~6~
Zaparkowałam przed budynkiem i wyszłam z samochodu zabierając zamówienie. Stanęłam przed wysokim, oszklonym wieżowcem. Ciekawe ile ma pięter? Weszłam do firmy H.Styles i zaniemówiłam. Duże, nowoczesne pomieszczenie z piękną fontanną. Szybko znalazłam recepcję. Na moje szczęście siedziała tam miła, starsza kobieta, która wszystko mi wytłumaczyła. Weszłam do winy i wcisnęłam numer dziesięć. Ostatnie piętro. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja postawiłam stopę na przestronnym korytarzu. Na końcu stało biurko. Niestety było puste. Podeszłam bliżej i pozwoliłam sobie spoglądnąć na ekran komputera. Był wyłączony. Po prawej stronie znajdowały się drzwi z tabliczką ,,Harry Styles". Podeszłam i zapukałam. Pewna, że powiadomiłam osobę w środku o moim przybyciu otworzyłam drzwi. To co zobaczyłam złamało mi serce. Na biurku siedziała jakaś wytapetowana blondynka. W czarnej, koronkowej bieliźnie. Jej dłonie były zaplecione na szyi mężczyzny stojącego przed nią. Trzymał jedną dłoń na jej piersi, a drugą w dolnej części bielizny. Te loki, wysoka i umięśniona postawa. Harry...
Odłożyłam szybko zamówienie na ziemię i wybiegłam szybko ignorując krzyki z pomieszczenia. Wbiegłam do windy i oparłam się o jej tylną ścianę. To był Harry, a ta kobieta to pewnie ta cała Cynthia. Zrobiło mi się przykro i źle. Jakby nie patrząc, widziałam mojego niedoszłego męża i ojca moich dzieci w jednoznacznej sytuacji.
Przetarłam mokre policzki i wybiegłam z windy. Widząc w recepcji dużo ludzi przestałam biec, a ruszyłam szybkim krokiem do drzwi. Jak najszybciej wsiadłam do samochodu i ruszyłam do kawiarni.
Zapomniałam o zapłacie...
*****
Zaparkowałam na parkingu za kawiarnią i weszłam do budynku. Rzuciłam klucze samochodu do schowka i poszłam szybko do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i osuszyłam ręcznikiem. Już nigdy nie pojawię się w firmie ,,H.Styles". Nigdy. Wyszłam po jakiś pięciu minutach z łazienki. Z portfela wyciągnęłam odpowiednią kwotę i włożyłam do kasy, aby wszystko się zgadzało. Nikt nie musi wiedzieć o incydencie w firmie. Poprawiłam fryzurę i stanęłam za kasą. Ludzi nie było już tak dużo jak wcześniej. Widząc, że nie ma żadnego nowego klienta zrobiłam sobie herbatę i usiadłam przy kasie.
– I jak było?– usłyszałam nagle głos Louis'a, przez co poparzyłam się herbatą w język.
– Louis! – krzyknęłam zaskoczona. – Przez ciebie się poparzyłam - mruknęłam, a on podał mi łyżeczkę cukru.
– Weź trochę na język. Na pewno pomoże - zrobiłam jak poradził i zdecydowanie pomogło.
– Dzięki. - przemyłam łyżeczkę w małym zlewie i odłożyłam na jej miejsce.
– Więc mów, jak było - powiedział zafascynowany i usiadł naprzeciwko mnie. No wiesz, weszłam do gabinetu i zastałam mojego niedoszłego męża z obecną partnerką, kiedy robił jej palcówkę.
– No, normalnie. Przyszłam, popytałam gdzie, co i jak. No i poszłam. Zaniosłam, zabrałam pieniądze i wróciłam tutaj - mówiłam starając się brzmieć wiarygodnie.
– Ale jak to? Nie było żadnego buzi buzi? - powiedział poruszając brwiami.
– Głupi jesteś– skomentowałam, gdy w myślach pojawiły mi się wspomnienia tych malinowym, delikatnych ust, idealnie pasujących do moich.
– Dobra, dobra - zaśmiał się. - Nie pierwsza mi to mówisz. Nawet moja mama mówi to otwarcie w czasie rodzinnych spotkań. - rodzina Lou musi być duża. Wesoła, pełna. Zazdroszczę mu tego. Pełnej rodziny. - Idę do sklepu. W kuchni potrzebują czegoś na już - pokręcił głową i ubrał się. -Poradzisz sobie?
– Jasne. Idź– uśmiechnęłam się i upiłam herbaty. Lou zabrał pieniądze i wyszedł z kawiarni, a ja mogłam się rozkoszować napojem i cichą muzyką dobiegającą z radia. Z transu wybudził mnie głos. Męski, ochrypły, a zarazem dźwięczny głos idealny do śpiewu.
– Dzień dobry. Chciałem zapłacić za moje zamówienie. – Harry....
*********************************************************************************************************
Hej!
Jak część? Liczę na Wasze komentarze, bardzo motywują do pisania.
Alien xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro