~2~
-Darcy. – odezwałam się trochę głośniej chcąc zwrócić uwagę córeczki. Dziewczynka podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. –Zanieś to tacie. Jest na tarasie. – podałam jej rolkę ręczników kuchennych. Brunetka pokiwała twierdząco głową i podskokami udała się w stronę tarasu. –Lou! Co robisz? – krzyknęłam chcąc zlokalizować energicznego Louis'a. Jego było wszędzie pełno, a w dodatku był okropnie szybki. Raz bawił się w salonie, a już za chwilę biegał po ogródku.
-Oglądam bajki. – odpowiedział wchodząc do kuchni. Podszedł do mnie i wtulił się w moje nogi, nie pozwalając mi tym na poważniejsze ruchy.
-Kochanie wracaj do salonu. Ja muszę przygotować jeszcze trochę rzeczy, ale obiecuję, że jak wszystko będzie gotowe to się poprzytulamy, dobrze? – spytałam odciągając dłonie chłopca od moich nóg.
-Yhm. – mruknął i wyprostował się. –Mamusiu chcę soczek. – powiedział odgarniając z czoła brązowe loki. Wyjęłam z szafki soczek w kartoniku i podałam chłopcu. Dostał na odchodne buziaka w czoło i popędził do salonu, a ja mogłam powrócić do gotowania. Wsypałam do miski kurczaka i dodałam słonecznik. Zamieszałam dokładnie całą sałatkę i spróbowałam. Stwierdzam, iż dzisiaj wyszła mi wyjątkowo dobra. Wzięłam do jednej ręki miskę z owocami, a do drugiej tą z sałatką, po czym udałam się na taras. Ułożyłam wszystko na nakrytym stole i sprawdziłam jeszcze raz czy czegoś nie potrzeba.
-Przepyszne te ciasteczka. – usłyszałam za uchem. Ciepłe ramiona objęły mnie od tyłu, a ręce ułożyły się na moim brzuchu.
-To miało być dla gości. – zaśmiałam się opierając o umięśniony tors.
-To tylko jedno ciastko. – mruknął wtulając twarz w moją szyję.
-Darcy przyniosła ci ręczniki?
-Yhm. – wymruczał muskając moją szyję. –Kiedy mają przyjść? –spytał unosząc do góry rękę, na której założony miał zegarek. Spojrzałam na godzinę.
-W sumie to powinni być za chwilę. – uśmiechnęłam się obracając twarzą do niego. Musnęłam jego usta z lekkim uśmiechem. Harry pogłębił pocałunek przenosząc moje dłonie na jego włosy. Wplotłam w nie palce i delikatnie pociągnęłam za końcówki powodując tym jęk bruneta.
-Jeśli zrobisz jeszcze jar coś takiego to będę zmuszony opuścić was i naszych gości na kilka minut. – powiedział ostro, czym wywołał u mnie głośny śmiech. Musnęłam jego usta, po czym wtuliłam się w tors bruneta. Jego ciepłe, umięśnione ramiona objęły moje ciało i przyciągnęły mocno do siebie. Do naszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka. –Pójdę. – wyszeptał i musnął ustami płatek mojego ucha, po czym zniknął za drzwiami tarasu. Sięgnęłam po czystą szklankę i nalałam trochę soku pomarańczowego, który wypiłam z wielką przyjemnością.
-Mamusiu patrz co dostałam! – Darcy wbiegła na taras ciągnąc za sobą gigantycznego miśka. –Widzisz jaki duży. – odezwała się uradowana sadzając pluszaka obok siebie. Był dużo większy od niej, a na szyi miał przewiązaną różową wstążkę.
-Jest piękny. A od kogo taki prezent? – spytałam podchodząc. Kucnęłam przed dziewczynką i złapałam ją za dłonie.
-Ten ktoś nie pozwolił mi mówić. – wyszeptała rozglądając się dookoła.
-Aha. – przeciągnęłam kiwając twierdząco głową. –Nawet mi nie powiesz? – spytałam robiąc minę kota ze Shrek'a.
-Oj, mamo. Nie mogę. – jęknęłam odgarniając z czoła ciemne loki.
-No dobrze, już dobrze. – uśmiechnęłam się. Podtrzymując się krzesła podniosłam do pionu i wraz z córeczką spoglądnęłam przez drzwi na salon, skąd dochodziły rozmowy.
-Jak ty pięknie wyglądasz Lily! – do uszu dotarło piśnięcie i bardzo przejęty głos Gemmy. Brunetka podeszła do mnie i objęła.
-Wyglądam jak wieloryb. –zaśmiałam się.
-Wyglądasz cudownie. Ciąża ci służy. – dodała Anne. Przywitałam się z kobietą, a następnie zaprowadziłam do stołu. Darcy usiadła po mojej prawej stronie i spoglądała na miskę z owocami przed nią.
-Który chcesz? – spytałam.
-Ymmm, banana! – krzyknęła, a ja podałam jej owoc, który zaczęła po chwili pałaszować. Usiadłam wygodniej na krześle i włączyłam się do rozmowy Gemmy i Anne o kwiatach w ogrodzie.
-Tato, a ja też będę mógł? – usłyszałam głos synka, więc skierowałam swój wzrok na drzwi. Harry szedł rozmawiając z Robinem, a za rękę trzymał Lou. Chłopiec bardzo chciał zwrócić uwagę bruneta ciągnąc go za dłoń, lecz nie udawało mu się to.
-Harry. – odezwałam się od razu zwracając uwagę mojego męża. Ten spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja kiwnęłam głową w stronę małego chłopca. Brunet od razu kucnął przed nim i spojrzał na niego.
-Co chciałeś łobuzie? – spytał mierzwiąc mu włosy.
-Też będę mógł to tam dać? – spytał wskazując miskę z szaszłykami oraz grill.
-Jesteś jeszcze za mały. Ale za jakiś czas. – Harry uśmiechnął się do niego, a Mały rzucił mu się w ramiona.
*****
-Kiedy masz termin? – spytała Gemma okrywając się swoją bluzą. Zrobiło się już ciemno, jednak nadzwyczaj wysoka temperatura pozwoliła nam na dalsze przesiadywanie na tarasie.
-Za dwa tygodnie. – westchnęłam gładząc po głowie Darcy wtuloną we mnie. Dziewczynka spała spokojnie, choć czasem przebudziła się pod wpływem złego snu.
-Nie boisz się?
-Nie. – odpowiedziałam przenosząc wzrok z córki na brunetkę. –Już raz to przechodziłam i wiem co mnie czeka. Może trochę się boję, ale świadomość, że po tej męce będę miała swojego Maluszka niezwykle mi pomaga. – spojrzałam na Harry'ego, który minimalnie kołysał się z naszym synem w ramionach.
-Nadal nie znacie płci? – spytał tym razem Robin.
-Nie. Chcemy mieć niespodziankę. – odpowiedział mój mąż posyłając mi uśmiech. –Ale liczę, że to będzie córka. Czekam na dzień dobroci dla mnie. – na ustach Harry'ego pojawił się podstępny uśmiech.
-To będzie syn. Mówię ci. I już możesz przygotować się na cały dzień gotowania, sprzątania i prania. – odpowiedziałam z równie szerokim uśmiechem.
-Czekaj, wy się założyliście o płeć?! – spytała zszokowana Gemma.
-Czemu by nie? – Harry parsknął śmiechem tuż po swojej wypowiedzi, po czym kopnął mnie lekko nogą pod stołem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro