Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~7~

W poniedziałkowy ranek zostałam obudzona przez cichutki płacz Blake'a. Wstałam z łóżka nie budząc Harry'ego i zajęłam się naszym Maluszkiem. Jak się okazało wystarczyło nakarmienie go i trochę czułości. Zbliżała się godzina szósta trzydzieści, więc nie widziałam sensu w ponownym zasypianiu. Udało mi się ponownie uśpić syna, więc włożyłam go do łóżeczka. Zabrałam bluzę Harry'ego i udałam się do pokoju Louis'a, którego zdecydowanie trudniej obudzić. Przekroczyłam próg niebieskiego pomieszczenia i podeszłam do jasnego łóżeczka. Mały spał smacznie rozwalony na całym łóżku. Zaśmiałam się pod nosem i odgarnęłam brązowe loczki z jego czoła. Kucnęłam przy niskim łóżeczku i dotknęłam dłonią policzka chłopca.

-Lou, Kochanie czas wstawać. – brunet jak zwykle położył swoją rękę na mojej i próbował ją zdjąć, na co nie mogłam się zaśmiać. Gdy chłopiec nadal nie okazywał, że zamierza wstać sięgnęłam po bardziej drastyczne środki. Zrzuciłam z niego kołdrę i zaczęłam łaskotać jego brzuszek. Louis dzielnie walczył ze śmiechem, jednak poległ i zsunął się z łóżka na włochaty dywan.

-Już wstaję mamusiu. – wyszeptał siadając na dywanie. Przetarł piąstką oczka i ziewnął.

-Uważaj, bo mnie jeszcze połkniesz. – zaśmiałam się, a on wraz ze mną. – Pójdę obudzić Darcy, a ty możesz iść do kuchni. – wspólnie wyszliśmy na korytarz, gdzie każde z nas poszło w inną stronę. Z obudzeniem brunetki nie było problemu i po chwili we trójkę zastanawialiśmy się nad śniadaniem.

-Płatki! – krzyknęła Darcy podskakując na krześle.

-Nie! Tosty! – odpowiedział jej Louis. I tak rozpoczęła się istna kłótnia.

-Spokojnie, bez nerwów. Mogę zrobić każdemu z was coś innego. – moje słowa zakończyły ostrą wymianę zmian i wprowadziły ciszę w kuchni. Zabrałam się za śniadanie i przygotowywanie napojów. Po chwili Darcy i Lou zajadali swoje pyszności, a ja kończyłam jajecznicę dla Harry'ego i moją owsiankę.

-Dzień dobry wszystkim. – wyszeptał z chrypą w głosie Harry. Uniosłam na niego wzrok, a uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Brunet stał ubrany w czarne dresy i koszulkę. Jego włosy były w artystycznym nieładzie, a silne ramiona trzymały najmłodszego Styles'a.

-Cześć tato. – odpowiedziały bliźniaki z pełnymi ustami, co nie umknęło mojej uwadze. Harry podszedł do mnie i delikatnie mnie pocałował. Spojrzałam na zafascynowanego Blake'a i pocałowałam go w czółko.

-Mmm, jajecznica. – mruknął brunet spoglądając na patelnię. Nałożyłam nasze posiłki i postawiłam talerz oraz miseczkę na stole. Przejęłam od męża syna i oboje usiedliśmy.

-Możemy dzisiaj nie iść do przedszkola? – zapytała nagle Darcy robiąc swoje słodkie oczka.

-Z jakiego powodu? – spytałam unosząc brew.

-No wiesz, mamy małego braciszka. Chcemy się nim zająć. – dopowiedział Louis. Wyczuwam jakiś spisek pomiędzy tą dwójką.

-Idziecie do przedszkola. Nie ma żadnego zostawania w domu. – odparł stanowczo Harry.

-Z resztą dzisiaj przychodzi pani rehabilitantka i lepiej żebyście nie przeszkadzali. Ja i tata musimy się nauczyć pewnych rzeczy. – wytłumaczyłam, na co bliźniaki posmutniały. –Ale obiecuję, że jak wrócicie to zrobimy babeczki. – wystarczyło tylko wspomnieć o wspólnym gotowaniu, a Darcy z Louis'em zgodnie poszli przygotować się do wyjścia.


******

Dzisiaj Harry został w domu. Chciał nauczyć się tych ćwiczeń dla Blake'a i stwierdził, że podjedzie do firmy popołudniu, a przy okazji odbierze dzieci.

Rehabilitantka przyszła około godziny jedenastej. Była to przemiła kobieta w średnim wieku. Nie dość, że była świetna w swojej pracy to jeszcze cudownie się z nią rozmawiało. Po godzinie wyszła od nas, pozostawiając nas z nowymi umiejętnościami.

Po nakarmieniu i uśpieniu Blake'a razem z Harry'm przygotowaliśmy lunch. Czuliśmy się jak kiedyś, jeszcze przed naszym rozstaniem. Niby dorośli z nas ludzie, a jednak skończyło się bitwą na jedzenie.

Gdy Harry wyjechał do firmy otoczyła mnie cisza, grobowa cisza. Blake spał, a ja nie miałam pomysłu co robić. Udałam się do sypialni w celu poczytania jakiejś książki. Na łóżku zauważyłam zieloną teczkę Styles'a, o której w ciągu ostatniej godziny wspominał chyba z pięćdziesiąt razy. I jak zwykle zapomniał o niej. Postanowiłam zrobić nie tylko sobie wycieczkę, ale i Blake'owi. Przebrałam się i zrobiłam delikatny makijaż, po czym ubrałam chłopca w słodki szary komplecik. Malec obudził się, gdy wkładałam go do nosidełka, więc zaczęłam do niego mówić. Cały czas patrzył na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Z pewnością w przyszłości poderwie na nie niejedną dziewczynę. Z uśmiechem na ustach zabrałam nosidełko, torebkę i teczkę. Wszystko włożyłam do samochodu i upewniłam się, że Blake jest dobrze zapięty. Usiadłam za kierownicą i ruszyłam. W takiej chwili dziękowałam Harry'emu, że zmusił mnie do zrobienia prawa jazdy.

Niedługo później zaparkowałam przed firmą mojego męża. Otworzyłam drzwi i stanęłam obok samochodu. Poprawiłam materiał szarego sweterka i zabrałam torebkę z teczką oraz nosidełko. Było mi troszkę ciężko jednak dawałam sobie rady. Przekroczyłam próg firmy wzbudzając nie małe zainteresowanie. Starając się nie spoglądać na innych ruszyłam w stronę windy.

-Lily! – usłyszałam gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i ujrzałam biegnącego Liam'a, w jak zwykle idealnym garniturze. –Witaj.

-Cześć. Gdzie tak pędzisz? – spytałam z uśmiechem.

-Do ciebie. Do Harry'ego? – spytał na co pokiwałam i wyjaśniłam powód przyjścia. –Daj nosidełko. Nie możesz się przemęczać. – powiedział szybko wyjmując z mojej ręki przedmiot. – Nie wierzę, że jako pierwszy pracownik widzę sławnego Blake'a Styles'a. – zaśmiał się Liam spoglądając na chłopczyka.

Odsunęłam się lekko i spojrzałam za Liam'a. Nagle w oddali mignęła mi jakaś kobieta. Niezwykle obfity biust, długie blond włosy. Była bardzo podobna do tej, która uprowadziła moje dzieci. Ale to niemożliwe. Cynthia jest w więzieniu, poza tym nie spodziewałabym się zobaczyć ją ubraną w czarne spodnie i białą koszulę. Wcale nie prześwitującą. Mam już chyba jakieś omamy.

-Idziemy? Winda już jest. – z zamyślenia wybudził mnie Liam.

-Tak, tak. –odpowiedziałam i podążyłam za szatynem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro