~35~
Około północy obudził mnie donośny płacz z dziecięcego pokoiku. Zerwałam się z łóżka i szybko przeszłam do sąsiedniego pokoju. Zbliżyłam się do łóżeczek. Louis głośno płakał, wierzgając przy tym nóżkami. Wiadome, że jeśli jeden Maluch płacze to dołączy do niego drugi. Tak też i się stało, gdyż po chwili do moich uszu dobiegło łkanie Darcy. Wzięłam w ramiona chłopca i przytuliłam do piersi. Sprawdziłam czy problem nie leży w brudnej pieluszce, lecz ta była czysta. Uniosłam koszulkę i przysunęłam synka do nabrzmiałej piersi myśląc, że jest głodny. Odwrócił głowę pokazując, że nie chodzi mi o jedzonko. Opuściłam koszulkę i zaczęłam kołysać Malucha nieprzestającego płakać. Zbliżyłam się do kołyski Darcy i ułożyłam dłoń na jej policzku.
– Nie płacz kochanie. Proszę – mówiłam, gładząc jej policzek. Sprawdziłam pieluchę, okazała się czysta. Wzięłam na drugie ramię Darcy i przytuliłam. Rozpoczęłam swój spacer po pokoju w celu ponownego uśpienia bliźniaków. Niestety żadne z nich nie chciało ze mną współpracować.
– Lily – usłyszałam za sobą ochrypły głos. Odwróciłam się i ujrzałam zaspanego Harry'ego w czarnych bokserkach i tego samego koloru koszulce. – Dlaczego płaczą? – spytał wyraźnie zmartwiony, zbliżając się do nas.
– Idź spać Harry. Mam nadzieję, że za chwilę zasną i będziesz mógł i ty spokojnie się położyć – powiedziałam, kołysząc Maluchy, które nie przestawały płakać.
– Może je spróbuję?– wyciągnął ręce w stronę Lou.
– Spróbuj zasnąć Harry. Będziesz rano niewyspany.
– Lily jestem ich ojcem i też chcę się nimi zająć. Z resztą nie mogę pozwolić abyś ty wszystko robiła i męczyła się tutaj, a ja miałbym leżeć w swojej sypialni – powiedział z uśmiechem i przejął ode mnie Louis'a. Przytulił go do piersi i odszedł kawałek dalej.
– Czemu nie chcesz spać synku? Mamusia i tatuś się martwią – wyszeptał w jego stronę, a chłopiec jakby na dźwięk jego głosu uspokoił się. – Mamusia jest zmęczona, a to nie jest dobra pora na zabawę. Musisz się wyspać i rano się pobawimy – uśmiechnął się do niego i ucałował w czoło, a następnie objął mocniej i zaczął cichutko śpiewać. Gdy tylko z jego ust zaczęły wychodzić pierwsze wersy, poczułam jak Darcy przestaje się kręcić w moich ramionach. Zwróciła główkę w stronę Harry'ego i wyciągnęła rączkę do niego. Nie miałam innego wyjścia jak podejście do bruneta. Dziewczynka będąc tuż obok ojca wlepiła w niego swoje szmaragdowe spojrzenie i zasypiała pod wpływem śpiewanej kołysanki. Po chwili ona i Lou spokojnie zasnęli.
– Myślisz, że zasnęli na dobre? – wyszeptał Harry w moją stronę.
– Raczej tak– uśmiechnęłam się, spoglądając na wtulonego w pierś chłopaka Louis'a. Nagle poczułam na swoim ramieniu dłoń, a ciepły oddech owiał moją skórę. Zdziwiona odwróciłam głowę i ujrzałam Harry'ego tulącego mnie do siebie jednym ramieniem. Wpatrywał się w nasze dzieci co jakiś czas całując mnie w głowę. Czy w tamtej chwili zapomniałam o tym, że Styles ma narzeczoną, a ja poniekąd chłopaka? Tak. Zatraciłam się w tej chwili całkowicie. Jego ciepłe ramię dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Czyżbym była dla niego jeszcze kimś ważnym? Kimś więcej jak tylko ojcem Darcy i Lou? Może to złe wrażenie, ale takie właśnie odniosłam tuląc się do bruneta.
– Odłóż Louis'a i idź spać. Musisz się wyspać – odezwałam się, przerywając uroczą i przyjemną chwilę. Wróćmy jednak na ziemię, Harry i ja to już przeszłość. Przecież nie zejdziemy się od tak.
– Ja pójdę, a ty będziesz tutaj siedzieć całą noc. Nie ma mowy – powiedział ostro. – Też musisz się wyspać. – odłożył chłopca do łóżeczka, po czym podszedł do mnie. – Daj. – wyciągnął ramiona w moją stronę, a ja złamałam się i podałam mu Darcy. Harry ucałował jej głowę i włożył delikatnie do kołyski. Wyprostował się i spojrzał na syna. Zaśmiał się cicho i gestem przywołał mnie do siebie. – Przed chwilą go przykryłem, a już skopał kołderkę. – wskazał na nóżki chłopca owinięte materiałem. Rozplątałam je i okryłam dziecko ponownie, lecz Lou ponownie skopał nakrycie.
– Ma to po mnie – stwierdził dumnie Harry.
– Nie ma się czym chwalić – rzuciłam, odsuwając się od łóżeczka.
– E tam – odezwał się radośnie i przeczesał włosy. – Chodźmy już spać, jest późno. – oboje wyszliśmy z pokoju dzieci. Usiadłam na swoim łóżku, a Harry podszedł do drzwi. Ewidentnie chciał coś powiedzieć lecz jego usta szybko się zamknęły. Wychodząc rzucił cicho dobranoc i zniknął za drzwiami.
*****
Następnego dnia tuż po otworzeniu oczu usłyszałam ciszę. Żadnego płaczu, śmiechu, pisków. Cisza. Spojrzałam na zegarek na szafce nocnej. Było kilkanaście minut przed jedenastą. To niemożliwe żeby dzieci jeszcze spały. Cholera, już dawno minęła ich pora karmienia! Wstałam szybko z łóżka i popędziłam do sąsiadującego pokoju. Zbliżyłam się do łóżeczek, lecz oba były puste. Wybiegłam z pokoiku, a następnie z sypialni na korytarz. Zbiegłam na parter i usłyszałam ochrypły głos dobiegający z kuchni. Udałam się tam co było dobrym pomysłem, gdyż rozwiązałam zagadkę pustych łóżeczek.
Harry stał przy kuchence i trzymał w ramionach Darcy ubraną w różowe ubranka. Jej główka wtulona była w zagłębienie szyi bruneta, a małe rączki obejmowały jego szyję. Tuż obok chłopaka stał wózek, w którym Louis fascynował się zawieszoną wyżej zabawką. Brunet mruczał coś do dziewczynki, jednak nie byłam w stanie wyłapać słów. Jednak sam widok Harry'ego otoczonego naszymi dziećmi był niezwykły.
– Zobacz kochanie, mamusia już wstała. – z transu wybudził mnie głos bruneta. On i Darcy wpatrywali się we mnie swoimi szmaragdowymi oczyma. Zbliżyłam się do nich i pogładziłam policzek dziewczynki. – Wyspałaś się?
– Tak – przyznałam szczerze. – Jeśli płakały mogłeś mnie obudzić.
– Przyszedłem do nich rano i nie spali. Chciałem żebyś się wreszcie wyspała, więc przebrałem Maluchy i nakarmiłem. Było trochę problemów, ale sobie poradziliśmy prawda?– skierował te słowa do Darcy i połaskotał jej brzuszek, na co dziewczynka pisnęła zadowolona. Uśmiech sam wkradał się na twarz.
– Czym ich nakarmiłeś?– spytałam zauważając na blacie umyte butelki. Chłopak podszedł do szafek i wyciągnął z jednej niebieskie opakowanie.
– Mama kupiła to i powiedziała, że mam to mieszać z wodą i dać dzieciom. – wzięłam w dłonie opakowanie i przyglądnęłam mu się, czytając dokładnie przeznaczenie. Na szczęście Anne wiedziała co kupić. Z tyłu opakowania markerem napisano proporcje. Charakterystyczne pismo należało do rodzicielki Harry'ego.
– Twoja mama wiedziała co kupić. Dałeś wszystkiego tyle co na instrukcji od Anne?
– Tak, spokojnie – powiedział uśmiechając się. – A teraz siadaj i jedź naleśniki. Zrobiliśmy razem z Louis'em, a sos czekoladowy z Darcy. Nie możemy doczekać się twojej opinii. – uniósł naszą córeczkę do góry i cmoknął ją w usta, a ona pisnęła zadowolona.
*****
– Kiedy mnie odwiedzicie znowu? – spytał Harry, gdy już miałam wychodzić.
– We wtorek, środę i czwartek pracuję, ale w pozostałe dni jesteśmy wolni – uśmiechnęłam się do bruneta.
– W przyszłym tygodniu zapraszam ponownie. Zrobimy sobie wieczór filmowy.
– Z chęcią przyjdziemy – przyznałam.
– Szkoda, że już wychodzicie. Będę sam. – Cynthia nie wróciła do tej pory i prawdopodobnie dzisiaj się to nie zmieni.
– Taksówka już czeka – powiedziałam, spoglądając przez okno obok.
– Nie będę was dłużej zatrzymywał – uśmiechnął się i podszedł do wózka. Złożył na policzkach Maluchów buziaki i z radością pogładził ich złączone dłonie. Harry zbliżył się do mnie i nagle pocałował mnie w policzek. Myślałam, że powie zwykłe cześć, a on pocałował mnie. W policzek, ale cholera to nie zmienia faktu że to zrobił.
– Już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania– uśmiechnął się i po krótkim do zobaczenia wyszłam z domu pchając wózek. Zjechałam po schodkach i wzięłam kilka głębokich wdechów.
On mnie pocałował w policzek. Harry, który jeszcze tydzień temu nie chciał mnie znać.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Wyciągnęłam z torby telefon i nie patrząc na ekran odebrałam.
– Halo?– zaczęłam, wpatrując się w śpiące bliźnięta.
– Cześć Lily. – Louis. – Moglibyśmy się spotkać?
Czy tego chcę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro