Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~33~


Myślałam, że mój proces wybudzania będzie skomplikowany. Taki jak we wszystkich książkach, gdzie najpierw słyszysz pikanie maszyn, potem głos ukochanej osoby, a następnie otwierasz oczy. U mnie tak nie było. Po prostu uchyliłam powieki i nie zobaczyłam nikogo. Byłam sama. Nie było nawet rannych, którzy znajdowali się tutaj po moim przybyciu.

Leżałam na wygodnym łóżku, okryta po piersi kołdrą. Przyglądnęłam się dokładniej pomieszczeniu. Po jego lewej stronie znajdowały się drzwi, które ku mojemu zaskoczeniu otworzyły się. Do środka weszła lekarka, która można powiedzieć, że zajęła się mną.

-Jak się pani czuje? – spytała stając z uśmiechem przy mnie.

-Całkiem dobrze. Co się stało? – spytałam nie rozumiejąc powodu jej radości.

-Zemdlała pani, a parametry życiowe pogorszyły się. Wzięliśmy panią na stół operacyjny. Musi pani wybaczyć, że bez pisemnej zgody, ale to dla ratowania pani życia. Mam bardzo dobrą informację. Udało nam się wyjąć pręt z nogi nie uszkadzając tkanek, dzięki czemu amputacja nie była konieczna. Będzie jednak musiała pani poddać się długiej rekonwalescencji. Proszę się jednak niczego nie obawiać, będzie pani normalnie chodziła. Konieczna będzie jednak będzie uwaga aby nie obciążyć nogi. – posłała mi łagodny uśmiech.

-Dziękuję za wszystko, dziękuję. – wyszeptałam, czując napływającą falę łez. Ta kobieta uratowała mi życie, więc nie ma się co dziwić mojemu zachowaniu.

-Mam dla pani pewną niespodziankę, z pewnością dobrą. Do zobaczenia później. – powiedziała wychodząc z sali. W progu skinęła komuś głowę i wpuściła go do środka. Moje serce stanęło.

-Harry... - wyszeptałam przeciągle. Brunet szybkim krokiem zbliżył się do mojego łóżka. Spojrzałam na jego twarz, którą pokrywały łzy. Pochylił się nade mną i bez słowa wpił w moje usta. Położyłam dłoń na jego policzku, pogłębiając pocałunek i ścierając kciukiem słone krople. Gdy zaczęło nam brakować powietrza odsunęliśmy nieznacznie nasze twarze. Oboje oddychaliśmy ciężko, a nasze spojrzenia wędrowały z ust na oczy i z powrotem. –Ty żyjesz.

-Żyję i mam się dobrze, a teraz już doskonale. – odpowiedział cicho i musnął moje usta. Zielonooki usiadł na krawędzi łóżka i chwycił moją dłoń. Przysunął ją do swoich ust i ucałował jej wierzch, po czym splótł nasze palce.

-Jak się tutaj znalazłeś? Gdzie w ogóle byłeś? – spytałam nie mogąc powstrzymać uśmiechu, spowodowanego obecnością ukochanego.

-Po tym jak zabrała mnie fala, obudziłem się w jakiejś wiosce. Jacyś ludzie coś mówili, nic nie rozumiałem. Ale przywieźli mnie tutaj. Siedziałem w wielkiej sali na najwyższym piętrze i dostałem koc. Potem zbadano mnie i dalej czekałem. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Myślałem, że nie żyjesz. – jego głos się załamał, a po policzku spłynęła łza, którą szybko starł. – Nagle wbiegł jakiś chłopiec, krzyczał nazwiska. Wykrzyczał twoje. Nawet nie możesz wyobrazić sobie jak bardzo mi ulżyło. Natychmiast poprosiłem go żeby zaprowadził mnie do ciebie. Przyszedłem tutaj, ale okazało się, że cię operują. Myślałem, że cię stracę Kochanie. – przyłożył do swoich ust nasze splecione dłonie, a jego usta ucałowały moje knykcie.

-Już jest dobrze Harry. Jesteśmy razem i nic nam nie grozi. – wyszeptałam wyciągając dłoń w jego stronę. Niestety brakowało kilku centymetrów, aby dotknąć jego policzka. Styles przysunął się bliżej mnie i schylił lekko, dzięki czemu poczułam miękką skórę mężczyzny.

-Skorzystałem ze szpitalnego telefonu i zadzwoniłem do firmy po prywatny samolot. Wrócimy jak najszybciej do Londynu i od razu przewieziemy cię do kliniki, gdzie odpowiednio się tobą zajmą. – oznajmił dotykając dłonią mojego czoła. –Dzwoniłem też do mamy. Była roztrzęsiona. Powiedziałem jej, że wszystko dobrze z nami. Musiałem wspomnieć o twojej operacji. Poprosiła abym zadzwonił, gdy się skończy. Podobno gdy w telewizji pokazywali skutki tsunami bliźniaki to zobaczyły. Mama mówiła, że razem z Gemmą nie mogły ich uspokoić. Zasnęły zmęczone płaczem. I tak Darcy budziła się co chwilę mrucząc coś, że jej rodzice nie żyją. – słuchając słów Harry'ego zbierało mi się na płacz. Tak bardzo chciałam być teraz w domu, przytulić moje dzieci, opowiedzieć im bajkę, a potem słuchać śpiewanej przez zielonookiego kołysanki.

Brunet wyczuł moje wahania nastroju i przysunął się jeszcze bliżej. Jego ramiona objęły moje ciało i przysunęły do jego twardego torsu.

-Za niedługo znowu się z nimi zobaczymy. – wyszeptał wprost do mojego ucha, muskając przy tym jego płatek.

-Bardzo za nimi tęsknię. – odpowiedziałam w koszulkę mężczyzny, przez co moje słowa były zniekształcone.

-Ja też Skarbie. Wytrzymaj, jeszcze trochę.


*****

Klinika, o której mówił Harry była większa niż się spodziewałam. Nowoczesny budynek o wysokich standardach. Nic więc dziwnego, że miałam własną salę z łazienką oraz dodatkowe łóżko dla kogoś kto chciałby zostać ze mną na noc. Gdy zostałam przyjęta na oddział, a lekarz przebadał mnie poprosiłam Harry'ego aby pojechał do domu. Chciałam aby bliźniaki zobaczyły, że żyjemy i nikogo nie straciły. Nie mogłam jednak dopuścić, aby tylko mój mąż nacieszył się naszymi maleństwami. Poprosiłam go, aby przywiózł je do szpitala. Tylko na chwilę. Leżąc w sali i czekając na męża zajęłam się swoją komórką. Musiałam jednak odciąć się od aktualnych wiadomości. Wszędzie mówili o tsunami, jego ofiarach i skutkach. Nie potrafiłam oglądać zdjęcia czy czytać o tym. Całkowicie inaczej przeżywa się katastrofę będąc na miejscu, a inaczej gdy przeglądasz internetowe artykuły czy oglądasz wiadomości.

Krzyki bliźniąt słyszałam z końca korytarza. Od razu w mojej głowie pojawiło się wspomnienie, gdy Harry przyszedł z nimi do szpitala po porodzie Blake'a.

-Nie krzyczcie tak. – ostry głos Harry'ego upomniał dzieciaki. Nagle dwie pary rączek uderzyły z impetem w szklane drzwi sali. Darcy wspięła się na palce i pociągnęła za klamkę. Drzwi otworzyły się, a Maluchy wbiegły do środka.

-Mama! – bliźnięta krzyknęły równocześnie i podbiegły do łóżka. Schyliłam się lekko i przytuliłam je.

-Moje Maluchy. – wyszeptałam całując w głowę każde z nich. Delikatne zamknięcie drzwi oznajmiło mi, że dołączył do nas mój mąż.

-Tato na górę. – odezwała się w stronę Harry'ego Darcy. Wskazała palcem moje wysokie łóżko, na które sama nie dała rady wejść. Styles podszedł do nas i posadził obok mnie dziewczynkę i chłopca.

-Już nasz nigdy nie zostawicie? – spytał Lou wpatrując się to we mnie, to w Harry'ego zielonymi oczyma.

-Nigdy. – odpowiedziałam całując czoło każdego z nich.

-Przenigdy. – dodał Styles, po czym usiadł przy mnie. Jego silne ramię objęło mnie delikatnie. Darcy wyrwała się z moich objęć i jako córeczka tatusia wtuliła się w ciało mojego męża.

To była ta chwila, w której poczułam, że wszystko jest idealnie i nic nie jest w stanie tego zniszczyć. 

*****************

Hej!

Witajcie w ostatnim rozdziale ,,Our Family". Jutro pojawi się epilog naszej książki. 

<edit>

A na chwilę obecną chciałabym zaprosić Was na mój profil, gdzie już pojawił się prolog mojej nowej książki z Harry'm. Jak zapowiadałam, w klimatach średniowiecza. Liczę, że przyciągnie Was do siebie tak mocno jak mnie :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro