~28~
Minął tydzień od kiedy dostarczyłam próbki do jednego z najlepszych laboratoriów w Londynie. Wykosztowałam się nie powiem, że nie, ale chcę udowodnić Harry'emu, że Darcy i Louis to jego dzieci. Kiedy wracałam dzisiaj po pracy coś kazało mi sprawdzić skrytkę na listy. W głębinach torebki odszukałam klucze i otworzyłam zamek. Reklamy, reklamy i jeszcze raz reklamy. Lecz pośród kolorowych stron oznaczała się mała, biała koperta. Odwróciłam ją i prócz mojego adresu ujrzałam znaczek laboratorium, które prowadziło badania. Nie sądziłam, że zrobią je tak szybko. Weszłam do mieszkania i od progu przywitały mnie głośne śmiechy Darcy i Lou. Dzisiaj wyjątkowo zajmowała się nimi Anne. Zdjęłam buty i kurtkę, po czym weszłam do salonu. Bliźniaki leżały na sofie, a obok nich siedziała Anne, która łaskotała je po brzuszkach.
– Cześć – przywitałam się z uśmiechem i podeszłam bliżej. Torbę i reklamy rzuciłam na stolik.
– Mamusia wróciła – kobieta zwróciła się do moich dzieci i wzięła w ramiona dziewczynkę. Podała mi ją, a Mała szybko się we mnie wtuliła.
– Grzeczni byli? – spytałam, gładząc dziewczynkę po główce pełnej brązowych włosów.
– Dwa aniołki – stwierdziła Anne, tuląc do piersi wnuka. Uśmiechnęłam się na ten widok i poprawiłam sobie Darcy, której przestała podobać się obecna pozycja. – Gemma ugotowała obiad. Wystarczy, że sobie odgrzejesz – dodała z szerokim uśmiechem kobieta.
– Nie trzeba było. – odwzajemniłam uśmiech. Nie dość, że zajęły się moimi dziećmi to jeszcze przygotowały obiad. Czym sobie zasłużyłam na tak cudowne osoby? – Tak w ogóle, gdzie jest Gemma?
– Znalazła w Internecie informację, że w galerii niedaleko jest dzisiaj wyprzedaż i nie mogła się powstrzymać. Za niedługo powinna wrócić – wytłumaczyła Anne i włożyła chłopca do wózka.
Włożyłam tam również Darcy i razem skierowaliśmy się do kuchni. Kobieta usiadła przy stole i ustawiła wózek tak, abyśmy miały na niego dobry widok. Aby dzieciom się nie nudziło przyczepiła do rozłożonego daszku pluszową karuzelę. Maluchy od razu wbiły w nią wzrok. Ja natomiast zabrałam się za odgrzanie obiadu. Kurczak, ziemniaczki i moja ulubiona sałatka z rukolą i pomidorem. Kocham cię Gemma!
– Jadłaś już Anne? – spytałam, a kobieta potwierdziła. Nie pozostało mi nic innego jak ogrzać danie i zajadać. Z ciepłym daniem usiadłam naprzeciwko kobiety i zaczęłam zajadać, co chwila je komplementując. Było przepyszne. Po obiedzie zaparzyłam nam kawę i podałam ciastka.
– Przyszły wyniki – rzuciłam nagle.
– Tak szybko? – Anne wyraźnie się zdziwiła.
– Yhm. Gdy przyjdzie Gemma otworzę je – stwierdziłam ostatecznie i teraz obie wyczekiwałyśmy jedynie dziewczyny.
*****
– Dziękuję Lily, że poczekałaś z tym na mnie – odezwała się moja przyjaciółka kołysząc w ramionach Louis'a.
– To było oczywiste. – uśmiechnęłam się i wzięłam głęboki wdech. – Czas chyba już otworzyć – westchnęłam obracając kopertę.
Odwróciłam na odpowiednią stronę i otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam ze środka dwie kartki. Na każdej z nich widziało logo laboratorium oraz podpis laboranta. Na jednej z kartek były nasze dane oraz wyniki rozpisanie w tabeli, a na drugiej wszystko ujęte słownie. Na dole strony znalazłam zdanie, które interesowało mnie najbardziej.
,,Badania genetyczne stwierdzają w 100% iż Harry Styles jest biologicznym ojcem Darcy Styles oraz Louis'a Styles."
Chciało mi się płakać. Ze szczęścia rzecz jasna. Nigdy nie zdradziłam Harry'ego, a Darcy i Louis to jego dzieci. Na tej kartce miałam tego dowód, a każdy kto sądził inaczej powinien iść się leczyć.
– I co? – spytała zniecierpliwiona Gemma, a ja przeczytałam wynik. – Wiedziałam, że tamte są podrobione! – krzyknęła wesoło, a jej mama westchnęła z ulgą. – Haha! Teraz tylko wykastruję Harry'ego i będzie idealnie. Jeszcze zostaje ta pieprzona Cynthia. Ale myślę, że arszenik załatwi sprawę – mówiła wesoło w stronę Louis'a, który nic nie rozumiał z jej słów, lecz cieszył się z poświęcanej mu uwagi. Anne pogroziła córce palcem na co się zaśmiałam. Nie chciałam przerywać dziewczynie jej radości, więc usiadłam obok jej mamy i włożyłam wyniki do koperty.
– Chciałabym Anne abyś przekazała te wyniki Harry'emu. Nie oczekuję litości ani pomocy. Po prostu niech zobaczy jakim jest idiotom i porówna sobie chociaż sam wygląd obu wersji wyników. Chociaż tak naprawdę to te są prawdziwymi wynikami badań – powiedziałam u nosząc lekko kopertę.
– Oczywiście. Przekażę i porozmawiam z nim na ten temat – odpowiedziała z uśmiechem, a mi kamień spadł z serca. Czyżby wszystko zaczynało się układać?
*****
Gdy po godzinie osiemnastej Anne i Gemma opuściły moje mieszkanie, zrobiło się pusto i cicho, mimo iż bliźniaki dawały o sobie znać. Jakiś czas później nadszedł czas szykowania dzieci do snu. Umyłam Maluchy, przebrałam i nakarmiłam. Nadszedł najgorszy punkt całego dnia czyli usypianie. Z Darcy poszło mi dzisiaj wyjątkowo łatwo. Jednak jej braciszek nie był przekonany do spania i głośno to wszystkim obwieszczał. Nie dość, że miałam z nim taki problem to jeszcze ktoś po raz kolejny dzwonił do mnie. Wkurzona poszłam do sypialni i odebrałam telefon.
– Dodzwoniłem się do Lily Coventry? – ten głos. Znam go.
– Tak to ja. A z kim mam przyjemność? – spytałam poprawiając sobie syna na ręce.
– Cześć. To Harry. – jego głos wyraźnie się zmienił. Stał się smutniejszy.
– O co chodzi? – zaczęłam ostro. Nie miałam czasu i najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.
– Dostałem od mamy wyniki. – zamilkł. – Chciałbym się spotkać z tobą jutro i porozmawiać. Tylko tyle. – super. Jeszcze brakowało mi tutaj Jego.
– Wybacz ale nie mam z kim zostawić dzieci.
– Zabierz je ze sobą. – w jego głosie pojawiła się nutka nadziei i ekscytacji.
– Nie wiem czy to dobry pomysł – mruknęłam niezadowolona. Boże, niech on już kończy swoje wywody, bo Lou zacznie płakać.
– Proszę. Jutro o piątej po południu. W naszej kawiarni. – nasza kawiarnia. Pamiętał.
– Dobrze, niech będzie. Wybacz, ale nie mogę już rozmawiać. Twój syn domaga się uwagi. Cześć – powiedziałam szybko i stanowczo, po czym zakończyłam połączenie. Odrzuciłam telefon w tył i przytuliłam chłopca do piersi. W coś ty się wpakowałaś Lily.
*****
– Muszę u ciebie częściej nocować – mruknął Tomlinson, tuląc mnie do siebie. – Będę pomagał ci przy Maluchach. Są słodkie.
– To prawda – potwierdziłam i wtuliłam się w tors chłopaka. – Uwielbiam twoje tatuaże – mruknęłam obrysowując palcem rysunki na jego rękach.
– Też je uwielbiam – zaśmiał się.
– Dziękuję, że przyszedłeś mimo tej godziny. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.
– Zawsze możesz na mnie liczyć – pocałował mój policzek na co zarumieniłam się jak jakaś nastolatka.
– Boję się tego spotkania jutro.
– Iść z tobą?– spytał mocno przejęty całą sprawą.
– Nie trzeba. – moją wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi.
Przeprosiłam szatyna i udałam się do holu. Otworzyłam zamek, a następnie drzwi. Przede mną stała Cynthia ubrania w jaskrawo-różową sukienkę ledwo do połowy ud bez ramiączek. Dokładnie przylegała do jej ciała, a jej ramiona otaczała czerwień lekkiej marynarki. Do tego te niebotyczne szpilki i tona makijażu. Zaraza zwymiotuję.
– Po co tutaj przyszłaś? – zaczęłam ostro.
– Mówiłam, żebyś nie zbliżała się do Harry'ego. Ostrzegałam. A teraz chodzi po domu jak duch i ciągle mówi o tych bachorach – powiedziała z odrazą. – Nienawidzę ciebie i tych dzieci. Zniszczę cię. I zacznę od teraz. – zaśmiała się chytrze wyciągając zza pleców małą buteleczkę.
Wszystko działo się tak szybko. Nie byłam w stanie zrobić nic więcej jak zakryć twarz dłońmi i krzyczeć pod wpływem parzącej ciało substancji.
******
Cynthia suka ....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro