Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~2~

-Darcy. – odezwałam się trochę głośniej chcąc zwrócić uwagę córeczki. Dziewczynka podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. –Zanieś to tacie. Jest na tarasie. – podałam jej rolkę ręczników kuchennych. Brunetka pokiwała twierdząco głową i podskokami udała się w stronę tarasu. –Lou! Co robisz? – krzyknęłam chcąc zlokalizować energicznego Louis'a. Jego było wszędzie pełno, a w dodatku był okropnie szybki. Raz bawił się w salonie, a już za chwilę biegał po ogródku.

-Oglądam bajki. – odpowiedział wchodząc do kuchni. Podszedł do mnie i wtulił się w moje nogi, nie pozwalając mi tym na poważniejsze ruchy.

-Kochanie wracaj do salonu. Ja muszę przygotować jeszcze trochę rzeczy, ale obiecuję, że jak wszystko będzie gotowe to się poprzytulamy, dobrze? – spytałam odciągając dłonie chłopca od moich nóg.

-Yhm. – mruknął i wyprostował się. –Mamusiu chcę soczek. – powiedział odgarniając z czoła brązowe loki. Wyjęłam z szafki soczek w kartoniku i podałam chłopcu. Dostał na odchodne buziaka w czoło i popędził do salonu, a ja mogłam powrócić do gotowania. Wsypałam do miski kurczaka i dodałam słonecznik. Zamieszałam dokładnie całą sałatkę i spróbowałam. Stwierdzam, iż dzisiaj wyszła mi wyjątkowo dobra. Wzięłam do jednej ręki miskę z owocami, a do drugiej tą z sałatką, po czym udałam się na taras. Ułożyłam wszystko na nakrytym stole i sprawdziłam jeszcze raz czy czegoś nie potrzeba.

-Przepyszne te ciasteczka. – usłyszałam za uchem. Ciepłe ramiona objęły mnie od tyłu, a ręce ułożyły się na moim brzuchu.

-To miało być dla gości. – zaśmiałam się opierając o umięśniony tors.

-To tylko jedno ciastko. – mruknął wtulając twarz w moją szyję.

-Darcy przyniosła ci ręczniki?

-Yhm. – wymruczał muskając moją szyję. –Kiedy mają przyjść? –spytał unosząc do góry rękę, na której założony miał zegarek. Spojrzałam na godzinę.

-W sumie to powinni być za chwilę. – uśmiechnęłam się obracając twarzą do niego. Musnęłam jego usta z lekkim uśmiechem. Harry pogłębił pocałunek przenosząc moje dłonie na jego włosy. Wplotłam w nie palce i delikatnie pociągnęłam za końcówki powodując tym jęk bruneta.

-Jeśli zrobisz jeszcze jar coś takiego to będę zmuszony opuścić was i naszych gości na kilka minut. – powiedział ostro, czym wywołał u mnie głośny śmiech. Musnęłam jego usta, po czym wtuliłam się w tors bruneta. Jego ciepłe, umięśnione ramiona objęły moje ciało i przyciągnęły mocno do siebie. Do naszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka. –Pójdę. – wyszeptał i musnął ustami płatek mojego ucha, po czym zniknął za drzwiami tarasu. Sięgnęłam po czystą szklankę i nalałam trochę soku pomarańczowego, który wypiłam z wielką przyjemnością.

-Mamusiu patrz co dostałam! – Darcy wbiegła na taras ciągnąc za sobą gigantycznego miśka. –Widzisz jaki duży. – odezwała się uradowana sadzając pluszaka obok siebie. Był dużo większy od niej, a na szyi miał przewiązaną różową wstążkę.

-Jest piękny. A od kogo taki prezent? – spytałam podchodząc. Kucnęłam przed dziewczynką i złapałam ją za dłonie.

-Ten ktoś nie pozwolił mi mówić. – wyszeptała rozglądając się dookoła.

-Aha. – przeciągnęłam kiwając twierdząco głową. –Nawet mi nie powiesz? – spytałam robiąc minę kota ze Shrek'a.

-Oj, mamo. Nie mogę. – jęknęłam odgarniając z czoła ciemne loki.

-No dobrze, już dobrze. – uśmiechnęłam się. Podtrzymując się krzesła podniosłam do pionu i wraz z córeczką spoglądnęłam przez drzwi na salon, skąd dochodziły rozmowy.

-Jak ty pięknie wyglądasz Lily! – do uszu dotarło piśnięcie i bardzo przejęty głos Gemmy. Brunetka podeszła do mnie i objęła.

-Wyglądam jak wieloryb. –zaśmiałam się.

-Wyglądasz cudownie. Ciąża ci służy. – dodała Anne. Przywitałam się z kobietą, a następnie zaprowadziłam do stołu. Darcy usiadła po mojej prawej stronie i spoglądała na miskę z owocami przed nią.

-Który chcesz? – spytałam.

-Ymmm, banana! – krzyknęła, a ja podałam jej owoc, który zaczęła po chwili pałaszować. Usiadłam wygodniej na krześle i włączyłam się do rozmowy Gemmy i Anne o kwiatach w ogrodzie.

-Tato, a ja też będę mógł? – usłyszałam głos synka, więc skierowałam swój wzrok na drzwi. Harry szedł rozmawiając z Robinem, a za rękę trzymał Lou. Chłopiec bardzo chciał zwrócić uwagę bruneta ciągnąc go za dłoń, lecz nie udawało mu się to.

-Harry. – odezwałam się od razu zwracając uwagę mojego męża. Ten spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja kiwnęłam głową w stronę małego chłopca. Brunet od razu kucnął przed nim i spojrzał na niego.

-Co chciałeś łobuzie? – spytał mierzwiąc mu włosy.

-Też będę mógł to tam dać? – spytał wskazując miskę z szaszłykami oraz grill.

-Jesteś jeszcze za mały. Ale za jakiś czas. – Harry uśmiechnął się do niego, a Mały rzucił mu się w ramiona.

*****

-Kiedy masz termin? – spytała Gemma okrywając się swoją bluzą. Zrobiło się już ciemno, jednak nadzwyczaj wysoka temperatura pozwoliła nam na dalsze przesiadywanie na tarasie.

-Za dwa tygodnie. – westchnęłam gładząc po głowie Darcy wtuloną we mnie. Dziewczynka spała spokojnie, choć czasem przebudziła się pod wpływem złego snu.

-Nie boisz się?

-Nie. – odpowiedziałam przenosząc wzrok z córki na brunetkę. –Już raz to przechodziłam i wiem co mnie czeka. Może trochę się boję, ale świadomość, że po tej męce będę miała swojego Maluszka niezwykle mi pomaga. – spojrzałam na Harry'ego, który minimalnie kołysał się z naszym synem w ramionach.

-Nadal nie znacie płci? – spytał tym razem Robin.

-Nie. Chcemy mieć niespodziankę. – odpowiedział mój mąż posyłając mi uśmiech. –Ale liczę, że to będzie córka. Czekam na dzień dobroci dla mnie. – na ustach Harry'ego pojawił się podstępny uśmiech.

-To będzie syn. Mówię ci. I już możesz przygotować się na cały dzień gotowania, sprzątania i prania. – odpowiedziałam z równie szerokim uśmiechem.

-Czekaj, wy się założyliście o płeć?! – spytała zszokowana Gemma.

-Czemu by nie? – Harry parsknął śmiechem tuż po swojej wypowiedzi, po czym kopnął mnie lekko nogą pod stołem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro