Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Po zakończeniu tych lekcji, Liam mógł spokojnie stwierdzić, że nie cierpi środy.

Głównie z powodu biologii, chemii i matematyki jednego dnia. Jakby tego było mało, dzisiaj był dzień bez treningu, co dodatkowo nie zadowalało blondyna. Wyszedł przed szkołę i zszedł po schodach, by następnie stanąć obok. Musiał czekać na Masona, nie miał zamiaru zabierać się autobusem, o wiele bardziej wolał posiedzieć w wygodnym aucie przyjaciela, który go podwiezie pod sam dom.

Skrzywił się, czując dym papierosowy.

Odwrócił się i parę metrów dalej spostrzegł woźnego i nastolatka, którzy stali nieopodal wiaty śmietnikowej. Nie widział twarzy bruneta, zauważył jedynie, że ma torbę przewieszoną przez ramię. Po chwili dostrzegł także papierosa w jego dłoni, tak samo, jak i u woźnego.

- Co jest takiego ciekawego w śmietniku? - obok blondyna stanął Mason, także patrząc w tamtą stronę.

- Śmiecie obok niego - wymamrotał Liam. - Stoją tam, a wiatr niesie aż tutaj i skutecznie przeszkadza.

- Uważaj, bo ci nos odpadnie - prychnął ciemnoskóry, kierując się w stronę parkingu.

- Poza tym, co to za moda, żeby brać szlugi od woźnego? I co ważniejsze, po co z nim rozmawiać? - blondyn nie przerywał swoich wywodów, co chwila spoglądając w stronę dwójki.

- Ten woźny, to Deucalion - sprostował ciemnooki.

- Brzmi jak ksywka seryjnego mordercy - parsknął Liam, po chwili napotykając zażenowane spojrzenie Masona.

- Imion się nie wybiera, tak jak rodziców - stwierdził, zatrzymując się obok swojego czarnego samochodu.

- Co nie zmienia faktu, że brzmi jak...

- Tak, wiem, mówiłeś - przerwał mu Mason, wsiadając za kierownicę.

Liam usiadł na miejscu pasażera obok, rzucając swój plecak na tylne siedzenie.

Mason zaczął wyjeżdżać, kiedy przed maskę weszła mu dziewczyna. Gwałtownie nacisnął hamulec, aż zarzuciło Dunbarem.

- Kurwa, nawet nie zdążyłem zapiąć pasów - warknął na niego Liam, po chwili przenosząc wzrok na dziewczynę przed maską. - O cholera. To Hayden, czy mi się wydaje?

- Teraz cię na to wzięło?! - warknął Mason, przenosząc na niego wzrok.

Szatynka poprawiła swój plecak i poszła dalej, a Dunbar odprowadził ją wzrokiem.

- Tylko do szyby się nie przyklej - wymamrotał Mason, a wyjeżdżając, tym razem sprawdził, czy nikt nie ma zamiaru znowu mu wejść przed maskę.

- Tak, to ona - oznajmił Liam, jakby nie słysząc kąśliwej uwagi przyjaciela.

- Naprawdę musiałeś zobaczyć jej tyłek, żeby ją poznać? - posłał mu zażenowane spojrzenie.

- Teraz mogę ci dopowiedzieć, że oprócz ciała i włosów, ma zajebiste oczy - wyszczerzył się blondyn, a Mason znowu gwałtownie nacisnął hamulec.

Dunbar, który dalej nie zapiął pasów, poleciał na tapicerkę, uderzając o nią ręką.

- Ups - mruknął ciemnoskóry, po chwili patrząc z rozbawieniem na Liama. - Chyba miałeś zapiąć pasy, a nie pierdolić mi tu o Hayden, prawda?

- Utłukę cię kiedyś - wywarczał blondyn, zapinając pasy.

- Najpierw postaraj się przeżyć jutrzejszy trening, potem pogadamy - Mason uśmiechnął się pod nosem, wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.

- A to niby dlaczego miałbym go nie przeżyć? - Liam uniósł brew, patrząc na drugiego ze zdziwieniem.

- Hm, po twoim bliskim spotkaniu z dziewięćdziesiątką piątką, zastanawiam się, co będzie w następnej grze - odpowiedział, włączając się do ruchu.

- Dam radę - machnął olewająco ręką. - Mam dzisiaj trening z ojcem.

- Nie wiem, co ma kickboxing do lacrosse'a, ale niech ci będzie - mruknął Mason, a blondyn przewrócił oczami.

- Miałem na myśli, że będę przygotowany na obronę, jeśli się o coś przypruje - wyjaśnił.

- Przygotowany na obronę, czy gotowy do ataku? - ciemnooki uniósł brew, patrząc na drugiego z politowaniem. - Zdajesz sobie sprawę, że jeśli zaczniesz jakąś bójkę, to trener nie będzie chciał cię w drużynie?

- Mam dać sobą pomiatać? Nie dziękuję - warknął.

- Czasami trzeba umieć odpuścić, Liam - westchnął Mason, włączając kierunkowskaz.
Blondyn tylko przewrócił oczami.

- Jedziemy do ciebie? - spytał po chwili.
- A twojego psa przypadkiem nie trzeba wyprowadzić? - zainicjował ciemnoskóry, zatrzymując się na światłach.

- Malia miała to zrobić - wzruszył ramionami.

- Jak tam sobie chcesz...
  
  
***
   
  
Równo o dwudziestej, Theo skończył swoją rozgrzewkę. Po pracy zawsze przychodził na siłownię, to był jego swego rodzaju odpoczynek. Głównie odpoczynek od zgiełku myśli.

Poprawił słuchawki, przez chwilę zastanawiając się, czy nie zrobić treningu z kalisteniki. Szybko jednak odpuścił, przypominając sobie, że skończyła się jego magnezja i bez niej nawet nie ma co mówić o utrzymaniu równowagi na drążku, jeśli będzie mieć spocone dłonie.

Podgłosił muzykę, zagłuszając dźwięki siłowni.

Ustawił standardowy ciężar osiemdziesięciu kilogramów i położył się na ławce pod sztangą.

Trap huczał w jego uszach, kiedy podniósł gryf, po chwili powoli opuszczając do klatki piersiowej. Potem wykonywał kolejne powtórzenia, nawet ich nie licząc.
Nie zależało mu na treningu siłowym. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by zmęczyć mięśnie. By poczuć to wycieńczenie, które sprawia, że nie myśli się o problemach, tylko o chwili fizycznego odpoczynku...
   
  
*
  
  
Liam założył rękawice na taśmy bokserskie, którymi już starannie owinął dłonie. Dopóki jego ojciec nie przyszedł, cieszył się muzyką płynącą z słuchawek. Siłownia, na której ćwiczyli, posiadała także niewielki ring w rogu całej sali, a nieopodal znajdowały się worki bokserskie. Obok jednego z nich stał młody Dunbar, który był już po rozgrzewce.

Wiedział, że jego ojciec się spóźni, zawsze zasłaniał się korkami na mieście.

Dlatego już niewerbalnie ustalili, że blondyn robi rozgrzewkę i czeka aż mężczyzna się zjawi. Tak było i tym razem, Liam wyprowadzał kolejne ciosy w worek bokserski, dbając przy tym o odpowiednią technikę ruchu i od czasu do czasu przerywając to niezbyt dokładnymi kopnięciami. Powtarzał praktycznie to samo, wiedział, że dążąc do samodoskonalenia jest zmuszony do ciężkiej pracy.

Ostatni raz wykonał cios, po chwili zatrzymując rozhuśtany worek. Odruchowo, spojrzał w stronę wejścia na siłownię, mając nadzieję, że zobaczy w drzwiach swojego ojca. Jednak nadzieja matką głupich, jak to mówią...

Z westchnieniem, popatrzył po ćwiczących na sali.

W większości byli to mężczyźni w starszym lub młodszym wieku. Jedni podnosili sztangę, inni preferowali martwy ciąg. Dwóch chłopaków zajęło się workami bokserskimi, podobnie jak Liam, a niektórzy bawili się w kalistenikę na drążkach w przeciwległym rogu.

Blondyn przetarł spocone czoło, opierając się o ścianę.

W pewnym momencie, nieopodal wejścia i drążków, zobaczył bruneta, który zawzięcie podnosił sztangę. Szybko rozpoznał Raekena.
Zaczął liczyć jego powtórzenia. Jedno, drugie, trzecie, czwarte...

Przy ósmym się zatrzymał. Trzymał tak sztangę nad sobą, a Dunbar zaczął się zastanawiać, jaki ciężar założył. A przede wszystkim, dlaczego nie rozłoży sobie tego na serie?

Podniósł wyżej gryf, odkładając go na stojaki nad sobą. Ramieniem przetarł twarz, nadal leżąc w tej samej pozycji. Nawet nie sięgnął po butelkę wody leżącą obok jego nogi.

- Kretyn - wymamrotał Liam.

Zdążył się już przekonać, że nienawadnianie organizmu podczas tak wymagającego wysiłku fizycznego nie prowadzi do niczego dobrego.

W tym momencie ktoś pstryknął mu palcami tuż przed nosem, przez co odwrócił wzrok od wycieńczonego Raekena.

- Na coś się tak zagapił? - ojciec Dunbara uśmiechnął się rozbawiony, układając pod ścianą swoją sportową torbę.

Zawsze przynosił w niej najpotrzebniejsze rzeczy na trening.

- Na nic - wzruszył ramionami, jeszcze raz przecierając czoło swoim przedramieniem. - Co dzisiaj ćwiczymy?

- Kopnięcia okrężne.
   
 
-----------
* - jedna gwiazdka oznacza zmianę perspektywy, a trzy - standardowo - time skip

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro