Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~

-Darcy, Lou! - zawołałam, jednocześnie wlewając do dwóch kolorowych kubków sok pomarańczowy.

Pierwsza w kuchni zjawiła się Darcy, która od razu zajęła swoje miejsce na stołku barowym.

-Tak mamusiu?-spytała i odgarnęła z czoła bujne kosmyki lokowanych włosów.

-Śniadanie zaraz będzie.-oznajmiłam i podeszłam do niej wraz z kubkiem, który napełniony był pomarańczową cieczą.

Postawiłam szkło na stole przed dziewczynką.

Był weekend i bliźniaki nie musiały iść do szkoły.

-A gdzie Louis? Jeszcze śpi? - zwróciłam się do dziewczynki z pytaniem o jej brata.

-Zaraz przyjdzie, musiał iść jeszcze do toalety. - wyjaśniła i wzięła kubek do rąk.

Dziewczynka spojrzała na sok z obrzydzeniem, po czym wystawiła język.

-Bleee, w tym soku coś pływa. - skrzywiła się.

Następnie odsunęła go jak najdalej od siebie. Nie spodobało mi się jej zachowanie, więc postanowiłam zwrócić córce uwagę.

-Darcy, proszę cię, nie wybrzydzaj. W tym soku nic nie pływa, to tylko naturalny miąższ z pomarańczy. - wytłumaczyłam spokojnie. 

-Ale ten cały miąższ obrzydliwie wygląda. - dziewczynka skrzyżowała ręce na piersi.

-Zobaczysz, że jak się napijesz to nie będzie tak źle. - odpowiedziałam i wróciłam do robienia śniadania.

-A gdzie Blake i tata? - spytała, po czym przysunęła szklankę z powrotem do siebie i upiła łyk soku.

-Tata jeszcze śpi, Blake też. - po moich słowach do kuchni wbiegł Lou.

-Cześć mamo! - przywitał się i przytulił się do mnie. - Co będzie dziś na śniadanie? - zapytał po chwili.

-Jajecznica na bekonie. - odpowiedziałam. -Kiedy zjecie, proszę, przebierzcie się z piżam. Lou, to twój sok, proszę. - wzięłam z blatu drugi kolorowy kubek i postawiłam go po drugiej stronie stołu.

-Dziękuję mamo. - chłopczyk bez wybrzydzania wypił parę łyków.

Doprawiłam jeszcze jajecznicę solą i pieprzem. Wyłączyłam płytę indukcyjną i przeniosłam patelnię na stół. Następnie z szafki nad zlewem wyciągnęłam dwa czyste talerze, które postawiłam obok patelni. 

-Proszę, niech każdy nałoży sobie tyle, ile chce. Tylko nie zjedzcie całej, musi wystarczyć dla mnie i taty. - oznajmiłam, wręczając bliźniakom widelce. 

-Dobze mamo. - odpowiedziały zgodnie z pełnymi buziami.

*****
Po śniadaniu Harry wydrukował bliźniakom kolorowanki i usadowił je przy stoliku w salonie. Dodatkowo w tle puścił animowaną bajkę. Natomiast ja udałam się do sypialni i położyłam na łóżku wraz z Blake'iem. 

-Popatrz. - zwróciłam się do naszego synka. - Tutaj. - wskazałam na mój brzuch. -Siedzi twój braciszek, albo siostrzyczka. A może braciszek i siostrzyczka. - parsknęłam śmiechem. - Tak naprawdę kolejnych bliźniaków nam nie trzeba. Wystarczą już Darcy, Lou i ty synku. - dodałam, po czym przytuliłam do siebie dwulatka, który i tak niewiele z tego wszystkiego rozumiał.

-Mama! -zaśmiał się wesoło. -Dał mi Louis. - powiedział i wyciągnął z kieszeni spodenek zabawkowy samochodzik bruneta. 

-Widzisz, to oznacza, że Lou nie jest samolubny. - uśmiechnęłam się do najmłodszego dziecka. 

Kto wie, może niedługo Blake wcale nie będzie najmłodszy...

*****
-Kochanie! - z parteru dało się słyszeć krzyki Styles'a. - Idziemy na spacer, idziesz z nami?! - krzyknął.

Chyba trochę sobie pospałam. Rozbudziłam się i przetarłam dłońmi oczy. Blake uchylił powieki i przytulił się do mojej ręki.

-Mama...- odezwał się sennym głosem. -Ja ne ce. - dodał, po czym ziewnął i podniósł się do pozycji siedzącej. 

-Czego nie chcesz synku? - spytałam zdziwiona. - Idziemy na spacerek, będziesz miał lepszy apetyt i zjesz potem cały obiad. A  co za tym idzie? Dostaniesz na deser paczuszkę herbatników. - na moje słowa chłopczyk zerwał się z łóżka. Zsunął się po kołdrze i stanął na dywanie, gdzie zaczął wesoło podskakiwać. 

-Ciastka! - krzyknął i zaśmiał się charakterystycznym dziecięcym głosem. -Chotmy na spacelek!

-Już, już. - uśmiechnęłam się szeroko na jego poczynania. 

Wygramoliłam się z łóżka i stanęłam obok synka. Wzięłam go w ramiona i zeszliśmy po schodach na parter. Harry i bliźniaki bawili się w berka na korytarzu. 

-Ubierzemy się i możemy iść. - powiedziałam. 

Postawiłam na ziemi Blake'a i podeszłam do wieszaka. Zdjęłam swój sweter i bluzę dla chłopca. Harry przejął ode mnie ubranie Blake'a i ubrał go, a ja zarzuciłam na siebie sweter. Sprawdziłam jeszcze ubiór bliźniaków i uśmiechnęłam się. Darcy i Lou złapały Blake'a za ręce i wyszli jako pierwsi. Zamknęłam dom na klucz i razem z Harry'm szliśmy tuż za nimi. 

-Kochanie. - szepnął Zielonooki i splótł nasze dłonie. -Umówiłem nas na wizytę do ginekologa. Chcę już wiedzieć, czy nam się udało. - na mojej twarzy pojawiło się widoczne zdziwienie. 

-Wiesz, zaskoczyłeś mnie tym. Na kiedy nas umówiłeś? - spytałam, chcąc dowiedzieć się szczegółów.

-Na dzisiaj. A dokładniej na dwunastą. - odparł, gładząc kciukiem skórę mojej dłoni. -Czyli za pół godziny  musimy być w klinice. 

-A co z dziećmi? Przecież nie zabierzemy ich ze sobą. 

-Wszystko jest już załatwione. Idziemy teraz do Gold Bridge*, zostawimy tam dzieciaki i pojedziemy metrem do kliniki. Później odbierzemy Maluchy i wrócimy do domu. - nie spodziewałam się, że Harry będzie w stanie wszystko tak dobrze zaplanować. Chociaż w sumie, jest prezesem wielkiej firmy. 

-No, Panie Styles. Jestem pod wrażeniem. - uśmiechnęłam się i zatrzymałam. Wspięłam się na palce, żeby dorównać wzrostem bruneta i cmoknęłam go w policzek. Następnie ruszyliśmy w dalszą drogę.

*****
-Lily Styles! - usłyszałam krzyk pielęgniarki, która w swoim uniformie wyglądnęła zza drzwi gabinetu.

-To ja. - odparłam cicho i podniosłam się. Harry poszedł w moje ślady i trzymając się za ręce udaliśmy się w stronę kobiety. -Zapraszam, Pani doktor już czeka. - brunetka uśmiechnęła się i otworzyła szerzej drzwi, abyśmy mogli wejść. 

Kiedy znaleźliśmy się już w środku gabinetu, nagle coś sprawiło, że się wystraszyłam.

-Harry, boję się. - przyznałam. - A jeżeli się nam nie udało? - spytałam. 

-Na pewno nam się udało. A nawet jeśli nie, to będziemy się starać do skutku. - musnął delikatnie ustami moje czoło, chcąc dodać mi otuchy. Naszą rozmowę przerwała doktorka. Tęga blondynka w średnim wieku. Na pierwszy rzut oka wydawała się miła. 

- Witam państwa.-przywitała się. - Panią zapraszam na kozetkę, proszę podwinąć bluzkę  i wygodnie się położyć. A panu zadam za chwilę parę rutynowych pytań. - zrobiłam to, o co mnie poprosiła. 

Pięć minut później skończyło się "przesłuchanie" Harry'ego, który dołączył do mnie i usiadł na krześle obok kozetki. Blondynka podeszła do nas i włączyła aparaturę do USG. Nałożyła na specjalną "gałkę" żel do badania, a po chwili poczułam go na moim podbrzuszu. Z początku nic szczególnego nie widzieliśmy na monitorze. Aż do czasu.

-O! - lekarka zrobiła zrzut ekranu. - Widzą państwo tą szarą plamkę? - kobieta wskazała na małą kropkę, która wyróżniała się na tle reszty. - To drugi tydzień. - na te słowa wydałam z siebie pisk podekscytowania.

- Udało się!-pisnęłam i wpiłam się w usta Harry'ego, który podzielał moje uczucia. Coraz mocniej zatapialiśmy się w namiętnym, pełnym uczuć pocałunku.

 - Kocham was najbardziej na świecie. Was , bliźniaki, i Blake'a.-wyszeptał Harry, co wywołało na mojej twarzy niezmienny uśmiech.

 *************************************

Wiem, że rozdział mi nie wyszedł, ale proszę o gwiazdki i komentarze. Z góry dzięki <3


Gold Bridge* - park rozrywki dla dzieci, których rodzice muszą coś pilnie załatwić, lub są w pracy,i nie mogą zabrać ze sobą dzieci (oczywiście sama sobie takie miejsce wymyśliłam :D )  

Julia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro