~45~
– Kochanie. – męski głos nie wydawał się zwrócić uwagi dziewczyny. Skulona brunetka okryta kocem wpatrywała się w widok za oknem. Od trzech dni nic nie zwracało jej uwagi na dłuższą chwilę, a nawet gdyby to myślami była gdzie indziej. – Lily. – głos ponownie dotarł do jej uszu, lecz z marnym skutkiem. – Kochanie spójrz na mnie. Proszę – wyszeptał, siadając obok niej. – Nie jadłaś nic od dwóch dni oprócz kawałka kanapki. – myśli Lily nie przejmowały się jedzeniem.
Cały czas krążyły wokół jej Maluszków, o stanie których nie miała pojęcia. Na dobrą sprawę nie wiedziała nic prócz osoby, która je porwała. Bo jak inaczej nazwać zabranie z domu dwójki dzieci bez zgody i wiedzy rodziców.
– Razem z Louis'em przygotowaliśmy kurczaka z ananasem i ryżem. To twoje ulubione danie. Zjedz chociaż trochę. – głos Harry'ego stał się niemal błagalny. Jego serce łamało się podwójnie, brak malusieńkich dzieci, a do tego zły stan psychiczny swojej ukochanej.
– Nie mogę Harry – wyszeptała ochrypłym głosem. Długo się nie odzywała.
– Kochanie, błagam. Zjedz chociaż troszkę. Nie sprawiaj mnie i Louis'owi smutku – wszeptał, obejmując ją ramieniem. Lily nie była w stanie już dłużej wytrzymać. Wtuliła się w bruneta zanosząc płaczem.
– Harry ja już dłużej nie dam rady – wyszeptała w jego bluzę, przez co słowa były ledwo słyszalne.
– Znajdziemy je. Obiecuję ci. Policja i mój detektyw pracują. Zobaczysz, że to kwestia dni kiedy znowu je do siebie przytulisz – odpowiedział pocierając jej plecy. Malinowe usta złożyły pocałunek na jej czole. Lily odsunęła się lekko od bruneta i sięgnęła po przyniesiony talerz i sztućce. Nabiła na widelec trochę kurczaka i włożyła do ust.
– Przepyszny – wyszeptała. – Zjesz ze mną?
– Wszystko jest dla ciebie. Jedz – powiedział. – Przyniosę ci coś do picia – wyszeptał i wyszedł z sypialni. Tuż po zamknięciu drzwi zakrył twarz rękoma i zsunął się po ścianie. Kilka łez wpłynęło spod przymkniętych powiek. Cierpiał, lecz chciał grać silnego. Chciał dać siłę Lily, bo ewidentnie jej brakowało dziewczynie.
Misja ta okrywała się powodzeniem jedynie w towarzystwie Lily czy Louis'a. Kiedy Harry był sam poddawał się łzom i bólowi, skrywanym przez cały czas.
*****
– Jeszcze raz przepraszam Lily. Nie wiem jak mogłem być taki głupi – wypowiedział z bólem szatyn ciągnąc za włosy.
– Nie mów tak Tommo – wyszeptała brunetka, okrywając się mocniej kocem. – Skąd miałeś wiedzieć, że twoja Cynthia to była narzeczona Harry'ego. Widziałeś ją przecież raz, kiedy byliśmy razem w restauracji. Z resztą opowiadałeś, że wyglądała całkiem inaczej. – Louis nie odpowiedział, a po prostu skrył twarz w dłoniach i zapłakał. On również cierpiał, zrzucał na siebie całą winę za porwanie bliźniąt. Lily wstała powoli z sofy i podeszła do szatyna. Objęła go ramionami i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. W salonie pojawił się Harry. Jego oczy były czerwone od płaczu. Ułożył na stoliku tacę z trzema kubkami ciepłej herbaty. Podał jeden z nich Louis'owi, na co szatyn cicho podziękował.
– Ja...położę się – wyszeptała Lily, gdy brunet podawał jej kubek. Wyminęła jego dłonie i czym prędzej wyszła z salonu do sypialni. Dlaczego? Nikt tego nie wiedział. Ona sama chyba też nie.
*****
Obudził ją donośny krzyk. Usiadła na łóżku i przetarła twarz.
– Harry? Louis?– krzyknęła, lecz nikt nie odpowiedział.
Wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. Pociągnęła za klamkę i postawiła stopy na korytarzu. Z łazienki usłyszała płynącą wodę. Któryś z chłopaków musiał brać prysznic. Nagle do jej uszu dotarł płacz. Płacz dziecka. Co najdziwniejsze dobiegał z salonu. Nogi same prowadziły ją w stronę tamtego pomieszczenia. Przekroczyła próg z szybko bijącym sercem. Widok, który zastała w salonie sprawił, że to serce przestało bić i złamało się na pół. Jej Maluszki leżały na ziemi bez życia, a ubrane były jedynie w pieluchy. Drobne ciałka pokrywały kolorowe ślady dłoni czy blizny po nacięciach. Scena jak z horroru. A obok nich przy stoliku siedziała czarnowłosa kobieta. Malowała paznokcie przez co w pomieszczeniu unosił się drażniący zapach lakieru. Taki sam, który czuć było trzy dni temu.
Lily otworzyła oczy pod wpływem potrząsania jej ciałem. Nadal była w swoim pokoju, jej serce biło niezwykle szybko, a po jej obu stronach siedzieli Harry i Louis.
– Już dobrze Skarbie – wyszeptał, brunet szybko obejmując brunetkę. Zaskoczona dziewczyna niepewnie wtuliła się w chłopaka. Z jej oczu nie płynęły łzy. Najwidoczniej jej oczy były w jeszcze większym szoku nie chcąc wypuścić kropelek.
– Co ci się śniło? Krzyczałaś i rzucałaś się po łóżku. – Lily spojrzała szeroko otwartymi oczyma na szatyna. Ktoś mógłby pomyśleć, że dziewczyna jest pod wpływem narkotyków z powodu nienaturalnie powiększonych źrenic. A ona była przerażona i nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Jej myśli ponownie zatoczyły koło wokół jej Darcy i Lou.
*****
W tym samym czasie w miejscu nikomu nie znanemu
– Zamknijcie się wreszcie! – krzyknęła czarnowłosa po raz kolejny zmywając kolor z palca wskazującego.
Wstała przewracając z hukiem krzesło i podeszła do tekturowego pudełka. Mały chłopiec wierzgał nerwowo nóżkami i wymachiwał rękoma. Jego twarz była czerwona, a z noska leciał katar. Kobieta rzuciła pogardliwe spojrzenie bliźniętom i splunęła na nie.
– Przymknijcie się bo rozwalę wam łby zanim dostanę kasę od waszego ojczulka i tej pożal się Boże mamuśki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro