~48~
– To...to...to wspaniale – lewo wypowiedziałam. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Znaleziono moje Maluszki. Ale, jak Harry mógł mi tego nie powiedzieć?– Jaki to adres? Chcę po nie przyjechać.
– Pani Coventry, proszę zwolnić. Niestety nie mogę pani powiedzieć. Musimy sprawdzić czy rzeczywiście pod tym adresem znajduje się Cynthia May. Jutro specjalnie wyszkolone osoby się tym zajmą. Jeśli okaże się to prawdą, zaplanujemy akcję wraz z policją i odbierzemy dzieci – mówił spokojnym tonem.
– Ale dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście?! Mój chłopak wspomniał mi o pańskim telefonie kilka godzi temu! – krzyczałam.
– To nie jest takie proste jak się pani wydaje. Musimy wszystko przygotować, aby nie zaliczyć wpadki. Jeśli chce pani odzyskać dzieci to proszę dać nam pracować i czekać na efekty. Proszę wybaczyć, ale jest już późno.
– Dobranoc – rzuciłam i rozłączyłam się. Dupek. Nie rozumiem dlaczego jeszcze nie zaplanowali całej tej akcji? Powinni mieć gotowy plan już dawno temu. Wkurzona rzuciłam telefon na łóżko i wzięłam głęboki wdech. Czas się ogarnąć i odpocząć.
Zabrałam z szafy czystą bieliznę oraz służące mi za piżamę krótkie spodenki i koszulkę. Z ubraniami w dłoniach udałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Po wyjściu z łazienki zajrzałam do Harry'ego. Leżał okryty kocem, a jedna z jego nóg zwisała z sofy. W pokoju słuchać było ciche pochrapywanie. Bezszelestnie wyszłam z salonu i wróciłam do sypialni. Zgasiłam światło, by zakopać się pod pościelą i odpłynąć do krainy Morfeusza.
*****
Ze snu wybudził mnie huk dochodzący z kuchni. Zerwałam się z łóżka i szybkim krokiem udałam się do wspomnianego pomieszczenia. Stanęłam w progu i ujrzałam Harry'ego, który zbierał z podłogi saszetki herbaty. Obok jego stopy leżało metalowe pudełko, a trochę dalej garnek. Nie mam pojęcia co chciał zrobić, ale z pewnością znalazłam źródło hałasu. Mimowolnie mój wzrok skierował się na zegarek nad piekarnikiem. Wskazywał kilka minut przed czwartą nad ranem. Świetna pora na gotowanie.
– Harry co ty wyprawiasz? – spytałam cicho nie chcąc go przestraszyć. Brunet odwrócił się w moją stronę, a jego twarz wyraźnie oznaczała, że nie spodziewał się mnie tutaj.
– Ja...chciałem herbatę – powiedział ochrypłym głosem.
– O czwartej rano? – spytałam, a Styles wziął głęboki wdech.
Pokręciłam głową zrezygnowana i podeszłam do jednej z szafek. Wyjęłam z niej koszyczek z lekarstwami. Znalazłam tam leki przeciwbólowe. Wyjęłam jedną tabletkę i wraz z butelką wody podałam Harry'emu.
– Połknij to i idź spać. Wstaniesz za kilka godzin i będziesz się lepiej czuł. – chłopak pokiwał twierdząco głową i przy mnie zażył lek. Upił kilka łyków wody i zdecydował się ją zabrać ze sobą.
Bez słowa wyszedł z kuchni i od razu położył się na kanapie w salonie, co osądziłam po skrzypieniu mebla. Wzięłam głęboki wdech i szybko posprzątałam mały bałagan. Kiedy wszystko było na miejscu wróciłam do sypialni i zakopałam się pod kołdrą. Pomóż mi Boże.
Myślałam, że szybko zasnę lecz ostro się przeliczyłam. Po dwóch godzinach wiercenia się na łóżku wreszcie znalazłam idealną pozycję, dzięki której zasnęłam po kilku minutach.
*****
– Powiesz mi wreszcie? – spytałam po raz kolejny. Jestem pewna, że Harry jest bliski wybuchu lecz próbuje się kontrolować.
– O czym? – spytał nie odrywając wzroku od telewizora.
– Dlaczego wczoraj wyszedłeś tak nagle z domu. Dzwonił detektyw, a ty po tym pieprzonym liście nie potrafiłeś mi niczego powiedzieć tylko wyszedłeś! – krzyknęłam. Harry przetarł twarz i spojrzał na mnie.
– Detektyw przekazał, że zdobyli adres Cynthii, ale nie mogli od tak do niej jechać. Musieli to sprawdzić i przygotować akcję. A wszystko to mieli zrobić dziś, więc ta wiadomość nie dałaby ci wczoraj niczego.
– Tu chodzi o nasze dzieci Harry! Co z tego, że nic byłoby mi po takiej wiadomości. Przynajmniej wiedziałabym, że Maluchy się znalazły, że jest szansa na odebranie ich Cynthii. A ty to przede mną ukryłeś! – krzyknęłam, lecz mój głos w jednej chwili załamał się i zamienił w szloch. Nie wierzę, że Harry mógł mi to zrobić. Dobrze wiedział co przeżywam i z pewnością informacja od detektywa by mnie trochę uspokoiła.
– Lily – zaczął szeptem i zbliżył się do mnie.
– Nie dotykaj mnie – powiedziałam stanowczo i odsunęłam się.
– Kochanie, przepraszam cię. – jego ramiona otoczyły moje ciało, które przyciągnął do siebie. Na nic zdały się moje uderzenia w jego tors. – Rzeczywiście powinienem ci powiedzieć. Przepraszam – wyszeptał i wtulił twarz w moją szyję. Jego usta musnęły mój obojczyk, a następnie miejsce za uchem, które było moim słabym punktem. Harry dobrze o tym wiedział i potrafił to wykorzystać. – Ty też nie byłaś ze mną szczera. Nie powiedziałaś mi od razu, że zadzwoniłaś do detektywa. Albo list, kto wie czy w ogóle byś mi go pokazała gdybym nie przyszedł do ciebie – wyszeptał odrywając usta od mojej szyi. Spoglądnął w moje oczy, a ja utonęłam w jego szmaragdowych oczach.
– Wybaczam ci – zaśmiałam się cicho i musnęłam szybko jego usta.
– Nie widzę innej możliwości – odpowiedział mi uśmiechem i czułym pocałunkiem. Nasze czułości przerwał telefon Harry'ego. Brunet sięgnął po niego i spojrzał na ekran.
– Detektyw – rzucił w moją stronę.
– Włącz na głośnik – powiedziałam i spoglądnęłam na jego długie palce ozdobione kilkoma sygnetami. W tym jednym z różą, który był moim ulubionym.
– Dzień dobry panie Styles– odezwał się niski głos.
– Dzień dobry. Jest pan na głośnomówiącym. Moja partnerka, matka dzieci również chciała słyszeć nowe wiadomości.
– Oczywiście – odpowiedział formalnie. – Mam dla państwa świetną wiadomość. Zaplanowana przez nas akcja odniosła sukces. Udało nam się aresztować Cynthię May, a także odzyskać państwa dzieci. – tyle wystarczyło aby moje serce zaczęło szybciej bić. Myśl, że już za niedługo będę mogła je znowu przytulić sprawiała, że cała w środku wariowałam. – Oprócz pani May w mieszkaniu zastano również jej brata, Sean'a May. Był on poszukiwany od kilku miesięcy jako handlarz dziećmi. Również przewieźliśmy go do aresztu. Jest jednak pewna sprawa. W mieszkaniu prócz państwa potomstwa znaleziono również piątkę innych dzieci. Sęk w tym, że muszą państwo przyjechać na policję i rozpoznać swoje pociechy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro