć, jednak trzymał zbyt mocno moje ręce.

– Nigdy. Zawsze będę przy tobie, Gabi.

– Obiecaj – poprosiłam cicho. Chociaż za kilka godzin mieliśmy złożyć sobie przysięgę, chciałam, by zrobił to już teraz.

Nie wiem, czy poradziłabym sobie bez Louisa. Stał się częścią mnie, potrzebowałam go do funkcjonowania. Gdyby kiedykolwiek zniknął... rozpadłabym się.

Złapał moje policzki, by złożyć jeden z najczulszych pocałunków na moich ustach. Zmieniał się, był dla mnie zupełnie inną osobą niż kiedyś, chociaż wiedziałam, że jego ciemna strona nigdy nie zniknie. Nie oczekiwałam tego.

– Obiecuję, moja miłości.

Uśmiechnęłam się do niego i próbowałam wyrwać ręce z jego uścisku.

– Puszczaj – mruknęłam zadziornie, unosząc przy tym biodra, by otrzeć się o jego ciało.

– A jeżeli nie puszczę? – Uniósł brew, nie spuszczając wzroku z moich oczu.

– To przyczynisz się do opóźnienia naszego ślubu – odparłam.

Z całych sił próbowałam powstrzymać się od śmiechu. Chyba każdego dnia będę powtarzać mu jak i sobie, że jest niemożliwy. Bądź co bądź...kochałam tego wariata ponad życie i nikt ani nic tego nie zmieni.

Po chwili do pokoju zaczął ktoś pukać. Usłyszałam śmiech dziewczynki oraz rozmowy kobiet.

– Nie masz wyjścia – zaśmiałam się.

– Spędzam ostatnie chwile z moją narzeczoną! – zawołał. – Bo potem będzie już żona... – dodał znacznie ciszej, pochylając się nad moimi ustami.

Uśmiechnęłam się i musnęłam jego wargi z zadowoleniem.

– Oddaj nam ją, Louis – powiedziała głośno Annabelle. – Jest nasza do godziny czwartej.

– Nigdy nie będziesz czyjaś... – oznajmił, dotykając palcami mojego policzka. –...zawsze moja.

– Wiesz, że tak. Nie muszę cię o tym zapewniać. – Ucałowałam jego palce. – Już idę, dziewczyny. Może zjeść z nami śniadanie? – spytałam głośno.

– Tak! – zawołała Charlotte, która chyba kopała nogą w drzwi.

– Wstawaj. – W końcu wolnymi rękoma ścisnęłam go za ten seksowny tyłek i wysunęłam się spod jego ciała.

Ubieranie się poszło nam dość sprawnie, zwłaszcza, że Louis wciągnął jedynie na siebie bieliznę oraz dresy, a ja na piżamę narzuciłam szlafrok. Do wyjścia było jeszcze trochę czasu i chciałam spędzić jak najwięcej czasu w totalnej swobodzie. Za parę godzin tego niestety zabraknie. Cieszyłam się brakiem stresu póki było to możliwe.

Wyszliśmy z sypialni, trzymając się za ręce, a gdy zeszliśmy na dół, Annabelle, Charlie i Vanessa siedziały przy stole, rozmawiając z Harrym. Miałam wrażenie, że wszyscy byli dzisiaj w doskonałych humorach. Tak naprawdę cieszyło mnie to, że nasi bliscy również pozytywnie odbierają ten dzień.

Spojrzałam na Louisa i po prostu posłałam mu uśmiech. Odsunął mi krzesło od stołu tuż obok mojej siostry. Od razu każdy zajął nas żywą rozmową. To był nasz dzień. Tylko my byliśmy w centrum uwagi i dobrze się z tym czułam.

Ostatni raz spojrzałam na ukochanego przed przygotowaniami, gdy Holly sprzątała już ze stołu.

– Zabieramy cię, księżniczko. – Annabelle wstała, a Charlotte zeskoczyła z kolan swojego ojca.

– Jadę się upiększać dla ciebie... – rzuciłam w stronę partnera, podnosząc się.

– Doprowadzisz mnie do zawału przed tym ołtarzem. – Uśmiechnął się.

– Dobra, dobra, nie gadaj. My też mamy dużo do zrobienia. – Harry spojrzał na niego znacząco.

Posłałam Lou całusa w powietrzu i wyszłam z jadalni. Czas stać się panną młodą.

***

Vanessa wyszła z pokoju, by dać wszystkim znać, że byłam już gotowa. Mama poprawiła materiał mojej sukni i spojrzała na mnie w lustrze, uśmiechając się, choć w oczach miała łzy.

– Mamo, nie płacz. Proszę, bo i ja zaraz zacznę – szepnęłam, masując dłonią brzuch. – Stresuję się.

Jeszcze parę miesięcy temu nie powiedziałabym, że doczekam tego dnia. Miałam cudownego partnera, choroba odpuściła, wręcz zniknęła, chociaż wciąż musiałam być pod opieką lekarzy. Dogadałam się z siostrą, a ona w końcu przestała kłamać. Przed sobą miałam dobrą przyszłość. Wierzyłam, że czekają nas same pozytywne rzeczy.

– Pięknie wyglądasz. Moja mała córeczka... – Westchnęła i pociągnęła nosem.

Wzięłam ją w ramiona w tym samym momencie, w którym drzwi się otworzyły i do środka wszedł tata. Im bliżej było godziny zero, tym częściej przychodziła mi do głowy myśl, że nie powinnam jeść śniadania. Byle żebym nie zwróciła tego przed ołtarzem. Potem będzie już z górki...

– Nawet nie waż się płakać – wskazałam na tatę palcem. – Zaraz tutaj umrę.

Zaśmiał się jedynie, robiąc małe kroki w naszą stronę i po objęciu swoimi ramionami, ucałował czubek mojej głowy, jak i mamy.

– Jack, zbieramy się, co? – Mama próbowała opanować drżenie głosu. – Wzięłam już tyle tabletek na uspokojenie, że zaraz zacznę widzieć tęczę.

– Mamo! – jęknęłam, ściskając mocniej oboje rodziców ramionami.

– Kobiety... – westchnął mężczyzna, jednak w jego głosie słyszałam rozbawienie.

– Gabrielle, ten facet stracił dla ciebie głowę. Czeka tam i się stresuje. Zobaczysz. Będzie idealnie. – Mama jeszcze raz ucałowała mój policzek i odsunęła się. – Naprawdę musimy iść, kochani.

Skinęłam głową i ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Nic nie mogło już pójść źle...

***

Przed kościołem było dziwne zamieszanie. Harry z ludźmi Louisa mocno o czymś dyskutowali.

– Przepraszam na chwilę. – Annabelle jako moja druhna poszła do swojego byłego męża.

Westchnęłam cicho, trzymając ciasno bukiet w dłoniach. Nie wiedziałam tak naprawdę, co się działo. Moje myśli krążyły wyłącznie wokół jednego...

A gdy zobaczyłam, że Harry odbiera telefon, po czym wsiada do samochodu i odjeżdża, zrobiło mi się słabo.

– Gabriella... – powiedziała siostra, kładąc dłoń na dole moich pleców. – Usiądź.

– Niech mi ktoś powie, co się dzieje – odparłam ostro.

Kątem oka dostrzegłam, że mój ojciec dość wyraźnie zaniepokojony ruszył w stronę przyjaciół mojego narzeczonego. Przecież ten dzień miał być idealny. Nie chciałabym udusić Louisa na koniec dnia za ten stres, który mi zafundował swoim spóźnialstwem.

Dlaczego go nie było? Czemu był Harry, a jego nie. Jakim cudem? Nie mogłam tego zrozumieć.

Annabelle spojrzała na mnie, a na jej twarzy widziałam przerażenie.

– Ty wiesz... – powiedziałam patrząc wprost w jej oczy.

– Gabrielle, on nie przyjedzie – odparła.

Przez chwilę milczałam nim wybuchnęła śmiechem. Przecież to był najgorszy żart, jaki mogłam usłyszeć tamtego dnia i w dodatku o takiej godzinie.

Jednak Annabelle objęła się jedynie ramionami, spuszczając głowę.

– Co ty do mnie mówisz? – zapytałam głośno. – To nie jest zabawne!

– Przykro mi, Gabrielle.

Mówiła. poważnie. Ona. Mówiła. Poważnie.

W tym momencie to był dla mnie tak mocny cios, że poczułam, jak mi słabo. W ostatniej chwili złapał mnie tata. Moje serce było złamane, ja załamana łzami, a jego nie było. Nie miał się pojawić.

Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego w takim dniu wyrządził mi takie okropieństwo. Przecież mnie kochał...obiecał.


Od autorki: Oficjalnie, moi drodzy, to koniec pierwszej części tej historii. Jak wrażenia? Może macie podejrzenia, co wydarzy się później? :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro