~4~
Udało mi się dotrzeć punktualnie na miejsce. Nienawidzę komunikacji miejskiej. Poprawiłam materiał czarnej spódnicy i weszłam do kawiarni. Ruch był średni, ale jest to pewnie spowodowane godziną. Zazwyczaj w godzinach wieczornych przychodzi więcej ludzi.
– Czyżby panna Coventry? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam około czterdziestoletnią kobietę w nienagannym koku, ubraną w niebieski sweterek, białe spodnie i sandały.
– -Zgadza się. Pani Smith? – odpowiedziałam, a ona kiwnęła głową. Podeszłam bliżej i uścisnęłam jej dłoń.
– Chodź kochana do mojego gabinetu – powiedziała i wskazała dłonią na zaplecze. Ruszyłam za kobietą i po chwili siedziałam na wygodnym fotelu w gabinecie być może mojej nowej szefowej.
– Wiem od Landon'a, że jesteś świeżo upieczoną mamą dlatego wielkie gratulacje – zaczęła z szerokim uśmiechem. Podziękowałam i pozwoliłam jej kontynuować. – Nie przeszkadza mi to, że masz malutkie dzieci i dopiero wyszłaś ze szpitala. Wiem, że jesteś w podbramkowej sytuacji i że musisz odpoczywać. Proponuję ci więc pracę nie jako kelnerki ale jako baristki. Będziesz robiła kawę, a z racji tego że wszystko do tego potrzebne jest blisko siebie będziesz mogła wykonywać tą pracę na siedząco. Przynajmniej na razie, dopóki zmaleje ból po cesarce – mówiła pogodnie. Nie wydawała się przejęta tym, że chce zatrudnić dziewczynę która nie będzie w stanie wykonywać niektórych czynności. – Godziny twojej pracy są do ustalenia. Z racji twoich maluszków nie proponuję ci nawet pracy w godzinach porannych. Co powiesz na dziesiąta rano do trzeciej po południu?
– Jak dla mnie cudownie – powiedziałam równie radośnie.
– Świetnie! Twoje wynagrodzenie będzie jak na razie wynosiło tyle – powiedziała i podsunęła mi karteczkę i zapisaną kwotą. Nie sądziłam, że będzie aż taka wysoka. – Niestety nie mogę zaproponować więcej. Lecz mam nadzieję, że nie będziesz zła.
– Nie skądże. Pasuje mi jak najbardziej. Jeszcze raz bardzo pani dziękuję, że zechciała mnie pani przyjąć zważając na moje życie prywatne.
– Kochana, tym się nie przejmuj. Sama byłam w podobnej sytuacji. Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała dnia wolnego to mów bez skrupułów – wytłumaczyła i posłała mi po raz kolejny szeroki i promienny uśmiech. – Teraz tylko formalności. Tutaj jest umowa – podała mi kilka kartek. Szybko zapoznałam się z ich treścią i bez wahania podpisałam papiery.
– A więc witamy cię na pokładzie Lily! – zaczęła radośnie pani Smith i objęła mnie ciasno.
– Dziękuję jeszcze raz.
– I co? – zapytał Landon, gdy tylko weszłam do mieszkania.
– Dostałam tą pracę! – krzyknęłam i rzuciłam się na przyjaciela.
– Cudownie! Mówiłem, że ci się uda.
– Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – powiedziałam wtulając się w tors przyjaciela.
– Ja też nie wiem – szepnął i zaśmiał się, a ja wraz z nim. – Dobra to w jakich godzinach pracujesz i w które dni?
– Od dziesiątej do trzeciej po południu, we wtorki, środy i czwartki – powiedziałam z uśmiechem, wywołanym przypływem pozytywnej energii.
– To świetnie, ja mam w te dni wolne i zajmę się dzieciakami.
– Naprawdę zrobisz to dla nas? – zapytałam ze łzami w oczach. – Wiesz, że to są niemowlęta. Poradzisz sobie?
– Wybacz Lily, ale to ja tu jestem Landon i sobie poradzę – powiedział dumnie wypinając pierś, na co się głośno zaśmiałam. Nagle usłyszałam płacz dzieci. Mimo tego wstałam i z uśmiechem na ustach udałam się do ich pokoiku.
– Już mamusia idzie Skarbeńki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro