Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~20~

Zarówno weekend jak i poniedziałek spędziliśmy w towarzystwie Louis'a. W sobotę wybraliśmy się całą czwórką na trochę dłuższy spacer do parku, a popołudnie i wieczór spędziliśmy z dzieciakami bawiąc je i próbując nie spalić obiadu. W sensie, Louis próbował go nie spalić. Ten weekend był dla mnie w jakiś sposób przełomowy i niesamowity. Chłopak został u nas na noc. Byłam ciekawa jak to będzie. Czy nie zdenerwuje się gdy w środku nocy Darcy lub Lou zacznie płakać, czy będzie zły, że nie byłam w stanie przygotować dla niego śniadania, bo musiałam zająć się dzieciakami. Z racji, że miałam duże łóżko Louis spał właśnie ze mną. Oczywiście do niczego nie doszło. Gdy tylko uśpiliśmy bliźniaki zmęczeni padliśmy na łóżko, gdzie zasnęliśmy w swoich ramionach. Przez całą noc od chłopaka biło tak wielkie ciepło, że mogłabym spać bez kołdry. Jednak sen w jego ramionach to nie to samo, co sen w ramionach Harry'ego. Gdy zawsze budziłam się z jego głową na ramieniu i lokami roztrzepanymi na moim ciele. Jego nogi były połączone z moimi, a ramiona ciasno oplatały talię. Sen z Louis'em był inny. To ja spałam z głową na jego torsie, moja dłoń leżała na jego bijącym sercu, a jego ramiona otulały moje drobne ciało. Czy chciałabym jeszcze kiedyś obudzić się obok Harry'ego? Po ostatnich wydarzeniach sama nie znałam odpowiedzi.

*****

Całą niedzielę spędziliśmy razem. Pod wieczór dołączyła się Lottie. Bardzo ją polubiłam. Miała świetne poczucie humoru i podobnie jak u jej brata ,,wieczny uśmiech". Poniedziałek był kolejnym dniem z bajki. Mimo, że nie obudziłam się obok Tomlinson'a, to nie zostałam obudzona przez płacz Maluchów. Darcy i Lou byli tego dnia wyjątkowo spokojni. Około południa ktoś dobijał się do mojego mieszkania przez domofon. Tym kimś okazał się Landon! Wrócił wczoraj wieczorem do Londynu jednak nie chciał dzwonić o tak późnej porze. Jednak w trakcie drogi do mnie zdążył się już dowiedzieć o tym, że ,,pewien przystojny młodzieniec przychodził do mnie bardzo często". Nienawidzę schadzek tych starszych pań na klatce schodowej. Nie mają co robić, czy co?

Landon spędził u mnie resztę dnia. Pomógł mi z obiadem, a także z dzieciakami. Oczywiście odbyło się przesłuchanie co do rzekomego chłopaka. Gdy wytłumaczyłam, że to tylko Louis Landon zaśmiał się dźwięcznie. Nie chcę myśleć co on sobie myślał.

*****

Wtorek był istnym zderzeniem z rzeczywistością. Wstałam o codziennej porze, zajęłam się Darcy i Lou, odciągnęłam mleko, wizyta w łazience, ubrałam się, przywitałam Landon'a, śniadanie w biegu i szybkim krokiem na stację metra. Pomińmy to, że prawie się spóźniłam i wpadłam do pojazdu na styk. Usiadłam na wolnym miejscu i niedługo później przekraczałam próg kawiarni. Na sali było tylko 3 osoby, starszy pan czytający gazetę, mężczyzna przed laptopem i kobieta czytająca magazyn. Weszłam na zaplecze i zdjęłam kurtkę. Założyłam firmowy fartuszek i udałam się do toalety. Spięłam włosy w wysoki kucyk oraz poprawiłam lekki makijaż. Odsunęłam się trochę od lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Lily Covenrty – młoda, samotna i zmęczona mama. Uwagę przykuło świecidełko dumnie spoczywające na moim dekolcie. Łańcuszek od Louis'a. Łańcuszek od mojego chłopaka. Trudno będzie mi się przyzwyczaić do ,,mojego chłopaka".

Gotowa do pracy wyszłam z łazienki i spotkałam się z moimi współpracownikami. Była to kobieta w średnim wieku oraz Mulat. Kobietę znałam bardzo dobrze, zajmowała się tutaj pieczeniem ciast. Jednak tego mężczyznę widziałam pierwszy raz.

– Lily, to Zayn. Zayn, Lily – zaczęła kobieta wskazując to na mnie, to na Mulata. – Zayn zajmuje się zamówieniami, a dokładniej dostarczaniem ich – uśmiechnęła się, a ja wyciągnęłam dłoń w stronę Zayn'a.

– Cieszę się, że mogę cię wreszcie spotkać. Louis tyle mi mówił o tobie.

– Louis?

– Tak. To mój przyjaciel – uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. 

Czas naglił i musiałam wyjść za kasę. Przeprosiłam ich grzecznie i weszłam na salę. Stanęłam za ladą. Ludzi z każdą godziną przybywało. Pojawił się i Louis jednak szybko się zmył. Został wysłany przez naszą szefową z listą zakupów. Mogła je zamówić, jednak tych produktów potrzebowała na już. Po upewnieniu się, że wszyscy klienci otrzymali swoje zamówienia odwróciłam się i zaczęłam wycierać blat, na którym przypadkowo rozsypałam trochę kawy oraz postanowiłam wytrzeć mokre filiżanki. Mruczałam pod nosem piosenkę, która leciała w radiu, gdy usłyszałam dzwoneczek przy drzwiach oznajmiający nowego klienta. Jeśli ktoś będzie coś chciał to się odezwie. Odłożyłam suche naczynia w odpowiednie miejsce i nagle usłyszałam zachrypnięty głos. Tak dobrze zanany mi głos. Jego głos.

– Dzień dobry. Szukam Lily Coventry.

*************************

Kolejny maraton za nami!

Jak Wam się podobał?

Alien xoxox

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro