Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~9~

Ku mojemu zdziwieniu w środowy poranek nie zbudził mnie ani płacz Blake'a, ani cichutkie głosiki bliźniaków, chcących się poprzytulać, ani też Harry przygniatający mnie swoim ciałem. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz. Sięgnęłam na szafkę po telefon. Po odblokowaniu ekranu ukazała się godzina, kilka minut po siódmej. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do łóżeczka naszego Maleństwa. Nie było w nim Małego. Odwróciłam się i zauważyłam, że nie ma także Harry'ego. Bicie mojego serca przyspieszyło. Szybko wyszłam na korytarz, gdzie usłyszałam rozmowy z parteru. Zbiegłam po schodach, a następnie skierowałam się do kuchni.

Stanęłam w progu i ujrzałam całą moją rodzinkę. Darcy i Lou zajadali śniadanie, przygotowani już do wyjścia do przedszkola, natomiast Harry siedział naprzeciw nich popijając kawę. Drugą ręką asekurował leżącego na jego piersi Blake'a okrytego niebieskim kocykiem. Brunet uniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się szeroko.

-Cześć Kochanie. – przywitał się cicho. Mały pewnie śpi.

-Mama. – odezwały się przeciągle bliźniaki i oboje zeskoczyli z krzeseł. Kucnęłam i rozłożyłam ramiona, aby przytulić tę dwójkę.

-Dzień dobry. Trochę zaspałam, ale jak widzę tata się wami zajął. – uśmiechnęłam się odgarniając niesforne loczki opadające Louis'owi na czoło.

-Tata zrobił nam gofry! –krzyknęła wesoło Darcy.

-Super. – odpowiedziałam i wyprostowałam się. –Dokończcie śniadanie. – bliźnięta wróciły do stołu, a ja podeszłam do Harry'ego. Stanęłam za brunetem, a gdy ten odwrócił głowę w moją stronę pocałowałam go delikatnie. –Dzień dobry. – dodałam wtulając głowę w jego ramię.

-Nakarmiłem go tą butelką jak mówiłaś. – powiedział wpatrując się w najmłodszego Styles'a.

-Dobrze. Przepraszam, nie wiem dlaczego nie obudziłam się jak zwykle.

-Nawet nie przepraszaj za takie coś. To normalne, że byłaś zmęczona i potrzebowałaś dłuższego odpoczynku. – uśmiechnął się w moją stronę, po czym wstał. – Odwiozę dzieciaki i potem mogę zrobić zakupy. Musiałabyś tylko przygotować listę.

-Okey, już napiszę. – uśmiechnęłam się i weszłam do salonu. Małego włożyłam do stojącej w rogu kołyski, a sama podeszłam do komody. Wyjęłam kartkę i długopis, aby sporządzić listę zakupów.

Po około dwudziestu minutach stałam już w holu żegnając się z Darcy i Lou.

-Macie być grzeczni, pamiętacie? – spytałam poprawiając kurteczkę Darcy. Dzieciaki jak zwykle mruknęły pod nosem ciche ,,tak". Gdy Harry oznajmił, że wychodzą, bliźniaki wypadły z domu jak z procy. Zaśmiałam się pod nosem.

-Dasz buziaka? – spytał Harry słodkim głosem stając przede mną. Jego duże dłonie powędrowały na moje biodra.

-Nie wiem czy byłeś grzeczny. – mruknęłam zakładając ramiona na jego szyję.

-Byłem.

-Okaże się to jak wrócisz z zakupów. – musnęłam ustami jego policzek i pchnęłam w stronę drzwi. Gdy tylko brunet za nimi zniknął zabrałam się za sprzątanie.

******

-Ostatnio coraz częściej spotykasz się z Gemmą. – mruknęłam odkładając kubek na stolik. Tommo przewrócił oczami i sięgnął po ciastko.

-Nie tak często. – odpowiedział z pełną buzią.

-Jesteś w Holmes Chapel trzy razy w tygodniu. Częściej niż my. – przerwałam mu ze znaczącym wzrokiem.

-Przesadzasz. Po prostu nie mam co robić. Teraz zmieniłem pracę i mogę ją wykonywać w domu, więc jaki to problem jeździć tam tyle razy w tygodniu.

-Wiem, że miłość nie wybiera ale ty i Gemma...

-Stop. – przerwał mi szybko prostując się na krześle. – Ja i Gemma, to nie miało by prawa bytu. Z resztą nie jesteśmy nikim więcej jak przyjaciółmi i tak nam dobrze. – sprostował szybko energicznie gestykulując rękoma.

-Chociaż może jakby tak pomyśleć. Oboje jesteście szaleni. – dodałam po chwili ciszy.

-Nie! – odpowiedział szybko, po czym oboje się zaśmialiśmy.

*****

-Kto ma ochotę na owoce? – spytałam wchodząc do salonu. Bliźniaki siedziały przy niskim stoliku i rysowały coś, a ich prace kontrolował Harry. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że również przed moim mężem leży kartka papieru, na której próbował coś narysować.

-Ja! – krzyknęła Darcy. Położyłam miskę na środku stolika, a drobne rączki Darcy i Lou szybko zgarnęły ulubione przysmaki.

-A gdzie banan dla mnie? – spytał Harry widząc jak nasze dzieci zgarnęły wszystkie wspomniane owoce. Brunet zrobił smutną minkę i udawał, że się rozpłacze. Darcy i Louis spojrzeli na siebie porozumiewawczo i odstąpili po połowie swoich owoców tacie. Pokiwałam głową na boki i kucnęłam obok Harry'ego.

-Nie wolno tak manipulować emocjami dzieci. – mruknęłam mu na ucho lekko przygryzając jego płatek. Brunet zaśmiał się pod nosem i pocałował mnie delikatnie.

Nagle w domu rozbrzmiał dzwonek.

-Pójdę. – Harry ułożył moją dłoń na ramieniu, gdy zaczęłam wstawać i sam podniósł się, po czym ruszył w stronę holu. Ja natomiast pochyliłam się nad stolikiem, aby przyjrzeć się rysunkom dzieci. Z tej czynności wybudził mnie podniesiony głos Harry'ego. Podgłośniłam bajkę, aby dzieci tego nie usłyszały i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.

-Co ty tu robisz? Nie powinno cię tutaj być. – powiedział ostro Harry.

-Muszę cię prosić o pomoc. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. – ten kobiecy głos. No chyba nie. Nie mogłam uwierzyć moim uszom, więc zbliżyłam się aby zobaczyć drzwi. W myślach dziękowałam sobie za postawienie w tym miejscu szafy. Schowałam się za nią i spoglądnęłam na drzwi.

Tylko nie to.

Cynthia.

Czyli jednak nie muszę iść do laryngologa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro