Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~28~

Minął tydzień od kiedy dostarczyłam próbki do jednego z najlepszych laboratoriów w Londynie. Wykosztowałam się nie powiem, że nie, ale chcę udowodnić Harry'emu, że Darcy i Louis to jego dzieci. Kiedy wracałam dzisiaj po pracy coś kazało mi sprawdzić skrytkę na listy. W głębinach torebki odszukałam klucze i otworzyłam zamek. Reklamy, reklamy i jeszcze raz reklamy. Lecz pośród kolorowych stron oznaczała się mała, biała koperta. Odwróciłam ją i prócz mojego adresu ujrzałam znaczek laboratorium, które prowadziło badania. Nie sądziłam, że zrobią je tak szybko. Weszłam do mieszkania i od progu przywitały mnie głośne śmiechy Darcy i Lou. Dzisiaj wyjątkowo zajmowała się nimi Anne. Zdjęłam buty i kurtkę, po czym weszłam do salonu. Bliźniaki leżały na sofie, a obok nich siedziała Anne, która łaskotała je po brzuszkach.

– Cześć – przywitałam się z uśmiechem i podeszłam bliżej. Torbę i reklamy rzuciłam na stolik.

– Mamusia wróciła – kobieta zwróciła się do moich dzieci i wzięła w ramiona dziewczynkę. Podała mi ją, a Mała szybko się we mnie wtuliła.

– Grzeczni byli? – spytałam, gładząc dziewczynkę po główce pełnej brązowych włosów.

– Dwa aniołki – stwierdziła Anne, tuląc do piersi wnuka. Uśmiechnęłam się na ten widok i poprawiłam sobie Darcy, której przestała podobać się obecna pozycja. – Gemma ugotowała obiad. Wystarczy, że sobie odgrzejesz – dodała z szerokim uśmiechem kobieta.

– Nie trzeba było. – odwzajemniłam uśmiech. Nie dość, że zajęły się moimi dziećmi to jeszcze przygotowały obiad. Czym sobie zasłużyłam na tak cudowne osoby? – Tak w ogóle, gdzie jest Gemma?

– Znalazła w Internecie informację, że w galerii niedaleko jest dzisiaj wyprzedaż i nie mogła się powstrzymać. Za niedługo powinna wrócić – wytłumaczyła Anne i włożyła chłopca do wózka.

 Włożyłam tam również Darcy i razem skierowaliśmy się do kuchni. Kobieta usiadła przy stole i ustawiła wózek tak, abyśmy miały na niego dobry widok. Aby dzieciom się nie nudziło przyczepiła do rozłożonego daszku pluszową karuzelę. Maluchy od razu wbiły w nią wzrok. Ja natomiast zabrałam się za odgrzanie obiadu. Kurczak, ziemniaczki i moja ulubiona sałatka z rukolą i pomidorem. Kocham cię Gemma!

– Jadłaś już Anne? – spytałam, a kobieta potwierdziła. Nie pozostało mi nic innego jak ogrzać danie i zajadać. Z ciepłym daniem usiadłam naprzeciwko kobiety i zaczęłam zajadać, co chwila je komplementując. Było przepyszne. Po obiedzie zaparzyłam nam kawę i podałam ciastka.

– Przyszły wyniki – rzuciłam nagle.

– Tak szybko? – Anne wyraźnie się zdziwiła.

– Yhm. Gdy przyjdzie Gemma otworzę je – stwierdziłam ostatecznie i teraz obie wyczekiwałyśmy jedynie dziewczyny.

*****

– Dziękuję Lily, że poczekałaś z tym na mnie – odezwała się moja przyjaciółka kołysząc w ramionach Louis'a.

– To było oczywiste. – uśmiechnęłam się i wzięłam głęboki wdech. – Czas chyba już otworzyć – westchnęłam obracając kopertę. 

Odwróciłam na odpowiednią stronę i otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam ze środka dwie kartki. Na każdej z nich widziało logo laboratorium oraz podpis laboranta. Na jednej z kartek były nasze dane oraz wyniki rozpisanie w tabeli, a na drugiej wszystko ujęte słownie. Na dole strony znalazłam zdanie, które interesowało mnie najbardziej.

,,Badania genetyczne stwierdzają w 100% iż Harry Styles jest biologicznym ojcem Darcy Styles oraz Louis'a Styles."

Chciało mi się płakać. Ze szczęścia rzecz jasna. Nigdy nie zdradziłam Harry'ego, a Darcy i Louis to jego dzieci. Na tej kartce miałam tego dowód, a każdy kto sądził inaczej powinien iść się leczyć.

– I co? – spytała zniecierpliwiona Gemma, a ja przeczytałam wynik. – Wiedziałam, że tamte są podrobione! – krzyknęła wesoło, a jej mama westchnęła z ulgą. – Haha! Teraz tylko wykastruję Harry'ego i będzie idealnie. Jeszcze zostaje ta pieprzona Cynthia. Ale myślę, że arszenik załatwi sprawę – mówiła wesoło w stronę Louis'a, który nic nie rozumiał z jej słów, lecz cieszył się z poświęcanej mu uwagi. Anne pogroziła córce palcem na co się zaśmiałam. Nie chciałam przerywać dziewczynie jej radości, więc usiadłam obok jej mamy i włożyłam wyniki do koperty.

– Chciałabym Anne abyś przekazała te wyniki Harry'emu. Nie oczekuję litości ani pomocy. Po prostu niech zobaczy jakim jest idiotom i porówna sobie chociaż sam wygląd obu wersji wyników. Chociaż tak naprawdę to te są prawdziwymi wynikami badań – powiedziałam u nosząc lekko kopertę.

– Oczywiście. Przekażę i porozmawiam z nim na ten temat – odpowiedziała z uśmiechem, a mi kamień spadł z serca. Czyżby wszystko zaczynało się układać?

*****

Gdy po godzinie osiemnastej Anne i Gemma opuściły moje mieszkanie, zrobiło się pusto i cicho, mimo iż bliźniaki dawały o sobie znać. Jakiś czas później nadszedł czas szykowania dzieci do snu. Umyłam Maluchy, przebrałam i nakarmiłam. Nadszedł najgorszy punkt całego dnia czyli usypianie. Z Darcy poszło mi dzisiaj wyjątkowo łatwo. Jednak jej braciszek nie był przekonany do spania i głośno to wszystkim obwieszczał. Nie dość, że miałam z nim taki problem to jeszcze ktoś po raz kolejny dzwonił do mnie. Wkurzona poszłam do sypialni i odebrałam telefon.

– Dodzwoniłem się do Lily Coventry? – ten głos. Znam go.

– Tak to ja. A z kim mam przyjemność? – spytałam poprawiając sobie syna na ręce.

– Cześć. To Harry. – jego głos wyraźnie się zmienił. Stał się smutniejszy.

– O co chodzi? – zaczęłam ostro. Nie miałam czasu i najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.

– Dostałem od mamy wyniki. – zamilkł. – Chciałbym się spotkać z tobą jutro i porozmawiać. Tylko tyle. – super. Jeszcze brakowało mi tutaj Jego.

– Wybacz ale nie mam z kim zostawić dzieci.

– Zabierz je ze sobą. – w jego głosie pojawiła się nutka nadziei i ekscytacji.

– Nie wiem czy to dobry pomysł – mruknęłam niezadowolona. Boże, niech on już kończy swoje wywody, bo Lou zacznie płakać.

– Proszę. Jutro o piątej po południu. W naszej kawiarni. – nasza kawiarnia. Pamiętał.

– Dobrze, niech będzie. Wybacz, ale nie mogę już rozmawiać. Twój syn domaga się uwagi. Cześć – powiedziałam szybko i stanowczo, po czym zakończyłam połączenie. Odrzuciłam telefon w tył i przytuliłam chłopca do piersi. W coś ty się wpakowałaś Lily.

*****

– Muszę u ciebie częściej nocować – mruknął Tomlinson, tuląc mnie do siebie. – Będę pomagał ci przy Maluchach. Są słodkie.

– To prawda – potwierdziłam i wtuliłam się w tors chłopaka. – Uwielbiam twoje tatuaże – mruknęłam obrysowując palcem rysunki na jego rękach.

– Też je uwielbiam – zaśmiał się.

– Dziękuję, że przyszedłeś mimo tej godziny. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.

– Zawsze możesz na mnie liczyć – pocałował mój policzek na co zarumieniłam się jak jakaś nastolatka.

– Boję się tego spotkania jutro.

– Iść z tobą?– spytał mocno przejęty całą sprawą.

– Nie trzeba. – moją wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. 

Przeprosiłam szatyna i udałam się do holu. Otworzyłam zamek, a następnie drzwi. Przede mną stała Cynthia ubrania w jaskrawo-różową sukienkę ledwo do połowy ud bez ramiączek. Dokładnie przylegała do jej ciała, a jej ramiona otaczała czerwień lekkiej marynarki. Do tego te niebotyczne szpilki i tona makijażu. Zaraza zwymiotuję.

– Po co tutaj przyszłaś? – zaczęłam ostro.

– Mówiłam, żebyś nie zbliżała się do Harry'ego. Ostrzegałam. A teraz chodzi po domu jak duch i ciągle mówi o tych bachorach  – powiedziała z odrazą. – Nienawidzę ciebie i tych dzieci. Zniszczę cię. I zacznę od teraz. – zaśmiała się chytrze wyciągając zza pleców małą buteleczkę. 

Wszystko działo się tak szybko. Nie byłam w stanie zrobić nic więcej jak zakryć twarz dłońmi i krzyczeć pod wpływem parzącej ciało substancji.

******

Cynthia suka ....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro