~35~
Z samego rana tuż po śniadaniu zebraliśmy się i udaliśmy się w stronę metra. Zgodnie z zamysłem Harry'ego dzisiejszy dzień był przeznaczony na zwiedzanie. Musieliśmy się jednak liczyć z tym, że mając trójkę dzieci to co zaplanowaliśmy nie będzie łatwe. Uzbroiliśmy się więc w jak najwięcej cierpliwości i po zakupie biletów na metro, zeszliśmy na podziemną stację. Nie musieliśmy długo czekać na nasz transport, więc po wejściu do środka zajęliśmy wolne miejsca. Po przejechaniu trzech stacji wysiedliśmy na peron, a następnie po schodach wyszliśmy na zewnątrz.
-A więc nasze zwiedzanie zaczniemy od Alexanderplatz. – oznajmił Harry, gdy wraz z tłumem ludzi przeszliśmy od metra na plac. Zza wielu różnych sklepów wyłaniała się wysoka wieża telewizyjna. Styles mówił coś, że na którymś piętrze znajduje się punkt widokowy, jednak są długie kolejki, przez co musielibyśmy bardzo długo czekać. Szczerze nie chciało nam się stać w tłumie ludzi, w dodatku z dzieciakami, które nie potrafiły za długo usiedzieć w miejscu. Razem z Harry'm stwierdziliśmy, że w zamian wybierzemy się na krótkie zakupy po okolicznych sklepach. Tym oto sposobem każdy z nas wrócił na Alexanderplatz z jakąś drobnostką dla siebie.
-A gdzie teraz idziemy? – spytała Darcy, wesoło poskakując i ciągnąc za dłoń swojego tatę.
-Wyspa muzeów. Dzisiaj zobaczycie je jedynie z zewnątrz, ale w następnych dniach może się wybierzemy do któregoś. – odpowiedział, odwracając się w moją stronę. Posłałam mu uśmiech i spojrzałam na naszych synów, którzy okupowali moje dłonie. Z racji tego, że Harry nie raz był już w Berlinie postanowiłam trzymać się troszkę za nim, aby przy okazji się nie zgubić. Mimo, że do wakacji jeszcze trochę czasu w mieście można było już spotkać wielu turystów różnych narodowości.
-Mamo patrz! – krzyknęła Darcy. Spojrzałam na nią, a następnie przeniosłam wzrok w kierunku, który wskazywała. Naszym oczom ukazał się wielki czerwony budynek z wieżą po środku oraz zegarem.
-Idziemy tam? – głos Harry'ego, odciągnął moją uwagę od monumentalnego budynku. Spojrzałam na mojego męża, a następnie na fontannę po mojej lewej stronie.
-Nie!- krzyknął Blake, po czym poczułam jak jego rączki zaciskają się na mojej nodze. Puściłam dłoń Lou i kucnęłam, aby móc spojrzeć na najmłodsze dziecko. –To nas zje! Ten pan! – powiedział przerażony wtulając się we mnie.
-To Neptun. Bóg wody. – odezwał się spokojnym głosem Harry. Chwilę później brunet kucnął obok mnie i dłonią pocierał plecy Blake'a. –Spokojnie, nie zje nikogo z nas. Nawet do nas nie przyjdzie. – dodał troskliwym i czułym głosem. Chłopiec odwrócił główkę w stronę swojego taty i spojrzał na niego nieufnie.
-Pokażemy ci. – zaproponował Louis, widząc wielki strach na twarzy brata. Bliźniaki chwyciły się za rączki i pobiegły w stronę wielkiej fontanny. Stanęły tuż przy krawędzi fontanny pod figurą Neptuna.
-Widzisz Kochanie. – westchnęłam, przeczesując jego bujne loczki. –To jest rzeźba. One się nie ruszają. Wyglądają jak żywe, ale takie nie są. – powiedziałam i musnęłam policzek synka. Chłopiec poluźnił uścisk i pozwolił mi wstać, po czym wyciągnął dłonie w moją stronę.
-Ja go wezmę. – odparł z czułym uśmiechem w moją stronę Harry. Pochylił się lekko i wziął na ręce chłopca. Malec od razu otulił szyję bruneta swoimi ramionami i ułożył głowę na jego torsie. Następnie Harry schylił się w moją stronę i otrzymałam czuły i delikatny pocałunek.
Wspólnie podeszliśmy do bliźniaków, które w skupieniu komentowały między sobą poszczególne postacie fontanny. Tutaj również zrobiliśmy sobie kilka zdjęć.
Kolejnym punktem naszej wycieczki okazała się wspomniana Wyspa Muzeów, w skład której wchodzi pięć muzeów. Każde z nich z zewnątrz zrobiło na nas wielkie wrażenie. Jednak jak dla mnie najpiękniejsza była Katedra Berlińska.
Po krótkiej przerwie w jednej z uroczych kawiarenek, kontynuowaliśmy naszą wycieczkę. Kolejnym jej punktem była Aleja pod Lipami, która miała zaprowadzić nas wprost pod Bramę Brandenburską. Tutaj ze względu na szeroką aleję mogliśmy iść wszyscy obok siebie. Harry obejmował mnie ciasno ramieniem, natomiast drugie podtrzymywało Blake'a. Natomiast przed nami szły bliźniaki. Właśnie tutaj pośród zielonych drzew postanowiliśmy zatrzymać się na chwilę i zrobić małą sesję zdjęciową. Nasze dzieci okazały się świetnymi modelami i z wielką chęcią przybierały rożne pozycje.
Po wykonaniu zdjęć kontynuowaliśmy naszą wycieczkę i po kilku minutach znaleźliśmy się na słynnym placu z Bramą Brandenburską, symbolem Berlina.
-Te koniki nie spadną? – usłyszałam cichutki głosik Blake'a. Spojrzałam na mojego męża, a następnie na chłopca.
-Nie. To też jest rzeźba. Taka jak na fontannie. – wytłumaczył Harry, całując chłopca w czoło. Dużo spokojniejszy Blake pozwolił na podejście bliżej bramy i wykonanie kolejnych zdjęć. Będziemy musieli zainwestować w nowe albumy po tym wyjeździe.
Razem z Harry'm chcieliśmy zobaczyć jeszcze Mur Berliński i słynny pomnik składający się z kamiennych bloków, jednak nasze marudzące dzieci dały o sobie znać. Przeszliśmy dzisiaj bardzo długą trasę przy okazji oglądając zabytki Berlina. Jednak z tego co mówił Zielonooki, to co dzisiaj zobaczyliśmy nie równa się widokowi miasta nocą, gdy obiekty się oświetlony kolorowymi światłami. Z tego też powodu stwierdziliśmy, że jeden z późnych wieczorów bądź noc przeznaczymy na takie wyjście.
Nie chcąc dłużej męczyć dzieci postanowiliśmy wybrać się do jednej z restauracji na obiad. Oczywiście jak na Harry'ego przystało nie mógł być to byle jaki lokal. Ten obiad był dla nas w jakiś sposób przełomowy, gdyż zdecydowaliśmy się na zamówienie jakiegoś typowego dla Niemiec dania. Ja wybrałam najbezpieczniejszą opcję, mianowicie deser. To co zamówiłam nazywało się Dampfnudeln i było podane z sosem waniliowym. Było to coś w stylu klusek, sama nie wiem. Ale wiem jedno, było bardzo dobre. Nasze dzieci zdecydowały się na knedle z jakimiś owocami i sądząc po ich reakcjach było to przepyszne. Harry natomiast wybrał risotto z dynią i kiełbasą. Podobno mu smakowało i było całkiem dobre.
Po pożywnym obiedzie wybraliśmy się metrem nad Neuer See. Jest to duże berlińskie jezioro wśród zieleni. Niesamowite miejsce z restauracją, w której zakupiliśmy słynne precle. Po jednej stronie jeziora znajdowały się liczne miejsca do siedzenia, które zajęliśmy. Mieliśmy stąd świetny widok na wodę i pływających po niej w kajakach ludzi.
Po zregenerowaniu sił, przynajmniej moich i Harry'ego postanowiliśmy udać się w drogę powrotną do hotelu. Zbliżał się powoli wieczór, a dzieci były wyraźnie zmęczone zwiedzaniem. Udaliśmy się więc na najbliższą stację metra i zakupiliśmy bilety. Jak się okazało znajdowaliśmy się spory kawałek od dzielnicy, w której mieścił się nasz hotel. Z tego też powodu przejechaliśmy więcej niż trzy stacje.
*****
Było przed ósmą wieczorem, gdy przekroczyliśmy próg naszego apartamentu. Blake już od dawna spał w ramionach Harry'ego, natomiast bliźniaki zatrzymały jeszcze trochę energii na oglądnięcie bajki przed zaśnięciem. Mój mąż zaniósł nasze najmłodsze dziecko do pokoju Maluchów. Uważając aby nie obudzić chłopca, przebrałam go w piżamkę i po buziakach w czoło ode mnie i Harry'go poprawiłam kołdrę na jego ciele, po czym wyszliśmy razem z pokoju.
-Macie jeszcze siły na bajki? – spytał rozbawiony brunet, gdy na kanapie ujrzeliśmy wręcz leżące na sobie i zasypiające bliźniaki. Louis mruknął coś pod nosem, na co zaśmiałam się cicho.
-Chodźcie już do łóżek. – powiedziałam, po czym podeszłam do sofy. Już chciałam wziąć na ręce Darcy, lecz zatrzymał mnie mój mąż.
-Ja je wezmę. Ważą sporo, a ty nie powinnaś ich nosić. – stwierdził i podarował mi szybkiego buziaka. Podziękowałam mu uśmiechem i udałam się do sypialni dzieci.
Harry posadził Darcy na jej łóżku, po czym pomogłam się jej przebrać. Po chwili Styles wrócił z Louis'em w ramionach. Posadził go na łóżku obok i również pomógł mu zmienić ubranie. Gdy upewniliśmy się, że cała trójka smacznie śpi, mogliśmy spokojnie wyjść z pokoju.
-Zmęczona? – spytał Harry, gdy przymknęłam oczy i westchnęłam.
-Tak. Dzisiejszy dzień był naprawdę świetny. Dziękujemy. – odpowiedziałam, czując silne dłonie na moich biodrach. Odwróciłam się w stronę męża i objęłam ramionami jego szyję.
-Cieszę się, że wam się podobało. – wyszeptał, po czym mnie pocałował. Ten pocałunek był jednak zdecydowanie bardziej pikantny. –Co powiesz na kąpiel Kochanie? Oboje musimy się odprężyć przed jutrzejszym dniem. – wyszeptał, po czym schylił się i jego rozgrzane wargi spoczęły na mojej szyi.
-To doskonały pomysł. – wymruczałam, przymykając oczy. Zsunęłam dłonie na tors mojego męża i zaczęłam go delikatnie masować.
-W takim razie zapraszam. – wyszeptał wprost do mojego ucha, po czym zsunął rękę poprzez moje ramię, aż do dłoni. Splótł nasze palce i powoli pociągnął w stronę naszej sypialni. Brunet udał się w stronę łazienki i po otworzeniu drzwi zbliżył się do wanny. Zatkał jej dno przez naciśnięcie srebrnego korka i włączył ciepłą wodę. Następnie zniknął mi na chwilę z pola widzenia, aby potem pojawić się z dwoma opakowaniami w dłoniach.
-Różany czy lawendowy? – spytał unosząc pudełka.
-Różany. – odparłam. Może i dość przereklamowane, jednak uwielbiam zapach róż.
Brunet skinął głową z charakterystycznym uśmiechem i odwrócił się w stronę wanny. Wlał do wody trochę płynu i po schowaniu opakowań usłyszałam dźwięk odsuwanej szuflady. Po chwili dobiegł mnie odgłos szczęku zapalniczki. Harry zaczął zapalać wszystkie świeczki w łazience co było niezwykle urocze. Już dawno nie czułam się tak jak w tej chwili. Mieliśmy czas dla siebie.
-Wszystko gotowe moja Pani. – wyszeptał, zbliżając się do mnie. Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą chwyciłam i od razu zostałam przyciągnięta do torsu Harry'ego. Brunet uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował delikatnie. Szybko jednak pocałunek zmienił się w pikantny i namiętny akt.
Już mieliśmy ruszyć do łazienki, gdy do moich uszu dobiegło pukanie do drzwi.
-Mamo. – usłyszeliśmy cichy głosik Darcy.
-Tak? – spytałam.
-Blake płacze. Coś złego mu się śniło. – powiedziała. O mało nie wybuchłam śmiechem, gdy na twarzy Styles'a pojawiła się złość i irytacja.
-Już idę Skarbie. – odpowiedziałam. –Za chwilę wrócę. – wyszeptałam w stronę męża i po czułym pocałunku ruszyłam w stronę drzwi. Odwróciłam jeszcze głowę, aby napotkać wkurzone spojrzenie mojego męża. Jednak w momencie, gdy otworzyłam drzwi sypialni, a naszym oczom ukazała się zaspana Darcy, jego mimika wyraźnie się zmieniła i zaczęła wyrażać troskę.
Razem z córką udałam się do ich pokoju. Jak się okazało Blake rzeczywiście miał jakiś potworny koszmar. Z tego co wyłapałam z jego słów to Zły Pan z fontanny zjadł mu ciasteczka, a koniki z bramy się z niego śmiały. Jednak po kilku minutach przytulania i po krótkiej bajce udało mi się ponownie uśpić synka. Zapaliłam lampkę na komodzie naprzeciw łóżek i upewniając się, że cała trójka śpi wróciłam do mojego męża.
-Jestem już. – wyszeptałam, podchodząc do Harry'ego, który kręcił się po pokoju. Musnęłam szybko usta bruneta, po czym zwróciłam uwagę na zamknięte drzwi łazienki.
Podeszłam bliżej nich i pociągnęłam za klamkę. Moim oczom ukazała się rozświetlona mnóstwem świeczek łazienka i wanna pełna piany.
-Mówiłem, że musimy się odprężyć. – usłyszałam ochrypły głos tuż przy moim uchu, a następnie dwie ciepłe dłonie spoczęły na moich biodrach.
*********
Zbliżamy się do końca ,,Our Life"
Liczę na jak najwięcej komentarzy 😀
Alien
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro