Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~


-Jeszcze czterdzieści minut i spokojnie mogę pojechać po dzieciaki. – mruknął pod nosem i przeczesał dłonią włosy. Oparł się wygodnie o fotel przymykając oczy. Nienawidził papierkowej roboty, z resztą jak każdy. Lecz wiedział, że jeśli nie zrobi tego dziś, to jutro dojdą kolejne dokumenty do przejrzenia i będzie miał dwa razy więcej pracy. Czuł, że bez kawy sobie nie poradzi. Wstał więc i wygładził materiał marynarki ruszając w stronę drzwi. Uchylił je i stanął przed biurkiem swojego sekretarza Liam'a.

-Tak pani prezesie? – odezwał się szatyn zauważając szefa.

-Tyle razy ci mówiłem, że dla ciebie Harry. – oboje zaśmiali się. –Przynieś mi kawy, czuję że bez nie długo nie pociągnę.

-Oczywiście. – odpowiedział Liam i wstał od biurka. Harry powrócił do swojego gabinetu i zajął się dokumentami. Jego pracę przerwał mu Liam, który przyniósł filiżankę z kawą oraz krótka pogawędka, którą sobie poprowadzili.

Brunet miał już wracać do dokumentów, gdy zadzwonił jego telefon. Jego ciało zalał lekki strach, gdy na ekranie zauważył napis ,,Landon".

-Co jest Landon? – spytał brunet nie trudząc się powitaniem.

-Lily...

-Co z nią?- przerwał mu szybko brunet.

-Zaczęła rodzić. – odpowiedział drżącym głosem chłopak. –Musisz jak najszybciej przyjechać do szpitala. Nie pamiętam nazwy, ale to ten do którego Lily chodziła na badania. – mówił przyjaciel rodziny. Harry słysząc jego pierwsze słowa energicznie wstał prawie wywracając przy tym krzesło. Słuchając uważnie słów czarnowłosego* zaczął chaotycznie układać papiery w jedno miejsce, lecz drżące dłonie mu w tym przeszkadzały.

-Zaraz będę. – odpowiedział brunet i zakończył połączenie. Zabrał swoje rzeczy z gabinetu i wypadł z niego jak z procy.

-Dokąd tak pędzisz? – zapytał rozbawiony Liam na widok Harry'ego duszącego przycisk przywołujący windę.

-Moja żona rodzi. – odpowiedział przestraszony, ale i dumny mężczyzna.

-Gratulacje! – odpowiedział szatyn z szerokim uśmiechem. Drzwi windy uchyliły się, a Harry wpadł do środka z głośnym ,,dziękuję" na ustach.

Zjechał windą na parter i szybkim krokiem wyszedł z firmy. Szybko dotarł do swojego samochodu ignorując uśmiechy i pożegnania skierowane od pracowników. Rzucił na przedni fotel swoje rzeczy i siadł za kierownicą, po czym wyjechał z parkingu z piskiem opon.

Jakby tego wszystkiego było mało trafił na korek spowodowany jakimś wypadkiem na rogu dwóch ulic. Wkurzony uderzył w kierownicę i westchnął głośno.

-Mogłem nie iść do tej pieprzonej pracy. Nic by się nie stało do cholery! Byłbym teraz przy niej. – mruknął do siebie i wziął kilka wdechów, które pomogły mu się uspokoić.

Po kilkunastu minutach Harry mknął w stronę szpitala. Zaparkował samochód na parkingu i wypadł z niego zapominając o zamknięciu go pilotem. Wpadł do recepcji przyciągając tym samym wzroki innych. Zbliżył się do półokrągłej lady, przy której siedziała starsza kobieta, wyraźnie niezadowolona długą kolejką.

-Przywieziono tutaj Lily Styles, jest moją żoną. Gdzie jest? – spytał opierając dłonie o ladę. Kobieta uniosła na niego znudzony wzrok.

-Widzisz człowieku, że jest kolejka. – odparła opryskliwie.

-Ona rodzi do cholery! Nie będę czekał w kolejce! –krzyknął zdenerwowany.

-Nie obchodzi mnie to. Do kolejki. –odpowiedziała prychając. –Kolejna gwiazda.

Zdenerwowany brunet ruszył korytarzem na własną rękę. Na szczęście w jego połowie spotkał jakąś pielęgniarkę, która z chęcią pokierowała go na oddział położniczy. Brunet wbiegł po schodach na pierwsze piętro i skierował się na lewo. Otworzył drzwi oddziału położniczego i od razu do jego uszu dobiegł płacz dzieci. Na jednej ze ścian znajdowała się tabliczka wskazująca drogę do sali porodowej. Harry ruszył zgodnie z jej wskazówkami. Z każdym kolejnym krokiem wzrastało jego podekscytowanie. Dotarł do rozwidlenia korytarzy, najpierw spojrzał na prawo, a następnie na lewo. Zauważył na jego końcu krzesełka, i czarną czuprynę Landon'a. Szybko ruszył w jego stronę. Chłopak uniósł głowę słysząc stukot butów o posadzkę.

-Dobrze, że już jesteś. – chłopak wstał, gdy brunet podszedł do niego.

-Co z nimi? Jak długo już rodzi? –spytał zdenerwowany.

-Nic nie wiem. A rodzi już od jakiejś godziny. –westchnął. –Nie pozwolono mi wejść, spytałem czy ojciec dziecka będzie mógł to pielęgniarka powiedziała, że nie wolno nikomu wejść na salę. –Harry usiadł na krześle i zacisnął dłonie. To nienormalne, raczej zawsze ojciec dziecka może być obecny przy porodzie, prawda?

To pierwszy poród, przy którym Harry byłby obecny. Gdy Darcy i Lou przychodzili na świat nie było go, czego nie mógł sobie wybaczyć. Chciał być świadkiem narodzin swojego trzeciego dziecka, jednak nawet w takiej sytuacji los mu nie sprzyjał.

-Będzie dobrze Harry. Lily i wasze dziecko są silni. Zobaczysz, za niedługo będziesz mógł ich przytulić. Pomyśl lepiej o tym, że znowu będziesz ojcem. – odezwał się wesoło Landon klepiąc przyjaciela w ramię. Harry spojrzał na niego z uśmiechem.

-Dzięki. – odpowiedział i zdjął niewygodną marynarkę, a rękawy granatowej koszuli podwinął do trzech czwartych długości. Jego uwagę przykuła godzina, którą wskazywał zegarek na jego nadgarstku. –Mam do ciebie prośbę. – zaczął lekko zawstydzony Harry. –Mógłbyś odebrać Darcy i Lou z przedszkola i zawieść ich do domu? Chciałbym przywieść je tutaj dopiero jak Lily dojdzie do siebie. Z pewnością odwiedziny tuż po porodzie nie będą miłe.

-Jasne, już jadę. Zajmę się nimi, pobawimy się czy coś. – odpowiedział Landon i skierował się w stronę wyjścia z oddziału.

Po wyjściu czarnowłosego brunet wyciągnął telefon i zadzwonił do swojej rodziny w Cholmes Hapel oraz Louis'a. Szatyn chciał od razu przyjechać, jednak stwierdził, że pomoże Landon'owi w opiece nad dziećmi. Jak to powiedział ,,Oni w trójkę przecież rozniosą tą twoją willę".

Po wykonaniu również telefonu do firmy Harry schował komórkę i oparł się o oparcie krzesełka. Jakże niewygodnego krzesełka. Przymknął oczy i licząc, że choć na chwilę się odpręży. Jego myśli nie dawały mu jednak spokoju i wciąż krążyły wokół jego ukochanej i Maluszka, którego za niedługo ujrzy.

Z zamyślenia wybudził go szczęk drzwi. Uchylił powieki i ujrzał lekarkę wychodzącą z sali porodowej. Podniósł się szybko i zbliżył.

-Przepraszam, jestem mężem Lily Styles. Co z nią i dzieckiem? – spytał. Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę i wyciągnęła dłoń, którą uścisnął.

-Pan Harry Styles, prawda? – spytała, na co brunet skinął głową. – Pana żona cały czas mówiła o panu zanim zemdlała.

-Jak to zemdlała? – zapytał przerażony brunet. W jednej chwili jego brzuch zwinął się w supeł, a strach zalał jego ciało.

-Spokojnie, już wszystko jest dobrze. Pana żona zemdlała w trakcie porodu z wycieńczenia. Z tego też powodu trzeba było wykonać cesarskie cięcie. Jestem pewna, że chce pan zapytać o płeć dziecka. Niestety pana żona prosiła abym nie przekazywała zarówno jej jak i panu tej informacji. Chce abyście dowiedzieli się o tym jednocześnie. – posłała brunetowi uśmiech.

-A co z dzieckiem? Wszystko w porządku?

-Zostało zabrane na rutynowe badania i pielęgniarka przyniesie je do sali pana żony. Będzie to sala numer dziewięć.

-Dziękuję pani bardzo. – odpowiedział brunet oddychając spokojnie. Pani doktor zdecydowanie uspokoiła go. Pójdzie pan tym korytarzem prosto. Sale są numerowane, więc trafi pan tam bez problemu. Muszę już wracać do moich obowiązków. Gratuluję oczywiście. – posłała brunetowi uśmiech, po czym odeszła. Harry skakał w środku z radości. Jego Maluszek jest już na świecie i za chwilę go zobaczy. Szczęśliwy pobiegł zgodnie ze słowami pani doktor.

Bez problemu udało mu się znaleźć salę numer dziewięć. Delikatnie zapukał w drzwi i wszedł do środka. Znajdowało się tam łóżko zajęte przez Lily. Brunetka oddychała spokojnie, a jej oczy były przymknięte.

-Cześć Kochanie. – odezwał się Harry podchodząc do łóżka. Brunetka spojrzała na chłopaka, a na jej ustach pojawił się uśmiech.

-Harry. –odpowiedziała zachrypniętym głosem.

-Byłaś bardzo dzielna. – wyszeptał muskając ustami jej czoło. –Przepraszam, że nie mogłem być z tobą, ale nie chcieli nikogo wpuścić.

-Nic się nie stało. – uśmiechnęła się. –Gdzie jest Landon?

-Poprosiłem go żeby zajął się Darcy i Louis'em. – wyszeptał gładząc żonę po głowie. –Za chwilę pielęgniarka przyniesie naszego Maluszka. – na ustach obojga z nich pojawiły się szerokie uśmiechy. Lily uniosła dłoń i ułożyła ją na dużo większej ręce bruneta. Harry splótł ich palce i musnął knykcie dziewczyny.

Uroczą chwilę przerwał szczęk drzwi. Do sali weszła ta sama lekarka, z którą rozmawiał wcześniej Styles.

-Jak się pani czuje? – spytała kobieta podchodząc bliżej.

-Świetnie. – odpowiedziała brunetka, dobrze wiedząc, że kłamie. –Mogę je wreszcie zobaczyć? – spytała próbując się podnieść. Niezawodny brunet od razu jej w tym pomógł.

-Tak, ale jest sprawa. – zaczęła wyraźnie zestresowana pani doktor. –Nastąpiły, ymm pewne komplikacje. – odpowiedziała, a Lily zobaczyła przed oczami gwiazdki.

*********

*już wiecie jaki kolor włosów ma Landon. Jak kto woli, London Tipton 😂😂

Zapraszam na gify z One Direction na moim profilu :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro