1
- Muzyka.
- Nie rozumiesz.
- Nie, tato. Doskonale wiem, że to żaden plan na życie. Przynajmniej nie dla ciebie.
- Myślisz, że ta twoja zabawka zapewni ci życie na poziomie? Na jak długo? Jeszcze wrócisz tu z podkulonym ogonem, a ja - znów przestąpił z nogi na nogę, intensywnie przy tym gestykulując i wskazując na moją gitarę - przypomnę ci o tym pudle!
"Pudło" odpoczywało wygodnie podparte o ścianę i wyglądało tak samo olśniewająco i świeżo jak zawsze. Przednia płyta, wykonana z litego świerku nigdy nie przestawała lśnić, nigdy nie miała się zetrzeć - tak dbałem o mojego elektroakustyka, że pewnie ojciec słusznie nazywał mnie szaleńcem.
- Ja przynajmniej chcę coś przeżyć, a nie jedynie przetrwać. - westchnąłem, mimowolnie przeczesując ręką włosy, które jak zawsze były w totalnym nieładzie.
To nie tak, że chciałem mu coś udowodnić. Najbardziej pragnąłem odkryć siebie i podążać za głosem swojego serca, a nie w pogoni za zerami na koncie bankowym.
Sztuka nie była w cenie. Śpiewając fortuny nie zbiję, lecz po co mi fortuna, skoro miałbym być papierowym biznesmenem bez pasji, uczuć i marzeń?
Wegetacja. Właśnie na tym od lat skupiała się moja rodzina. Wszystkie dni były takie same - nie mieliśmy nic "naszego". Byliśmy grupą ludzi, żyjących pod jednym dachem. Firma ojca była życiowym celem każdego z nas.
Aż się wyłamałem. Zabrałem gitarę i wyszedłem z domu, przy okazji obrywając po głowie krawatem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro