Rozdział 19.
*Louis*
Mike zaparkował w garażu, bo samochód nie był nam już dzisiaj potrzebny. Wysiadłem z auta i kazałem mu już iść do domu, miał wolne. Skierowałem się do salonu, chcąc jeszcze porozmawiać z Harrym, zanim pojedzie do siebie.
Styles siedział na kanapie z komputerem na kolanach i pracował razem z Liamem. Harry był odpowiedzialny za moje biznesy, a Liam wiele kwestii sprawdzał i weryfikował.
– Wrócił, syn marnotrawny... – mruknął rozbawiony Styles, nie podnosząc nawet wzroku znad komputera.
Liam za to spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem.
– Spełniony? – zaśmiał się.
– Bardzo – odparłem zadowolony, siadając na kanapie z założonymi rękoma za głowę i wyciągając nogi. – Rozmowa została przeprowadzona. I nawet nie była już taka zła...
– Och, no proszę, miód na serce. Oaza, spokoju, czyli Louis Tomlinson. Jak to jest, że tak ją koisz? – zadrwił Harry i sięgnął po szklankę z colą.
– Spójrz na mnie, braciszku.
– Patrzę na twoją gębę od nastu lat... Nic szczególnego. – odparł, a Liam parsknal śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
Pokręciłem głową i zabrałem mu szklankę, ale nie czując alkoholu, zaraz ją odstawiłem. Harry nie pił? Niesamowite.
– Dziecko mi powiedziało, że Gabrielle dała ci jakieś leki i ona chce takie leki dla mnie i dla Annabelle. Więc słucham. Co to za lek? – zapytał sarkastycznie.
– Leki? – zapytałem, mrużąc oczy.
Musiałem sobie przypomnieć rozmowę z moim małym diabłem na temat Gabrielle. Wypytywała, jak się czuję i kiedy zabiorę ją do tego zoo. Powiedziałem jej, że jestem już zdrów jak ryba i że Gabi mnie uleczyła... Czy wzięła to aż tak dosłownie? Ale w końcu była dzieckiem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i poklepałem przyjaciela po ramieniu.
– Mądre to twoje dziecko. A jeszcze mądrzejsze po wujku Louisie... – odparłem rozbawiony.
– Spierdalaj. – Uniósł rękę i pokazał mi środkowy palec. – W razie co, to lot do Rzymu jest zarezerwowany. Ale pytałeś ją w ogóle o to?
–Dziecko chce was zeswatać, a ty jesteś ślepy, przyjacielu – westchnąłem, kręcąc głową. – Bardziej poinformowałem, ale nie wydawała się, by miała się sprzeciwić. – Wzruszyłem ramionami.
– Oczywiście. – Prychnął pod nosem. – Tobie żadna nie odmówi, co? Jak ta rozmowa?
– Wystarczy mi do szczęścia Gabi.
– On zdurniał do reszty... – zaśmiał się Liam, ale zgromiłem go wzrokiem.
– Jest zła, bo znowu została oszukana – stwierdziłem spokojnie. – Ale zareagowała o wiele łagodniej niż przez telefon. Poza tym powiedziałem jej, że Vanessa pracuje u mnie i dobrze zarabia.
– Szef roku. Ja zarabiam mało. Ostatnio nie miałem podwyżki – upomniał się Harry i odstawił komputer na blat.
– Przecież widziałem, że sam sobie przelałeś na konto... – zaśmiałem się i uderzyłem go lekko w ramię.
Dobrze było mieć takiego przyjaciela, który stanie za tobą murem. Droczyliśmy się, ale wciąż między nami była silna, braterska więź.
– Co będziesz robił w Rzymie? Przebijał barierę? – Spytał niewinnie Liam.
– Ale z was cwaniaki... Ha, ha... – Wywróciłem oczami, podnosząc się. – Będę zdobywał szczyty. I trochę pracował...
– Zdobywał szczyty – Harry zaczął się śmiać i pokręcił głową. – Pamiętasz jeszcze jak to jest z dziewicą?
– Nie. Ale halo! To moja Gabi. Ona nie jest żadna zabawka.
– Dobra, dobra. Nie denerwuj się. – Uniósł ręce. – Miłych i upojnych nocy w Paryżu, życzę ja, Harry.
– Byś się w końcu zabrał za mamuśkę swojej córki! – zawołałem, kierując się na piętro.
– Przemyślę to!
Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem do siebie. Potrzebowałem prysznica.
Zrzuciłem wszystkie ubrania i wszedłem do kabiny, okręcając letnia wodę, a potem nieco podkręciłem temperaturę. Wszystko układało się pomyślnie, tak jak chciałem. Byłem z tego powodu szczęśliwy. Na razie żadnych wrogów, żadnych dziwnych sytuacji. Mogłem pozwolić sobie na urlop. I przede wszystkim poświęcić o wiele więcej uwagi samej Gabrielli.
Wymieniłem się z Jackiem numerami telefonów i zdarzyło mu się dwa razy napisać, czy wszystko jest w porządku. Były to głównie momenty, kiedy ukochana była w pracy. Była pilnowana, bo nie mógłbym znieść myśli, że ktoś stanowiłyby dla niej zagrożenie. To mój skarb.
Odwróciłem głowę, czując chłód. W progu kabiny stanęła moja kobieta.
– Teraz ja podglądam ciebie, Tomlinson.
W życiu chyba nie zostałem zaskoczony tak, jak w tamtym momencie i na pewno moja mina na to wskazywała. Gabriella, w dodatku kompletni naga, stała w mojej pierdolonej kabinie prysznicowej.
Jak ona tu weszła? Chociaż nie. To nie było trudne zadanie. Oczywiście, że mogła wejść do mojego domu, kiedy tylko chciała. Wszystko zrobiła tak cicho... Dokładnie zlustrowałem ją wzrokiem, bo nie mogłem się powstrzymać.
– Podglądasz? – zapytałem z uśmiechem, obejmując ją w pasie.
– Tak, właśnie tak. – Uniosła ręce i ułożyła je na moim torsie.
Ostatnie kobiety w moim życiu wyglądały trochę inaczej niż Gabrielle. Były bardziej pełne, wyuzdane. Ale nie patrzyłem na nie, nie podziwiałem. Chciałem tylko seksu. To był moment, by zaspokoić swoją frustrację, a teraz? Zaspokajałem moje oczy. Była jak dzieło sztuki, nawet jeżeli posiadała kilka siniaków na ciele.
– Miła niespodzianka... – szepnąłem, składając pocałunek na jej szyi.
– Cieszę się, że wyszła. Chociaż nie podoba mi się to, że jesteś taki nieuważny. Mogła tutaj wejść każda inna kobieta i bezkarnie cię oglądać – odparła surowo i lekko uderzyła mnie w tors w oznace niezadowolenia.
Zaśmiałem się cicho na jej słodko zmarszczony nosek i odsunąłem się kawałek.
– Jedyne kobiety, które bywają w tym domu to Holly, Charlie i Annabelle. I raczej żadna nie będzie miała satysfakcji z podglądania mnie.
– Teraz mnie uspokoiłeś – skinęła głową i przejechała dłońmi na moje plecy, uśmiechając się niewinnie. – To co z tym Rzymem?
– Lecimy. – szepnąłem, przysuwając ją maksymalnie do siebie
– Jesteś niemożliwy. Kiedy? – Patrzyła na mnie w szoku.
– Mmm... Za jakieś kilka dni. Spokojnie się spakujesz...
– Nigdy nie byłam dalej niż Miami – powiedziała w szoku. – Tak bardzo się cieszę... Dziękuję, Lou.
– Chociaż za to dostane słodkiego buziaczka na dobranoc... – zasugerowałem, całując jej usta.
– Mm... – wymruczała, oddając pocałunek.
Oparłem ją o ścianę i nie przerywałem pieszczoty. Nie potrzebowałem wiele, moje ciało łatwo na nią reagowało. Gabi poczuła dowód mojego podniecenia na swoim brzuchu i spojrzała w dół. Miałem nadzieję, że nie speszy się i nie ucieknie z kabiny. Przecież to było normalne. Wtedy, w wannie, też to czuła.
- Louis? – szepnęła. – Zrobisz... Zrobisz mi to, co wtedy? Ale najpierw chciałabym się jakoś odwdzięczyć. Powiedz mi tylko jak. – Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się lekko.
Szlag by to. Co miałem jej powiedzieć? Żeby wzięła go do ust? Nie, nie chciałem, chyba, by robiła to przynajmniej przed straceniem dziewictwa.
– Możesz...możesz go pocierać ręką.
– Tak? – Objęła mnie dłonią. Jej gest był niepewny, ale liczyło się to, że chciała spróbować.
– Możesz trochę mocniej. – Lekko nakierowałem jej dłoń, mrucząc na delikatny dotyk.
Zacisnęła palce i zaczęła ruszać ręką o wiele śmielej. Przy tym ciągle patrzyła mi w oczy, a to podniecało jeszcze bardziej. W takim tempie, z jej determinacja, dojdę w minutę lub może trochę dłużej. Dlatego kiedy byłem blisko, zatrzymałem jej dłoń.
– Co się stało? – zapytała niepewnie.
– Chodź bliżej... – poprosiłem cicho.
– Ale zrobiłam coś nie tak? – Zmniejszyła dystans.
– Nie, coś ty... – Uśmiechnąłem się i wsuwając penisa między jej uda i całując ja po szyi, delikatnie poruszałem biodrami, jednocześnie sprawiając przyjemność nam obojgu.
Westchnienie wyrwało się z jej ust. Dokładnie tak... Podobało mi się, gdy widziałem przyjemność na jej twarzy. Zwłaszcza, kiedy w komplecie z jej jękami było jeszcze mocne ściskanie moich ramion. Była idealna pod każdym kątem, dlaczego na mojej drodze stanął tak cudowny anioł? Nie zasługiwałem na to, doskonale to wiedziałem, ale byłem egoistą. Nie zamierzałem rezygnować z daru. Zawsze brałem, co chciałem i tak właśnie było tym razem.
– Louis – jęknęła moje imię tak zajebiście seksownie.
W dodatku zrobiła to niemalże wprost do mojego ucha, ponieważ pochylałem się nad jej ramieniem i naznaczałem skórę subtelnie różowymi i czerwonymi śladami. Teraz już nie mogłem się opamiętać.
Poruszałem biodrami znacznie szybciej, bylebym zaraz mógł osiągnąć spełnienie. Za długi celibat. Za dużo pokus. Ta mała blondyneczka była teraz moim wszystkim.
Cała drżała i posunęła się do takiego stopnia, że dość mocno ugryzła mnie w szyję, zapewne zostawiając jakiś ślad. To nie miało najmniejszego znaczenia, nie kiedy osiągnąłem swoje spełnienie.
Trwaliśmy w mocnym uścisku, dochodząc do siebie. Oboje przeżyliśmy właśnie rozkosz. Zamknąłem oczy, opierając rękę na kafelkach. Będę chciał więcej i więcej, już wiem, że mnie to uzależni. Stanę się pieprzonym seksoholikiem i będę musiał doprowadzić do tego, że ta mała istotka będzie pragnęła tego samego w identyczny wręcz sposób.
Później byliśmy grzeczni. Niezwykle grzeczni. Umyliśmy się, nigdzie nie spiesząc, a potem wyniosłem moją kobietę i rzuciłem na łóżko owiniętą w ręcznik. Zaśmiała się, przytrzymując materiał.
– Dzisiaj śpisz bez niczego– oznajmiłem półżartem.
– Ależ ja wracam do domu. – Zamrugała niewinnie i oparła rękę za sobą.
– Nigdzie pani nie wraca, panno Dawson... – mruknąłem, pochylając się nad dziewczyna.
– Jesteś pewny? – Prychnęła odważnie i uniosła wyzywająco brew. Uwielbiałem, gdy się ze mną droczyła.
Była w tym bezkonkurencyjna. Potrafiła wykorzystać wszystkie mankamenty swojej osobowości.
– Jestem pewien, bo pani nie wypuszczę – oznajmiłem, powoli zawisając nad jej ciałem.
Patrzyłem na nią i podziwiałem to, co moje. I nikt mi tego nie odbierze, bardzo starannie tego dopilnuję.
Gabrielle zbliżyła się do moich ust i gdy miała ucałować moje usta, odepchnęła mnie lekko.
– Musisz mnie zdobywać, najdroższy.
Zaśmiałem się rozbawiony, siadając na piętach i obserwowałem blondynkę z góry, mając lekko przekręcona głowę.
– Zdobywam cię na każdym kroku – odparłem pewny siebie. – A w Rzymie zrobię to po raz kolejny...
– Już wszystko zaplanowałeś? W takim razie może mnie zaznajomisz? – Zmrużyła oczy. – I mógłbyś dać mi jakąś koszulkę, wiesz? Albo koszulę. Będzie seksowniej.
– Bez niej jest jeszcze seksowniej...
– Louis. – Uderzyła mnie w ramię. – Koszula. Proszę.
Zaśmiałem się i podniosłem się, idąc poszukać dla mojego aniołka jakiejś koszuli. Wybrałem czarna, która chyba najbardziej jej się spodobała. Poza tym pięknie kontrastowała z kolorem włosów Gabi.
Wróciłem i podałem jej materiał. Zostawiła ręcznik, po czym założyła na siebie koszulę i powoli zapięła guziki.
– Ale nie wszystkie... - powiedziałem, wciągając na siebie czysta parę bokserek.
– Nie wszystkie? Dlaczego, panie Tomlinson? – Obróciła się i na czworaka przesunęła się na łóżko, kładąc na prawej stronie.
– Bo wtedy jest seksownie – przypomniałem z zadowoleniem, kładąc się tuż obok dziewczyny i oparłem głowę na dłoni.
– Dobrze. – Zostawiła dwa guziki i wsunęła się pod kołdrę, lecz tylko do pasa.
Była praktycznie non stop uśmiechnięta. I Vanessa chciała mi i jej wmówić, że nie była przy mnie szczęśliwa? Że mnie nie potrzebowała? To było niedorzeczne. A co najlepsze, że jej zagrażałem. Nigdy. Nigdy nie może się mnie bać.
– Musisz mi jeszcze dużo o sobie powiedzieć. – Oparła się wygodniej o poduszki. – Ale nie wiem czy mam siłę dzisiaj.
Zaśmiałem się cicho, unosząc dłoń do jej policzka i delikatnie go pogładziłem. Miałem we własnym łóżku cały świat, mały ideał ubrany w ciało młodej kobiety.
– Śpimy? – Spojrzała mi w oczy i ziewnęła, zakrywając dłonią usta.
Bez zbędnych słów objąłem a ramieniem, a drugą rękę wsunąłem pod jej głowę, chcąc by Gabriella była jak najbliższej mojego ciała, żebyśmy nawzajem czuli ciepło i kumulujące się uczucia.
– Słodkich snów, kochanie – szepnąłem, podkreślając ostatnie słowo, skoro przyznała, że uwielbiała, kiedy ja tak nazywałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro