Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~

Udało mi się dotrzeć punktualnie na miejsce. Nienawidzę komunikacji miejskiej. Poprawiłam materiał czarnej spódnicy i weszłam do kawiarni. Ruch był średni, ale jest to pewnie spowodowane godziną. Zazwyczaj w godzinach wieczornych przychodzi więcej ludzi.

– Czyżby panna Coventry? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam około czterdziestoletnią kobietę w nienagannym koku, ubraną w niebieski sweterek, białe spodnie i sandały.

– -Zgadza się. Pani Smith? – odpowiedziałam, a ona kiwnęła głową. Podeszłam bliżej i uścisnęłam jej dłoń.

– Chodź kochana do mojego gabinetu – powiedziała i wskazała dłonią na zaplecze. Ruszyłam za kobietą i po chwili siedziałam na wygodnym fotelu w gabinecie być może mojej nowej szefowej.

– Wiem od Landon'a, że jesteś świeżo upieczoną mamą dlatego wielkie gratulacje – zaczęła z szerokim uśmiechem. Podziękowałam i pozwoliłam jej kontynuować. – Nie przeszkadza mi to, że masz malutkie dzieci i dopiero wyszłaś ze szpitala. Wiem, że jesteś w podbramkowej sytuacji i że musisz odpoczywać. Proponuję ci więc pracę nie jako kelnerki ale jako baristki. Będziesz robiła kawę, a z racji tego że wszystko do tego potrzebne jest blisko siebie będziesz mogła wykonywać tą pracę na siedząco. Przynajmniej na razie, dopóki zmaleje ból po cesarce – mówiła pogodnie. Nie wydawała się przejęta tym, że chce zatrudnić dziewczynę która nie będzie w stanie wykonywać niektórych czynności. – Godziny twojej pracy są do ustalenia. Z racji twoich maluszków nie proponuję ci nawet pracy w godzinach porannych. Co powiesz na dziesiąta rano do trzeciej po południu?

– Jak dla mnie cudownie – powiedziałam równie radośnie.

– Świetnie! Twoje wynagrodzenie będzie jak na razie wynosiło tyle – powiedziała i podsunęła mi karteczkę i zapisaną kwotą. Nie sądziłam, że będzie aż taka wysoka. – Niestety nie mogę zaproponować więcej. Lecz mam nadzieję, że nie będziesz zła.

– Nie skądże. Pasuje mi jak najbardziej. Jeszcze raz bardzo pani dziękuję, że zechciała mnie pani przyjąć zważając na moje życie prywatne.

– Kochana, tym się nie przejmuj. Sama byłam w podobnej sytuacji. Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała dnia wolnego to mów bez skrupułów – wytłumaczyła i posłała mi po raz kolejny szeroki i promienny uśmiech. – Teraz tylko formalności. Tutaj jest umowa – podała mi kilka kartek. Szybko zapoznałam się z ich treścią i bez wahania podpisałam papiery.

– A więc witamy cię na pokładzie Lily! – zaczęła radośnie pani Smith i objęła mnie ciasno.

– Dziękuję jeszcze raz.

– I co? – zapytał Landon, gdy tylko weszłam do mieszkania.

– Dostałam tą pracę! – krzyknęłam i rzuciłam się na przyjaciela.

– Cudownie! Mówiłem, że ci się uda.

– Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – powiedziałam wtulając się w tors przyjaciela.

– Ja też nie wiem – szepnął i zaśmiał się, a ja wraz z nim. – Dobra to w jakich godzinach pracujesz i w które dni?

–  Od dziesiątej do trzeciej po południu, we wtorki, środy i czwartki – powiedziałam z uśmiechem, wywołanym przypływem pozytywnej energii.

– To świetnie, ja mam w te dni wolne i zajmę się dzieciakami.

– Naprawdę zrobisz to dla nas? – zapytałam ze łzami w oczach. – Wiesz, że to są niemowlęta. Poradzisz sobie?

– Wybacz Lily, ale to ja tu jestem Landon i sobie poradzę – powiedział dumnie wypinając pierś, na co się głośno zaśmiałam. Nagle usłyszałam płacz dzieci. Mimo tego wstałam i z uśmiechem na ustach udałam się do ich pokoiku.

– Już mamusia idzie Skarbeńki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro