Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~27~

Po pracy wybrałam się na drobne zakupy chcąc kupić coś na przyjazd Anne i Gemmy. Uparta dziewczyna nie przedstawiła mi wczoraj swojego planu i miałam dowiedzieć się o nim dopiero dzisiaj. Dlatego przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień chodziłam podekscytowana. Nie chciałam aby plan sprawiał, że Harry bardzo ucierpi. Mimo tego co mi zrobił cząstka mojego serca nie chciałam sprawiać mu przykrości i problemów. Co innego w przypadku Cynthii, którą miałam ochotę zabić.

Kupiłam różne produkty, również z myślą o daniu, które chciałam przygotować. W domu byłam półtorej godziny później.

– Jestem! – krzyknęłam, zamykając drzwi mieszkania nogą. Do holu wszedł Landon z Darcy na rękach. Dziewczynka uważnie patrzyła na chłopaka dużymi, zielonymi oczyma i próbowała dotknąć jego brody. Louis jej pozwala na coś takiego i bardzo to polubiła.

– Konkretne zakupy – skomentował mój przyjaciel, kiedy zaniosłam torby do kuchni.

– Gdzie Lou? – spytałam układając produkty w szafkach.

– Śpi – mruknął chłopak, a ja po odłożeniu wszystkich zakupów podeszłam do Landon'a.

– Chodź Kochanie. – wzięłam dziewczynkę na ręce, a ona pociągnęła za kosmyki moich włosów. To też jedno z jej ulubionych zajęć. Ułożyłam sobie Małą na ręce i powędrowałam z nią do mojego pokoju. Landon oczywiście jako przyjaciel, który musi wszystko wiedzieć ruszył za mną. Położyłam Darcy na moim łóżku w bezpiecznym miejscu i otworzyłam szafę.

– Anne i Gemma dzisiaj przyjeżdżają? – spytał siadając obok dziewczynki.

– Yhm – przytaknęłam i po zabraniu ubrań udałam się do łazienki. 

Wzięłam szybki, odprężający prysznic i przebrałam się. Gdy wróciłam do sypialni Darcy zasypiała w ramionach Landon'a. Nie byłam zadowolona tym faktem, gdyż jeśli wyśpi się teraz potem pójdzie później spać. Nie skomentowałam jednak tego i zeszłam do kuchni. Kobiety zapowiedziały swoje przybycie na osiemnastą trzydzieści, czyli nie zostało mi dużo czasu. Od razu wzięłam się za przygotowanie mojej popisowej zapiekanki. Landon zmył się po zniesieniu bliźniaków do łóżeczka w salonie, a ja mogłam odetchnąć. Nie długo, gdyż godzinę później Maluchy obudziły się. Musiałam pracować na dwa fronty, opiekować się Darcy i Louis'em oraz przygotować wszystko na odwiedziny. Na szczęście wszystko się udało i kilka minut przed czasem siedziałam gotowa z Maluszkami w salonie. Dzwoniący dzwonek świadczył o przybyciu kobiet. Z Louis'em w ramionach udałam się do drzwi.

– Lily! – usłyszałam radosny krzyk Gemmy. –Lou! – dodała, gdy ujrzała mojego synka. Objęła mnie, a następnie szybko przejęła Malucha.

– Dobry wieczór Anne. – objęłam kobietę.

– Cześć Lily. – odsunęła się ode mnie na długość ramion i wzięła głęboki wdech. –Jeszcze raz chcę cię bardzo przeprosić za to całe zamieszanie.

– Już wszystko sobie wyjaśniłyśmy – zaczęłam z uśmiechem. – Nie jestem na ciebie zła. A teraz wchodźcie. Zapiekanka wystygnie.

*****

– Powiecie mi wreszcie co to za plan? – spytałam gdy po uśpieniu dzieci siedziałyśmy w salonie.

– Jasne– odparła Gemma, równie podekscytowana jak ja. – A więc ja i mama przyjechałyśmy do Harry'ego żeby się pogodzić. Chociaż ja najchętniej to bym go wykastrowała i przebiła palem. W każdym razie zatrzymałyśmy się u niego. Suka wyraźnie się wkurzyła.

– Gemma wyrażaj się– przerwała jej Anne, a dziewczyna przewróciła oczyma.

– No dobra, dobra. A więc Cynthia wyraźnie się wkurzyła– powiedziała, śmiesznie i przesłodzono wypowiadając imię. – Mam zamiar wejść jutro do łazienki Harry'ego i zabrać włosa z jego szczotki. Będzie jak znalazł do badań, a ten idiota się nie domyśli. – klasnęła zadowolona w dłonie. – A potem mogę go wykastrować.

– Gemma! – głos podniosła Anne, a dziewczyna ponownie przewróciła oczyma.

– W każdym razie taki jest plan. Potem zbierzemy próbki od was i wystarczy zanieść je do laboratorium – powiedziała i chwyciła swoją torebkę. Wyciągnęła z niej przeźroczysty woreczek z różnymi pudełeczkami. – Mamy już wszystko. – uśmiechnęła się i zaprezentowała opakowania na próbki.

– Nie wiem co powiedzieć – odezwałam się. – Jestem wam bardzo wdzięczna za to, że mi pomagacie. Nie wiem co bym bez was zrobiła. – skończyłam, a Anne złapała mnie za dłoń w celu okazania wsparcia.

– Pewnie nie wykastrowałabyś mojego brata – skomentowała Gemma wpychając sobie do ust ciastko. Uwielbiam ją!

*****

Następnego dnia wieczorem zgodnie z obietnicą oczekiwałam Gemmy bądź Anne. Kilka minut po dwudziestej zadzwonił dzwonek do drzwi. Odłożyłam Darcy do łóżeczka, w którym leżał Louis. I nie dziwne jest to, że od razu złapali się za rączki. Moje Maluszki. Wyszłam z salonu do holu i otworzyłam drzwi. Miałam przed sobą Gemmę. Jednak nie była tak wesoła jak wczoraj. Była smutna i było to widać na kilometr.

– Hej Lily – zaczęła i zmusiła się na lekki uśmiech.

– Cześć. Co się stało? – spytałam wpuszczając ją do mieszkania.

– Pokłóciłam się z Harry'm. Mogę tu zostać na noc? – spytała smutno.

– Oczywiście, że tak – przytaknęłam i wprowadziłam ją do salonu. Dziewczyna usiadła na sofie i zakryła twarz dłońmi. Usiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej ramieniu. – O co poszło? – niestety Louis nie dał mi siedzieć w tej pozycji. Wstałam i wzięłam Małego w ramiona. Ku mojemu zdziwieniu, Darcy już spała. Moja mała Łobuziara. Usiadłam z chłopcem na poprzednim miejscu, a on wbił wzrok w swoją ciocię. Gemma uśmiechnęła się na widok Lou i podała mu palec, który szybko owinął drobną rączką.

– Jak zwykle. O Cynthię. – pociągnęła nosem, a ja podałam jej chusteczki ze stolika. Dziewczyna przetarła oczy i sięgnęła po torebkę. – Ale mam. – uśmiechnęła się lekko i pokazała mi pudełeczko z kilkoma włosami. Oczywiście Harry'ego.

***********************

Hej!

Bardzo Was przepraszam, że rozdziały pojawiają się ostatnio o różnych porach ale zepsuł mi się komputer i muszę wszystko pisać na telefonie.

Mam do Was pytanko. Myślicie, że badania wyjdą pomyślnie?

Chciałam Was również zaprosić na drugą książkę Sketch Tower Bridge, którą znajdziecie na moim profilu. Tutaj macie prolog.

- Już cię tu nie ma! - krzyknął policjant, a dziewczyna płakała coraz mocniej. Aby jeszcze bardziej nie zdenerwować policjantów, próbując zignorować ból w nodze udała się w stronę drogi głównej ze łzami spływającymi po policzkach.

A chłopak siedział na ławce. Nie docierało do niego co się stało. Wiele w swoim życiu przeżył, ale coś takiego to jego pierwszy raz. Zszokowany nie wiedział co zrobić. Jego serce mówiło biegnij za nią, ale rozum nawoływał do pozostania na ławce. Nie wiedział co zrobić. I tak rozdarty siedział nad brzegiem Tamizy ze łzami spływającymi po polikach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro