~23~
Przez kolejne dni byłam niepewna co do wyjazdu. Pojawiły się wątpliwości, czy jest to dobrym pomysłem. Wystarczy jeden powód aby rozpocząć kłótnię, która mogłaby skończyć się na wiele różnych sposobów. Jednak gdy przypadkowo do uszu bliźniaków doszła informacja o rzekomym wyjedźcie nie było już odwrotu. Harry rozmawiał ze swoją mamą, nie wiem jak zareagowała na naszą wspólną podróż, lecz podobno z wielką radością zgodziła się przypilnować Blake'a podczas naszej nieobecności. Razem ze sobą miała przywieźć Gemmę. Zazwyczaj tam gdzie jest siostra Harry'ego, jest również Louis, a razem z nim Landon.
Po powrocie z pracy w piątkowe popołudnie w naszym domu powitała mnie Anne z szerokim uśmiechem na ustach. Kobieta objęła mnie, komplementując mój wygląd. Jakby nie patrzeć, był to stały punkt jej wszystkich wizyt. Następnie zostałam skierowana do sypialni mojej i Harry'ego. Anne nawet nie pozwoliła mi przywitać się z dziećmi, co bardzo mnie zabolało i sprawiło, że byłam na nią zła. Rozumiem jednak, że w obliczu możliwości zmiany zachowania jej syna i pojednania naszego konfliktu chciała doprowadzić do tego. W końcu, która matka nie chce dobrze dla swoich dzieci?
Wspięłam się po schodach na piętro i weszłam do sypialni. Pośrodku łóżka leżał Blake'a machając rączkami. Natomiast na ziemi leżała otwarta walizka z jakimiś ubraniami w środku. Na końcu zobaczyłam Harry'ego, mimo że powinnam go zauważyć na samym początku. Jest wysoki i nie trudny w ujrzeniu.
-Hej Lily. Jak się czujesz? – spytał brunet odrywając się od pakowania walizki. Ostrożnie przeszedł nad nią i zbliżył się do mnie. –Wszystko dobrze? – spytał stając tuż przede mną. Ułożył dłoń na moim policzku i pogładził go kciukiem.
-Cześć. – westchnęłam głośno, gdy jego palec dotknął mojej dolnej wargi. –Wszystko jest dobrze. Po prostu jestem troszkę zmęczona.
-Chciałbym cię teraz pocałować. Bardzo za tobą tęskniłem. – zaczął smutno.
-Harry....mówiłam ci już o tym wczoraj. To trochę za szybko, ja...nie potrafię tak. – odpowiedziałam smutno. Wiem, że zależy mu na większej bliskości, niż objęcie czy spanie wtulonym w siebie, ale ja potrzebuję czasu. Nie mogę się jakoś przełamać. Świadomość tego, że Cynthia miała go dla siebie mnie przeraża i trochę zniesmacza. Harry mówił mi, że nie dopuścił się zdrady, ale zawsze jest we mnie malutka iskierka, która twierdzi coś całkowicie innego.
-A mogę chociaż w policzek? – spytał z nadzieją.
-Niech będzie. – uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił, a następnie jego usta spoczęły na moim policzku.
-Musisz się spakować. Myślę, że za jakieś półtora godziny wyjedziemy. Nie chcę jechać nocą.
-Dzieci jadły obiad? – spytałam siadając ostrożnie na łóżku. Pochyliłam się nad Blake'iem, którego obdarowałam eskimoskim pocałunkiem. Chłopiec zrobił coś na wzór uśmiechu, a jego rączki wysunęły się w stronę mojej twarzy.
-Tak. Mama pomogła mi ich spakować. Sprawdź tylko czy o czymś nie zapomnieliśmy. – odpowiedział wracając do pakowania walizki. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i powróciłam do zajmowania się moim małym synkiem. Miałam go zostawić na dwa dni, więc chciałam się nim nacieszyć.
*****
Wyjazd nie zapowiadał się dobrze już od samego wejścia do samochodu. Gdy zapięłam bliźniaki w fotelikach i oboje z Harry'm zajęliśmy swoje miejsca, rozniósł się głośny płacz Darcy. Szybko odwróciłam się i spojrzałam na dziewczynkę.
-Co się stało Kochanie? – spytałam kładąc dłoń na jej nodze, gdyż tylko na tyle pozwalały mi pasy bezpieczeństwa i fotel.
-Zostawiłam Mercy w domu. – załkała przecierając mokre policzki. Mercy była to ukochana lalka Darcy, z którą często spała. Częściej jednak widziałam ją w wózku ciągniętym przez małą brunetkę, bądź podczas ,,przyjęć z herbatką dla zabawek". Harry westchnął i odpiął pas.
-Przyniosę ją. – rzucił lekko podirytowany i wyszedł. Gdy tylko Styles opuścił samochód Darcy zamilkła, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ciekawa jestem czy to "zapomnienie Mercy" było prawdziwe czy ukartowane. Postanowiłam się jednak nie odzywać, aby nie zepsuć zarówno sobie jak i dzieciom nadchodzących godzin drogi.
*****
-Looouisss! – Darcy krzyknęła tak głośno, że zapiszczało mi w uszach. – Oddaj Mercy!
-Nie oddam ci jej idiotko! – odpowiedział jej brunet wystawiając w jej stronę język.
-Louis co to za słownictwo?! – Harry szybko zareagował podnosząc głos. Nasz syn chyba nie przejął się tym za bardzo i zaczął szarpać się z siostrą o lalkę.
-W tej chwili macie się uspokoić oboje. – warknęłam próbując ręką oddzielić ich od siebie.
-Mam się zatrzymać i dać każdemu z was solidnego klapsa na opamiętanie?! – Harry warknął wkurzony. Myślałam, że lada chwili wybuchnie i zrobi coś czego mógłby potem żałować. Ułożyłam dłoń na kolanie męża i delikatnie go gładziłam. Wydawało mi się, że z tego powodu na twarzy Harry'ego pojawił się uśmiech
Bliźniaki zaprzestały kłótni i spojrzały na swojego ojca z przerażeniem.
-Przepraszam. – wyszeptał Louis.
-Ja też przepraszam. – dodała Darcy, po czym oboje zamilkli. Nie trwało to jednak długo. Chwilę później w radiu puścili jedną w ulubionych piosenek dzieciaków, więc nie obyło się bez głośnego śpiewania. Nigdy mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – śpiewałam razem z nimi. Tym razem jednak marzyłam tylko o tym, aby oboje zamilkli.
*****
Jakby tego było mało, po godzinie jazdy rozpętała się burza. I to nie byle jaka. Zmuszeni byliśmy zatrzymać się na stacji benzynowej i przeczekać. Jedynym plusem było to, że nasz postój trwał jedynie trzydzieści minut. Szczerze to nienawidzę jeździć samochodem w długie trasy.
Kolejnym szczęściem było zaśnięcie Louis'a, który przez cały czas mówił jakieś dziecięce głupotki. Przez to Darcy nie miała kompana do rozmów i wpatrywała się w widok za oknem. Z tego co zauważyłam to również była bliska snu.
*****
Nasza podróż trwała zdecydowanie dłużej niż trzy godziny. Stwierdzam jednak, że trochę nerwów było warte tego co zastaliśmy w Swanage. Cudowny dom, a raczej mały zamek zbudowany z jasnego, pięknego kamienia z prostymi, lecz urokliwymi attykami i niewielkim, ciemnym dachem. Dookoła rezydencji roztaczał się piękny ogród oraz niezwykły widok na morze i zamek w oddali. Myślałam, że dane nam będzie zobaczyć malowniczy zachód słońca, lecz pogoda popsuła nasze plany i zmusiła do szybkiego wejścia do domu.
Razem z Harry'm obudziliśmy bliźniaki, chcąc je nakarmić i umyć. Oboje byli bardzo niezadowoleni z tego faktu, lecz gdy ich oczy napotkały nasz tymczasowy dom szybko się rozbudzili.
-Będę księżniczką! – krzyknęła Darcy biegnąc w stronę drzwi.
-Uważaj na schodach! – odpowiedział jej równie głośno Harry wyjmując nasze walizki z bagażnika. Podeszłam aby zabrać jedną z nich. Mogłam wziąć dwie, lecz mój uparty mąż postawił na swoim.
-Mamo. – z boku usłyszałam cichutki głos. Spojrzałam na Louis'a, który wydawał się być przestraszony budynkiem przed nami.
-Co jest Skarbie? – spytałam kucając obok niego. Malec szybko wtulił się w mnie.
-Tu straszy? – zapytał z nutką przerażenia, ale i ciekawości.
-Nie. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Nie straszy i nie ma potworów. Spędzimy tutaj miło czas bez żadnych stworków. – przeczesałam jego gęste loki dłonią. –Podobno w ogrodzie jest miejsce na ognisko, więc moglibyśmy je jutro zrobić. Co ty na to?
-Tak! – odpowiedział głośno i po pocałowaniu mnie w policzek pobiegł w stronę Darcy. Dziewczynka opierała się o drzwi, machając znudzona nogą.
-Długo jeszcze? – spytała unosząc wzrok.
-Już idę. – Harry zamknął samochód, zabrał walizki i dorównał mi kroku, abyśmy razem mogli podejść do drzwi rezydencji.
*****
-Mam nadzieję, że będą spać spokojnie i wyśpią się. Jutro zaplanowałem dużo rzeczy. – Harry szeptał w moją stronę, gdy leżeliśmy na łóżku. Mimo, że byliśmy w sypialni sami to nawyk cichego mówienia konieczny przy Blake'u pozostał.
-Już się nie mogę doczekać. Nigdy nie byłam w tej części Wielkiej Brytanii.
-Myślałem, że pójdziemy na plażę. Darcy mówiła mi, że chciałaby pozbierać muszelki.
-Nie ma sprawy. – odpowiedziałam przymykając oczy.
-Lily. –zaczął niepewnie Harry. Uchyliłam powieki i zwróciłam ku niemu wzrok. – Mogę cię przytulić? – spytał.
-Ymmm,...tak. – odpowiedziałam dopiero po dłuższej chwili. Silne ramiona Harry'ego przyciągnęły mnie do jego ciała. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, a dłoń na miejscu jego serca.
Potem nie rozmawialiśmy. Po prostu leżeliśmy wpatrując się w obraz na ścianie przed nami. Ocean, wzburzone fale, a pośrodku nich statek miotany wiatrem.
-Dobranoc Skarbie. – cichy szept wkradł się do mojego umysłu, a tuż po nim miękkie usta spoczęły na moim czole. Miarowy oddech Harry'ego dał mi znak, że brunet zasnął.
-Dobranoc Kochanie. – odpowiedziałam przymykając oczy, aby odejść do krainy Morfeusza.
***************
Myślicie, że ta podróż będzie przepełniona sukcesami i miłymi wspomnieniami, czy kompletnie odwrotnie?
xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro