Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~22~

-Proszę pana, wszystko w porządku?-piskliwy głos wyrwał bruneta ze snu.

Harry otworzył powieki i lekko przetarł dłońmi oczy. Następnie podniósł głowę i ujrzał młodą blondynkę.

-Niech się pani odczepi.-warknął w stronę kobiety.-To moja sprawa.-podkreślił stanowczo.

Blondynka w białym uniformie wzruszyła tylko ramionami i odeszła od zielonookiego. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że zasnął oparty o ścianę.

-Lily...-mruknął pod nosem.-Cholera, ona o niczym nie wie...

Chwilę później szybko się podniósł i rozmasował obolałe ciało. Ta noc z pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Postanowił powiadomić żonę o śmierci Katy. Jednak dobrze wiedział, że te słowa ciężko przejdą mu przez gardło. Powolnym krokiem ruszył do sali. Przeszedł przez oddział i zatrzymał się pod odpowiednimi drzwiami. Niepewnie położył dłoń na klamce. Ostrożnie uchylił drzwi i zrobił krok do przodu.

-Lily, skarbie. To ja...-oznajmił od progu i wszedł do pomieszczenia.

Obrócił się w prawo, po czym ujrzał drobną kobietę siedząca na łóżku.

-Harry...Dopiero się obudziłam. Gdzie byłeś? Co z Katy?-zasypywała Stylesa niezręcznymi pytaniami.

Nie udzielił żadnej odpowiedzi. Niepewnie podszedł do mebla, na którym spoczywała Lily. Usiadł obok niej i musnął delikatnie jej usta. Następnie złączył ich dłonie w geście opiekuńczym.

-Harry, dlaczego nic nie mówisz? Coś nie tak z Małą? W ogóle czy ta operacja się skończyła?-kobieta nie mogła wytrzymać.-Mów do cholery!-podniosła ton.

-Lily, przepraszam...-wyszeptał, czując łzy zbierające się pod powiekami.

Już miał coś mówić, jednak przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Oboje skierowali swój wzrok w kierunku wspomnianego miejsca.

-Dzień dobry, nie przeszkadzam?-do uszu Styles'ów dobiegł głos pani Clark.

Lekarka weszła w głąb sali i podeszła do małżeństwa. Jej wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego. Była wyraźnie spięta.

-Pan już wie o wszystkim...-odezwała się.-A żona?

-Nie, jeszcze nie. Nie zdążyłem jej powiedzieć...-zaprzeczył brunet, a swój wzrok skierował w podłogę.

-Rozumiem...W takim razie, pani Styles. -kobiecie plątał się język. -Podczas operacji doszło do pewnych komplikacji. Otóż po wycięciu guza niespodziewanie nastąpił krwotok śródmózgowy. Był on tak obfity, że...-słowa ciężko przechodziły jej przez gardło.-Przykro nam, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale...Katy...zmarła.

*Lily*

Na słowa pani Clark coś we mnie wybuchło. Oderwałam się od Harry'ego, szybko zeszłam z łóżka i podbiegłam do ściany, którą natychmiastowo kopnęłam. Moje uderzenie było tak silne, że odpadł kawałek tynku. Nie zważając na nic, kucnęłam i skuliłam się. Zakryłam twarz dłońmi. Parę sekund później na podłodze zrobiła się wielka kałuża łez. Moich łez.

-Ten pieprzony guz mózgu odebrał nam córkę! Naszym marzeniem było powiększyć rodzinę i udało nam się! Ale dlaczego nasze szczęście trwało tak krótko?!-krzyknęłam przez łzy.-Czym my sobie na to zasłużyliśmy?! Czym zawiniliśmy?!-nie mogłam powstrzymać negatywnych emocji.

Nastała kilkuminutowa cisza. Kątem oka zauważyłam, że Zielonooki również zalewa się łzami. Następnie spojrzałam na panią Clark. Z jej twarzy wyczytałam wyraz współczucia.

-Wiem, że jest państwu ciężko, ale czas na...pożegnanie się z córką i...dokładną identyfikację zwłok.-odezwała się w końcu Clark.-Jeżeli nie są państwo w stanie zrobić tego teraz, to proszę przyjść później. Jednak nie możemy czekać dłużej niż pół godziny, ponieważ zwłoki muszą być szybko przewiezione z kostnicy do zakładu pogrzebowego. Proszę również, aby państwo zdecydowali się na jakąś firmę pogrzebową lub krematorium. Tylko może być mały problem, skoro mieszkają Państwo w Londynie. Ze zwłokami nie można przemieszczać się w dalekich odległościach, a zwłaszcza przekraczać granicy kraju. W takim bądź razie zostaje państwu tylko jedna opcja - pochowanie Katy na cmentarzu w Nowym Jorku. – miałam już coś odpowiedzieć kobiecie, lecz Harry mnie wyręczył.

-Proszę pani, ale jak pani to sobie wyobraża? Chcielibyśmy chociaż trzy, cztery razy w miesiącu odwiedzać naszą córeczkę na cmentarzu, ale nie będę wydawać tyle pieniędzy na bilety! Fakt, jesteśmy bogaci, ale to nie znaczy że możemy wyrzucać pieniądze w błoto! Chcielibyśmy mieć Katy przy sobie, czuć jej obecność. W Londynie. -odparł Styles, wyraźnie zniesmaczony całą sytuacją.

Kobieta milczała, zapewne rozważając inne, sensowniejsze opcje. Ostatecznie jednak wyszła z sali, pozostawiając nas bez słowa.

****

-Harry, ja nie dam rady... -spojrzałam na bruneta. Jego szmaragdowe tęczówki były przepełnione bólem i tęsknotą...Kurwa...

-Lily, dasz radę. Musimy się z nią pożegnać. Musimy się pożegnać z naszą Katy. Z naszą córeczką, z naszym Aniołkiem, z naszą Małą Kruszynką...-odparł Harry i objął mnie swoim silnym ramieniem.

Moje ręce całe drżały, a twarz była mokra i czerwona od łez. Wtuliłam się w tors Styles'a, chcąc choć na chwilę odpłynąć od rzeczywistości. Przymknęłam powieki i pomyślałam sobie o naszych trzech kolejnych Skarbach. Jak my im o tym wszystkim powiemy? A Gemma? Louis? Anne? Tom? Landon? Przygryzłam dolną wargę, chcąc powstrzymać się od głośnego krzyku. Miałam totalnie dość. Dość wszystkiego, całego życia.

-Mogą państwo się pożegnać z córką, zapraszam. -do moich myśli wdarł się głos pani Clark. Otworzyłam oczy i otarłam kolejne łzy, które spływały wolno po moich policzkach. Harry musnął moje usta, żeby dodać mi otuchy. Sam jednak wyglądał jeszcze gorzej niż ja.

-Harry, nie udawaj twardziela. Widzę, że lada moment wybuchniesz płaczem. Ale to zrozumiałe. - mruknęłam i ruszyłam za lekarką.

Harry poszedł w moje ślady, nie odpowiadając mi. Kiedy dotarliśmy już do kostnicy, zauważyłam słone łzy, które spływały nierównomiernie po jego policzkach. Przytuliłam go mocno, a on wtulił się w zagłębienie mojej szyi, w celu wzajemnego wsparcia.

-Będzie dobrze, Lily. -szepnął przez łzy. Zaprzeczyłam jego słowom ruchem głowy.

-Teraz już nic nie może być dobrze. -powiedziałam prawie niesłyszalnym głosem. Następnie oboje niepewnie podeszliśmy do chłodni.-Katy!-krzyknęłam, a widok Małej zmiękczył moje serce.-To nie może być prawda! Oddajcie mi moje dziecko!-zaczęłam panikować i krzyczeć na cały głos.-Mordercy! Zabiliście mi moją córkę!

Chciałam się rzucić na lekarkę, nie mogłam opanować emocji. Jednak mój mąż odciągnął mnie od tego pomysłu.

-Lily, skarbie...To nie jest wina lekarzy...Musisz się opanować...Wiem, że jest ci ciężko, mi też. Ale chociaż przez chwilę zachowaj zimną krew, Okey?-spytał Styles i przyciągnął mnie do siebie.

Bez zastanowienia wtuliłam się w niego. Mój nos drażnił zapach męskich perfum.

-Harry, idźmy stąd. Mam dość. -poprosiłam i rzuciłam Zielonookiemu błagalne spojrzenie.

-Zaczekaj. Nie chcesz się pożegnać z Katy? Wyrwałam się z objęć bruneta i z powrotem podeszłam do chłodni. Tym razem starałam się nie wybuchnąć, tylko zachowywać się całkiem spokojnie. Spojrzałam na Małą. Była taka blada, bez życia, a tak piękna. Jako jedyne z naszych dzieci odziedziczyła urodę i po mnie i po Harry'm.

-Mamusia i tatuś Cię kochają...-szepnęłam.-Nawet Teraz jesteś z nami... W naszych sercach.

Dłużej nie mogłam. Zwyczajnie się rozkleiłam.

-Żegnaj, Skarbie !-krzyknęłam, wyminęłam Styles'a i wybiegłam z pomieszczenia.

******************

Julia 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro