Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~45~

– Kochanie. – męski głos nie wydawał się zwrócić uwagi dziewczyny. Skulona brunetka okryta kocem wpatrywała się w widok za oknem. Od trzech dni nic nie zwracało jej uwagi na dłuższą chwilę, a nawet gdyby to myślami była gdzie indziej. – Lily. – głos ponownie dotarł do jej uszu, lecz z marnym skutkiem. – Kochanie spójrz na mnie. Proszę – wyszeptał, siadając obok niej. – Nie jadłaś nic od dwóch dni oprócz kawałka kanapki. – myśli Lily nie przejmowały się jedzeniem. 

Cały czas krążyły wokół jej Maluszków, o stanie których nie miała pojęcia. Na dobrą sprawę nie wiedziała nic prócz osoby, która je porwała. Bo jak inaczej nazwać zabranie z domu dwójki dzieci bez zgody i wiedzy rodziców. 

– Razem z Louis'em przygotowaliśmy kurczaka z ananasem i ryżem. To twoje ulubione danie. Zjedz chociaż trochę. – głos Harry'ego stał się niemal błagalny. Jego serce łamało się podwójnie, brak malusieńkich dzieci, a do tego zły stan psychiczny swojej ukochanej.

– Nie mogę Harry – wyszeptała ochrypłym głosem. Długo się nie odzywała.

– Kochanie, błagam. Zjedz chociaż troszkę. Nie sprawiaj mnie i Louis'owi smutku – wszeptał, obejmując ją ramieniem. Lily nie była w stanie już dłużej wytrzymać. Wtuliła się w bruneta zanosząc płaczem.

– Harry ja już dłużej nie dam rady – wyszeptała w jego bluzę, przez co słowa były ledwo słyszalne.

– Znajdziemy je. Obiecuję ci. Policja i mój detektyw pracują. Zobaczysz, że to kwestia dni kiedy znowu je do siebie przytulisz – odpowiedział pocierając jej plecy. Malinowe usta złożyły pocałunek na jej czole. Lily odsunęła się lekko od bruneta i sięgnęła po przyniesiony talerz i sztućce. Nabiła na widelec trochę kurczaka i włożyła do ust.

– Przepyszny – wyszeptała. – Zjesz ze mną?

– Wszystko jest dla ciebie. Jedz – powiedział. – Przyniosę ci coś do picia – wyszeptał i wyszedł z sypialni. Tuż po zamknięciu drzwi zakrył twarz rękoma i zsunął się po ścianie. Kilka łez wpłynęło spod przymkniętych powiek. Cierpiał, lecz chciał grać silnego. Chciał dać siłę Lily, bo ewidentnie jej brakowało dziewczynie.

Misja ta okrywała się powodzeniem jedynie w towarzystwie Lily czy Louis'a. Kiedy Harry był sam poddawał się łzom i bólowi, skrywanym przez cały czas.

*****

– Jeszcze raz przepraszam Lily. Nie wiem jak mogłem być taki głupi – wypowiedział z bólem szatyn ciągnąc za włosy.

– Nie mów tak Tommo – wyszeptała brunetka, okrywając się mocniej kocem. – Skąd miałeś wiedzieć, że twoja Cynthia to była narzeczona Harry'ego. Widziałeś ją przecież raz, kiedy byliśmy razem w restauracji. Z resztą opowiadałeś, że wyglądała całkiem inaczej. – Louis nie odpowiedział, a po prostu skrył twarz w dłoniach i zapłakał. On również cierpiał, zrzucał na siebie całą winę za porwanie bliźniąt. Lily wstała powoli z sofy i podeszła do szatyna. Objęła go ramionami i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. W salonie pojawił się Harry. Jego oczy były czerwone od płaczu. Ułożył na stoliku tacę z trzema kubkami ciepłej herbaty. Podał jeden z nich Louis'owi, na co szatyn cicho podziękował.

– Ja...położę się – wyszeptała Lily, gdy brunet podawał jej kubek. Wyminęła jego dłonie i czym prędzej wyszła z salonu do sypialni. Dlaczego? Nikt tego nie wiedział. Ona sama chyba też nie.

*****

Obudził ją donośny krzyk. Usiadła na łóżku i przetarła twarz.

– Harry? Louis?– krzyknęła, lecz nikt nie odpowiedział. 

Wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. Pociągnęła za klamkę i postawiła stopy na korytarzu. Z łazienki usłyszała płynącą wodę. Któryś z chłopaków musiał brać prysznic. Nagle do jej uszu dotarł płacz. Płacz dziecka. Co najdziwniejsze dobiegał z salonu. Nogi same prowadziły ją w stronę tamtego pomieszczenia. Przekroczyła próg z szybko bijącym sercem. Widok, który zastała w salonie sprawił, że to serce przestało bić i złamało się na pół. Jej Maluszki leżały na ziemi bez życia, a ubrane były jedynie w pieluchy. Drobne ciałka pokrywały kolorowe ślady dłoni czy blizny po nacięciach. Scena jak z horroru. A obok nich przy stoliku siedziała czarnowłosa kobieta. Malowała paznokcie przez co w pomieszczeniu unosił się drażniący zapach lakieru. Taki sam, który czuć było trzy dni temu.

Lily otworzyła oczy pod wpływem potrząsania jej ciałem. Nadal była w swoim pokoju, jej serce biło niezwykle szybko, a po jej obu stronach siedzieli Harry i Louis.

– Już dobrze Skarbie – wyszeptał, brunet szybko obejmując brunetkę. Zaskoczona dziewczyna niepewnie wtuliła się w chłopaka. Z jej oczu nie płynęły łzy. Najwidoczniej jej oczy były w jeszcze większym szoku nie chcąc wypuścić kropelek.

– Co ci się śniło? Krzyczałaś i rzucałaś się po łóżku. – Lily spojrzała szeroko otwartymi oczyma na szatyna. Ktoś mógłby pomyśleć, że dziewczyna jest pod wpływem narkotyków z powodu nienaturalnie powiększonych źrenic. A ona była przerażona i nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Jej myśli ponownie zatoczyły koło wokół jej Darcy i Lou.

*****

W tym samym czasie w miejscu nikomu nie znanemu

– Zamknijcie się wreszcie! – krzyknęła czarnowłosa po raz kolejny zmywając kolor z palca wskazującego. 

Wstała przewracając z hukiem krzesło i podeszła do tekturowego pudełka. Mały chłopiec wierzgał nerwowo nóżkami i wymachiwał rękoma. Jego twarz była czerwona, a z noska leciał katar. Kobieta rzuciła pogardliwe spojrzenie bliźniętom i splunęła na nie. 

– Przymknijcie się bo rozwalę wam łby zanim dostanę kasę od waszego ojczulka i tej pożal się Boże mamuśki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro