Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~5~

Obudziłam się pod wpływem kwilenia Louis'a. Jestem pewna, że to on. Ma piskliwy głosik gdy płacze. Podniosłam się z łóżka i poszłam do ich pokoju. Spojrzałam do łóżeczka. Mówiłam, że to Lou. Wyjęłam chłopca z kołyski i pocałowałam w czoło oraz policzki. 

– Dzień dobry syneczku - uśmiechnęłam się, co Malec odwzajemnił. Ten uśmiech, to uśmiech Harry'ego. – Mamusia idzie dzisiaj do pracy. Ale przychodzi do was wujaszek Landon. Cieszysz się, hm? - musnęłam jego nos swoim, po czym zaśmiałam się i poszłam nakarmić Lou. Następnie zmieniłam mu pieluchę i przebrałam. Dzisiaj na niebiesko-biało. Następnie włożyłam go do łóżeczka i włączyłam pozytywkę. Jego ulubiona zabawka. Chciałam iść posprzątać trochę, jednak obudziło się moje drugie Słoneczko. Wzięłam  Darcy na rączki i wykonałam standardowe czynności. Gdyby Harry tu był, wszystko szło by dwa razy szybciej. Włożyłam bliźniaki do wózka i zawiozłam do kuchni. Odciągnęłam mleko dla nich na później i zajęłam się śniadaniem. W czasie jedzenia śniadania ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam do nich i przed otworzeniem przeglądnęłam się w lustrze. Typowa samotna matka.

– Hej Lily. Jestem – zawołał radośnie Landon i objął mnie mocno. 

– Cześć. Wchodź - wciągnęłam go do mieszkania i szybko zamknęłam drzwi. 

– Jak noc? 

– Spokojnie. Mogą ci więc teraz dać popalić - zaśmiałam się i rozłożyłam ręce.

– Wujek Landon stanie na wysokości zadania. 

Oboje weszliśmy do kuchni, gdzie dokończyłam śniadanie. Landon został z dzieciakami, a ja pobiegłam przygotować się do pracy. Pół godziny później szłam spokojnie w stronę metra. Przechodząc przez pasy zauważyłam jadący szybko w moją stronę czarny, sportowy samochód. Odskoczyłam na bok, a przejeżdżający mężczyzna krzyknął coś obraźliwego w moją stronę. Co jest? Przecież przechodziłam na zielonym. Idiota. Moją uwagę przykuły jednak brązowe loki opadające mężczyźnie na ramiona. Ale nie, to nie możliwe. Przecież jest wielu mężczyzn w Londynie z takimi włosami. Ale czy któregokolwiek stać na taki wóz? Popadam w paranoję. 

Kupiłam bilet na metro i wbiegłam do niego w ostatniej chwili. Usiadłam na wolnym miejscu i oczekiwałam na moją stację. Ciekawe czy gdybym była z Harry'm pracowałabym? Musiała jeździć metrem? Musiałabym zostawiać dzieci z obcymi im ludźmi żeby zarobić pieniądze? 

Po kilku minutach wysiadłam na mojej stacji. Wyszłam z podziemnej stacji i ruszyłam w stronę kawiarni. Byłam piętnaście minut przed czasem. Zadowolona weszłam do środka. Dziwne, że drzwi były otwarte. Poszłam w stronę gabinetu pani Smith jednak drzwi były zamknięte. 

– Ty pewnie jesteś Lily – usłyszałam za sobą i odwróciłam się szybko. Ujrzałam wyższego ode mnie szatyna. Miał piękne błękitne oczy. Nie dość ci miłości Lily? 

– Tak, to ja. A ty to...?

– Louis Tomlinson. Pracuję tutaj. Pani Smith dzisiaj się spóźni i prosiła żeby ci wszystko powiedzieć co i jak - uśmiechnął się, a mi zmiękły nogi. 

– Lily Coventry – wyciągnęłam dłoń, którą szybko uścisnął. Jego duża i moja mała. Dlaczego porównujesz?

– Chodź wszystko ci pokażę – uśmiechnął się i pełen energii zaczął mnie oprowadzać. Ciekawe czy przy moich dzieciach też miałby takie pokłady energii?

– Ja idę przekręcić tabliczkę, a ty za ladę - zaśmiał się, a ja zajęłam miejsce za blatem. Tuż po dziesiątej zaczęli pojawiać się pierwsi klienci. Wszystko było idealnie to pewnego momentu.

– Lily! - usłyszałam krzyk. 

– Tak? 

– Musisz zawieść zamówienie klientowi – powiedział spokojnie Louis.

– Nie macie tutaj kogoś od tego?

– Jest Zayn, ale jest chory. Musisz zawieść czarną kawę i muffinkę jagodową do firmy H.Styles - powiedział czytając z kartki, a mi serce podeszło do gardła. Nie, nie pojadę tam. -Tutaj masz adres. - podał kartkę. - Coś nie tak? Zbladłaś. 

– Nie, jest okey. Mam dostarczyć do recepcji, tak? - błagam, niech powie, że tak.

– Styles prosi o dostarczanie do rąk własnych. Także musisz iść do jego gabinetu. Spokojnie, w recepcji wszystko ci powiedzą. - żeby spotkanie z recepcjonistką było dla mnie problemem. 

-W takim razie szybko rób zamówienie i jedź. Styles nienawidzi czekać. Tu masz klucze. Biały Ford na parkingu. - puścił mi oczko i zostawił mnie z kartką i wizją wizyty u mojego byłego i ojca moich dzieci. Ciekawe czy on jest świadomy, że jego dzieci już przyszły na świat?


*************************************************************************

Cześć!

Bardzo przepraszam Was, ale nie mam ostatnio czasu na pisanie. Mam na głowie dużo obowiązków i ledwo jestem w stanie się wyspać. Mam nadzieję, że zrozumiecie oraz spodobał Wam się ten rozdział.


Alien xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro